03.04.2020, 15:29:03
Nightwish - Dark Passion Play (2007)
Tracklista:
1. The Poet and the Pendulum 13:53
2. Bye Bye Beautiful 04:14
3. Amaranth 03:51
4. Cadence of Her Last Breath 04:14
5. Master Passion Greed 06:02
6. Eva 04:24
7. Sahara 05:47
8. Whoever Brings the Night 04:17
9. For the Heart I Once Had 03:56
10. The Islander 05:05
11. Last of the Wilds 05:40
12. 7 Days to the Wolves 07:03
13. Meadows of Heaven 07:10
Rok: 2007
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Anette Olzon - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
Tracklista:
1. The Poet and the Pendulum 13:53
2. Bye Bye Beautiful 04:14
3. Amaranth 03:51
4. Cadence of Her Last Breath 04:14
5. Master Passion Greed 06:02
6. Eva 04:24
7. Sahara 05:47
8. Whoever Brings the Night 04:17
9. For the Heart I Once Had 03:56
10. The Islander 05:05
11. Last of the Wilds 05:40
12. 7 Days to the Wolves 07:03
13. Meadows of Heaven 07:10
Rok: 2007
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Finlandia
Skład:
Anette Olzon - śpiew
Emppu Vuorinen - gitara
Marco Hietala - bas, śpiew
Jukka Nevalainen - perkusja
Tuomas Holopainen - instrumenty klawiszowe
W klimacie skandalu i wzajemnych żali, Tarja Turunen została wyrzucona z zespołu. To był poważny cios dla NIGHTWISH, wielu fanów się od nich odwróciło i nie wyobrażało sobie zespołu bez niej. O NIGHTWISH było cicho do 2007 roku, kiedy to udało się znaleźć zastępstwo, Anette Olzon i w tym samym roku, po kilku singlach podgrzewających atmosferę, została wydana kolejna płyta.
Na początek słuchacz dostaje 14 minutowy The Poet and the Pendulum, który jest dość ciężkostrawny, bo nie ma tutaj kompletnie konsekwencji i zdecydowania. Na początku potężne orkiestracje wbijające w ziemię, refren w klimacie Once, bardzo szwedzki, potem typowa, wolniejsza część środkowa z fatalnym zakończeniem.
Ta kompozycja nie napawa optymizmem i Bye Bye Beautiful jest niewiele lepsze. Miało być miło i radiowo, a wyszło strasznie sztampowo i to samo można powiedzieć o Amaranth.
Tak czeka się i czeka na jakiegoś killera, ale mija przerysowany Cadence of Her Last Breath, po czym niespodziewanie eksplodują w Master Passion Greed i wchodzą w rejony MDM z thrashowym zacięciem. Zaskakujące, jak dobre to jest w zwrotkach w swojej prostocie i jak świetnie zrealizowane są orkiestracje. Szkoda tylko, że Hietala nie jest wybitnym wokalistą, a refren jest raczej przeciętny, ale Jukka chyba wygrywa tu najciekawsze partie perkusji. Eva to przepłakana i bardzo płaska ballada i na tym kończy się pierwsza połowa albumu.
Czasami się zdarza, że zespoły się budzą w drugiej połowie, ale niestety nie w tym przypadku. Sahara to najnudniejszy z możliwych metal symfoniczny, który próbuje być ciężki, ale przy tak ubogiej gitarze trudno o prawdziwy ciężar. Momentami można odnieść wrażenie, że album tymi cięższymi partiami próbuje konkurować z DIVINEFIRE, ale przy tak prostych partiach trudno o ten klimat walki dobra ze złem.
Whoever Brings the Night poza wybornymi orkiestracjami i partią środkową nie ma nic, For the Heart I Once Had to kolejna zbyt płaczliwa i przesłodzona ballada, która próbuje być przyjazna dla każdego. The Islander jest okropny, po części nawet kompromitujący, typowe granie przy akustykach i fujarkach bez mocy. Wielu zespołom to nie wyszło i NIGHTWISH jest kolejnym z listy. Gdzie temu do emocji KIUAS czy potęgi FALCONER?
Last of the Wilds to nudny instrumental, który nic nie wnosi ani nie daje pokazu umiejętności, bo nie ma niestety czego pokazywać. 7 Days of the Wolves wzbudza nadzieje i jest to kompetentnie zagrany numer, chociaż sztucznie wydłużająca kompozycję część środkowa jest słaba.
Na koniec Meadows of Heaven, które przejawia chęci powrotu do grania z debiutu i te wstawki folk są zupełnie niepotrzebne i brzmi to znacznie lepiej przy samych orkiestracjach, gdzie czuć czysty klimat filmów Disneya.
W końcu album z wstawkami MDM jest przeznaczony dla całej rodziny.
Brzmienie perfekcyjne, ale czego innego oczekiwać od Mikko Karmila i Mika Jussila?
Orkiestracje wykonane są fenomenalnie, ale sam zespół gra raczej poprawnie, z kolei nowa wokalistka okazuje się być poprawna i raczej nic ponad to, jakby to był album nagrany z marszu. A biorąc pod uwagę, że album był nagrany bez niej i to ona musiała się dostosować, to trudno się dziwić, że efekt końcowy nie powala.
Płyta wydaje się być nieprzemyślana i próbować trafić w gusta wszystkich, ale ostatecznie trafia raczej do garstki, bo niewiele jest tutaj zagrane dobrze czy z błyskiem.
Wartość muzyczna niewielka, ale marketingowo album okazał się ogromnym sukcesem, zgarniając platyny w wielu krajach i bijąc rekordy sprzedaży.
Ocena: 6/10
SteelHammer