22.09.2019, 12:58:27
Highlord - Heir Of Power (1999)
Tracklista:
1. Ouverture in B min. 01:12 2. Through the Wind 06:33
3. Will of a King 06:10
4. Stone Shaped Minds 06:13
5. The Eclipse 04:48
6. Burning Desire 07:15
7. Bloodwar in Heaven 06:12
8. Land of Eternal Ice 03:55
8. Land of Eternal Ice 03:55
9. Sand in the Wind 06:38
Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Vascè - śpiew
Stefano Droetto - gitara
Alessandro Muscio - instrumenty klawiszowe
Diego De Vita - gitara basowa
Fabio Savello - perkusja
HIGHLORD z Turynu założony z inicjatywy gitarzysty Stefano Droetto w roku 1996 początkowo występował do roku 1998 pod nazwą AVATAR. Grupa była jedną z wielu wyrosłych na fali popularności heroicznego power metalu z klawiszami wylansowanego przez RHAPSODY i zadebiutowała dzięki rozpoczynającej swoją działalność wytwórni włoskiej Northwind Records, dla której był to drugi po POWER SYMPHONY sygnowany zespół.
Być może inna, bardziej utytułowana wytwórnia odrzuciłaby ten materiał...
W sumie te kompozycje w melodiach są dosyć sympatyczne i poprawne, jest tu i nieco ciepłej epickości i kilka solidnych refrenów oraz niezła gra sekcji rytmicznej, jednak wokalnie jest to zupełna amatorszczyzna. Vascè może nawet i ma pewne atuty, jak umiejętność długiego wyciągania fraz, ale w sumie jest to głos bezbarwny, zupełnie drewniany i absolutnie pozbawiony charyzmy. Skutecznie niweczy on wysiłki instrumentalistów w Through the Wind, skądinąd solidnym i potoczystym melodic power metalu, potem jest nonszalancki w Will of a King, gdzie całkiem nieźle pogrywają w opcji zbliżonej do epickiej i symfonicznej (dobre klawisze Muscio). Czego ta ekipa robić tu nie powinna, to bawić się w shred neoklasyczny. Ten w wykonaniu Droetto jest albo nieczytelny, albo brzmi jak wprawka. HIGHLORD jednak uparcie trzyma się schematu ataku klawiszy i odpowiedzi gitary stosowanego powszechnie od powiedzmy kilku lat we włoskim power metalu jak schemat obowiązkowy i tak trochę ze strachem się tego słucha, w jakim momencie się posypią. Niby kompromitująco się nie sypią, ale domowe zapasy melisy na uspokojenie zostają w czasie odsłuchu poważnie uszczuplone.
Za to perkusista Fabio Savellojest bardzo dobry i jego przejścia i wejścia budzą szacunek.
Ogólnie mówiąc, jak na tamtą epokę, nie jest to takie zupełnie do niczego, jednak w zderzeniu ze współczesnymi albumami z tego gatunku wrażenie amatorskiego metalu HIGHLORD jest przytłaczające szczególnie w bezbarwnych Stone Shaped Minds, czy marnym neoklasycznie The Eclipse. Zapewne najlepiej tu wyszedł spokojny i rozmarzony Burning Desire z nadspodziewanie dobrym wokalem Vascè. Chyba właśnie taki rodzaj muzyki jest dla niego najbardziej odpowiedni. Ta kompozycja ma klasę, wybija się tu ponad poziom ogólny i zresztą przez długie lata uważana była (i nadal jest) za szczytowe osiągnięcie HIGHLORD z pierwszego okresu działalności.
Potem dobrego niewiele. Trochę galopad, trochę niezbyt pompatycznego monumentalizmu w Bloodwar in Heaven i Land of Eternal Ice i na koniec Sand in the Wind, zaskakująco dobry, melodyjny metal stanowiący pewnego rodzaju odpowiedź na granie fińskie z kręgu STRATOVARIUS. Gdy się słucha tej wybornej w tempach i rozległej obudowanej klawiszami kompozycji z lekkimi akcentami progresywnymi kompozycji, to zachodzi pytanie, czy HIGHLORD większej kariery by nie zrobił grając pod SONATA ARCTICA, oczywiście z innym, lepszym wokalistą.
Budząca kontrowersje jest produkcja tego albumu. Gitary tu raczej bzyczą niż kruszą power metalowo, klawisze są skromnie zabarwione, a sekcja rytmiczna mało wyrazista, przy czym bas, parokrotnie bardzo dobrze słyszalny jest ustawiony fatalnie. Odpowiedzialny za mastering Alberto Cutolo był w tym czasie dopiero u progu swojej owocnej kariery, ale tu się nie popisał, zwłaszcza jeśli się to porówna z tym, co zrobił w rok później dla THY MAJESTIE.
Trudno ten LP uznać za jakieś choćby w miarę solidne osiągnięcie włoskiego power metalu tamtej doby, ale HIGHLORD nie zrezygnował i w przeciwieństwie do wielu efemerycznych formacji włoskich przełomu wieku, pozostał na scenie muzycznej, stając się jej istotnym, choć nie pierwszoplanowym elementem.
ocena: 5,5/10
new 22.09.2019
Być może inna, bardziej utytułowana wytwórnia odrzuciłaby ten materiał...
W sumie te kompozycje w melodiach są dosyć sympatyczne i poprawne, jest tu i nieco ciepłej epickości i kilka solidnych refrenów oraz niezła gra sekcji rytmicznej, jednak wokalnie jest to zupełna amatorszczyzna. Vascè może nawet i ma pewne atuty, jak umiejętność długiego wyciągania fraz, ale w sumie jest to głos bezbarwny, zupełnie drewniany i absolutnie pozbawiony charyzmy. Skutecznie niweczy on wysiłki instrumentalistów w Through the Wind, skądinąd solidnym i potoczystym melodic power metalu, potem jest nonszalancki w Will of a King, gdzie całkiem nieźle pogrywają w opcji zbliżonej do epickiej i symfonicznej (dobre klawisze Muscio). Czego ta ekipa robić tu nie powinna, to bawić się w shred neoklasyczny. Ten w wykonaniu Droetto jest albo nieczytelny, albo brzmi jak wprawka. HIGHLORD jednak uparcie trzyma się schematu ataku klawiszy i odpowiedzi gitary stosowanego powszechnie od powiedzmy kilku lat we włoskim power metalu jak schemat obowiązkowy i tak trochę ze strachem się tego słucha, w jakim momencie się posypią. Niby kompromitująco się nie sypią, ale domowe zapasy melisy na uspokojenie zostają w czasie odsłuchu poważnie uszczuplone.
Za to perkusista Fabio Savellojest bardzo dobry i jego przejścia i wejścia budzą szacunek.
Ogólnie mówiąc, jak na tamtą epokę, nie jest to takie zupełnie do niczego, jednak w zderzeniu ze współczesnymi albumami z tego gatunku wrażenie amatorskiego metalu HIGHLORD jest przytłaczające szczególnie w bezbarwnych Stone Shaped Minds, czy marnym neoklasycznie The Eclipse. Zapewne najlepiej tu wyszedł spokojny i rozmarzony Burning Desire z nadspodziewanie dobrym wokalem Vascè. Chyba właśnie taki rodzaj muzyki jest dla niego najbardziej odpowiedni. Ta kompozycja ma klasę, wybija się tu ponad poziom ogólny i zresztą przez długie lata uważana była (i nadal jest) za szczytowe osiągnięcie HIGHLORD z pierwszego okresu działalności.
Potem dobrego niewiele. Trochę galopad, trochę niezbyt pompatycznego monumentalizmu w Bloodwar in Heaven i Land of Eternal Ice i na koniec Sand in the Wind, zaskakująco dobry, melodyjny metal stanowiący pewnego rodzaju odpowiedź na granie fińskie z kręgu STRATOVARIUS. Gdy się słucha tej wybornej w tempach i rozległej obudowanej klawiszami kompozycji z lekkimi akcentami progresywnymi kompozycji, to zachodzi pytanie, czy HIGHLORD większej kariery by nie zrobił grając pod SONATA ARCTICA, oczywiście z innym, lepszym wokalistą.
Budząca kontrowersje jest produkcja tego albumu. Gitary tu raczej bzyczą niż kruszą power metalowo, klawisze są skromnie zabarwione, a sekcja rytmiczna mało wyrazista, przy czym bas, parokrotnie bardzo dobrze słyszalny jest ustawiony fatalnie. Odpowiedzialny za mastering Alberto Cutolo był w tym czasie dopiero u progu swojej owocnej kariery, ale tu się nie popisał, zwłaszcza jeśli się to porówna z tym, co zrobił w rok później dla THY MAJESTIE.
Trudno ten LP uznać za jakieś choćby w miarę solidne osiągnięcie włoskiego power metalu tamtej doby, ale HIGHLORD nie zrezygnował i w przeciwieństwie do wielu efemerycznych formacji włoskich przełomu wieku, pozostał na scenie muzycznej, stając się jej istotnym, choć nie pierwszoplanowym elementem.
ocena: 5,5/10
new 22.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"