28.10.2019, 20:30:06
Sabbrabells - One Night Magic (1987)
Tracklista:
1. Introduction 00:32
2. Black Iron Horse 02:45
3. 死神の涙 (Shinigami no Namida) 03:54
4. Last Survivor 04:52
5. Foolish Street 03:42
6. Black Hill 04:31
7. November's Mystery 04:26
8. Darkness World 04:57
9. One Night Magic 05:16
10. The Mist 05:03
Rok: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia
Skład:
Kiichi Takahashi - śpiew
Hiroyuki Sano - gitara
Junichiro Matsukawa - gitara
Keiichi Miyao - bas
Shigeo Ishibashi - perkusja
Tracklista:
1. Introduction 00:32
2. Black Iron Horse 02:45
3. 死神の涙 (Shinigami no Namida) 03:54
4. Last Survivor 04:52
5. Foolish Street 03:42
6. Black Hill 04:31
7. November's Mystery 04:26
8. Darkness World 04:57
9. One Night Magic 05:16
10. The Mist 05:03
Rok: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia
Skład:
Kiichi Takahashi - śpiew
Hiroyuki Sano - gitara
Junichiro Matsukawa - gitara
Keiichi Miyao - bas
Shigeo Ishibashi - perkusja
Japonia to scena bezlitosna i wiele formacji atakowało płytami co roku, aby nie zostać zepchniętym w cień, to ekipa Sabbrabells postanowiła zebrać się i nagrać nowy materiał
Kiedy wchodzą w speedmanię jest dobrze, może i Black Iron Horse już wtedy był oklepany do bólu przez cały legion speed metalowych zespołów z UK, Belgii, Holandii czy nawet USA. Świetne sola, pewnie zagrane i nawet aż tak nie zwraca się uwagi na fałszowanie Takahashi. Shinigami No Namida to może przeciętne granie pod Accept z punktującym basem, ale środkowa partia i solo są świetne.
Zmetalizowany hard rock z glamem atakuje w Last Survivor i poza solem to raczej kompozycja bezbarwna., podobnie Last Survivor. Black Hill to mieszanina Accept ze speed i ciekawsze to jest kiedy przyspieszają niż zwalniają, bo refren niestety jest dość kiepski i w tym stylu November's Mystery jest bardziej udany i nawet Takahashi daje radę, ale środkowa partia znów świetna. Może rozpoczynanie zapożyczeniem Darkness World nie napawa optymizmem, ale to solidna kompozycja, utrzymana raczej w średnich tempach. Zaskoczeniem płyty jest tytułowy One Night Magic, z którego bije pewność i moc, może i trochę wczesnego Manowar, podobnie The Mist, w którym jest nie tylko Manowar, ale i może coś z Black Sabbath. Minimalizm niezwykły i zadziwia, że Takahashi jednak potrafi śpiewać łagodniejsze kawałki.
Wyszedł album o ligę lepszy niż poprzedni, ze znacznie lepszymi solami gitarowymi, ale i świetną sekcją rytmiczną. Na poprzedniej płycie tak nie grali, a czasami nawet przyćmiewają gitarzystów. Brzmieniowo też to zostało dobrze rozwiązane i brzmi to lepiej niż Sailing on the Revenge. Perkusja momentami wręcz bitewna i ciekawy zabieg, że jest w tych momentach wysunięta razem z basem. Wokalnie było marnie, ale tutaj Takahashi daje radę, może nawet i zaskakuje tym, że śpiewać potrafi.
Może i płyta nierówna, ale na pewno ciekawsza i nie aż tak wyprana z mocy.
Jednak to było za mało i skład niedługo po jej wydaniu się wykruszył, a zespół rozpadł i został zapomniany. Przypomniało o nim dopiero Nexus w 2000 i 2007 roku, wydając remastery Sailing on the Revenge oraz tego albumu. W 2015 na chwilę się reaktywowali, aby zagrać razem z Double Dealer, Outrage i Anthem z okazji trzydziestolecia debiutu Anthem, biorąc Diokena na wokalistę. Potem znów była cisza, ale w tym roku zespół podobno się reaktywował w niepełnym składzie, ale żadnej konkretnej działalności nie widać.
Ocena: 7.2/10
SteelHammer