24.09.2019, 17:01:03
Jag Panzer - The Fourth Judgement (1997)
Tracklista:
1. Black 04:53
2. Call of the Wild 03:17
3. Despair 04:21
4. Future Shock 03:54
5. Recompense 04:46
6. Ready to Strike 02:33
7. Tyranny 03:15
8. Shadow Thief 05:33
9. Sonet of Sorrow 02:21
10. Judgement Day 06:47
Rok: 1997
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Harry "The Tyrant" Conklin - śpiew
Mark Briody - gitara, instrumenty klawiszowe
Joey Tafolla - gitara
John Tetley - bas
Rikard Stjernquist – perkusja
Trzy lata po tragicznych i kompromitujących wydarzeniach z płyty Dissident Alliance, Briody powraca pod skrzydłami Century Media z nową płytą. Na szczęście odszedł koszmarny Daniel Conca i na jego miejsce wrócił Tyrant. Odszedł też Kostka i na jego miejsce powrócił Joey Tafolla.
Można powiedzieć rodzina w komplecie i niemal pełny skład z niesamowitego Ample Destruction.
No cóż, w Black niby Ample Destruction za dużo nie ma. Ostry heavy/power zagrany w wolniejszych tempach, który brzmi dość rycersko i pojawiają się też skrzypce, które od teraz będą towarzyszyć Jag Panzer przez kolejnych kilka lat. Call of the Wild to coś z zamierzchłych czasów debiutu, który końcówką odcina się od tego i daje znać, że nadchodzi nowe. No i może w Recompense, ale wokalnie to jest rozegrane średnio, głównie z powodu puszczania Tyranta przez syntezator wywołuje niesmak. Sola dobre, ale kompozycja toporna. Ready to Strike to znów coś z heavy metalu lat 80. i bas tutaj jest świetny i momentami można odczuć, że Tetley tu rządzi.
Tyranny to heavy/power inspirowany Ample Destruction, są udane sola, świetne tempo, dobrze zagrany, ale zabrakło tu pazura z debiutu.
W pierwszej połowie Shadow Thief są najlepsze sola na całej płycie oraz najciekawszy występ sekcji rytmicznej. Tetley świetnie do prowadzi z Stjernquistem i są genialnym podkładem dla solo, problemem jest sztuczne przedłużanie kompozycji i środkowej części by mogło nie być. Refren melodyjny i dobry, ale na debiucie by raczej dużego wrażenia nie zrobił. Czuć tu ducha wczesnego JAG PANZER, prawdopodobnie dlatego, że został skomponowany już w 1985 roku. Krużgankowy Sonet of Sorrow jest wprowadzeniem do Judgement Day. Są skrzypce, jest melodyjnie, choć nie aż tak rycersko jak w Black, jest za to mrok i szaleństwo w gitarach i harmoniach wokalnych Conklina, który błyszczy. Solidne sola w drugiej połowie, dobrze jest to zagrane i zaśpiewane, ale zabrakło jakiejś większej petardy.
Album wyprodukowany bardzo dobrze, ze świetnie ustawioną sekcją rytmiczną, bardzo dobrze słychać bas, perkusja niczego nie zagłusza i tutaj już się powoli tworzy obecny sound JAG PANZER.
Gitarowo rozegrane jest to dobrze, niektóre sola są bardzo dobre, ale jednak do poziomu tych z debiutu zabrakło.
To dobrze zagrany LP, nie ma tu żadnych kompromitujących czy słabych kompozycji, co najwyżej toporne. Dobrze, i tylko dobrze, bo nie porywa i jest to zagrane jednak lekko zbyt zachowawczo, mimo skrzypiec, które trochę klimatu wnoszą, ale nic ponad to.
Niedługo po wydaniu tego albumu z zespołu odszedł Tafolla, a na jego miejsce wskoczył nieznany wtedy Chris Broderick, który okazał się świetnym zastępstwem.
Ocena: 7/10
SteelHammer