07.08.2019, 12:53:22
Grim Reaper - Fear No Evil (1985)
Tracklista:
1. Fear No Evil 03:59
2. Never Coming Back 03:32
3. Lord of Darkness (Your Living Hell) 02:59
4. Matter of Time 04:14
5. Rock and Roll Tonight 04:03
6. Let the Thunder Roar 04:05
7. Lay It on the Line 04:08
8. Fight to the Last 02:59
9. Final Scream 05:28
9. Final Scream 05:28
Rok wydania: 1985
Gatunek: heavy metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Steve Grimmett - śpiew
Nick Bowcott - gitara
Dave Wanklin - bas
Mark Simon - perkusja
W roku 1985 GRIM REAPER w ramach kontraktu z Ebony Records wydaje swój drugi album, wyczekiwany, co trzeba podkreślić, z dużym zainteresowaniem.
Ekipa na pewno nie zawodzi w dynamicznym i rytmicznym tytułowym Fear No Evil, z kapitalnym melodyjnym, ostrym i zdecydowanym refrenem, no i forma wokalna Grimmetta jest fantastyczna. Absolutna moc metalowego przekazu!
Ta płyta ma jednak jedną poważną wadę. Te wszystkie utwory są w tempach i konstrukcji bardzo do siebie podobne, czy może raczej stanowią ostrożne kopie niszczycielskiego openera i często jest kopią prezentującą się trochę blado, mimo wysiłków Grimmeta. Tak to wygląda w przypadku Fight to the Last, Never Coming Back i Lord of Darkness, choć ten ostatni jest krótki i zwarty i specjalnego wrażenia repetycji tu nie ma. Jednak już w przypadku Matter of Time pojawia się nieodparte wrażenie, że to już było i nawet na tej płycie.
Może gdyby te tempa były bardziej zróżnicowane, albo w obrębie samych kompozycje partie instrumentalne bogatsze i nie ograniczały się tylko do bardzo dobrych treściwych solówek Bowcotta ogólne wrażenie byłoby inne, ale tu nawet wysokoenergetyczny Rock and Roll Tonight ma za mało z realnych cech rokendrola. Fakt, jest to w kategorii bardziej radiowego grania numer bardzo udany.
Jeśli uznać, że generyczne podejście do aranżacji i dynamiki riffowej to specyficzne wyrażenie spójności artystycznej, to należałoby uznać ten LP za bardzo dobry. Tyle, że zawodzą nieco refreny, z których żaden nie dorównuje klasykowi z Fear No Evil. Ten z Let the Thunder Roar na pewno jest tylko dobry. Z drugiej strony, gdy tempo i klimat nieco się zmieniają, jak w dosyć chłodnym Lay It on the Line, to heavy metal GRIM REAPER brzmi bardzo przeciętnie w ramach stylistyki brytyjskiej. Oczywiście odpowiednia dawka obłąkańczego śmiechu Grimmetta pojawiła się w Final Scream, ale to tylko co najwyżej dobra, lekko ociężała kompozycja.
Dużo mocnego rytmicznego grania, zabrakło jednak takiego melancholijnego poruszającego potwora jakim był w 1983 The Show Must Go On na pierwszej płycie.
Brzmienie jest wyborne - ostre i selektywne. Płyta poddana została masteringowi w USA, a wziął się za to Howie Weinberg, jeden z najbardziej kreatywnych w tej dziedzinie speców, który wyczarował między innymi niepowtarzalny sound ANTHRAX na "Spreading The Disease" w tym samym roku, a potem stworzył muzyczne barwy niezliczonej liczby zespołów. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że także "Kings Of Metal" MANOWAR to jego dzieło.
Album trochę podzielił fanów i krytyków, wśród których zapanował opinia, że GRIM REAPER zaczyna grac sztampowo.
Zespół za bardzo się tym nie przejął, a wobec sporego sukcesu komercyjnego, przystąpił niebawem do nagrania trzeciej płyty.
ocena 7,6/10
new 7.08.2019
Ekipa na pewno nie zawodzi w dynamicznym i rytmicznym tytułowym Fear No Evil, z kapitalnym melodyjnym, ostrym i zdecydowanym refrenem, no i forma wokalna Grimmetta jest fantastyczna. Absolutna moc metalowego przekazu!
Ta płyta ma jednak jedną poważną wadę. Te wszystkie utwory są w tempach i konstrukcji bardzo do siebie podobne, czy może raczej stanowią ostrożne kopie niszczycielskiego openera i często jest kopią prezentującą się trochę blado, mimo wysiłków Grimmeta. Tak to wygląda w przypadku Fight to the Last, Never Coming Back i Lord of Darkness, choć ten ostatni jest krótki i zwarty i specjalnego wrażenia repetycji tu nie ma. Jednak już w przypadku Matter of Time pojawia się nieodparte wrażenie, że to już było i nawet na tej płycie.
Może gdyby te tempa były bardziej zróżnicowane, albo w obrębie samych kompozycje partie instrumentalne bogatsze i nie ograniczały się tylko do bardzo dobrych treściwych solówek Bowcotta ogólne wrażenie byłoby inne, ale tu nawet wysokoenergetyczny Rock and Roll Tonight ma za mało z realnych cech rokendrola. Fakt, jest to w kategorii bardziej radiowego grania numer bardzo udany.
Jeśli uznać, że generyczne podejście do aranżacji i dynamiki riffowej to specyficzne wyrażenie spójności artystycznej, to należałoby uznać ten LP za bardzo dobry. Tyle, że zawodzą nieco refreny, z których żaden nie dorównuje klasykowi z Fear No Evil. Ten z Let the Thunder Roar na pewno jest tylko dobry. Z drugiej strony, gdy tempo i klimat nieco się zmieniają, jak w dosyć chłodnym Lay It on the Line, to heavy metal GRIM REAPER brzmi bardzo przeciętnie w ramach stylistyki brytyjskiej. Oczywiście odpowiednia dawka obłąkańczego śmiechu Grimmetta pojawiła się w Final Scream, ale to tylko co najwyżej dobra, lekko ociężała kompozycja.
Dużo mocnego rytmicznego grania, zabrakło jednak takiego melancholijnego poruszającego potwora jakim był w 1983 The Show Must Go On na pierwszej płycie.
Brzmienie jest wyborne - ostre i selektywne. Płyta poddana została masteringowi w USA, a wziął się za to Howie Weinberg, jeden z najbardziej kreatywnych w tej dziedzinie speców, który wyczarował między innymi niepowtarzalny sound ANTHRAX na "Spreading The Disease" w tym samym roku, a potem stworzył muzyczne barwy niezliczonej liczby zespołów. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że także "Kings Of Metal" MANOWAR to jego dzieło.
Album trochę podzielił fanów i krytyków, wśród których zapanował opinia, że GRIM REAPER zaczyna grac sztampowo.
Zespół za bardzo się tym nie przejął, a wobec sporego sukcesu komercyjnego, przystąpił niebawem do nagrania trzeciej płyty.
ocena 7,6/10
new 7.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"