23.09.2019, 16:59:52
Iced Earth – Iced Earth (1990)
Tracklista:
1. Iced Earth 05:22
2. Written on the Walls 06:07
3. Colors 04:51
4. Curse the Sky 04:41
5. Life and Death 06:08
6. Solitude 01:44
7. Funeral 06:15
8. When the Night Falls 09:02
Rok: 1990
Gatunek: Thrash/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Gene Adam - śpiew
Jon Schaffer - gitara, śpiew
Randy Shawver - gitara, śpiew
Dave Abell - bas
Mike McGill – perkusja
Jon Schaffer zaczął swoją przygodę już 1984 roku pod nazwą The Rose, która została zmieniona na Purgatory, a w 1988 roku, za radą przyjaciela, przemianował zespół na Iced Earth. Skład nigdy nie był stabilny i ciągle się zmieniał, jednak w 1989 w końcu udało się zebrać stabilny skład, nagrać demo dla wytwórni, po czym zebrać się i nagrać swój debiut dla Century Media.
1990 rok to był ciężki rok dla metalu, szczególnie w USA, gdzie królowała rozwijająca się scena grudge, groove i death metalu.
Schaffer postawił na power metal lekko podbarwiony thrash metalem i już na tym debiucie słychać charakterystyczne, rwane riffy Schaffera i to słychać już w drugiej połowie Iced Earth, który tak naprawdę mógłby się od tego momentu zaczynać.
Written on the Walls bardziej zachęcający pod tym względem, znacznie agresywniejszy i energiczny, ale akustyczna partia zupełnie niepotrzebna i w tamtym okresie taki typ grania był zarezerwowany tylko dla Metal Church. Colors bardzo dobre, bardziej zwarte i konkretniejsze w przesłaniu bez rozmydlania i niepotrzebnych prób urozmaicania wszystkiego. Curse the Sky to półballada, z jakich będzie później znany Iced Earth. Wiadomo, utwór ważny, dobre solo, muzycznie solidny, ale leży głównie przez wykonanie i dłużej nie da się tego przemilczeć, ale Gene Adam to wokalista fatalny i w drugiej lidze USPM śpiewali lepsi. W trakcie akustycznych przerywników tylko uwypukla się jego brak umiejętności i to wychodzi też we wstępie Life and Death. Bardzo dobra perkusja, fajne sola i klasyczne riffy Schaffera. Solitude i Funeral to utwory instrumentalne, solidne, chociaż technicznie nie ma nad czym się zachwycić, to i się dłuży. Chciałoby się, aby ktoś to zaśpiewał. Ale pamiętając, jaki jest wybór, to może to i lepiej, że nie zaśpiewał…
When the Night Falls to klasyczny kolos Iced Earth, klimat jest świetny i gitary znów bardzo dobre. Fajnie to wszystko buja, zmiany tempa płynne, sola dobre i to chyba najlepiej przemyślana kompozycja tej płyty.
Wszyscy zagrali dobrze, co mieli zagrać, poza Gene Adamem, który tak naprawdę kładzie ten LP kompletnie. Niedługo po nagraniu tej płyty rozstał się z zespołem. Kompozycyjnie jest dobrze, ale słychać jeszcze, że to debiut, są poszukiwania stylu i nie do końca wszystko jest dopracowane i przemyślane.
Brzmienie jest bardzo średnie i surowe, chociaż moim zdaniem najlepiej ten album podsumował sam lider zespołu i pozwolę sobie go tutaj zacytować.
„Shitty sound, shitty vocals”
Nic dodać, nic ująć.
Ocena: 6/10
SteelHammer