05.10.2019, 00:34:04
Desire - Pentacrow ...Misanthropic Tragedy... (1998)
Tracklista:
1. A Ride In a Dream Crow 11:14
2. Solitude (Candlemass cover) 07:39
3. When Sorrow Embraces My Heart (Movement I) 06:50
4. When Sorrow Embraces My Heart (Movement II) 05:47
5. When Sorrow Embraces My Heart (Movement III) 05:29
6. Death Blessed By A God 08:51
7. The Crow Shelter 00:52
Rok: 1998
Gatunek: Doom Death Metal
Kraj: Portugalia
Skład:
Tear - śpiew
Mist - gitara
Eclipse - gitara
Flame - perkusja
Dawn - instrumenty klawiszowe
Gościnnie:
Joana Pereira - wokal
Cláudia Fernandes - flet
Tracklista:
1. A Ride In a Dream Crow 11:14
2. Solitude (Candlemass cover) 07:39
3. When Sorrow Embraces My Heart (Movement I) 06:50
4. When Sorrow Embraces My Heart (Movement II) 05:47
5. When Sorrow Embraces My Heart (Movement III) 05:29
6. Death Blessed By A God 08:51
7. The Crow Shelter 00:52
Rok: 1998
Gatunek: Doom Death Metal
Kraj: Portugalia
Skład:
Tear - śpiew
Mist - gitara
Eclipse - gitara
Flame - perkusja
Dawn - instrumenty klawiszowe
Gościnnie:
Joana Pereira - wokal
Cláudia Fernandes - flet
Kolejne wydawnictwo Desire pojawiło się 2 lata później i jest to mini-album (bo trudno określić jako EP prawie 50 minut muzyki), zatytułowany Pentacrow (Misanthropic Tragedy).
A Ride In a Dream Crow to odległe i orientalny klimat. Słychać trzaski suchego drewna, kruka, po czym dochodzi krzyk mężczyzny - przerażonego, jakby kruk wydłubał mu oko, po czym wchodzą klawisze i już wiadomo, że ten człowiek nie żyje, a ptak zrobił, co chciał i odleciał. Melodia klawiszowa jest bardzo przejmująca i wspaniała w swojej prostocie, a gitara dodaje tu podniosłości i klimatu. Z początku mogłoby się wydawać, że klawisze są na pierwszym planie, jednak zostają zepchnięte przez gitarę i mamy szepty wokalisty, przeplatane żeńskimi chórkami. Niby 12 minut, a czuje się tak, jakby to były 3. Solitude to cover Candlemass, jednak nie jest to granie nuta w nutę i zespół pozwolił sobie na własną interpretację, dodając żeńskie wokale. Jednak to, co niszczy najbardziej, to fakt, że mimo tego, że to jest cover, to zespół zaaranżował ten utwór jak swój własny i trudno tu mówić o bezmyślnym kopiowaniu Candlemass czy siłowanie się. Wykonanie tego jest imponujące.
A Ride In a Dream Crow to odległe i orientalny klimat. Słychać trzaski suchego drewna, kruka, po czym dochodzi krzyk mężczyzny - przerażonego, jakby kruk wydłubał mu oko, po czym wchodzą klawisze i już wiadomo, że ten człowiek nie żyje, a ptak zrobił, co chciał i odleciał. Melodia klawiszowa jest bardzo przejmująca i wspaniała w swojej prostocie, a gitara dodaje tu podniosłości i klimatu. Z początku mogłoby się wydawać, że klawisze są na pierwszym planie, jednak zostają zepchnięte przez gitarę i mamy szepty wokalisty, przeplatane żeńskimi chórkami. Niby 12 minut, a czuje się tak, jakby to były 3. Solitude to cover Candlemass, jednak nie jest to granie nuta w nutę i zespół pozwolił sobie na własną interpretację, dodając żeńskie wokale. Jednak to, co niszczy najbardziej, to fakt, że mimo tego, że to jest cover, to zespół zaaranżował ten utwór jak swój własny i trudno tu mówić o bezmyślnym kopiowaniu Candlemass czy siłowanie się. Wykonanie tego jest imponujące.
Jeśli ktoś myślał, że utwór Solitude Candlemass z albumu The King of the Grey Island jest dobry, to przy tym padnie na kolana. When Sorrow Embraces My Heart jest podzielony na 3 części.
Movement I ze swymi blackowymi skrzekami i żeńskimi wokalami brzmi naprawdę dobrze, ale ewidentnie zabrakło tu klawiszy, które budują posępny klimat i jest to prawdopodobnie najsłabsza część tego mini-LP.
Gdy wchodzi Movement II jest lepiej.Żeńskie wokale niszczą jeszcze bardziej, a gitara jest świetna - melodyjna i jednocześnie ciężka. Movement III to mistrzostwo klimatu. Na początku mamy flet i niski głos wokalisty, coś w rodzaju narracji, po czym wchodzi gitara i wszystko to pięknie rozwija się w solo i drugiej połowie.
Trylogia sama w sobie nie jest zła i zespół w tym momencie chciał chyba udowodnić, że potrafią sobie poradzić bez klawiszy, jednak to nie do końca wypaliło, solo jest wzorowe i sam klimat zachowany, choć klawisze na pewno bardziej by to podkreśliły. Death Blessed By A God jest ciężki, najcięższy tutaj, brudny gitarowo, momentami może się kojarzyć z Candlemass. Wokalnie jest bardzo dobrze, ale chyba jednak za ciężko, bo nie ma tu klimatycznych wstawek. Ten utwór trochę zaburza strukturę i spójność, biorąc pod uwagę fakt, że z początku i do niemalże końca jest to album "lżejszy" od poprzednika, o ile można mówić o lekkości przy takim graniu. The Crow Shelter to pożeganie, adekwatne do zawartości.
Ogólnie rzecz ujmując, jest to album odrobinę gorszy od debiutu - mamy tu nadal klimat, jednak słychać, że grają lżej niż na debiucie. "Death Blessed By A God" z kolei pochodzi z dema, kiedy to nazywali się jeszcze Incarnated, co słychać. Jednak to nadal ten sam zespół, album to nie jest rzemiosło i porażka, tylko eksperyment, przy którym jednak zespół nie traci swojej tożsamości.
Ogólnie rzecz ujmując, jest to album odrobinę gorszy od debiutu - mamy tu nadal klimat, jednak słychać, że grają lżej niż na debiucie. "Death Blessed By A God" z kolei pochodzi z dema, kiedy to nazywali się jeszcze Incarnated, co słychać. Jednak to nadal ten sam zespół, album to nie jest rzemiosło i porażka, tylko eksperyment, przy którym jednak zespół nie traci swojej tożsamości.
Nie tak dobre jak debiut, ale nadal kawał solidnego, klimatycznego grania.
Ocena: 8.8/10
Ocena: 8.8/10
SteelHammer