27.09.2019, 15:18:15
Time Requiem – Optical Illusion (2006)
Tracklista:
1. Sin to Sin 07:18
2. The Talisman 05:23
3. Optical Illusion 07:12
4. The Ashen Soul 05:35
5. Ocean Wings 06:43
6. Creator in Time 05:21
7. Miracle Man 06:02
8. Sphere of Fantasy 06:24
Rok: 2006
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Göran Edman - śpiew
Magnus Nilsson - gitara
Andy Rose - bas
Jörg Andrews - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
Ocena: 7/10
SteelHammer
Tracklista:
1. Sin to Sin 07:18
2. The Talisman 05:23
3. Optical Illusion 07:12
4. The Ashen Soul 05:35
5. Ocean Wings 06:43
6. Creator in Time 05:21
7. Miracle Man 06:02
8. Sphere of Fantasy 06:24
Rok: 2006
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Göran Edman - śpiew
Magnus Nilsson - gitara
Andy Rose - bas
Jörg Andrews - perkusja
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
Dwa lata minęły od The Inner Circle of Reality, zmieniała się również muzyka, a Richard Andersson też nie próżnował i nagrywał, w Evil Masquerade oraz w swoim solowym projekcie Space Odyssey.
Skład przeszedł poważne zmiany i jedynym oryginalnym członkiem jest Richard Andersson. Nie ma boskiego Apollo, jest za to solidny Goran Edman. Nie ma też już Nordha, który chyba źle się czuł przy graniu płyty poprzedniej i został zastąpiony przez równie solidnego gitarzystę Magnusa Nilssona, którego można było posłuchać w Space Odyssey i gościnnie w Majestic. Sekcja rytmiczna również poszła do wymiany i zostali zastąpieni przez ludzi bliżej nieznanych, którzy po nagraniu tego albumu kontynuowali współpracę z Andersson i nagrał z nimi ostatnią płytę Space Odyssey.
No cóż, zaskakuje tu nieco neoklasyczny dodatek, który zaginął niemal kompletnie na poprzedniej płycie, jednak nie czaruje tak, jak na debiucie.
Tutaj neoklasyka występuje, ale jest to przemieszane z progresją i przypomina to tymi wtrąceniami Lapse of Reality zespołu Ring of Fire, ale jest też coś z Space Odyssey, ale to raczej oczywisty bagaż, patrząc na skład.
Nadal jest progresywnie, momentami może aż za bardzo. Co ciekawe, przestrzenie w zwrotkach i refrenach są rozplanowane bardzo podobnie do tych, co na debiucie i chyba najbardziej to słychać w tytułowym Optical Illusion, który bardzo przypomina utwór Time Requiem. Tylko klimat jest jakby nieco bardziej nadęty i jest to przekombinowane i często przejściom brakuje płynności czy sensu i potrafią przejść z epickiego rozmachu do rockowego grania. Brzmi to strasznie mechanicznie i ten utwór tak naprawdę uwypukla wszystkie wady i zalety. No i Edman to jednak nie Apollo.
Otwierający to wszystko Sin to Sin to przyjemny i relaksacyjny melodic metal i fantastycznie śpiewa Edman w podniosłych zwrotkach, do tego świetny refren. Partia solowa bardzo przypomina zagrywkami debiut, chociaż wyjątkowo od Anderssona i Nilssona nie ma jakichś wielkich fajerwerków. Później jest The Talisman, który daje nadzieje na neoklasyczne granie z debiutu albo Majestic i posępne zwrotki pod Ring of Fire są nawet niezłe, ale to wszystko leży w refrenie, gdzie biedny Edman męczy się bardzo i jest niemal zagłuszany przez Anderssona i Andrewsa. Prawdziwy chaos. The Ashen Soul jest pod tym względem bardzo podobne i znów momentami wokalista kompletnie zagłuszony chaosem dźwiękowym. Przyznać trzeba jednak, że w drugiej połowie muzycy grają wybornie.
W Ocean Wings melodia niezbyt porywająca, refren słaby i lepsze są dynamiczne, choć okrutnie ograne nawet przez sam zespół zwrotki. Przy okazji tego utworu już zaczyna wychodzić pewna schematyczność kompozycji. Creator In Time nie jest zły, ale to niestety nie The Aphorism i stawia Edmana, mimo jego starań, w cieniu Apollo. I wtedy wchodzi bardzo przeciętny, momentami fatalny Miracle Man, w którym słychać słychać mocne naleciałości AOR. Coś w tym jest z Artension i Ring of Fire, ale w tym najgorszym wydaniu.
Naiwność Sphere of Fantasy jest rozbrajająca w refrenie, który bardzo przypomina typowy szwedzki power metal spod szyldu Insania. Fajne wtrącenia, chociaż szkoda, że solo tak mało neoklasyczne, a bardziej shred.
Brzmienie raczej tradycyjne dla Time Requiem czy grania Anderssona, ale sekcja odrobinę za głośna, przez co zagłusza czasami wokalistę. Goran Edman śpiewa różnie, czasami jest wspaniały, innym razem śpiewa kompletnie bez zaangażowania i nie czuje muzyki. Może Boals byłby lepszym wyborem?
Pod względem techniki, to jest album odegrany strasznie schematycznie i zachowawczo i nie ma tu kunsztu debiutu i to „rozwinięcie” kierunku z płyty poprzedniej.
Kompozycyjnie, to mieszanka odrzutów z debiutu z graniem progresywnym, który potrafi być nudne albo kompletnie nieudane.
Sporo ten album ma punktów wspólnych z Lapse of Reality Ring of Fire czy Artension, ale zabrakło warsztatu, którego muzycy pokazać tu nie chcieli.
To ostatnia płyta tego zespołu. Może to i lepiej, bo tendencja spadkowa bardzo widoczna, a i sam Andersson widać za dużo do powiedzenia nie miał.
Ocena: 7/10
SteelHammer