Rainbow
#8
Rainbow - Stranger in Us All (1995)

[Obrazek: R-1636520-1591346475-2587.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Wolf to the Moon 04:16
2. Cold Hearted Woman 04:31
3. Hunting Humans (Insatiable) 05:45
4. Stand and Fight 05:22
5. Ariel 05:39
6. Too Late For Tears 04:56
7. Black Masquerade 05:35
8. Silence 04:04
9. Hall of the Mountain King 05:34
10. Still I'm Sad 05:22

Rok wydania: 1995
Gatunek: Hard rock/melodic metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Doogie White - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Greg Smith - bas
John O'Reilly - perkusja
Paul Morris - instrumenty klawiszowe

Kiedy w 1984 roku RAINBOW w związku z reaktywacją DEEP PURPLE został rozwiązany wydawało się, że ta nazwa pozostanie już tylko historycznym symbolem tworzenia heavy metalowej i melodic metalowej stylistyki brytyjskiej. Gdy jednak po nagraniu płyty "The Battle Rages On" Blackmore pożegnał się z Purpurowymi po cichu zaczęły rodzić się nadzieje, że Tęcza powróci.
Tak się też stało. Blackmore dobrał zupełnie nową ekipę złożoną z Amerykanów, a rolę wokalisty powierzył Doogie White, który wówczas jeszcze do znanych nie należał, ale rokował bardzo obiecująco. W szybkim tempie Blackmore przy pomocy White oraz Nighta, współpracującego z zespołem przygotował kompozycje na nowy album i w niedługim czasie oczekiwana z wielkim napięciem i zainteresowaniem płyta się ukazała. Ukazała się w sierpniu 1995 nakładem RCA w czasie gdy tradycyjny heavy metal był w odwrocie, wiele zespołów zeszło definitywnie ze sceny, a starzy fani tęsknie wzdychali wspominając Złote Lata 80te.

Blackmore nie zawiódł. Przedstawił płytę może nieco nierówną, ale to co jest tu najlepsze jest najlepsze w dosłownym sensie. RAINBOW bez wielkich gwiazd u boku Blackmore'a dał porcję znakomitej muzyki, którą można określić jako mieszankę melodic metalu, hard rocka i AOR, mieszankę ekscytującą i w wielu momentach po prostu porywającą. Blackmore zachował ducha RAINBOW z dawnych czasów nie tylko poprzez umieszczenie na tej płycie po raz drugi w historii zespołu covera Still I'm Sad, skądinąd zagranego w wyśmienity sposób.
Cała płyta przesiąknięta jest stylistyką RAINBOW, przede wszystkim z okresu z Turnerem, ma coś w sobie także z albumu Slaves And Masters DEEP PURPLE. Ma też własny wyrazisty styl, zapewne też dlatego, że produkcja tego albumu jest warta złotego medalu. Brzmienie jest po prostu wspaniałe. Miękkie, ale głębokie, soczyste, klarowne z wydobyciem wszystkich niuansów i drobnych szczegółów jakie instrumentaliści tu od siebie dodali, bo i trzeba przyznać że ekipa RAINBOW, choć bez sław, spisała się wybornie, nie stanowiąc dla Mistrza jedynie tła. Tu z pewnością na pierwszym miejscu wymienić należy White. Podążył drogą wytyczona przez Turnera, ale chyba przeskoczył go nawet, jako wokalista obdarzony lepszymi naturalnymi warunkami głosowymi i niebywałym wyczuciem w śpiewaniu właśnie takiej melodyjnej mocno osadzonej w tradycji rocka muzyki. Doświadczenia zebrane w RAINBOW doskonale wykorzystał i później, jako wokalista już bardzo znany i uznany. Można też powiedzieć, że muzyka jaką współtworzył potem w CORNERSTONE była mocno inspirowana i RAINBOW i kompozytorskim spojrzeniem Blackmore'a na melodyjny hard rock i metal.
Płyta, choć z dużą domieszką amerykańskiej krwi jest na wskroś brytyjska w stylu i w żadnym stopniu nie zbliża się do stadionowego glam rocka/metalu stadionowego z USA.
Jest to muzyka elegancka, ale nie napuszona, przebojowa, ale nie prostacka, zbudowana w czytelny sposób, ale nie pozbawiona smaczków i ozdobników jakie Blackmore potrafił włączać do swoich kompozycji od zawsze. A Wolf To the Moon spokojnie mógłby się znaleźć na każdej płycie z Turnerem i te średnie tempo oraz emocjonalny ciepły styl z odrobiną zadziora to wizytówka RAINBOW z dawnych czasów. No i oczywiście budzą podziw te sola Blackmore'a, które na tym LP są rozbudowane i jakby trochę nadrabiał swoje mini lenistwo w tym zakresie w latach 80tych w RAINBOW. Proste, melodyjne perełki. Oparty na wzorcach hard rockowych z lat 70tych Cod Hearted Woman to majstersztyk łączenia ciętych riffów z potoczystą melodią refrenu i tu też wielkie brawa dla White, który sobie świetnie poradził z tym dosyć trudnym wykonawczo, zmiennym utworze z elementami soulu. Rolę szybszego killera pełni na tym albumie Stand And Fight. Blackomore pokazuje jak w taką prostą kompozycję można wpompować coś, co zmusza do do jej nucenia. No i ta harmonijka ustna. Ale to nie Gillan... No i tu może jest odrobinę Ameryki w tym numerze, ale tej innej z Południa i zasypanych przez pustynny piasek przydrożnych drugstore'ów.
W podobnej potoczystej, rockowej manierze niewymuszonego przeboju utrzymany jest Too Late For Tears z megaprzebojowym refrenem i to jest ta Ognista Tęcza jaką kochali fani w latach 80tych. A to wszystko grane nie jest wcale za szybko. Tak jak i niesamowity Silence z najlepszymi wokalami White na tym albumie, i z dużymi wpływami grania DEEP PURPLE z lat 70, ale z takim dodatkiem musicalowego rozmachu, słyszalnego w aranżacji, ale i też w teatralnym rozegraniu całości w sferze wokalnej. No i drugi głos to gitara Blackmore'a. Niesamowity numer, jakiego nigdy wcześniej Blackmore nie zaprezentował. Wizytówka i najsłynniejszym utworem z tego albumu jest wspaniały Black Masquerade. Jest to jedna z najpiękniejszych i kompozycji rock/metalowych lat 90tych z elementami tego na co potem Blackmore postawił w Nocach, a co słychać w solo gitarowym. No ten klimat i elegancja w graniu prostego, a jakże wdzięcznego motywu głównego. No i te klawisze... A przy tym to cały RAINBOW i Blackmore lat 80-tych. Album jest jednak nieco nierówny. Ariel na tle pozostałych przebojów jakoś się nie wyróżnia chwytliwością, natomiast Hunting Humans wydaje się zbyt odmienny w swej stylistyce jak na ten ciepły rockowy album. Inaczej wygląda sprawa z Hall Of The Mountain King, który jest autorstwa Nighta i trudno dociec czemu ten utwór znalazł się na tej płycie. Jest to bardziej tradycyjna heavy kompozycja o cechach lekko epicko rycerskich i zagrana tu lekko i zwiewnie nie brzmi specjalnie interesująco. Zapewne jakiś zespół bardzie true heavy zrobił by z niej lepszy użytek.

Te hity które tu są jednak solą płyty czynią z niej jedno z najbardziej istotnych dla melodyjnego metalu dzieł lat 90tych. Album zebrał ogromne ilości pochwał i entuzjastycznych recenzji, trochę jednak w swój czas nie trafił. Pozyskać nowych fanów nie udało się, a i Blackmore wydawał się zmęczony graniem ciężkich odmian rocka...
RAINBOW ponownie przeszedł do historii, a Ritchie poświęcił się graniu innej muzyki, która w duszy grała mu od dawna.
Tak czy inaczej, tym LP sprawił swoim fanom ogromną przyjemność i do dziś pamiętam, z jakimi emocjami i radością słuchałem tej płyty po raz pierwszy, gdy się pojawiła.


Ocena: 8.5/10

8.06.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:23:49
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:24:32
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:25:26
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:26:08
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:26:50
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:27:29
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:28:07
RE: Rainbow - przez Memorius - 25.06.2018, 08:29:10

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości