08.03.2020, 11:50:25
Almanac - Rush of Death (2020)
tracklista:
1.Predator 04:48
2.Rush of Death 06:31
3.Let the Show Begin 01:18
4.Soiled Existence 05:18
5.Bought and Sold 05:02
6.The Human Essence 01:08
7.Satisfied 07:32
8.Blink of an Eye 04:49
9.Can't Hold Me Back 04:46
10.Like a Machine 05:52
rok wydania: 2020
gatunek: progressive power metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Patrick Sühl - śpiew
Frank Beck - śpiew
Jeannette Marchewka - dodatkowe wokale żeńskie
Victor Smolski - gitara, instrumenty klawiszowe, sitar, smyczki, pianino
Tim Rashid - gitara basowa
Kevin Kott - perkusja
tracklista:
1.Predator 04:48
2.Rush of Death 06:31
3.Let the Show Begin 01:18
4.Soiled Existence 05:18
5.Bought and Sold 05:02
6.The Human Essence 01:08
7.Satisfied 07:32
8.Blink of an Eye 04:49
9.Can't Hold Me Back 04:46
10.Like a Machine 05:52
rok wydania: 2020
gatunek: progressive power metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Patrick Sühl - śpiew
Frank Beck - śpiew
Jeannette Marchewka - dodatkowe wokale żeńskie
Victor Smolski - gitara, instrumenty klawiszowe, sitar, smyczki, pianino
Tim Rashid - gitara basowa
Kevin Kott - perkusja
Trzecia płyta ALMANAC to koncept/suita osadzona w futurystycznym świecie areny walki na śmierć i życie, którą to historię można poznać dzięki marcowej premierze nakładem Nuclear Blast. Jak to w przypadku tej wytwórni zazwyczaj bywa, wersji tej płyty jest kilka, w tym rozszerzona o DVD ze specjalnym zestawem nagrań koncertowych. Smolski stworzył na potrzeby tego albumu niemal zupełnie nowy skład oparty o postacie znane i mniej znane, w tym Patricka Sühla z GUN BARREL i perkusistę Kevina Kotta (MASTERPLAN, AT VANCE i ex FREEDOM CALL), którego jednak na studyjnych płytach słychać jak do tej pory niewiele. Jest także Frank Beck, wokalista GAMMA RAY od 2015 roku, który również jak do tej pory epizodycznie pojawiał się w chórkach znanych ekip niemieckich w ostatnich latach.
Centralną postacią pozostaje Victor Smolski.
To, że Smolski pozostaje tu absolutnie centralną postacią jako multiinstrumentalista i szczególnie gitarzysta, ma decydujący wpływ na to, że ta płyta do udanych nie należy. Smolski gra fenomenalne partie ostrej, progresywnie potraktowanej gitary, w swoim charakterystycznym stylu, z licznymi rwanymi akordami, zmianami tempa, natarciami w niemal thrashowej manierze, gra finezyjnie i zachwycająco w solówkach. Tyle, że Smolski całkowicie przytłacza wokalistów, w tym bardzo dobrze, nadspodziewanie dobrze spisującego się Sühla i słuchając tej płyty ma się wrażenie, że to jeden wielki popis potężnie i nowocześnie brzmiącej gitary lidera, a wszystko inne to tylko jakiś dodatek, element ubarwiający, niezbędny w narracji tej historii, gdzie zasadniczo poza warstwą liryczną tylko dwa krótkie interludia spajają całość w realnie budowany koncept, ale chyba jednak nie suitę. Smolski prezentuje power metal kruszący i intensywny, cóż tego jednak, gdy po raz kolejny te melodie są mało wyraziste, dramatyzmu nie ma i dominuje modern metalowa atmosfera lekko zdehumanizowanego grania i poprawnymi refrenami, zasadniczymi melodiami wywołującymi myśl "już to gdzieś słyszałem". Szkoda, że to "już to gdzieś słyszałem" nie wywołuje kolejnego skojarzenia - "Smolski wsparł się atrakcyjnymi cudzymi pomysłami na melodie". W sumie, po zakończeniu każdej z tych kompozycji w głowie prawie nic nie pozostaje, poza oczywistym wnioskiem, że Smolski wielkim gitarzystą jest. Są rzecz jasna momenty, fragmenty i przebłyski wspaniałe i fantastyczne, ale to tylko sekundy i czasem minuty. Te sekundy i minuty to raz uczta dla fanów progressive power, a raz melodic heavy/power w mocnym wydaniu i tak naprawdę trudno powiedzieć, do kogo skierowana jest ta muzyka. Taki modern futurystyczny progressive power jest jednak jak na gatunek zbyt ubogi i jednostronny gitarowo, a melodic heavy/power, to co najwyżej druga liga niemiecka w ogranych i często bladych motywach.
Brzmieniowo jest to rozwiązane bardzo dobrze, w stylu "sharp & clear", a gitara Smolskiego ma sound nowoczesny i soczysty. Mocno wysunięta do przodu, chwilami nawet w układzie planów spycha wokal na plan drugi, a czasem to jest jakby rozgrywane w dwóch równoległych płaszczyznach i wówczas nie prezentuje się to zbyt dobrze. No, ale realizacja jest taka, by to Smolski był postacią na piedestale.
Smolski odszedł z RAGE, by tworzyć własną muzykę oderwaną od rage-schematów, zdołał to zrobić w 2016 roku, ale już w 2020 ugrzązł we własnym schematyzmie i w zasadzie ani na moment nie potrafi się na tym albumie z tego wyzwolić. Byłoby krzywdzące, gdyby uznać tę płytę za mniej niż dobrą, bo kunszt Smolskiego stawia poprzeczkę wystarczająco wysoko, jednak jeśli chodzi o same kompozycje, to Smolski ma już w swoim dorobku znacznie ciekawsze.
ocena: 7,3/10
new 8.03.2020
Centralną postacią pozostaje Victor Smolski.
To, że Smolski pozostaje tu absolutnie centralną postacią jako multiinstrumentalista i szczególnie gitarzysta, ma decydujący wpływ na to, że ta płyta do udanych nie należy. Smolski gra fenomenalne partie ostrej, progresywnie potraktowanej gitary, w swoim charakterystycznym stylu, z licznymi rwanymi akordami, zmianami tempa, natarciami w niemal thrashowej manierze, gra finezyjnie i zachwycająco w solówkach. Tyle, że Smolski całkowicie przytłacza wokalistów, w tym bardzo dobrze, nadspodziewanie dobrze spisującego się Sühla i słuchając tej płyty ma się wrażenie, że to jeden wielki popis potężnie i nowocześnie brzmiącej gitary lidera, a wszystko inne to tylko jakiś dodatek, element ubarwiający, niezbędny w narracji tej historii, gdzie zasadniczo poza warstwą liryczną tylko dwa krótkie interludia spajają całość w realnie budowany koncept, ale chyba jednak nie suitę. Smolski prezentuje power metal kruszący i intensywny, cóż tego jednak, gdy po raz kolejny te melodie są mało wyraziste, dramatyzmu nie ma i dominuje modern metalowa atmosfera lekko zdehumanizowanego grania i poprawnymi refrenami, zasadniczymi melodiami wywołującymi myśl "już to gdzieś słyszałem". Szkoda, że to "już to gdzieś słyszałem" nie wywołuje kolejnego skojarzenia - "Smolski wsparł się atrakcyjnymi cudzymi pomysłami na melodie". W sumie, po zakończeniu każdej z tych kompozycji w głowie prawie nic nie pozostaje, poza oczywistym wnioskiem, że Smolski wielkim gitarzystą jest. Są rzecz jasna momenty, fragmenty i przebłyski wspaniałe i fantastyczne, ale to tylko sekundy i czasem minuty. Te sekundy i minuty to raz uczta dla fanów progressive power, a raz melodic heavy/power w mocnym wydaniu i tak naprawdę trudno powiedzieć, do kogo skierowana jest ta muzyka. Taki modern futurystyczny progressive power jest jednak jak na gatunek zbyt ubogi i jednostronny gitarowo, a melodic heavy/power, to co najwyżej druga liga niemiecka w ogranych i często bladych motywach.
Brzmieniowo jest to rozwiązane bardzo dobrze, w stylu "sharp & clear", a gitara Smolskiego ma sound nowoczesny i soczysty. Mocno wysunięta do przodu, chwilami nawet w układzie planów spycha wokal na plan drugi, a czasem to jest jakby rozgrywane w dwóch równoległych płaszczyznach i wówczas nie prezentuje się to zbyt dobrze. No, ale realizacja jest taka, by to Smolski był postacią na piedestale.
Smolski odszedł z RAGE, by tworzyć własną muzykę oderwaną od rage-schematów, zdołał to zrobić w 2016 roku, ale już w 2020 ugrzązł we własnym schematyzmie i w zasadzie ani na moment nie potrafi się na tym albumie z tego wyzwolić. Byłoby krzywdzące, gdyby uznać tę płytę za mniej niż dobrą, bo kunszt Smolskiego stawia poprzeczkę wystarczająco wysoko, jednak jeśli chodzi o same kompozycje, to Smolski ma już w swoim dorobku znacznie ciekawsze.
ocena: 7,3/10
new 8.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"