06.10.2019, 11:52:36
Sacred Steel - Iron Blessing (2004)
Tracklista:
1. Open Wide the Gate 04:57
2. Your Darkest Saviour 03:59
3. Screams of the Tortured 03:56
4. At the Sabbat of the Possessed (The Witches Ride Again) 03:42
4. At the Sabbat of the Possessed (The Witches Ride Again) 03:42
5. Beneath the Iron Hand 05:07
6. Anointed by Bloodshed 03:39
7. Victory of Black Steel 04:52
7. Victory of Black Steel 04:52
8. I Am the Conqueror (Come and Worship Me) 04:14
9. Crucified in Heaven 04:02
9. Crucified in Heaven 04:02
10.The Chains of the Nazarene 06:38
11.We Die Fighting 03:17
11.We Die Fighting 03:17
Rok wydania: 2004
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz : śpiew
Jörg Michael Knittel : gitara
Oliver Großhans : gitara
Jens Sonneberg : bas
Mathias Straub : perkusja
W lipcu 2004 Massacre Records wydaje kolejny album SACRED STEEL i jest to autentyczna epic power metalowa maskara w niemieckim stylu.
Sound dwóch bezlitośnie nacierających gitar jest rozdzierający na strzępy, a przy wręcz krystaliczny co jeszcze wzmaga efekt totalnego zniszczenia, a sekcja rytmiczna wgniata w ziemię. Tak moc niezwykła i chowa się przy tym większość mocnych ekip power thrashowych z USA. Pierwotna, heroiczna moc rozsadza te wszystkie kompozycje, stal jest wszechobecna, a krew bohaterów leje się strumieniami. Sound fantastyczny i Mistrz Achim Köhler zrobił z tego majstersztyk barbarzyńskiego brzmienia odległego o lata świetlne od najbliższego garażu. Köhler zrobił tu jedną niezwykłą rzecz. Tak ustawił Mutza w centrum na wysuniętej pozycji, że jest on cały czas doskonale słyszalny, jest aktorem głównym, Mistrzem Ceremonii i Dzierżycielem Miecza w jednej osobie. Mutz odwdzięcza się za to pełnym zaangażowania meczeniem epickim, którego się na poprzedniej płycie nieco wyrzekł, a tu powraca w tej manierze w pełnej krasie.
Na początku w Open Wide the Gate wspomagają go death metalowe pomruki, potem już radzi sobie doskonale sam.
Jest i melodyjnie i brutalnie w szybkich, typowych dla SACRED STEEL Your Darkest Saviour i At the Sabbat of the Possessed. Jest nawet bardzo brutalnie, niemal death/thrashowo we wstępnej i końcowej części Anointed by Bloodshed oraz w Victory of Black Steel i trzeba przyznać, że brutalnych wokali słucha się z większą przyjemnością niż czystych oraz chórków, które szczególnie mocną stroną tej ekipy nigdy nie były. W Crucified in Heaven słychać bliskie echa MANILLA ROAD w stylu epickiej narracji, ale to chyba jedyny przypadek na tym LP, gdzie inspiracje są tak wyraźne.
Oczywiście grają i nieco wolniej w Screams of the Tortured, gdzie znajduje się miejsce dla czytelnych epickich tyrad Mutza w refrenie, ale ogólnie klasyczne epickie heavy klimaty to nie jest to, w czym SACRED STEEL czuje się najlepiej i ta płyta to przede wszystkim teutońskie natarcie w ramach szeroko rozumianego USPM (Beneath the Iron Hand, I Am the Conqueror)
Bardzo wolny i dostojny The Chains of the Nazarene jest niemal, a raczej na pewno, efektem obserwacji sceny epic/heavy doom, przy czym niekoniecznie tylko CANDLEMASS, ale może nawet LONGINGS PAST. Jest tu bardzo dobra łagodna partia, trochę krótka i dużo Mutza, całkiem solidnie radzącego sobie z doom metalową retoryką.
Zapewne SACRED STEEL nie uznałby dzieła zniszczenia za zakończone gdy na końcu ostro i mocno nie uderzył w We Die Fighting, ogólnie podsumowującym zawartość tego albumu. Tyle że tu Mutz wydaje się już nieco zmęczony.
Kto oczekiwał kontynuacji z 2002 ten się na tej płycie nie zawiódł, natomiast ci, którzy liczyli na niemiecki MANOWAR, musieli nadal pozostać w kręgu MAJESTY.
SACRED STEEL ostry, brutalny, dynamiczny i bezkompromisowy.
ocena: 7,7/10
new 6.10.2019
Sound dwóch bezlitośnie nacierających gitar jest rozdzierający na strzępy, a przy wręcz krystaliczny co jeszcze wzmaga efekt totalnego zniszczenia, a sekcja rytmiczna wgniata w ziemię. Tak moc niezwykła i chowa się przy tym większość mocnych ekip power thrashowych z USA. Pierwotna, heroiczna moc rozsadza te wszystkie kompozycje, stal jest wszechobecna, a krew bohaterów leje się strumieniami. Sound fantastyczny i Mistrz Achim Köhler zrobił z tego majstersztyk barbarzyńskiego brzmienia odległego o lata świetlne od najbliższego garażu. Köhler zrobił tu jedną niezwykłą rzecz. Tak ustawił Mutza w centrum na wysuniętej pozycji, że jest on cały czas doskonale słyszalny, jest aktorem głównym, Mistrzem Ceremonii i Dzierżycielem Miecza w jednej osobie. Mutz odwdzięcza się za to pełnym zaangażowania meczeniem epickim, którego się na poprzedniej płycie nieco wyrzekł, a tu powraca w tej manierze w pełnej krasie.
Na początku w Open Wide the Gate wspomagają go death metalowe pomruki, potem już radzi sobie doskonale sam.
Jest i melodyjnie i brutalnie w szybkich, typowych dla SACRED STEEL Your Darkest Saviour i At the Sabbat of the Possessed. Jest nawet bardzo brutalnie, niemal death/thrashowo we wstępnej i końcowej części Anointed by Bloodshed oraz w Victory of Black Steel i trzeba przyznać, że brutalnych wokali słucha się z większą przyjemnością niż czystych oraz chórków, które szczególnie mocną stroną tej ekipy nigdy nie były. W Crucified in Heaven słychać bliskie echa MANILLA ROAD w stylu epickiej narracji, ale to chyba jedyny przypadek na tym LP, gdzie inspiracje są tak wyraźne.
Oczywiście grają i nieco wolniej w Screams of the Tortured, gdzie znajduje się miejsce dla czytelnych epickich tyrad Mutza w refrenie, ale ogólnie klasyczne epickie heavy klimaty to nie jest to, w czym SACRED STEEL czuje się najlepiej i ta płyta to przede wszystkim teutońskie natarcie w ramach szeroko rozumianego USPM (Beneath the Iron Hand, I Am the Conqueror)
Bardzo wolny i dostojny The Chains of the Nazarene jest niemal, a raczej na pewno, efektem obserwacji sceny epic/heavy doom, przy czym niekoniecznie tylko CANDLEMASS, ale może nawet LONGINGS PAST. Jest tu bardzo dobra łagodna partia, trochę krótka i dużo Mutza, całkiem solidnie radzącego sobie z doom metalową retoryką.
Zapewne SACRED STEEL nie uznałby dzieła zniszczenia za zakończone gdy na końcu ostro i mocno nie uderzył w We Die Fighting, ogólnie podsumowującym zawartość tego albumu. Tyle że tu Mutz wydaje się już nieco zmęczony.
Kto oczekiwał kontynuacji z 2002 ten się na tej płycie nie zawiódł, natomiast ci, którzy liczyli na niemiecki MANOWAR, musieli nadal pozostać w kręgu MAJESTY.
SACRED STEEL ostry, brutalny, dynamiczny i bezkompromisowy.
ocena: 7,7/10
new 6.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"