02.10.2021, 16:43:36
KK's Priest - Sermons of the Sinner (2021)
tracklista:
1.Incarnation 00:58
2.Hellfire Thunderbolt 03:49
3.Sermons of the Sinner 05:25
4.Sacerdote y diablo 05:35
5.Raise Your Fists 04:10
6.Brothers of the Road 03:22
7.Metal Through and Through 08:13
8.Wild and Free 04:15
9.Hail for the Priest 05:44
10.Return of the Sentinel 08:59
rok wydania: 2021
gatunek: heavy/power metal
kraj: Wielka Brytania/USA
skład zespołu:
Tim "Ripper" Owens - śpiew
K.K.Downing - gitara
A.J. Mills - gitara
Tony Newton - gitra basowa
Sean Elg - perkusja
JUDAS PRIEST Bis, założony przez K.K. Downinga w roku 2019 w ramach współpracy z dawnym perkusistą JUDAS PRIEST Binksem oraz "Ripperem" Owensem, który grał w JP w latach 90tych. Sprawy skandalu, jaki wybuchł wokół odejścia Downinga z macierzystego zespołu w roku 2011 może pozostawię jednak bez komentarza, no może poza dygresją, że jak zwykle zamieszana jest w takie rzeczy kobieta. Początkowo planowany, jako "All Stars" band nagrał ostatecznie ten album bez Binksa, który miał problemy zdrowotne i bez ex basisty MEGADETH Davida Ellefsona. Brytyjczyk Tony Newton, który go zastąpił jest postacią mało znaną, natomiast Sean Elg z bardzo dobrej strony pokazał się w CAGE, THE THREE TREMORS i RAPTOR COMMAND. Amerykanie i Brytyjczycy grają heavy/power w stylu JUDAS PRIEST na płycie, która po pewnych zawirowaniach ostatecznie ukazała się 1 października 2021 nakładem EX1 Records z UK, specjalizującej się w rocku i metalu z Wielkiej Brytanii.
Jeżeli K.K.Downing chciał tą płytą coś udowodnić, to udowodnił tylko tyle, że jego życiem i żywiołem jest muzyka JUDAS PRIEST. Nie ma tu niczego ponadto. Co więcej, nie ma tu niczego odświeżającego tę formułę sprawdzoną i utrwaloną w świadomości fanów. I jeszcze jedno "co więcej": nie ma tu nic, co mogłoby w znaczący sposób odróżnić "Sermons of the Sinner" od "Firepower". Stylowo i aranżacyjnie to praktycznie to samo, tyle że jakby Halford wypadł lepiej od Owensa, który tu niestety jest w formie słabej. Symptomy tej słabej formy "Rippera" były słyszalne już w THE THREE TREMORS. Tu czasem za bardzo skrzeczy, miejscami traci dynamikę i brzmi bardzo płasko, jakoś mimo wysiłku jest także mało heroiczny, gdy tego sytuacja wymaga. Nic specjalnego to nie jest w opcji melodii w Hellfire Thunderbolt, na pewno też Sacerdote y diablo, czy Sermons of the Sinner to w dużej mierze jakieś blade odbicie "painkillerowego" stylu JP, raczej toporne, choć akurat jeśli chodzi o ogólną robotę gitarzystów, całościowo nie jest źle i młody Mills dzielnie sekunduje panu K.K., także w licznych solowych pojedynkach.
Obiecujący tytuł Raise Your Fists, to niestety tylko obiecujący tytuł i jako swoisty hymn do wspólnego śpiewania na koncertach, takiej furory jak nieśmiertelny Take On the World nie zrobi.
Przyciężki, niezgrabny Brothers of the Road nic nie wnosi do klasycznego heavy metalu brytyjskiego, jako dziesiątki zespołów z UK bez powodzenia gra od 30 lat. To samo można powiedzieć o Wild and Free i aż trudno uwierzyć, że K.K.Downing stworzył do tego taki nieciekawy, ograny refren.
Obiecujący tytuł Raise Your Fists, to niestety tylko obiecujący tytuł i jako swoisty hymn do wspólnego śpiewania na koncertach, takiej furory jak nieśmiertelny Take On the World nie zrobi.
Przyciężki, niezgrabny Brothers of the Road nic nie wnosi do klasycznego heavy metalu brytyjskiego, jako dziesiątki zespołów z UK bez powodzenia gra od 30 lat. To samo można powiedzieć o Wild and Free i aż trudno uwierzyć, że K.K.Downing stworzył do tego taki nieciekawy, ograny refren.
Bardzo kiepsko prezentuje się pełen dłużyzn i nadmiernie ożywionych solówek Metal Through and Through, ponad osiem minut bicia classic heavy metalowej piany i jest tu może minuta solidnego grania, jakiego należy oczekiwać od tak doświadczonych w swoim fachu muzyków. Na pewno jednak nie jest to fragment, gdzie pojawia się gitara akustyczna.
Bardzo późno pojawia się wreszcie konkretny killer, melodyjny, zdecydowanie zagrany w umiarkowanym tempie Hail for the Priest. I wreszcie bezbłędnie to zaśpiewał Owens. Tak, ale to tylko obnaża dużo niższą klasę wielu innych utworów z tej płyty. Płyta zbudowana z takich kompozycji, wnoszących więcej niż tylko "wannabe" "Painkiller" i ogólnie "JP metal" byłaby niewątpliwie hitem. Kończy się to wszystko kolejnym długim, epicko/heroicznym Return of the Sentinel i znowu fragmentarycznie jest to znakomite - (ach te melodyjne duety solowe gitarzystów!), ale i miejscami monotonne i ospałe. Za to część wolna, melancholijna, poetycka jest wyśmienita i gdzieś to sięga do tradycji Run of the Mill, czy Beyond the Realms of Death.
Bardzo późno pojawia się wreszcie konkretny killer, melodyjny, zdecydowanie zagrany w umiarkowanym tempie Hail for the Priest. I wreszcie bezbłędnie to zaśpiewał Owens. Tak, ale to tylko obnaża dużo niższą klasę wielu innych utworów z tej płyty. Płyta zbudowana z takich kompozycji, wnoszących więcej niż tylko "wannabe" "Painkiller" i ogólnie "JP metal" byłaby niewątpliwie hitem. Kończy się to wszystko kolejnym długim, epicko/heroicznym Return of the Sentinel i znowu fragmentarycznie jest to znakomite - (ach te melodyjne duety solowe gitarzystów!), ale i miejscami monotonne i ospałe. Za to część wolna, melancholijna, poetycka jest wyśmienita i gdzieś to sięga do tradycji Run of the Mill, czy Beyond the Realms of Death.
Jeśli gitarzyści grają miejscami znakomicie, to na pewno sekcja rytmiczna gra znakomicie cały czas. Pochody basowe Newtona czasem po prostu są brawurowe, a zagrywki Elga ekscytujące jak w RAPTOR COMMAND.
Odnośnie ostatniego "co więcej"... Jednak K.K.'s PRIEST to więcej tego klasycznego heavy metalu lat 70 tych i 80tych, niż mechaniczne granie szybkich numerów na "Firepower". Jest czasem bardzo nostalgicznie i to wartość tej płyty podnosi. Dlatego wygrywa ona z "Firepower" zdecydowanie.
Wygrywa także brzmieniem, tchnącym autentyzmem JUDAS PRIEST z lat 1975-1978, oczywiście teraz wzbogaconym o współczesne możliwości techniki nagraniowej. Ade Emsley, który zrobił tu mastering (także ostatnio dla IRON MAIDEN, BLAZE BAYLEY, MONUMENT, czy TANK) bardzo starannie to wszytsko przemyślał.
Jest w tym wszystkim nieco wewnętrznych sprzeczności, jest kilka słabszych punktów i dlatego to bardzo dobra płyta nie jest. Nie jest to jednak sztampowy produkt masowy heavy metalowego mainstreamu jak "Firepower" i to jest chyba najważniejsze.
ocena: 7,3/10
new 2.10.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"