22.01.2020, 18:27:27
Tyrant - Too Late to Pray (1987)
Tracklista:
1. Tyrant's Revelation II 01:35
2. Too Late to Pray 03:16
3. Beyond the Grave 03:16
4. Valley of Death 08:19
5. The Nazarene 03:43
6. Bells of Hades 03:15
7. Into the Flames 02:55
8. Babylon 05:11
9. Verdalack 03:47
10. Beginning of the End 06:40
11.Eve of Destruction 04:04
11.Eve of Destruction 04:04
Rok wydania: 1987
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Glen May - śpiew
Rocky Rockwell - gitara
Greg May - gitara basowa
G. Stanley Burtis - perkusja
Drugą płytę TYRANT Metal Blade wydała w roku 1987 przy czym zagrał tu nowy perkusista G. Stanley Burtis.
TYRANT zagrał jeszcze ciężej, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej barbarzyńsko i brutalnie w melodyjny sposób i wprawił w zachwyt amerykańską publiczność. Ostrzejszy wokal May'a dobrze się tu koreluje z ciężkim mrocznym soundem gitary Rockwella i tworzy się atmosfera epickiego horror heavy/ power metalu, umiejętnie podsycona już na początku w intro Tyrant's Revelation II.
Potem bezkompromisowe ataki w umiarkowanych tempach TYRANT pokazuje w otoczce gęstej perkusji w tytułowym Too Late to Pray, a apokaliptyczne zagrywki Rockwella należą do najlepszych na całej płycie, łącznie z klasycznym zakończeniem tej kompozycji. Dusza gęsta atmosfera panuje w wolnym Beyond the Grave, jeszcze nie pokazującym wszystkiego nowego na tej płycie...
Bardziej typowym USPM numerem jest szybki The Nazarene, jednak melodia i klimat są tym razem raczej przeciętne, mimo doskonałej gry gitarzysty w partiach solowych. Znacznie ciekawiej w tej kategorii brzmi Bells of Hades, który ma wiele wspólnego z Beyond the Grave w konstrukcji i sposobie aranżacji, ale patetyczne zakończenie to styl z utworu tytułowego. Iście manowarowe zwieńczenia! Zupełnie inny klimat ma oniryczny i refleksyjny rozbudowany Valley of Death z przewagą łagodnych partii gitarowych oraz delikatnym wokalem Glena May'a. W jakiś sposób ta kompozycja nawiązuje do słynnego Beyond The Realms of Death JUDAS PRIEST. Speedowo, bezwzględnie i bojowo atakują w krótkim Into the Flames i zaraz przechodzą do wyważonego epickiego grania w Babylon. Na pewno nie można powiedzieć, że ten album monolityczny czy skrojony według jednej miary. Ta kompozycja tempami i stylem przypomina nagrania BLACK SABBATH Martin Era. Potem znowu umiarkowanie szybki, miarowy i surowy w swoim heroizmie Verdalack i grupa nie pozwala słuchaczowi opuścić obszarów mrocznych i posępnych, choć jest tu taka wyspa łagodnej gitary i niemal szeptanych wokali oraz solo z stylu Iommi'ego. Bardzo to nastrojowe... Delikatna gitara pojawia się także w powolnym niemal doom/epic Beginning of the End i ten utwór z pewnością kształtował potem amerykańską scenę ponurego heavy/doom epic w odniesieniu do temp i stylu ekspresji wokalnej. Wyborny, klasyczny już dziś pokaz monumentalnego grania heavy metalu.
TYRANT zagrał jeszcze ciężej, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej barbarzyńsko i brutalnie w melodyjny sposób i wprawił w zachwyt amerykańską publiczność. Ostrzejszy wokal May'a dobrze się tu koreluje z ciężkim mrocznym soundem gitary Rockwella i tworzy się atmosfera epickiego horror heavy/ power metalu, umiejętnie podsycona już na początku w intro Tyrant's Revelation II.
Potem bezkompromisowe ataki w umiarkowanych tempach TYRANT pokazuje w otoczce gęstej perkusji w tytułowym Too Late to Pray, a apokaliptyczne zagrywki Rockwella należą do najlepszych na całej płycie, łącznie z klasycznym zakończeniem tej kompozycji. Dusza gęsta atmosfera panuje w wolnym Beyond the Grave, jeszcze nie pokazującym wszystkiego nowego na tej płycie...
Bardziej typowym USPM numerem jest szybki The Nazarene, jednak melodia i klimat są tym razem raczej przeciętne, mimo doskonałej gry gitarzysty w partiach solowych. Znacznie ciekawiej w tej kategorii brzmi Bells of Hades, który ma wiele wspólnego z Beyond the Grave w konstrukcji i sposobie aranżacji, ale patetyczne zakończenie to styl z utworu tytułowego. Iście manowarowe zwieńczenia! Zupełnie inny klimat ma oniryczny i refleksyjny rozbudowany Valley of Death z przewagą łagodnych partii gitarowych oraz delikatnym wokalem Glena May'a. W jakiś sposób ta kompozycja nawiązuje do słynnego Beyond The Realms of Death JUDAS PRIEST. Speedowo, bezwzględnie i bojowo atakują w krótkim Into the Flames i zaraz przechodzą do wyważonego epickiego grania w Babylon. Na pewno nie można powiedzieć, że ten album monolityczny czy skrojony według jednej miary. Ta kompozycja tempami i stylem przypomina nagrania BLACK SABBATH Martin Era. Potem znowu umiarkowanie szybki, miarowy i surowy w swoim heroizmie Verdalack i grupa nie pozwala słuchaczowi opuścić obszarów mrocznych i posępnych, choć jest tu taka wyspa łagodnej gitary i niemal szeptanych wokali oraz solo z stylu Iommi'ego. Bardzo to nastrojowe... Delikatna gitara pojawia się także w powolnym niemal doom/epic Beginning of the End i ten utwór z pewnością kształtował potem amerykańską scenę ponurego heavy/doom epic w odniesieniu do temp i stylu ekspresji wokalnej. Wyborny, klasyczny już dziś pokaz monumentalnego grania heavy metalu.
Kończą jednak szybko i drapieżnie w speed metalowej estetyce Eve of Destruction. Jest surowo niemal prymitywnie i emanuje z tego brutalna siła, może nawet za bardzo jak na zakończenie całości...
Produkcja jest "raw & strong" i pod tym względem to encyklopedyczny przykład amerykańskiego soundu USPM, który do dziś wzbudza w Europie skojarzenia z epoką jaskiniową. Taki jest jednak USPM.
W kilku momentach muzyka z tej płyty jest prekursorska, wyprzedzająca epokę. To odnosi się szczególnie do odniesień heavy/epic doom i tu wyznaczają kierunek inny niż zespoły bezpośrednio odnoszące się do BLACK SABBATH. Pod tym względem TYRANT na pewno zadziwił, szczególnie tych z USA, gdzie heavy epic w doomowej otoczce realnie się dopiero kształtował, lub był wypaczony przez zespoły, której takiej muzyki grać dobrze nie potrafiły.
Późniejsze lata, jak dla wszystkich grup heavy i power metalowych był dla TYRANT trudne, naznaczone licznymi zmianami osobowymi i wydaniem jednej, mało interesującej płyty z bardziej klasycznym heavy metalem - "King Of Kings" (1996).
Potem zespół zniknął ze sceny, by odrodzić się w roku 2008 w po części oryginalnym składzie.
Perkusista Rob Roy zmarł w październiku 2019, przy czym już w roku 2009 przestał być członkiem zespołu. Nie ma w nim także Glena May'a, a frontmanem jest od roku 2017 nie kto inny tylko Robert Lowe, znany z SOLITUDE AETURNUS i CANDLEMASS.
ocena: 8,7/10
new 22.01.2020
Potem zespół zniknął ze sceny, by odrodzić się w roku 2008 w po części oryginalnym składzie.
Perkusista Rob Roy zmarł w październiku 2019, przy czym już w roku 2009 przestał być członkiem zespołu. Nie ma w nim także Glena May'a, a frontmanem jest od roku 2017 nie kto inny tylko Robert Lowe, znany z SOLITUDE AETURNUS i CANDLEMASS.
ocena: 8,7/10
new 22.01.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"