Gauntlet Rule
#1
Gauntlet Rule - The Plague Court (2022)

[Obrazek: a0283925770_10.jpg]

Tracklista:
1. The Caneham House 04:16     
2. Run the Gauntlet 04:14     
3. The Well of Shadows 04:30     
4. Runes of the Autumn Witch 05:51     
5. Dying for My Dreams 04:10     
6. Valley of Thorns 04:02     
7. Plague Court 03:58     
8. By the Gods Who Are Not 03:59     
9. A Choir of Angels 05:06     
10. Death Will Be Ours (And Ours Alone) 08:26    

Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Teddy Möller - śpiew
Rogga Johansson - gitara
Peter Svensson - bas

Gościnnie:
Blaze Bayley - śpiew
Lorraine Gill - śpiew
Kjetil Lynghaug - gitara
Lars Demoké - perkusja


Rogga Johansson to tytan death metalowej sceny szwedzkiej, muzyk bardzo aktywny, co widać po bardzo długiej liście albumów i zespołów, w jakich zagrał i które stworzył.
Tym razem Rogga postanowił zaskoczyć i stworzyć projekt lżejszy, heavy i power metalowy, zapraszając swoich stałych współpracowników, jak Kjetil Lynghaug z PAGANIZER, perkusistę Larsa Demoké z niedawno stworzonego CATACOMB, Petera Svenssona z ASSASSIN'S BLADE.
Rolę wokalisty w drodze wyjątku przejął Teddy Möller, basista WUTHERING HEIGHTS oraz wokalista LOCH VOSTOK.
Może nie jest to największy projekt all-star w dziejach, ale jednak gwiazdy i wydaniem debiutanckiego albumu zajęło się From the Vaults, które wyznaczyło premierę na 18 marca 2022 roku.

To są muzycy z wieloletnim stażem i doświadczeniem, jednak to wszystko niestety nie przekłada się na jakość kompozycji i poza stroną techniczną jest to festiwal porażek i odgrzewanych kotletów, kompletnie przepalonych i zwęglonych. Coś, o czym szczerze mówiąc wolałbym nie pisać, ostatecznie jednak po prostu tak trzeba. Dla potomnych.
Johansson nagrywa różne rzeczy, niektóre pełne absolutnie dewastujących melodii jak debiut REVOLTING czy jego projekt z niezniszczalnym Speckmannem, ale heavy/power metal okrutnie uwypukla powszedniość i przewidywalność motywów, kompletną archaiczność kompozycji i ich fundamentów.
The Caneham House to średnio interesujący niemiecki heavy metal przełomu lat 80-90-tych, jest teutoński GRAVE DIGGER w Valley of Thorns, ale zagrany jakby bez przekonania i zupełnie wyprany z energii. Jest i leniwie podany US Power Run the Gauntlet oraz The Well of Shadows, które naprawdę marnie próbuje naśladować SATAN'S HOST. Zabrakło pazura i potężnego uderzenia.
To jest absolutny stereotyp heavy/power, jaki można zobaczyć w serialach czy filmach, to jest zobrazowanie tego, jak wyobrażają sobie heavy metal osoby, które raczej tego gatunku muzycznego unikają i coś tam wiedzą. Są ryczące, ale ugłaskane gitary, są stereotypowe melodie rodem z dżingla, jest jakiś tam ciężar, ale niezbyt wielki, aby nie przyprawić kogoś z rodziny przed telewizorem o szybsze bicie serca albo demoralizować młodzież morderczą energią.
Czy inaczej da się opisać Dying for My Dreams, w którym zaśpiewał Blaze Bayley? Poprawny heavy metal, jak najbardziej, ale czy ktoś by zwrócił uwagę na taką kompozycję, słuchając The Man Who Would Not Die albo Promise and Terror?
Co najwyżej mógłby to podbić punktację King of Metal.
Warsztatu tutaj nie brakuje i gitarzyści starają się grać ciekawie, podobnie perkusista i od strony technicznej nie mam nic do zarzucenia, ale Teddy Möller stara się tutaj strasznie się hamuje. Gdzie moc i werwa, charyzma LOCH VOSTOK? Gdzie ta energia?
Kompozycyjnie jest to album kompletnie niezdecydowany i bez konkretnego motywu przewodniego, czy to ma być niemiecki heavy, US POWER czy może granie bardziej wyspiarskie?
A Choir of Angels to pokaz bezradnego, amerykańskiego grania i przypomnienie o TAIST OF IRON, o którym raczej mało kto pamięta.
Nad Death Will Be Ours (And Ours Alone) nie ma co się pastwić, tylko odesłać do NIVIANE, gdzie gra się porywający, marszowy amerykański metal.

Sound klasyczny i selektywny, ale z kompletnie nijaką gitarą bez energii, ale za to perkusją charakterystyczną dla projektów Johanssona. Absolutnie nic szczególnego, tak jak niestety sama muzyka.
Wielka szkoda, bo ten skład ma potencjał na dużo więcej, ale zabrakło odwagi, aby wyjść z bezpiecznej strefy i zagrano album heavy/power zupełnie bez tożsamości i zwyczajnie nijaki. To da się naprawić, bo jest Teddy Möller i wystarczy zagrać materiał z większą energią, w którym poczuje się jak ryba w wodzie, a nie jak prawnik kajający się przed majestatem sądu w przegranej sprawie. Tym bardziej, że Rogga ma przecież doświadczenie w graniu cięższym, a tag heavy/power ewoluował na tyle, że mogli zagrać agresywniej i to tylko by się przysłużyło sprawie. A cisza SATAN'S HOST tylko by pomogła im się bardziej wybić. Pozostaje mieć nadzieję, że na kolejnym albumie zostaną wyciągnięte słuszne wnioski i będzie lepiej. Pozostaje zachwycać się innymi, bardziej udanymi projektami Johanssona, a tych nie brakuje. Na ten moment, to nie jest jeden z nich.
Niestety, ten album jest skazany na zatonięcie w oceanie heavy metalowej poprawności.


Ocena: 5/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki wytwórni From the Vaults.
Odpowiedz
#2
Gauntet Rule - After the Kill (2024)

[Obrazek: 1270574.jpg?1129]

Tracklista:
1. Usurper 04:19      
2. Exception to the Rule 04:35      
3. Drumhead Trial 05:10      
4. Bite the Hand That Feels 03:45      
5. Vengeance 05:26      
6. The Zero Crag 03:53      
7. Empire Maker 04:06      
8. The Night Wind 04:28      
9. After the Kill 03:45      
10. The Scythe 08:38

Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Teddy Möller - śpiew
Rogga Johansson - gitara
Kjetil Lynghaug - gitara
Peter Svensson - bass
Marcus Rosenkvist - perkusja


Przedsięwzięcie GAUNTLET RULE Rogga Johanssona przez dwa lata powiększyło się i Kjetil Lynghaug został oficjalnym, drugim gitarzystą, a na perkusji tym razem zagrał Kjetil Lynghaug, znany chociażby z ASSASSIN'S BLADE.
Wydania drugiego albumu podjęła się hiszpańska wytwórnia Fighter Records, z premierą wyznaczoną na 12 listopada 2024 roku.

Tym razem jakby więcej pijackiego, niemieckiego power/thrashu z ciągotami do GRAVE DIGGER, co słychać w Exception to the Rule, w którym poza thrash metalową brutalizacją słychać silne wpływy Chrisa Boltendahla. Zaczyna się bitewnym, zadziornym Usurper i nawet jako metal ociekający browarem TANKARD to nawet ujdzie jako kompozycja dobra, szczególnie dzięki ozdobnikom gitarowym. Ponownie, od strony wykonawczej gitarzystom nie ma nic do zarzucenia, do doświadczeni i utalentowani ludzie i ich sola są tutaj dobre i bardzo dobre, chociaż nie zawsze w ramach gatunku heavy/power, a sekcja rytmiczna uderza z mocą bomby atomowej.
Zwyczajnie, znów zabrakło pomysłów na kompozycje i chwilami brzmi to bardziej jak parodia NANOWAR OF STEEL niż prawdziwy heavy metal, wystarczy posłuchać topornego, z marnym i płaskim refrenem Drumhead Trial, który próbuje być epicki, ale brzmi to sztucznie i nieszczerze. No i Teddy Möller. Na poprzednim LP można było uznać, że śpiewa znośnie, tutaj jest nie tylko manieryczny, ale siłowy i zwyczajnie beznadziejny, co słychać już w Exception to the Rule. Kogo próbuje parodiować łatwo się domyślić, to samo można powiedzieć o Drumhead Trial i ta bezradność kompozycyjna i brak pomysłu na melodie zadziwia. To szokujące, że znany z tak melodyjnych projektów jak REVOLTING, WAR MAGIC, współpracy ze Speckmannem nie ma pomysłu na ciekawe melodie i refreny. Jak już wskazać ciekawsze kompozycje, to Bite The Hand That Feels jest niezłe w ramach kopiowania GRAVE DIGGER i okazuje się, że gościnnie śpiewający Jacques Bélanger jest ciekawszym wokalistą.
Vengeance to znów GRAVE DIGGER, zagrany jeszcze bardziej topornie niż Niemcy by to potrafili, z kolei łagodny The Zero Crag to już parodia metalu. Nie jest to album tak tragiczny jak debiut i jest tutaj kilka przebłysków, jak Empire Maker czy The Night Wind i może to lepiej, że Aeronauts jest uznawany tylko za bonus... Chociaż nie, to, co zrobili w After the Kill z gościnnym występem Federica De Boni to jest kompletna kompromitacja i anty heavy metal.
Tak jak poprzednio na koniec zostawili najdłuższą kompozycję i The Scythe to jest absolutna gatunkowa poprawność, która rozkręca się zbyt długo w stylu THE 11TH HOUR i marnym, siłowym śpiewem Möllera, który w końcu próbuje pokazuje pazur growlem. I może gdyby tak zaśpiewał cały album, to by było ciekawiej i bardziej nowocześnie, bo od czasów niemieckiego INSANIA takiego heavy/power dużo nie ma...

Brzmienie tak jak poprzednio jest solidne, mocne i selektywne, z gęstym basem i przepotężną perkusją, trzeba było jednak wycofać jeszcze bardziej wokalistę.
GAUNTLET RULE to nadal tylko ciekawostka, ale niesprawiedliwym by było dostrzec próby poprawy względem debiutu i jest tutaj więcej melodii, niż na debiucie i chociaż próbują coś grać. Przeciętnie i mało oryginalnie, ale jest lepiej, niż w 2022 roku.
Szkoda, że talent instrumentalny nie poszedł w parze z kompozycyjnym, bo wtedy byłby mocny kandydat w tym roku. Chociaż dla GAUNTLET RULE to i tak spory skok jakościowy, a to już coś i jakiś pozytyw w tym zachowawczym morzu odtwórczego heavy metalu.


Ocena: 6/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Fighter Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości