Fraise
#1
Fraise - A New Beginning (2007)

[Obrazek: R-9521916-1482026199-7215.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fall a Prey 03:56
2. Heal Me Now 03:59
3. Colours of Sin 04:17
4. Light My Flame 04:04
5. Sign of Victory 04:38
6. In Luxury 04:37
7. Midnight Moon 04:40
8. Arian and Arador 04:51
9. Take Me Away 05:17
10. Always Hope 01:07
11. Where Angels Fly 04:18
12. Euphoria 04:03

Rok wydania: 2007
Gatunek: Power metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Ola Hedman - śpiew
Christian Doyle - gitara
Svante Widerström - bas
Patrick Fransson - perkusja
Håkan Ivarsson - instrumenty klawiszowe

Patrick Fransson skompletował nowy skład po rozpadzie tego z "Hellicornia" i nagrał drugi album, wydany nakładem własnym w październiku 2007.

Oczywiście wszystko obraca się w sferze power metalu, ale tym razem wrzucone jest tu wszystko ze wszystkich odmian... Zespół przeszedł od czasu debiutu spore zmiany personalne, w tym wokalisty, a nowym został Ola Hedman i przyznam, że mnie początkowo nie zachwycił.
Na tym LP brzmienie jest mocniejsze niż na poprzednim, ociera się o szwedzki heavy powerowy sound w klasycznym wydaniu i można by go uznać za kolejny album z tego kraju z dobrze zagranym, melodyjnym metalem jednak... jednak coś jest więcej, co na początku nawet wkurza, a po pewnym czasie zaczyna wciągać i intrygować. Jest to bowiem długograj zakręcony i z odrobiną szaleństwa, jakiego brak BLOODBOUND i DREAMLAND, bo pomiędzy tymi dwoma zespołami ta muzyka się plasuje. Mamy tu zarówno zakręcone lekko wokale, jak i zakręcone solówki gitarowe oraz zupełnie zakręcone, z innej planety partie klawiszowe, udziwnione do granic możliwości tolerancji w tym gatunku. Mamy mocną gitarę o szwedzkim, rozpoznawalnym brzmieniu, mamy doskonałe wręcz refreny, wplecione w nie zawsze pasujące motywy główne, mamy wreszcie czasem totalnie zakręconą perkusję jak w zamykającym album "Euphoria" i ten numer jest kwintesencją tego LP - choć nie jest do końca reprezentatywny.
Co więc jest tu reprezentatywne w tym wszystkim? No trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, bo te kompozycje, mimo że w jednym stylu, to jednak się mocno różnią, także i poziomem zakręcenia, a to jest chyba główny smak tej płyty. Nie jest to album durnych metalowych i rockowych wygłupów, mających pokryć ubóstwo pomysłów i muzyczna indolencję. Nie jest to też granie idiotycznych wesołków ani kolorowych przebierańców, to power metal, tyle że taki zakręcony... po prostu.
Fakt, nie zawsze są wystarczająco atrakcyjni w tym, co robią, jak w "Heal Me Now" czy "Midnight Moon", ale czy można przejść obojętnie wobec wielu innych utworów z tej płyty?
Odpowiedź daje przecież już pozytywnie zakręcony "Fall a Prey", zagrany szybko i dynamicznie, z super nośnym refrenem, budzącym skojarzenia wszelkiego rodzaju, ale zawsze pozytywne.
Wszędzie ta nutka szaleństwa, także w tych solówkach gitarowych i mieszaniu ich z klawiszami oraz dziwacznych wstępach. Znakomity jest "Sign Of Victory", gdzie słychać, jak grają niby rycersko i epicko, a przecież to jest podane w krzywym zwierciadle, zwłaszcza w refrenie. Melodia wyborna, podobnie jak w "In Luxury", który też można uznać za najbardziej standardowy kawałek ze skandynawskim refrenem, ale przecież te klawisze w tle to do końca "normalne" nie są. No i kończy pianino. Ciekawe. Końcówka płyty to majstersztyk i tak nazwać należy trzy ostatnie kompozycje, przedzielone miniaturą "Always Hope". Rycersko w "Take Me Away", w nadzwyczaj spokojnym tempie, ale tu łączenie pewnych motywów, a zwłaszcza różne style śpiewania Hedmana, budzą chwilami zdumienie. Dobry wokalista? Może nie bardzo, ale tu pasuje idealnie i jego wokal jest tu jednym z elementów, pracujących na wysoką ocenę tej płyty. Doskonała gra w średnim tempie w niby balladowym "Where Angels Fly", gdzie ozdobą jest przepiękny refren, zaśpiewany z jakąś specyficzną determinacją. A "Euphoria"? No, to po prostu euforia. Bardzo równy i wysoki poziom trzymają także "Colours of Sin" z pewnym udawaniem kabaretowym niemieckich tuzów, czy bogaty w proste klawisze, ostry gitarowo "Light My Flame", a także ciekawie skonstruowany "Arian and Arador".

Fransson jako twórca całego repertuaru na ten LP okazał się nie tylko bardzo dobrym perkusistą, co tu udowadnia cały czas, ale i człowiekiem pozytywnie zakręconym w granicach power metalu, jaki spokojnie wchodzi fanom tego gatunku. Jako producent spisał się średnio, pod tym względem album się specjalnie nie wyróżnia, ale to typowy, szwedzki sound, od jakiego zęby nie bolą.
Bardzo sympatyczne, melodyjne, energiczne szwedzkie zakręcenie.


Ocena: 8.8/10

20.09.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Fraise - przez Memorius - 20.06.2018, 18:11:26
RE: Fraise - przez Memorius - 06.11.2018, 15:16:21
RE: Fraise - przez Memorius - 15.05.2019, 18:40:09
RE: Fraise - przez Memorius - 15.05.2020, 21:11:36
RE: Fraise - przez Memorius - 03.09.2023, 14:25:44
RE: Fraise - przez Memorius - 12.09.2023, 18:17:37

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości