23.01.2019, 18:26:29
Judas Priest - Nostradamus (2008)
tracklista:
CD1: Act 1
1.Dawn of Creation 02:31
2.Prophecy 05:26
3.Awakening 00:52
4.Revelations 07:05
5.The Four Horsemen 01:35
6.War 05:04
7.Sands of Time 02:36
8.Pestilence and Plague 05:08
9.Death 07:33
10.Peace 02:21
11.Conquest 04:42
12.Lost Love 04:28
13.Persecution 06:34
CD2: Act 2
1.Solitude 01:22
2.Exiled 06:32
3.Alone 07:50
4.Shadows in the Flame 01:10
5.Visions 05:27
6.Hope 02:09
7.New Beginnings 04:56
8.Calm Before the Storm 02:05
9.Nostradamus 06:46
10.Future of Mankind 08:29
rok wydania: 2008
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Rob Halford - śpiew
Glenn Tipton - gitara
K.K. Downing – gitara
Ian Hill - gitara basowa
Scott Travis - perkusja
oraz
Don Airey - instrumenty klawiszowe
"Nostradamus" to niewątpliwie najbardziej ambitny projekt muzyczny JUDAS PRIEST. Rozbudowany do ponad 100 minut koncept oparty o historię Nostradamusa musi budzić respekt, przynajmniej zanim pozna się jego zawartość.
A gdy się pozna...
Nie bardzo przypominam sobie jakiś konceptualny album zespołu grającego heavy czy heavy power metal, który można by uznać za wybitny i zjawiskowy. Tak jest również w przypadku tej płyty, określanej czasem jako metal symfoniczny.
To co jest na tej płycie symfoniczne, jest słabe albo co najwyżej przeciętne, jest dodatkiem, a nie sensem, nie tworzy też żadnej atmosfery. Nie ma tu ani rozmachu, ani głębi. To dodatki do interludiów, wstepy i zakończenia, zrobione drogą programowania przez gitarzystów i po części zaproszonego tu wybitnego klawiszowca Dona Airey'a. Nie wiem, jak duży wpływ miał Airey na to, co tutaj zagrał, ale to jeden z jego najsłabszych występów gościnnych, blady i wskazujący na brak pomysłów. Jeden tylko instrumentalista grający smyczkiem został tu wymieniony wśród wykonawców. Jeden. Peter Whitfield.
Zazwyczaj koncepty z dawnymi epokami w tle mają to uwypuklone w muzyce, choć w jakiś tam sposób. Tu praktycznie tego nie ma. Jest typowy zestaw riffów JUDAS PRIEST ogranych już wcześniej. Jeśli jakiś monumentalizm i podniosłość się pojawia, to dopiero w Act 2 i tu można wyróżnić rzeczywiście znakomity Exiled. Samo zakończenie tego albumu też nie do końca przekonuje, bo Future of Mankind to piękne sola, znakomita częśc instrumentalna, ale poza tym to po prostu dobry heavy/power metal, który paninem wycisza w końcu Airey.
oraz
Don Airey - instrumenty klawiszowe
"Nostradamus" to niewątpliwie najbardziej ambitny projekt muzyczny JUDAS PRIEST. Rozbudowany do ponad 100 minut koncept oparty o historię Nostradamusa musi budzić respekt, przynajmniej zanim pozna się jego zawartość.
A gdy się pozna...
Nie bardzo przypominam sobie jakiś konceptualny album zespołu grającego heavy czy heavy power metal, który można by uznać za wybitny i zjawiskowy. Tak jest również w przypadku tej płyty, określanej czasem jako metal symfoniczny.
To co jest na tej płycie symfoniczne, jest słabe albo co najwyżej przeciętne, jest dodatkiem, a nie sensem, nie tworzy też żadnej atmosfery. Nie ma tu ani rozmachu, ani głębi. To dodatki do interludiów, wstepy i zakończenia, zrobione drogą programowania przez gitarzystów i po części zaproszonego tu wybitnego klawiszowca Dona Airey'a. Nie wiem, jak duży wpływ miał Airey na to, co tutaj zagrał, ale to jeden z jego najsłabszych występów gościnnych, blady i wskazujący na brak pomysłów. Jeden tylko instrumentalista grający smyczkiem został tu wymieniony wśród wykonawców. Jeden. Peter Whitfield.
Zazwyczaj koncepty z dawnymi epokami w tle mają to uwypuklone w muzyce, choć w jakiś tam sposób. Tu praktycznie tego nie ma. Jest typowy zestaw riffów JUDAS PRIEST ogranych już wcześniej. Jeśli jakiś monumentalizm i podniosłość się pojawia, to dopiero w Act 2 i tu można wyróżnić rzeczywiście znakomity Exiled. Samo zakończenie tego albumu też nie do końca przekonuje, bo Future of Mankind to piękne sola, znakomita częśc instrumentalna, ale poza tym to po prostu dobry heavy/power metal, który paninem wycisza w końcu Airey.
Układ całości jest bardzo schematyczny - szybszy lub wolniejszy heavy/power metal, potem miniatury o po części niemetalowym charakterze i tak w kółko. Metalowa opera? Nie. Sam Halford, choć śpiewa tu bardzo dobrze, a miejscami po prostu rewelacyjnie, to za mało, by to określenie było prawdziwe. Mnóstwo zespołów o znaczniej mniejszej sławie stworzyło nieraz piękne metalowe opery, bo wsparł ich tłum gości - wokalistów z najwyższej półki, świetnych chórzystów, wokalistek rockowych i operowych. Partie były rozpisane na postacie, były duety i porywające chóry wspierające opowieść. Tu jest tylko Halford. Halford przez 100 minut.
Samo wykonanie instrumentalne nie wykracza poza poziom tego z "Angel of Retribution" (2005). Mało w tym pasji, mało prawdziwego zaangażowania. Kilka solówek gitarowych na wybornym poziomie nieczego tu nie ratuje, tym bardziej, że także Travis realnie wnosi bardzo mało. To, co stanowiło urok Loch Ness, tu nuży. Album jest po prostu za długi i być może gdyby było to 60-70 minut bardziej wyselekcjonowanej muzyki ogólne wrażenie byłoby lepsze.
W warstwie fabularnej, lirycznej nie jest źle, choć więcej tu można dowiedzieć się o stanach duszy bohatera, niż o nim samym jako postaci historycznej.
Płyta została wyprodukowana przez Downinga i Tiptona, którzy w tworzeniu symfonicznej metal opery doświadczenia żadnego nie mieli. Specjalnie dużego nie miał też wówczas odpowiedzialny za mastering Darius van Helfteren, który dopiero potem zasłynął przy tworzeniu albumów EPICA, WITHIN TEMPTATION, REVAMP czy XANDRIA. Tu po prostu jakoś tam wmontował i ustawił te sztuczne orkiestracje i symfonizacje w dosyć zwyczajny, brytyjski sound gitar.
Jako zestaw kompozycji z gatunku heavy/power metal płytę można uznać za dobrą. W zasadzie nie ma tu kompozycji wyraźnie słabych w tej kategorii. Jednak jako koncept (w formie) oraz album z ambicjami symfonicznej metalowej opery "Nostradamus" swojej roli nie spełnia.
Pomnik muzyczny postawiony Nostradamusowi, z daleka może i prezentujący się okazale, ale z bliska odrzucający prymitywizmem wykonania i nie najwyższą jakością materiału.
ocena: 6/10
new 23.01.2019
Pomnik muzyczny postawiony Nostradamusowi, z daleka może i prezentujący się okazale, ale z bliska odrzucający prymitywizmem wykonania i nie najwyższą jakością materiału.
ocena: 6/10
new 23.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"