19.09.2019, 21:36:31
Iced Earth – Burnt Offerings (1995)
Tracklista:
1. Burnt Offerings 07:22
2. Last December 03:24
3. Diary 06:03
4. Brainwashed 05:23
5. Burning Oasis 06:00
6. Creator Failure 06:03
7. The Pierced Spirit 01:54
8. Dante's Inferno 16:30
Rok: 1995
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Matt Barlow - śpiew
Jon Schaffer - gitara, śpiew
Randy Shawver - gitara
Dave Abell - bas
Rodney Beasley – perkusja
Tracklista:
1. Burnt Offerings 07:22
2. Last December 03:24
3. Diary 06:03
4. Brainwashed 05:23
5. Burning Oasis 06:00
6. Creator Failure 06:03
7. The Pierced Spirit 01:54
8. Dante's Inferno 16:30
Rok: 1995
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Matt Barlow - śpiew
Jon Schaffer - gitara, śpiew
Randy Shawver - gitara
Dave Abell - bas
Rodney Beasley – perkusja
Jakiś czas po premierze Night of the Stormrider nad zespołem zawisły czarne chmury – z zespołu odszedł wokalista John Greely, zaczął się konflikt Jana Schaffera z wytwórnią i, jak twierdził kiedyś założyciel zespołu, gdyby nie fani z Niemiec, zespół zamiast mieć przerwę, by rozpadł się kompletnie.
Po rozwiązaniu wszystkich problemów, zespół powrócił z 1995 roku z nowym, nieznanym wokalistą Mattem Barlowem oraz nowym perkusistą, Rodney Beasleyem.
To album pełen mroku, złości i klimatu, z przestrzennym i dość selektywnym brzmieniem, gdzie idealnie słychać bas, a blachy syczą należycie. To jest nowy rozdział dla zespołu i kto oczekiwał bezpośredniej kontynuacji Night of the Stormrider, mógł poczuć się trochę zawiedziony, bo jak to stwierdził sam gitarzysta nie chcą grać w kółko tego samego.
Oczywiście są klasyczne, szarpane gitary i perkusyjne galopady, z jakich ten zespół jest znany, jak chociażby w otwierającym album Burnt Offering z ciekawymi dialogami wokalnymi, Diary czy Creator Failure, ale jest to zrobione na zasadzie kontrastu, przez co utwory wydają się bardziej rozbudowane.
Są też i zapowiedzi przyszłości w delikatnie rozpoczynającym się akustycznie Last December, ale to już nie taka bomba jak Burnt Offerings, ale krótki przerywnik w postaci ballady The Pierced Spirit przyjemny, pokazujący Barlowa z bardzo dobrej i łagodnej strony.
Daniem głównym, windującym ocenę tego LP jest bez wątpienia Dante’s Inferno, który został rozegrany bardzo dobrze. Świetne przejścia, symfoniczne wstawki, gitary i sekcja rytmiczna. Do tego dramatyczny Barlow, który wydaje się śpiewać pewniej niż wcześniej. Niby prawie 17 minut, a nie nudzi. Żaden z utworów na albumie nie trzyma tak bardzo, jak ten.
Gdyby niektóre kompozycje skrócić o minutę czy 2, a może nawet i połowę, pozbyć się niepotrzebnych zapychaczy, to byłby album krótszy, ale trzymający w napięciu od początku do końca. Ostateczny wynik jest taki, że przez zwolnienia i zapychacze uwydatnia się jeszcze bardziej schematyczność kompozycyjna.
Jest klimat, dobra technika i warsztat, sekcja rytmiczna nie zawodzi, chociaż Beasley poza fragmentami zbyt wielkiego pola do popisu nie dostał. Gitary bardzo dobre, tylko Barlow na tym albumie to jeszcze nie ten Barlow i czasami fałszuje, szczególnie przy wyższych rejestrach.
Solidny powrót, chociaż od ideału odległy, ale próbę czasu znosi dobrze.
Ocena: 8/10
SteelHammer