24.01.2019, 00:03:28
Helloween - Keeper Of The Seven Keys - The Legacy (2005)
Tracklista:
CD 1 :
CD 1 :
1. The King for a 1000 Years 13:54
2. The Invisible Man 07:17
3. Born on Judgment Day 06:14
4. Pleasure Drone 04:08
5. Mrs. God 02:55
6. Silent Rain 04:21
CD 2:
CD 2:
1. Occasion Avenue 11:04
2. Light the Universe 05:00
3. Do You Know What You're Fighting For? 04:45
4. Come Alive 03:20
4. Come Alive 03:20
5. The Shade in the Shadow 03:24
6. Get It Up 04:13
6. Get It Up 04:13
7. My Life for One More Day 06:51
Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Andi Deris - śpiew
Micheal Weikath - gitara
Sascha Gerstner - gitara
Markus Grosskopf - gitara basowa
Dani Löble - perkusja
oraz
Friedel Amon - instrumenty klawiszowe
Nie twierdzę, że w heavy metalu jakieś rzeczy są święte. Są jednak takie, które powinny pozostać nietykalne, a już na pewno nie być użyte do celów marketingowych. Opakowanie, owszem, bardzo fajne. Modne dwupłytowe wydanie CD o winylowej długości, takie same w winylu oraz różne spec wersje z czymś tam na dodatek. No i nowy perkusista, Dani Löble, solidny, z mało znanego RAWHEAD REXX, takiego sobie zespołu heavy/power metalowego z Niemiec.
O jakim Legacy może tu być mowa? Keeperów? Na pewno nie, nawet jeśli jest w składzie dwóch ludzi, którzy wtedy tworzyli HELLOWEEN. Nie wystarczy nagrać dwóch byle jak posklejanych tasiemców The King for a 1000 Years i Occasion Avenue (co za beznadziejne nawiązanie do radia z wiadomej kompozycji), by stworzyć atmosferę Keeperów.
Pomijam już kwestię Derisa, który śpiewa tak jak Deris. Problem tkwi w marnym naśladownictwie Kiske, gdy Deris przestaje być sobą. Happy metal jest fajny, gdy jest autentyczny. Tu jest sztuczny i upozowany jak do ślubnej fotografii. Jest go także zbyt mało, by mówić o realnej powtórce z Keeperów i to jest kolejne przekłamanie i nadużycie.
Jasne, te kompozycje są lepsze od tych z "Króliczka", co wielką sztuką nie jest. Może nawet chwilami pewne numery są w miarę słuchalne, o co jednak chodzi z tymi paskudnymi elektronicznymi wstępami? To dosyć niepokojące, gdy najprzyjemniej słucha się pop/rockowego songu Light the Universe, gdzie zaśpiewała w duecie z Derisem Candide Night, piękna małżonka Ritche Blackmore'a i zaśpiewała jak zwykle rewelacyjnie.
Tu jednak chodzi o power metal. Nawet z Derisem, potrafili stworzyć pewną liczbę kompozycji, których można słuchać bez wstydu. Tu może The Shade in the Shadow jakoś się broni, gdzieś w obszarach "The Dark Ride" się plasując, może ten refren z My Life for One More Day brzmi dobrze w opcji "zagrajmy coś z Keeperów"...
Konstrukcja i aranżacje wielu numerów z tej płyty są po prostu idiotyczne i można przypuszczać, że HELLOWEEN jeszcze nie otrząsnął się z oparów nonsensu "Króliczka".
Zażenowanie pogłębia znakomite wykonanie instrumentalne tego wszystkiego, jakaś dziwna przebijająca tu sugestia, że to jest dobre, ze to jest fajne i zabawne. A nie jest. Do tego wyborna produkcja i jest to jedna z najlepiej wyprodukowanych płyt HELLOWEEN. Brzmienie instrumentów zostało ustawione, zmiksowane i zmasterowane wzorcowo przez po raz kolejny przez Charliego Bauerfeinda. Czarodziej, szkoda tylko, że tym razem przysłużył się sprawie niewartej zachodu.
Surowo? Pewnie, że tak. Nie zbija się kapitału (powiedzmy muzycznego) na legendzie, nie tworzy się kiepskich autoplagiatów.
Tak nie odbudowuje się zaufania fanów. Opakowanie jest śliczne, marketing doskonały, tylko produkt bardzo niskiej jakosci.
ocena 3,5/10
new 23.01.2019
Nie twierdzę, że w heavy metalu jakieś rzeczy są święte. Są jednak takie, które powinny pozostać nietykalne, a już na pewno nie być użyte do celów marketingowych. Opakowanie, owszem, bardzo fajne. Modne dwupłytowe wydanie CD o winylowej długości, takie same w winylu oraz różne spec wersje z czymś tam na dodatek. No i nowy perkusista, Dani Löble, solidny, z mało znanego RAWHEAD REXX, takiego sobie zespołu heavy/power metalowego z Niemiec.
O jakim Legacy może tu być mowa? Keeperów? Na pewno nie, nawet jeśli jest w składzie dwóch ludzi, którzy wtedy tworzyli HELLOWEEN. Nie wystarczy nagrać dwóch byle jak posklejanych tasiemców The King for a 1000 Years i Occasion Avenue (co za beznadziejne nawiązanie do radia z wiadomej kompozycji), by stworzyć atmosferę Keeperów.
Pomijam już kwestię Derisa, który śpiewa tak jak Deris. Problem tkwi w marnym naśladownictwie Kiske, gdy Deris przestaje być sobą. Happy metal jest fajny, gdy jest autentyczny. Tu jest sztuczny i upozowany jak do ślubnej fotografii. Jest go także zbyt mało, by mówić o realnej powtórce z Keeperów i to jest kolejne przekłamanie i nadużycie.
Jasne, te kompozycje są lepsze od tych z "Króliczka", co wielką sztuką nie jest. Może nawet chwilami pewne numery są w miarę słuchalne, o co jednak chodzi z tymi paskudnymi elektronicznymi wstępami? To dosyć niepokojące, gdy najprzyjemniej słucha się pop/rockowego songu Light the Universe, gdzie zaśpiewała w duecie z Derisem Candide Night, piękna małżonka Ritche Blackmore'a i zaśpiewała jak zwykle rewelacyjnie.
Tu jednak chodzi o power metal. Nawet z Derisem, potrafili stworzyć pewną liczbę kompozycji, których można słuchać bez wstydu. Tu może The Shade in the Shadow jakoś się broni, gdzieś w obszarach "The Dark Ride" się plasując, może ten refren z My Life for One More Day brzmi dobrze w opcji "zagrajmy coś z Keeperów"...
Konstrukcja i aranżacje wielu numerów z tej płyty są po prostu idiotyczne i można przypuszczać, że HELLOWEEN jeszcze nie otrząsnął się z oparów nonsensu "Króliczka".
Zażenowanie pogłębia znakomite wykonanie instrumentalne tego wszystkiego, jakaś dziwna przebijająca tu sugestia, że to jest dobre, ze to jest fajne i zabawne. A nie jest. Do tego wyborna produkcja i jest to jedna z najlepiej wyprodukowanych płyt HELLOWEEN. Brzmienie instrumentów zostało ustawione, zmiksowane i zmasterowane wzorcowo przez po raz kolejny przez Charliego Bauerfeinda. Czarodziej, szkoda tylko, że tym razem przysłużył się sprawie niewartej zachodu.
Surowo? Pewnie, że tak. Nie zbija się kapitału (powiedzmy muzycznego) na legendzie, nie tworzy się kiepskich autoplagiatów.
Tak nie odbudowuje się zaufania fanów. Opakowanie jest śliczne, marketing doskonały, tylko produkt bardzo niskiej jakosci.
ocena 3,5/10
new 23.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"