23.09.2019, 20:33:59
Iced Earth – Night of the Stormrider (1991)
Tracklista:
1. Angels Holocaust 04:52
2. Stormrider 04:48
3. The Path I Choose 05:53
4. Before the Vision 01:35
5. Mystical End 04:44
6. Desert Rain 06:57
7. Pure Evil 06:33
8. Reaching the End 01:11
9. Travel in Stygian 09:32
Rok: 1991
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA
Tracklista:
1. Angels Holocaust 04:52
2. Stormrider 04:48
3. The Path I Choose 05:53
4. Before the Vision 01:35
5. Mystical End 04:44
6. Desert Rain 06:57
7. Pure Evil 06:33
8. Reaching the End 01:11
9. Travel in Stygian 09:32
Rok: 1991
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
John Greely - śpiew
Jon Schaffer - gitara, śpiew
Randy Shawver - gitara
Dave Abell - bas
Richey Secchiari – perkusja
Debiut Iced Earth, mimo bardzo przeciętnej produkcji i kiepskim wokalistą przyjął się całkiem nieźle i ledwie rok później ekipa Schaffera zaatakowała ponownie, wymieniając Gene Adama na Johna Greely za mikrofonem, i perkusistę Mike’a McGilla na Richey’a Secchairi, który zaliczył tylko ten jeden występ.
Rozpoczęcie od klasycznego „O Fortuna” w Angels Holocaust i wplatanie tych elementów symfonicznych w trakcie jest bardzo dobre. Ogólnie bardzo dobry numer i od razu widać, że Schaffer już wie, co chce grać. Stormrider bardzo dobry od strony technicznej, z chwytliwym i mocnym refrenem, a następujący zaraz po nim The Path I Choose niszczy na wejściu rwanymi gitarami i odległymi zaśpiewami. Dalej świetne łamańce, płynne przejścia, ciekawe sola. Z tego utworu spokojnie można by było stworzyć z 3. Może trzeba było któryś z tych pomysłów przelać do Mystical End, który poza świetną częścią środkową i najlepszymi solami na płycie, niestety nie porywa. I trochę szkoda, że tak nie gra Schaffer i Shawver wszędzie.
Desert Rain bardzo dobry i to chyba zapowiedź tego, co nadejdzie kilka lat później, chociaż może nie aż w tak dobrej formie. Prawie siedem minut muzyki, a w ogóle tego nie czuć i Mystical End blednie przy tym coraz bardziej, poza kwestią solówek, chociaż i tutaj są one bardzo dobrze, ale to, co się dzieje w obrębie samej kompozycji, zmiany tempa i grad melodii jest wyższej próby. No, może tylko to zakończenie za bardzo przesłodzone…
Pure Evil demoluje. Świetnie perkusja nadaje tempo temu wszystkiemu i płynność zmiany temp godna podziwu. Bardzo pewnie, melodyjnie, ale z kopem zagrane i tego brakowało na debiucie.
Wieńczący to wszystko Travel In Stygian świetnie podsumowuje zawartość, są klawisze tworzące posępne tło jak to miało miejsce w otwieraczu, jest mrok, klasyczne rwane riffy i bardzo dobra perkusja Richey’a Secchiari, który już nigdy więcej na tym instrumencie na żadnej płycie nie zagrał. Może Schaffer wokalnie niekoniecznie się udziela, ale pod względem instrumentalnym petarda, która nie nudzi i trzyma od początku do końca.
W tym wszystkim są jeszcze dwie miniatury, które są bardzo średnie głównie ze względu na to, że uwypuklają braki Johna Greely’a, który jest bardzo przeciętnym rzemieślnikiem. To nie jest głos do ballad. W wysokich partiach skrzeczy strasznie i ogólnie brzmi on dość siłowo. Najlepiej chyba brzmi przy galopadach, ale to raczej dlatego, że bardziej człowiek koncentruje się na tle. Nie jest tak zły jak Gene Adam, ale nie zaszkodziłby tu lepszy wokalista.
Podobnie brzmienie, jest niebo lepiej niż na debiucie, ale są momenty, gdzie jednak perkusji brakuje trochę mocy i brzmi płasko.
Iced Earth pewny swego i zdecydowany, już nie jest poszukujący i niepewny jak na debiucie i wiedzą, co chcą grać.
Po wydaniu tego albumu było kilka koncertów, po czym w ramach protestu Schaffer na jakiś czas zawiesił działalność i powrócił z nowym składem w 1995 roku.
Ocena: 8,1/10
SteelHammer