Symphonity
#3
Symphonity - Marco Polo: The Metal Soundtrack (2022)

[Obrazek: a0031215053_16.jpg]

Tracklista:
1. Marco Polo, Pt. 1: Venezia 02:21     
2. Marco Polo, Pt. 2: Crimson Silk 06:00     
3. Marco Polo, Pt. 3: The Plague 05:14     
4. Marco Polo, Pt. 4: Love Theme 01:28     
5. Marco Polo, Pt. 5: Mongols 10:23     
6. Marco Polo, Pt. 6: Dreaming of Home 05:34     
7. Marco Polo, Pt. 7: I Found My Way Back Home 04:53     
8. Marco Polo, Pt. 8: Prisoner 04:19     
9. Marco Polo, Pt. 9: Venezia Finale 01:35

Rok wydania: 2022
Gatunek: Progressive/Symphonic/Power Metal
Kraj: Czechy

Skład zespołu:
Mayo Petranin - śpiew
Konstantin Naumenko - śpiew
Libor Krivak - gitara
Tomáš Sklenář - bas
Josef Cigánek - perkusja
Johannes Frykholm - instrumenty klawiszowe


O SYMPHONITY ucichło na długo, a Libor Krivak znowu został sam. Skompletowanie nowego składu trochę trwało, ale udało się pozyskać znanych i utalentowanych wokalistów w miejsce Hayera i Langhansa - znanego z SIGNUM REGIS Mayo Petranin oraz mniej znanego, ale bardzo utalentowanego Konstantina Naumenko.
20 maja 2022 album wydała uznana wytwórnia, Limb Music.

Po ostatniej płycie SYMPHONITY miałem bardzo duże oczekiwania i liczyłem chociaż na album bardzo dobry, pełen neoklasycznych uniesień gitarowych, bardzo dobrych i dobrych, mało odkrywczych melodii, ale muzykę przede wszystkim zapadającą w pamięć, tak jak to było w latach wcześniejszych.
Marco Polo dotknęła klątwa trzeciej płyty. To jest concept album o Marco Polo, ale poza warstwą liryczną niewiele za tym przemawia i realizacja tego jest zwyczajnie fatalna i gdyby usunąć intro i outro, mało kto by zauważył jakiekolwiek walory konceptu.
To jest próba gry zupełnie nijakiego symphonic power metalu, jakościowo na poziomie słabych płyt KALEDON, oraz tego, co najbardziej popularne w ostatnich latach, ale zupełnie bez pomysłu i przekonania. Ostatni album DRAGONY Viribus Unitis może i nie był wyjątkowy, ale chociaż miał jakieś znamiona kompetencji i wizji, a nawet spójności. Tutaj tego zabrakło i Crimson Silk to jest anemiczna wersja SERENITY i MYRATH, próba bardzo nieudolnego wplecenia motywów Bliskiego Wschodu. Wyszło to bardzo amatorsko i nie ma to żadnego przełożenia na samą kompozycję. To wprowadzenie najbardziej prostackie i najmniej interesujące z możliwych, a to wszystko przeradza się w mało interesujący w refrenach symphonic power z regionów RHAPSODY (czy może raczej grup trzecioligowych, próbujących uderzać do Włochów). Skoro już tykamy tematyki Marco Polo, to powinien być jakiś klimat tajemnicy, przygody, nakreślony mocnymi orkiestracjami, tymczasem są one na dalekim planie, bez wpływu na cokolwiek.
The Plague to kolejny taki przykład, do którego próbują dorzucić neoklasyczny element, ale jest on zrealizowany bardzo słabo, tak jak sam motyw ancient. Porównania z KENZINER i VIRTUOCITY nie wytrzymuje zupełnie. Neoklasyka na tym albumie jest niemal znikoma i została wypchnięta przez symphonic power nijaki i kompletnie bez osobowości. Niewiele jest tutaj z jakości albumów poprzednich i neoklasyka tutaj to co najwyżej skromne ozdobniki, ale ich realizacja jest słaba.
Po niewiele wnoszącym Love Theme jest 10 minut z Mongols... Zagrane zupełnie nijako i bez mocy, bardzo przypomina mi to kompozycyjną bezradność i nudę połączoną z anemią IRON MASK z Fifth Son of Winterdoom. Tak samo nie potrafią przykuć uwagi słuchacza, a partia środkowa jest porażająco słaba. Niby najgorszym elementem Fifth Son of Winterdoom były ciągoty do progressive, ale okazuje się, że bez zapędów progressive taka muzyka jest jeszcze gorsza.
Będąc jeszcze przy projektach Petrossiego, to słuchając I Found My Way Back Home nie mogę się pozbyć skojarzeń z Symphony of War MAGIC KINGDOM i niewiele z tego wynika poza bezczelnym kopiowaniem.
Komiczne jest to, że jak na concept album nie ma tutaj żadnego zakończenia czy zwieńczenia poza przegadanym Venezia Finale i już nawet GALNERYUS ma lepsze rozpoczęcia i zakończenia swoich albumów, mimo że przecież to nie są concepty. Symphonic rockowy Prisoners niby nie jest zły, ale to jak picie herbaty z wody po pierogach. LUCA TURILLI'S RHAPSODY zrobiło to o wiele lepiej. Nawet nie ma porównania.
Znacznie ciekawsze rzeczy zagrał Marius Danielsen na Legend of Valley Doom Part III, a wyszło nijako i bardziej coś pomiędzy The Dark Secret a Dark Wings of Steel. Bez mocy i bez tego, co w zespole najlepsze.
Piszę o tym albumie same złe rzeczy z rozgoryczeniem, ale jest jeden jasny punkt, który daje jakieś nadzieje. Dreaming of Home. Znakomita, cudownie zrealizowana ballada. I Konstantin Naumenko... Złoto. Perła. Występ bardzo emocjonujący, przy którym może się zakręcić łza. Arcydzieło muzyki klimatu i najbardziej tutaj szkoda Naumenko, który wkłada tutaj całe swoje serce. Doceniam i jest mi go na tym albumie najbardziej szkoda.

Libor Krivak zawiódł kompletnie jako gitarzysta i niestety nic tutaj ciekawego nie zagrał, nawet nie ma tutaj niczego kontrowersyjnego. Przeciętny, amatorski shred, jakiego się dużo słyszy dzisiaj nawet w US Power, co jest bardzo dziwne, bo na poprzednich albumach wydawał się pełen werwy i pomysłów i spokojnie można było go wymieniać w czołówce gitarzystów europejskich. Tutaj jest cieniem samego siebie, gra albo bardzo oszczędnie i bez treści, a jak już zagra coś dłużej, to nie robi to żadnego wrażenia i nie jest to ani odkrywcze, ani tak energiczne jak 6 lat temu.
Dziwnie również wypadł tutaj Johannes Frykholm, jakby wystrzelał się ze wszystkich pomysłów w PALANTIR. Tutaj niemal kompletnie nie istnieje.
Znacznie ciekawiej gra za to debiutant Tomáš Sklenář i stara się tutaj jak może, aby plan drugi był jak najciekawszy. Co prawda trudno jest tutaj zagrać coś imponującego, ale nie mogę odmówić mu zaangażowania.
Znacznie poniżej oczekiwań wypadł również Mayo Petranin i oczekiwałem po nim o wiele więcej, ale daleko mu niestety do tego, co pokazał w SIGNUM REGIS. Bardzo manieryczny, momentami sztuczny i od tej strony przypomina trochę Hayera z czasów Symphony of War. Wokalista z doświadczeniem, ale jakby zupełnie nieprzygotowany do materiału, momentami bardzo kontrowersyjny. Gdzie ten żar, ta moc? Nie tutaj, niestety.
Podkreślam ponownie, Konstantin Naumenko jest rewelacyjny i wypadł tutaj bardzo profesjonalnie, niestety to o wiele za mało, aby pociągnąć album kompozycyjnie tak przeciętne. Jego forma i Dreaming of Home nie są w stanie tego uratować.

Sound Finnvox Studio od klasycznego duetu Karmila/Jussila jest niestety moim zdaniem co najwyżej poprawny i jedyne, co tutaj jest godne pochwały to ekspozycja i ciepły sound basu. Jakby wiedzieli, że gitarowo niewiele jest tutaj do powiedzenia i trzeba wysunąć ten bardziej interesujący instrument. Nawet w brzmieniu można odnieść wrażenie, że w studio nie do końca wiedzieli, co to ma być za muzyka, więc ostatecznie poszli w uładzony symphonic melodic power metal, przy czym nie przywiązano zbytniej uwagi do wyeksponowania orkiestracji ani nawet melodii.

Tak więc podsumowując, czym jest Marco Polo: The Metal Soundtrack?
Mówiąc szczerze, niestety niczym szczególnym i jednym z największych rozczarowań 2022 roku, do tego od wytwórni, która w ostatnich latach wydała takie hity, jak WONDERS i MEMORIES OF OLD.
Marco Polo przyszedł i wrócił i niestety niewiele z tego wynika poza 33 minutami zniesmaczenia i Dreaming of Home.
No i Marco Polo chociaż wiedział, jaki ma cel, a SYMPHONITY kompletnie się zagubiło. Niestety.


Ocena: 5.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Symphonity - przez Memorius - 27.06.2018, 17:41:39
RE: Symphonity - przez Memorius - 17.07.2019, 19:38:46
RE: Symphonity - przez SteelHammer - 20.05.2022, 14:18:21

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości