26.10.2019, 13:18:44
Widow - On Fire (2005)
Tracklista:
1. An American Werewolf in Raleigh 04:52
2. The Preacher's Daughter 03:55
3. Here to Stay 04:45
4. Re-Animate Her 03:38
5. Sinderella 03:46
6. Not Alone 04:09
7. Dead End 03:58
8. Misstery 04:23
9. Family Affair 04:16
10.I'll Bury You Alive 05:45
9. Family Affair 04:16
10.I'll Bury You Alive 05:45
Rok wydania: 2005
Gatunek: heavy metal/power metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
John E. Wooten IV - śpiew, gitara
Cristof Bennett - gitara, śpiew (harsh, screamo)
Lili - śpiew
Joshua Pantke - gitara basowa
Marc Anthony -perkusjaLili - śpiew
Joshua Pantke - gitara basowa
W roku 2005 WIDOW nagrał swoją drugą płytę, pod wieloma względami nowatorską, ale równocześnie kontrowersyjną.
Zespół zwrócił na siebie uwagę w Japonii, gdzie Spiritual Beast wydał ten album premierowo w marcu 2005, a w czerwcu pojawiła się wersja europejska nakładem włoskiej Cruz del Sur Music. Co ciekawe, w USA nie znalazł się żaden chętny, by zainwestować w ten amerykański przecież zespół.
Do składu dołączyła wokalistka Lili i teraz w kompozycjach rozbrzmiały trzy głosy - czysty Wootena IV, żeński Lili i metalcore'owe ryki Benneta. Najciekawsze jest to, że pojawiają się one we wszystkich kompozycjach jednocześnie, czy w pewnym sensie mamy tu amerykański proto-modern metal, z niezwykle zaraźliwymi melodiami i chwytającymi za gardło refrenami, a przy tym wszystko jest oparte o tradycyjny heavy metal w konwencji horror.
Melodie są doprawdy znakomite i utrzymane w stylu z debiutu, żywe ostro zarysowane riffowo, a przy tym nieskomplikowane i o bardzo tradycyjnym soundzie, niemającym nic wspólnego z elektronicznie wspomaganymi modern metalowymi kompozycjami z Europy. Oczywiście, jest w tym dużo żartu i zabawy w komisowym stylu.
Ataki gitarzystów w heavy-speedowej manierze są wyborne w bardzo nośnym An American Werewolf in Raleigh i to jest doprawdy porywające gitarowe granie. Ogólnie obaj grają na tej płycie fantastycznie, ale jest jeden element, który obniża wartość tego albumu. To Lili, która jest zdecydowanie wokalistką amatorską i jej śpiew jest bezbarwny, słaby technicznie co słychać w The Preacher's Daughter i w każdej z następnych kompozycji. Fragmenty, gdzie jest ona na planie pierwszym, brzmią denerwująco, bo wyśmienita ekipa instrumentalistów stara się jak może coś zrobić, by uatrakcyjnić mierne popisy wokalistki. Z tego powodu Here to Stay jest po prostu najsłabszym do tej pory utworem w dorobku WIDOW, do tego jakimś ospałym i zagranym bez werwy i przekonania. Inna sprawa, że nowy perkusista Marc Anthony także nie prezentuje szczególnie wysokich umiejętności. Niemniej, Re-Animate Her z wiodącym wokalem Wootena IV jest kapitalny i w pełni mógłby się znaleźć na debiucie, bo to identyczny styl, ale bardzo solidny Sinderella został zepsuty wokalnie przez Lili i tu trudno coś dobrego powiedzieć. Not Alone, do połowy ballada z bladym śpiewem Lily, rozkręca się w numer znacznie ostrzejszy z rykami Benneta, ale to już trochę za późno, by zatrzeć złe wrażenie, a przecież sama romantyczna i pełna żaru melodia jest znakomita. Raz gorzej, a raz kapitalnie, jak w potoczystym Dead End. Absolutne zniszczenie! Taki WIDOW z wirtuozerskimi popisami gitarzystów, to klasa światowa! Doskonały jest także nieco wolniejszy i przesycony łagodnym metalowy romantyzmem Misstery, gdzie chyba jedyny raz Lili wspomagająca refren (kapitalny!) zaśpiewała wyżej i w miarę dobrze. A potem następny udany kawałek Family Affair, ale czy tak do końca w pełni udany? Classic heavy partie fenomenalne, ale te z opcji extreme metal już takie sobie, Lili słaba i wszystko to zmierza w kierunku uboższego krewnego SONIC SYNDICATE. I'll Bury You Alive jest w opcji instrumentalnej absolutnie niszczycielski, mocarny i pełen dostojeństwa, ale wokalnie to zostało po raz kolejny zepsute. Taki pozbawiony jaj (po części dosłownie...) śpiew do takich morderczych, patetycznych i heroicznych riffów? Nie do przyjęcia!
Bardzo dobre brzmienie, klasyczne. Fajne w gitarach ostrych i wyrazistych, fajne w brzmieniu basu i perkusji w opcji tradycyjnej. Po prostu słucha się bandu z lat 80-tych, który w owych czasach stać było na porządne studio nagraniowe. Co do Lily. Lily odeszła z zespołu w roku 2007 przed nagraniem kolejnej płyty i WIDOW już nie zdecydował się na podobny eksperyment w przyszłości. Trudno jest oceniać płytę o bardzo wysokich walorach muzycznych i równocześnie poważnych potknięciach wokalnych. No, ale przecież nie można nie docenić kunsztu kompozytorskiego i talentu gitarowego Johna E. Wootena IV.
ocena: 8,5/10
new 26.10.2019
Zespół zwrócił na siebie uwagę w Japonii, gdzie Spiritual Beast wydał ten album premierowo w marcu 2005, a w czerwcu pojawiła się wersja europejska nakładem włoskiej Cruz del Sur Music. Co ciekawe, w USA nie znalazł się żaden chętny, by zainwestować w ten amerykański przecież zespół.
Do składu dołączyła wokalistka Lili i teraz w kompozycjach rozbrzmiały trzy głosy - czysty Wootena IV, żeński Lili i metalcore'owe ryki Benneta. Najciekawsze jest to, że pojawiają się one we wszystkich kompozycjach jednocześnie, czy w pewnym sensie mamy tu amerykański proto-modern metal, z niezwykle zaraźliwymi melodiami i chwytającymi za gardło refrenami, a przy tym wszystko jest oparte o tradycyjny heavy metal w konwencji horror.
Melodie są doprawdy znakomite i utrzymane w stylu z debiutu, żywe ostro zarysowane riffowo, a przy tym nieskomplikowane i o bardzo tradycyjnym soundzie, niemającym nic wspólnego z elektronicznie wspomaganymi modern metalowymi kompozycjami z Europy. Oczywiście, jest w tym dużo żartu i zabawy w komisowym stylu.
Ataki gitarzystów w heavy-speedowej manierze są wyborne w bardzo nośnym An American Werewolf in Raleigh i to jest doprawdy porywające gitarowe granie. Ogólnie obaj grają na tej płycie fantastycznie, ale jest jeden element, który obniża wartość tego albumu. To Lili, która jest zdecydowanie wokalistką amatorską i jej śpiew jest bezbarwny, słaby technicznie co słychać w The Preacher's Daughter i w każdej z następnych kompozycji. Fragmenty, gdzie jest ona na planie pierwszym, brzmią denerwująco, bo wyśmienita ekipa instrumentalistów stara się jak może coś zrobić, by uatrakcyjnić mierne popisy wokalistki. Z tego powodu Here to Stay jest po prostu najsłabszym do tej pory utworem w dorobku WIDOW, do tego jakimś ospałym i zagranym bez werwy i przekonania. Inna sprawa, że nowy perkusista Marc Anthony także nie prezentuje szczególnie wysokich umiejętności. Niemniej, Re-Animate Her z wiodącym wokalem Wootena IV jest kapitalny i w pełni mógłby się znaleźć na debiucie, bo to identyczny styl, ale bardzo solidny Sinderella został zepsuty wokalnie przez Lili i tu trudno coś dobrego powiedzieć. Not Alone, do połowy ballada z bladym śpiewem Lily, rozkręca się w numer znacznie ostrzejszy z rykami Benneta, ale to już trochę za późno, by zatrzeć złe wrażenie, a przecież sama romantyczna i pełna żaru melodia jest znakomita. Raz gorzej, a raz kapitalnie, jak w potoczystym Dead End. Absolutne zniszczenie! Taki WIDOW z wirtuozerskimi popisami gitarzystów, to klasa światowa! Doskonały jest także nieco wolniejszy i przesycony łagodnym metalowy romantyzmem Misstery, gdzie chyba jedyny raz Lili wspomagająca refren (kapitalny!) zaśpiewała wyżej i w miarę dobrze. A potem następny udany kawałek Family Affair, ale czy tak do końca w pełni udany? Classic heavy partie fenomenalne, ale te z opcji extreme metal już takie sobie, Lili słaba i wszystko to zmierza w kierunku uboższego krewnego SONIC SYNDICATE. I'll Bury You Alive jest w opcji instrumentalnej absolutnie niszczycielski, mocarny i pełen dostojeństwa, ale wokalnie to zostało po raz kolejny zepsute. Taki pozbawiony jaj (po części dosłownie...) śpiew do takich morderczych, patetycznych i heroicznych riffów? Nie do przyjęcia!
Bardzo dobre brzmienie, klasyczne. Fajne w gitarach ostrych i wyrazistych, fajne w brzmieniu basu i perkusji w opcji tradycyjnej. Po prostu słucha się bandu z lat 80-tych, który w owych czasach stać było na porządne studio nagraniowe. Co do Lily. Lily odeszła z zespołu w roku 2007 przed nagraniem kolejnej płyty i WIDOW już nie zdecydował się na podobny eksperyment w przyszłości. Trudno jest oceniać płytę o bardzo wysokich walorach muzycznych i równocześnie poważnych potknięciach wokalnych. No, ale przecież nie można nie docenić kunsztu kompozytorskiego i talentu gitarowego Johna E. Wootena IV.
ocena: 8,5/10
new 26.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"