From the Depth
#2
From the Depth - Moments (2020)

[Obrazek: R-15929168-1610785132-5275.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Immortal 04:55     
2. Spread Your Fire 04:55     
3. Ten Years 05:09     
4. Streets of Memory 04:20     
5. Hypnos 01:51     
6. Forget and Survive 04:48     
7. Just Ice 07:46     
8. Missed 04:51     
9. A Matter of Time 05:47     
10. Somewhere 04:22

Rok wydania: 2020
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Raffaele Albanese - śpiew
Gianpiero Milione - gitara
Simone Martinelli - gitara
Santo Clemenzi - bas
Cristiano Battini - perkusja

Gościnnie:
Davide Castro - instrumenty klawiszowe
Oreste Giacomini - instrumenty klawiszowe
Andrea De Paoli - instrumenty klawiszowe


2020 rok, świat obiega szokująca wiadomość - z czeluści do życia powraca FROM THE DEPTH i ma zostać wydany nowy album nakładem Rockshots Recods 28 sierpnia.
Przez te lata skład się zmienił, teraz jest dwóch gitarzystów, ale pozostała ta sama sekcja rytmiczna, a klawiszowców gościnnie występujących jest trzech, w tym tytan LABYRINTH Andrea De Paoli.

Do nagrań została zaproszona cała rzesza gości również do chórów, jednych sławnych, jak Tiranti i Voli, inni mniej. Można odnieść wrażenie, że ten album wydaje się być lansowany jako wielkie wydarzenie, wielki powrót, ale to wrażenie mylne. I to bardzo.
Debiut, który nagrany został prawie 10 lat temu nie prezentował sobą niczego nowego, i podobna sytuacja ma miejsce tutaj. Jest kopiowanie SECRET SPHERE z czasów Roberto Messina w Immortal i Spread Your Fire. Jest i typowy włoski flower power w Forget and Survive z potęgą naiwności KALEDON polanego sosem HELLOWEEN i to jest muzyka tylko dla zaprawionych w boju, którzy jeszcze nie mają dość muzyki infantylnej, skierowanego do jak najbardziej zdziecinniałego odbiorcy, zagrane kompletnie bez klasy i szacunku. Kompletne przeciwieństwo TWILIGHT FORCE.
VISION DIVINE odzywa się w Ten Years i jest to niestety granie bardzo przewidywalne, z fatalnym zakończeniem.
Paoli to klasa sama w sobie i tam, gdzie gra jest to występ na poziomie, trudno też coś zarzucić sekcji rytmicznej i gitarzystom, bo starają się grać ciekawie i zdarzy im się odegrać wariację na temat czy to LABYRINTH, czy SECRET SPHERE, i to na całkiem niezłym poziomie, ale bez iskry i ikry, na poziomie odtwórczym ze słabo zaznaczoną inwencją własną.
Po części ciekawe jest Streets of Memory, bo jest w tym coś z LABYRINTH, wydaje się też odzywać bardziej infantylna wersja SHINING FURY w Forget and Survive.
Just Ice niby nie jest złe, ale WINTERS DAWN i ich nostalgiczne, niemal momentami płaczliwe granie to raczej Grecja, a takie rzeczy bardziej stonowane o klasę wyżej grali Czesi z SEBASTIEN. Nawet miejsce na IRON MAIDEN się tutaj znalazło! Najlepszą częścią są ostatnie dwie minuty, gdzie atakują epiką na miarę ICY STEEL i to jest zrealizowane naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że dobre przychodzi na końcu.
Są inspiracje TEMPERANCE w Missed, ale Albense daje do zrozumienia jedynie, że nie jest Pastorino. A Matter of Time to miał być chyba miks TEMPERANCE, EDGE OF FOREVER i SECRET SPHERE, które najbardziej słychać w refrenie, tylko dlaczego te chóry są tak słabe? Na plus bardzo dobre solo.
Na końcu Somewhere, która miała być chyba nawiązaniem do SECRET SPHERE i wokalnie jest to zrealizowane bardzo, bardzo dobrze, aż chce się bić oklaski. Kiedy jednak to się dopiero zaczyna rozkręcać, to się kończy, bo ostatnie dwie i pół minuty to strata czasu przy nic niewnoszących samplach.
Idealne podsumowanie albumu, który tak naprawdę nic nowego nie wnosi.

Brzmienie? Przecież to oczywiste, że bez zarzutu, bo inne płyty z Domination Studio Simone Mularoniego nie mają prawa wyjść, tylko szkoda jego pracy na płytę tak nijaką.
Po przesłuchaniu tego LP jest mi autentycznie smutno i przykro, bo chciałbym dać ocenę dobrą, powiedzieć, że to poziom albumu poprzedniego, nawet że to jest wydarzenie godne wszystkich biorących w tym udział.
Mimo usilnych chęci nie jestem w stanie.
Problemem nie jest wtórność tego wszystko czy że technicznie jest to poziom nieco ponad rzemiosła.
Problemem są kompozycje, które w większości nie wychodzą poza poziom coverbandu, momentami zahaczając brutalne uproszczenie.
Ten album chyba byłby lepszy, gdyby powstał jako rocznicowe wydanie włoskiej sceny metalowej, przypominające o zespołach znanych i takich, które znać warto.
Bo płyta jako taka broni się samodzielnie raczej słabo i jest ona wymierzona chyba tylko do osób, które mają dość niskie wymagania nawet co do samej sceny włoskiej, która przecież w ostatnim czasie wydaje się rozwijać dość prężnie albo po prostu rozpoczynających przygodę i chcą wyjść poza strefę komfortu. Tylko taka płyta do poszukiwań może raczej zniechęcić.
Ale może takie osoby uznają ją za dobrą. W końcu są tacy, którym podobają się ostatnie płyty DRAGONFORCE i wielkim wydarzeniem była każda kolejna płyta POWER QUEST, NANOWAR i SLAYER ostatnich 25 lat czy garażowego dema black metalowego shoegeze ze Sri Lanki.
Niestety, do mnie, osoby bardzo pobłażliwej, która potrafi wybaczyć wtórność i lubi metal z dozą naiwności, ta muzyka nie trafia.


Ocena: 6.1/10

SteelHammer


Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Rockshots Recods
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
From the Depth - przez Memorius - 20.06.2018, 18:20:04
RE: From the Depth - przez SteelHammer - 07.08.2020, 21:08:54

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości