02.02.2019, 13:30:22
Edguy - Mandrake (2001)
Tracklista:
1.Tears of a Mandrake 07:112. Golden Dawn 06:08
3. Jerusalem 05:27
4. All the Clowns 04:49
5. Nailed to the Wheel 05:41
6. The Pharaoh 10:37
7. Wash Away the Poison 04:40
8. Fallen Angels 05:15
7. Wash Away the Poison 04:40
8. Fallen Angels 05:15
9. Painting on the Wall 04:38
10.Save Us Now 04:37
11.The Devil and the Savant 05:26
11.The Devil and the Savant 05:26
Rok wydania: 2001
Gatunek: Power Metal/Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Tobias Sammet - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jens Ludwig - gitara
Dirk Sauer - gitara
Tobias Exxel - gitara basowa
Felix Bohnke - perkusjaTobias Exxel - gitara basowa
Na początku XXI wieku EDGUY, będący u szczytu sławy mocno pracuje na swoją reputację. Już w rok po wydaniu nowej wersji "Savage Poetry" grupa przedstawia album "Mandrake", wydany przez wytwórnię AFM Records.
Bez nowatorstwa, bez eksperymentów, EDGUY gra to, co tak zachwyciło słuchaczy na dwóch poprzednich płytach - mix melodyjnego heavy i power metalu z mnóstwem atrakcyjnych refrenów i wyśmienitymi aranżacjami.
Sammet nie stroni na tym LP od utworów długich i taki daje grupa na początku. Zagrany w średnim tempie Tears of a Mandrake jest kapitalny zarówno w klimacie, jak i w licznych motywach muzycznych, którymi można by obdzielić kilka kompozycji. Chóralny refren jest jednym z najsłynniejszych refrenów EDGUY, a trzeba też powiedzieć, że w chórkach na tym albumie zaśpiewało, obok tradycyjnie Ralfa Zdiarstka, kilku bardzo dobrych wokalistów, w tym Rob Rock. Golden Dawn jest bardzo solidny, choć może brak mu tego szlifu, który czyni numery EDGUY niezapomnianymi. Bardzo trudno jest zrobić idealny speed power melodic kawałek w niemieckim hansenowskim stylu. Także Sammet śpiewa tu nieco gorzej niż w innych numerach. Za to w szybkiej części instrumentalnej obaj gitarzyści prześcigają się w fantastycznych solowych popisach. Fallen Angels natomiast w tej kategorii jest wyborny i to także jeden z hitów na tym LP.
Jerusalem nie jest tak dostojny i epicki jak Jerusalem BLACK SABBATH, ma za to cechy wybitnej kompozycji power z elementami symfonicznymi, gitary akustyczne są zrobione gustownie, a całość dzięki pierwszorzędnemu wykonaniu Sammeta, dramatycznemu i bezbłędnemu w wysokich partiach, nabiera monumentalnego wymiaru.
Gdy EDGUY zaczyna grać ten rytmiczny heavy w średnio szybkim tempie, to jest nie do zatrzymania, jak w All the Clowns, chociaż akurat tutaj refren wydaje się trochę zbyt lekki i radiowy. Nailed to the Wheel rozpoczynający się łagodnie i akustycznie, nagle przekształca się w dynamiczny heavy/power niemal dokładnie w stylu IRON SAVIOR. Brak tylko Pieta Sielcka jako drugi głos. Doskonały rasowy numer! The Pharaoh, umieszczony centralnie, jest najbardziej epicką kompozycją na tym albumie. Sammet wykorzystuje to klasyczny motyw "ancient" walcujący, kroczący i narastający wraz pojawianiem się "kashmirowej" rytmiki. No i ten przepotężny chóralny refren... Moc! Tak, Sammet nie raz pokazał jak potrafi zaaranżować chórki i chóry. Jest także rozsądnie podany plan symfoniczny, po części wysunięty do przodu.
Ballada przy pianinie, na którym zagrał inżynier dźwięku Frank Tischer jest bardzo dobra, nie jest to jednak numer na miarę Scarlet Rose. Jakby trochę zbyt długa i siada lekko w środkowej części. Jeśli Painting on the Wall to nic specjalnego i raczej taki rock/metalowy wypełniacz, to już Save Us Now sieje melodyjne zniszczenie w starym helloweenowym stylu.
Jest tu też chyba ukryte muzyczne przesłanie, bo refren ma bardzo podobną melodię do Save Us HELLOWEEN z maxi singla "Judas". Gdyby HELLOWEEN tak grał w 2001 roku...
The Devil and the Savant lekko dopakowany nowoczesną elektroniką i skocznymi klawiszami jest wyśmienity i nawiązuje do najlepszych numerów zaproponowanych przez EDGUY na płytach z lat 1998- 1999. Melodic heavy metal z mega przebojowym refrenem, najwyższych lotów.
Zgranie ekipy doskonałe, wszystkie partie indywidualne dopracowane, a Sammet w bardzo wysokiej formie wokalnej w ramach zróżnicowanych stylistycznie kompozycji.
Ostateczny kształt brzmieniu nadał oczywiście Mika Jussila w Finnvox Studio w Helsinkach i zrobił to perfekcyjnie. Jest to jeden z najlepiej wyprodukowanych LP EDGUY. Bas zrobiony po mistrzowsku, Jussila włożył chyba bardzo dużo sił i całe swoje doświadczenie, by uzyskać taki efekt końcowy.
Jest to ostatni klasyczny album EDGUY przed nastaniem epoki modern grania. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że tuż przed wydaniem "Mandrake" ukazała się pierwsza część jego metalowej opery AVANTASIA. Pewne pomysły, być może nie pasujące do stylu "Metal Opera", znalazły się na "Mandrake" właśnie i to słychać.
Klasyk EDGUY Tobiasa Sammeta.
ocena: 9/10
new 2.02.2019
Bez nowatorstwa, bez eksperymentów, EDGUY gra to, co tak zachwyciło słuchaczy na dwóch poprzednich płytach - mix melodyjnego heavy i power metalu z mnóstwem atrakcyjnych refrenów i wyśmienitymi aranżacjami.
Sammet nie stroni na tym LP od utworów długich i taki daje grupa na początku. Zagrany w średnim tempie Tears of a Mandrake jest kapitalny zarówno w klimacie, jak i w licznych motywach muzycznych, którymi można by obdzielić kilka kompozycji. Chóralny refren jest jednym z najsłynniejszych refrenów EDGUY, a trzeba też powiedzieć, że w chórkach na tym albumie zaśpiewało, obok tradycyjnie Ralfa Zdiarstka, kilku bardzo dobrych wokalistów, w tym Rob Rock. Golden Dawn jest bardzo solidny, choć może brak mu tego szlifu, który czyni numery EDGUY niezapomnianymi. Bardzo trudno jest zrobić idealny speed power melodic kawałek w niemieckim hansenowskim stylu. Także Sammet śpiewa tu nieco gorzej niż w innych numerach. Za to w szybkiej części instrumentalnej obaj gitarzyści prześcigają się w fantastycznych solowych popisach. Fallen Angels natomiast w tej kategorii jest wyborny i to także jeden z hitów na tym LP.
Jerusalem nie jest tak dostojny i epicki jak Jerusalem BLACK SABBATH, ma za to cechy wybitnej kompozycji power z elementami symfonicznymi, gitary akustyczne są zrobione gustownie, a całość dzięki pierwszorzędnemu wykonaniu Sammeta, dramatycznemu i bezbłędnemu w wysokich partiach, nabiera monumentalnego wymiaru.
Gdy EDGUY zaczyna grać ten rytmiczny heavy w średnio szybkim tempie, to jest nie do zatrzymania, jak w All the Clowns, chociaż akurat tutaj refren wydaje się trochę zbyt lekki i radiowy. Nailed to the Wheel rozpoczynający się łagodnie i akustycznie, nagle przekształca się w dynamiczny heavy/power niemal dokładnie w stylu IRON SAVIOR. Brak tylko Pieta Sielcka jako drugi głos. Doskonały rasowy numer! The Pharaoh, umieszczony centralnie, jest najbardziej epicką kompozycją na tym albumie. Sammet wykorzystuje to klasyczny motyw "ancient" walcujący, kroczący i narastający wraz pojawianiem się "kashmirowej" rytmiki. No i ten przepotężny chóralny refren... Moc! Tak, Sammet nie raz pokazał jak potrafi zaaranżować chórki i chóry. Jest także rozsądnie podany plan symfoniczny, po części wysunięty do przodu.
Ballada przy pianinie, na którym zagrał inżynier dźwięku Frank Tischer jest bardzo dobra, nie jest to jednak numer na miarę Scarlet Rose. Jakby trochę zbyt długa i siada lekko w środkowej części. Jeśli Painting on the Wall to nic specjalnego i raczej taki rock/metalowy wypełniacz, to już Save Us Now sieje melodyjne zniszczenie w starym helloweenowym stylu.
Jest tu też chyba ukryte muzyczne przesłanie, bo refren ma bardzo podobną melodię do Save Us HELLOWEEN z maxi singla "Judas". Gdyby HELLOWEEN tak grał w 2001 roku...
The Devil and the Savant lekko dopakowany nowoczesną elektroniką i skocznymi klawiszami jest wyśmienity i nawiązuje do najlepszych numerów zaproponowanych przez EDGUY na płytach z lat 1998- 1999. Melodic heavy metal z mega przebojowym refrenem, najwyższych lotów.
Zgranie ekipy doskonałe, wszystkie partie indywidualne dopracowane, a Sammet w bardzo wysokiej formie wokalnej w ramach zróżnicowanych stylistycznie kompozycji.
Ostateczny kształt brzmieniu nadał oczywiście Mika Jussila w Finnvox Studio w Helsinkach i zrobił to perfekcyjnie. Jest to jeden z najlepiej wyprodukowanych LP EDGUY. Bas zrobiony po mistrzowsku, Jussila włożył chyba bardzo dużo sił i całe swoje doświadczenie, by uzyskać taki efekt końcowy.
Jest to ostatni klasyczny album EDGUY przed nastaniem epoki modern grania. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że tuż przed wydaniem "Mandrake" ukazała się pierwsza część jego metalowej opery AVANTASIA. Pewne pomysły, być może nie pasujące do stylu "Metal Opera", znalazły się na "Mandrake" właśnie i to słychać.
Klasyk EDGUY Tobiasa Sammeta.
ocena: 9/10
new 2.02.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"