01.10.2019, 18:23:45
In Vain - The Little Things ThaT Matter (2014)
Tracklista:
1. No Future for the World 04:39
2. Dragon Huntress 04:23
3. From Your Cradle to My Grave 03:24
4. Serenity Valley 04:38
5. The Ballad of Lucifer 04:36
6. Guardian Angels 04:28
7. King in the North 05:13
8. Pipa's Song 05:03
9. The Last Waltz 08:13
Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Daniel Cordón - śpiew, gitara
Daniel Blanco Martín - gitara
Mario Arredondo - gitara basowa
Teodoro Seoane - perkusja
Mogą zagrać jeszcze potężniej? Mogą. Tak gra IN VAIN na swojej trzeciej płycie "The Little Things ThaT Matter" z grudnia 2014 wydanej ponownie przez Santo Grial Records. Już bez klawiszy.
To album nadal bardzo melodyjny dumnymi rycerskimi melodiami z poprzednich płyt, ale moc jest znacznie większa i to słychać, chociażby w porywającym Dragon Huntress. Te ataki są iście amerykańskie w mocy, na granicy power/thrashu miejscami i może dlatego mniej melodyjne kompozycje, bez tego iberyjskiego ciepła i dumy są mniej atrakcyjne, jak dosyć agresywny opener No Future for the World. Styl amerykański nie przeszkadza wydobyć pompatyczną epickość w From Your Cradle to My Grave, choć perkusja jest tu może nazbyt thrashowa. Pozostał jednak dramatyzm solówek obu Danieli i te są czytelne i wspierające wokalistę niezależnie od mocy ryczących gitar. Jak zwykle eleganccy i finezyjni w wykorzystaniu gitar akustycznych grają southernowy wstęp do speed/power metalowego Serenity Valley i tu melodyjnie przebijają stalowe płyty pancerne. Trochę wokalnie to prymitywnie wyszło, ale może taki miał być zamysł, bo kontrolowana brutalność jest istotnym elementem muzyki z tej płyty. Ale gniecie ten szybki przewodni motyw gitarowy! Ten sam chwyt został zastosowany w King in the North numerze heroicznym, pełnym drapieżnego brutalnego pędu. Gitarowo rozegrane rewelacyjnie tu są równie zdumiewająco sprawni i pewni siebie jak w Serenity Valley. The Ballad of Lucifer żadną balladą nie jest i to raczej takie mocniejsze wyrażenie tego kwadratowego heavy/power metalu niemieckiego pod flagą GRAVE DIGGER. Jakieś echa RUNNING WILD, coś z LONEWOLF i ogólnie jest dobrze, choć podobnych kompozycji już stworzono wcześniej sporo. W Guardian Angels sieją zniszczenie już zdecydowanie w stylu amerykańskim, grając szybko i obruszając na słuchacza moc ciężkich riffów w stylu ekip z USA grających melodyjniejszy heavy/power/speed thrash i to taki nowocześniejszy, bo partia instrumentalna z gęstą perkusją i basem jest na granicy współczesnego atrakcyjnego progressive power zza oceanu. W Pipa's Song przez chwilę tańczą w obłędnym tańcu celtyckiego folk i jest to numer tyleż epicki, ile chyba najbardziej zbliżony do classic heavy, tyle że z większą mocą zagrany.
A na koniec coś w rodzaju posępnej opowieści epickiej The Last Waltz, po części balladowej, długiej i rozbudowanej o partie agresywne i bardzo szybkie, a także true metalowe partie z chórkami. Dobrze się tego słucha, bo do końca nie wiadomo, jaki będzie finał... A jest nietypowy dla tej płyty...
Grają świetnie, ale gdyby kogoś wyróżnić szczególnie, to jest to perkusista Teodoro Seoane. Nawet warto posłuchać tej płyty specjalnie dla niego. Dynamit i semtex w rękach!
Produkcja jest fantastyczna. Trudno uwierzyć, że ta płyta została nagrana skromnymi środkami zespołu, początkowo jako self release. Głębia i moc tego wszystkiego zdumiewa, podobnie jak całkowita czytelność w każdej sekundzie. Chyba co niektórzy słynni producenci ostatnich lat biorący się za albumy znanych grup z USA powinni posłuchać, jak powinien brzmieć nowoczesny, a jednocześnie nie modern sound heavy/power/thrashu... Taka lekcja byłaby pożyteczna dla niektórych.
Ta płyta jest być może za mocna dla szerokiej rzeszy fanów rycerskiego i melodyjnego power oraz heavy/power hiszpańskiego, na pewno jednak docenią ją ci, którym wydaje się, że amerykański heavy/power/thrash dobrze grają tylko w Ameryce. Zresztą grupa nagrała jeszcze potem w roku 2017 LP zatytułowany "IV", gdzie wpływy i stylistyka metalowej narracji jest już zdecydowanie w pełni amerykańska i ta płyta jest znacznie brutalniejsza od "trójki".
ocena: 9/10
new 1.10.2019
A na koniec coś w rodzaju posępnej opowieści epickiej The Last Waltz, po części balladowej, długiej i rozbudowanej o partie agresywne i bardzo szybkie, a także true metalowe partie z chórkami. Dobrze się tego słucha, bo do końca nie wiadomo, jaki będzie finał... A jest nietypowy dla tej płyty...
Grają świetnie, ale gdyby kogoś wyróżnić szczególnie, to jest to perkusista Teodoro Seoane. Nawet warto posłuchać tej płyty specjalnie dla niego. Dynamit i semtex w rękach!
Produkcja jest fantastyczna. Trudno uwierzyć, że ta płyta została nagrana skromnymi środkami zespołu, początkowo jako self release. Głębia i moc tego wszystkiego zdumiewa, podobnie jak całkowita czytelność w każdej sekundzie. Chyba co niektórzy słynni producenci ostatnich lat biorący się za albumy znanych grup z USA powinni posłuchać, jak powinien brzmieć nowoczesny, a jednocześnie nie modern sound heavy/power/thrashu... Taka lekcja byłaby pożyteczna dla niektórych.
Ta płyta jest być może za mocna dla szerokiej rzeszy fanów rycerskiego i melodyjnego power oraz heavy/power hiszpańskiego, na pewno jednak docenią ją ci, którym wydaje się, że amerykański heavy/power/thrash dobrze grają tylko w Ameryce. Zresztą grupa nagrała jeszcze potem w roku 2017 LP zatytułowany "IV", gdzie wpływy i stylistyka metalowej narracji jest już zdecydowanie w pełni amerykańska i ta płyta jest znacznie brutalniejsza od "trójki".
ocena: 9/10
new 1.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"