21.07.2022, 16:05:19
Grave Digger - Symbol of Eternity (2022)
Tracklista:
1. The Siege of Akkon 01:04
2. Battle Cry 03:53
3. Hell Is My Purgatory 03:54
4. King of the Kings 04:44
5. Symbol of Eternity 05:19
6. Saladin 00:37
7. Nights of Jerusalem 04:40
8. Heart of a Warrior 03:47
9. Grace of God 04:24
10. Sky of Swords 04:16
11. Holy Warfare 03:44
12. The Last Crusade 05:21
13. Hellas Hellas (Vasilis Papakonstantinou cover) 04:01
Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład:
Chris Boltendahl - śpiew
Axel Ritt - gitara
Jens Becker - bas
Marcus Kniep - perkusja, instrumenty klawiszowe
Tracklista:
1. The Siege of Akkon 01:04
2. Battle Cry 03:53
3. Hell Is My Purgatory 03:54
4. King of the Kings 04:44
5. Symbol of Eternity 05:19
6. Saladin 00:37
7. Nights of Jerusalem 04:40
8. Heart of a Warrior 03:47
9. Grace of God 04:24
10. Sky of Swords 04:16
11. Holy Warfare 03:44
12. The Last Crusade 05:21
13. Hellas Hellas (Vasilis Papakonstantinou cover) 04:01
Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład:
Chris Boltendahl - śpiew
Axel Ritt - gitara
Jens Becker - bas
Marcus Kniep - perkusja, instrumenty klawiszowe
Fields of Blood było sporym rozczarowaniem i należało zadać pytanie, czy GRAVE DIGGER ma jeszcze sens.
Wiele sobie nie obiecywałem po HELLRYDER, ale Boltendahl z Rittem bardzo miło zaskoczyli debiutem tego projektu i dawało to pewne nadzieje.
Oczywiście ważniejszym przedsięwzięciem jest GRAVE DIGGER i zgodnie z wieloletnią tradycją, punktualnie po 2 latach, atakują kolejnym albumem, tym razem z nową wytwórnią, znakomitym macedońskim Rock of Angels Records, które wyznaczyło premierę na 26 sierpnia 2022 roku.
Battle Cry to odgrzewanie kotleta z czasów Excalibur, konkretnie pomysłu na refren Pendragon i wiele innych, ale słucha się tego bardzo dobrze, szczególnie szorstkiego i agresywnego Boltendahla i rozdzierającej gitary.
Trudno mówić o jakimś powiewie świeżości w przypadku tej grupy, ale mimo to cieszy bardzo skromne przemycanie pomysłów na twardy heavy metal z HELLRYDER, szczególnie mocnej w gitarze i surowsze brzmienie (oczywiście nie tak surowe i mocne jak w HELLRYDER). Bas jest potężny, a perkusja, jakiej dawno w GRAVE DIGGER nie było. Kniep na albumie poprzednim nie miał ani za wiele do pokazania ani powiedzenia i nie istniał, tutaj momentami nawet potrafi zaskoczyć energią i dobrze wykorzystaną przestrzenią w King of the Kings, w którym akurat kopiują MAJESTY z ciągotami do MANOWAR i wychodzi to nawet przekonująco. Dobrze też wyszło Hell Is My Purgatory, w którym są pogłosy HELLRYDER, nie jest to geniusz gatunku czy wielkie odkrycie, ale po wielu rozczarowaniach, jakie GRAVE DIGGER zaserwował w ostatnich latach, to jest to niemal jak miód na uszy. Może i z marketu, a nie pasieki, bo refren toporny, ale to w końcu GRAVE DIGGER.
Symbol of Eternity to już typowy GRAVE DIGGER z czasów Knights of the Cross, podobnie kwadratowy Nights of Jerusalem i wiele do zarzucenia tutaj nie ma, bo zagrali dobrze, Symbol of Eternity nawet z autentyczną nutą nostalgii. Heart of a Warrior to mało odkrywcze krążenie w klimatach MAJESTY i najbardziej szkoda jest tutaj motywu rockowego. To mogło pójść dalej i by wyszedł dobry, rozbujany GRAVE DIGGER na poziomie ostatniego MYSTIC PROPHECY i ARIDA VORTEX.
Grace of God to znów ukłon w stronę Knights of the Cross, ale są już tutaj naleciałości GRAVE DIGGER z 2001 roku i to brzmi tylko poprawnie, ale w końcu nauczyli się grać jak MANOWAR w Sky of Swords. Może nie jest to najwyższych lotów, ale na pewno ciekawsze od tego, co MANOWAR nagrało w ciągu ostatnich 15 lat i ciekawie tutaj Ritt nawiązał do Logana w braku ozdobnika gitarowego, o którym warto byłoby napisać.
Holy Warfare to solidny GRAVE DIGGER bez niespodzianek i nieporywający tłumów, zwyczajny germański heavy metal i nie ma zaskoczenia przy wolniejszym i bardziej marszowym The Last Crusade na zakończenie. Krojone na miarę.
Brzmienie autorstwa Chris Boltendahla bezbłędne i selektywne, tradycyjne dla Niemiec w ustawieniu planów, z dużą i dobrze wykorzystaną przestrzenią, ale sam Boltendahl tym razem śpiewa świetnie, choć nie tak interesująco jak w HELLRYDER. Na Fields of Blood można było mu zarzucić wiele, tak tutaj wraca kilka lat młodszy. Ritt jako stały element tła GRAVE DIGGER gra tak, jak przyzwyczaił w ciągu ostatnich 12 lat, bardzo oszczędnie i chyba trzeba się pogodzić z tym, że ten czarodziej z DOMAIN nie wróci.
Może nie jest to najlepszy album GRAVE DIGGER, ale nie jest też najgorszy. W końcu poziom, do jakiego GRAVE DIGGER przyzwyczaił i kompromitacji na poziomie Clash of the Gods czy Healed by Metal nie ma.
Jest skostniały i sprawdzony GRAVE DIGGER, który nie przyprawia o przyspieszone bicie serca i nie zapisze się w annałach metalowej historii na wieki ani nie będzie świętym graalem, ale i nie wywołuje zażenowania, a to już postęp i krok w dobrą stronę, nawet jeśli zachowawczy.
Ocena: 7.4/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Rock of Angels Records!