WarCry
#1
WarCry - WarCry (2002)

[Obrazek: 14240.jpg?1731]

tracklista:
1.Intro 01:20
2.Luz del norte 05:04
3.Quiero 05:36
4.Nadie 04:45
5.Pueblo maldito 04:52
6.Cada vez 04:49
7.Señor 05:41
8.Al salir el sol 06:14
9.Trono del metal 05:21
10.Hoy gano yo 06:00
11.Nana 04:07
12.Amanecer 02:46

rok wydania: 2002
gatunek: melodic power/speed metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew, gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Alberto Ardines Álvarez - perkusja
oraz Goście
Pablo García Fernández - gitara
Fernando Gonzalez Mon - gitara

Rozwiązany w 1994 WARCRY przywrócony został do istnienia w 1996, ale okazał się wobec zobowiązań Víctora García i Alberto Ardinesa w AVALANCH tworem efemerycznym i ponownie odszedł w niebyt w 1998. Gdy jednak liderzy AVALANCH zaczęli gremialnie odrzucać speed/power metalowe pomysły ex członków WARCRY, w roku 2001 obaj pozostając w składzie AVALANCH reaktywowali po raz drugi WARCRY, jako projekt poboczny. Pod tym szyldem, jako duet wspierany przez muzyków sesyjnych, wydali przygotowane przez siebie kompozycje na albumie zatytułowanym po prostu "Warcry". Album ukazał się w kwietniu 2002 nakładem powołanej do życia przez obu muzyków wytwórni Jaus Records. Pewnej pikanterii dodaje tu fakt, że jako drugi gitarzysta solowy zagrał tu Fernando Gonzalez Mon w latach 1994-1996 klawiszowiec... AVALANCH.

WARCRY przedstawił melodyjny, heroiczny i romantyczny speed/power metal, jaki można było fragmentarycznie usłyszeć na debiucie AVALANCH, tyle że w prostszej, pozbawionej symfonicznych i neoklasycznych ozdobników formie. Jest to zapewne najbardziej jasko wyrażona w stylistyce płyta speed/power, wczesna płyta z Hiszpanii. Często było oceniana nisko, ale trudno jest ją oceniać obiektywnie, patrząc przez pryzmat późniejszych niezwykłych albumów grupy, w innym przecież gatunkowym obszarze.
W roku 2002 i na hiszpańskie warunki roku 2002 WARCRY zagrał solidną porcję melodyjnego power metalu, a Víctor García González pokazał się jako wysokiej klasy wokalista i pewny siebie, wirtuozerski gitarzysta, wspierany przez pełną werwy perkusję Alberto Ardinesa. Są tu i klawisze, te jednak pełnią rolę dopełniającą, przy czym to gra Victor na tych instrumentach na pewno nie można nazwać prymitywnym i uproszczonym. Jest to prawdziwy, gorący iberyjski power metal, melodyjnie malujący epickie i dramatyczne, bojowe pejzaże. Początek jest brawurowy i mało kto potem grał taki speed/power z romantycznymi wolniejszymi fragmentami jak WARCRY w Luz del norte. Och, jak chwyta za serce ognisty, latino power w Quiero i to prawdziwa metalowa corrida. Fenomenalne melodie tu można usłyszeć na tej płycie i czasem dwie w jednej kompozycji, więc tych pomysłów WARCRY miał mnóstwo. Dużo tu emocji, ciepłych skąpanych w iberyjskim słońcu, czy to w Nadie, czy to w Pueblo maldito, choć akurat ta kompozycja jest mniej interesująca. WARCRY jest bardziej przekonujący jako zespół grający power metal niż łagodny AOR/rock w Cada vez, z drugiej strony jednak refren coś zwiastuje, coś zwiastuje na przyszłość... I pięknie grają w zwiewnym Señor, ogniście i sentymentalnie! Kolejne pokolenia muzyków power metalowych szlifowały ten styl na coraz lepszych płytach. Tak jak ogromną potoczystość świetnego Al salir el sol z mocniejszym wolniejszym refrenem. Te power metalowe natarcia i pojedynki solowe z Monem to maestria! Nawet jeśli sama melodia jest po prostu tylko bardzo dobra, to czarują wykonaniem, pełnym niezachwianego przekonania o tym, że grają coś wartościowego. Ta płyta jest bardzo optymistyczna i to podnosi jeszcze jej wartość. I romantyczna, przyjemnie, bardzo przyjemnie romantyczna w rozpędzonym zgrabnie Hoy gano yo oraz urzekającym pastelowym songu Nana.
Piękne melodie, wirtuozerskie wykonanie, pasja, energia. "Warcry"
Realizacja tego albumu nie odbiega od standardów produkcyjnych w Hiszpanii na przełomie stuleci, ze wszystkimi ich niedostatkami. Trochę głucha gitara, trochę pukająca perkusja, trochę za bardzo schowany wokal. Z drugiej strony jednak trzeba pamiętać, że stworzenie własnej wytwórni to sprawa kosztowna i środki na produkcję tej płyty były dosyć skromne.

Miejska legenda głosi, że gdy liderzy AVALANCH usłyszeli ten album i zauważyli, jaką się cieszy popularnością, zapłonęli gniewem i zazdrością. Faktem historycznym jest jednak to, że wkrótce po wydaniu tego LP Victor i Alberto zostali z AVALANCH po prostu wyrzuceni. Oficjalnie, ponieważ niedostatecznie przykładali się do prac grupy. Pewnie dobrze się stało, bo po uzupełnieniu składu, w tym o Mona i Fernándeza, WARCRY odbudował się jako pełnoprawny zespół i przystąpił do nagrania w tym samym roku następnej płyty, na którą materiał był już praktycznie gotowy.


ocena: 9/10

new 18.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
WarCry - El Sello de los Tiempos (2002)

[Obrazek: 14242.jpg?1657]

tracklista:
1.El sello de los tiempos 00:53
2.Alejandro 05:35
3.Hijo de la ira 05:03
4.Capitán Lawrence 05:47
5.Tú mismo 04:35
6.Un mar de estrellas 06:54
7.Un lugar 05:01
8.Dispuesto a combatir 05:23
9.Vampiro 07:00
10.Hacia delante 06:37
11.Renacer 01:50

rok wydania: 2002
gatunek: melodic power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Fernando Gonzalez Mon - gitara
Álvaro Jardón - gitara basowa
Alberto Ardines Álvarez - perkusja
Manuel Ramil - instrumenty klawiszowe


Gdy Víctor García i Alberto Ardines zostali ostatecznie wyrzuceni z AVALANCH mogli ze spokojem zbudować pełen skład WARCRY i znaleźli się w nim obaj gitarzyści - goście z poprzedniej płyty, dawny basista grupy Álvaro Jardón oraz klawiszowiec Manuel Ramil, którego nazwisko w tym czasie nikomu jeszcze nic nie mówiło. Zapał był, pomysły były i grupa szybko nagrała swój drugi album wydany na początku grudnia 2002 przez swoją wytwórnię Jaus Records.

Jeżeli płyta "Warcry" była dla niektórych kontrowersyjna, to tym razem żadnych wątpliwości być nie mogło. Melodic power/speed zniszczenie i dewastacja!
Víctor García absolutnie dewastuje w energicznym dramatycznym stylu uwolniony od gitary, a Mon i Fernández solo i w duecie wygrywają nieustannie prawdziwe cudeńka. I ten Manuel Ramil... Kto to? Co to za Czarodziej? Te refreny... Niesamowite po prostu refreny i zaczyna się od nieśmiertelnego Alejandro. Jak oni to wspaniale obmyślili na początku Tú mismo, jak oni się tu rozpędzają i jak ten refren niezapomniany pojawia się nagle i znikąd. Coś pięknego z mruczącym basem w części instrumentalnej. W Capitán Lawrence po raz pierwszy w jasno wyrażony sposób ujawniają swój niebywały talent do tworzenia heroicznych, pełnych ciepłych melodii w średnich tempach z klawiszowym tłem. Maestria. Taki styl to niepokonana broń WARCRY. 
Jak wspaniale budują uroczysty epicki klimat w miarowym Hijo de la ira. Majestatyczne dostojeństwo i inaczej tego nazwać nie można. Niby nie progresywnie, ale nietypowo tu budują część instrumentalną, a shred jest najwyższej klasy. To jest nieustający festiwal fenomenalnych hitów, a wykonanie po prostu wprawia w zdumienie i osłupienie. Un mar de estrellas to pokaz zarówno melodyjnego heroicznego power, jak i kunsztu balladowego w oprawie symfonicznej. To jest mistrzostwo w każdej sekundzie, a pianino i monumentalne akordy Manuela Ramila po prostu poruszające. Víctor García González metalowo sentymentalny, metalowo refleksyjny. I znowu szybko i zadziornie z kapitalną melodią w Un lugar. I znowu zabójczy, zaraźliwy refren, od którego się trudno uwolnić. I z rozmachem symfonicznym toczy się dumny, surowy w riffach majestatyczny i porywający w refrenie Dispuesto a combatir z kolejną romantyczną partią z pianinem. I Vampiro, kolejny klasyk z tej płyty. Rewelacyjnie opowiedziana historia z kilkoma nieoczekiwanymi zwrotami muzycznej akcji i niezwykłymi tym razem zwrotkami.
Hacia delante i jakie zaskoczenie po tak spokojnym, można by powiedzieć zachowawczym początku. Ale to właśnie jest WARCRY, zespół rozkwitający w niecodziennych zestawieniach wątków w jednej kompozycji. Niektórzy twierdzą, że tu WARCRY przedstawił najpiękniejszy refren w całej swojej przebogatej muzycznej historii. Może tak, a może nie...

Liderzy grupy wystąpili także w roli producentów mastering ponownie powierzając Davidowi De la Torre. Zrobił to inaczej niż poprzednio. Gitary są bardziej miękkie i pastelowe, klawisze delikatnie i ciepłe, a perkusja i bas minimalnie cofnięte. Taki sound stał się wizytówką WARCRY na zawsze już.
Płyta wydana w roku następnym przez meksykańską Gravis Records biła rekordy popularności w Ameryce Łacińskiej. Zespół stawał się naprawdę sławny.
Granitowy pomnik iberyjskiego power metalu.


ocena: 10/10

new 23.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
WarCry - Alea Jacta Est (2004)

[Obrazek: 36543.jpg?1914]

tracklista:
1.El guardián de Troya 06:06
2.Iberia 05:19
3.Despertar 05:36
4.Lamento 04:57
5.Sin tu voz 05:59
6.Aire 05:23
7.Junto a mí 04:47
8.Espíritu de amor 05:13
9.Fe 07:13
10.Reflejos de sangre 07:49

rok wydania: 2004
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Fernando Gonzalez Mon - gitara
Álvaro Jardón - gitara basowa
Alberto Ardines Álvarez - perkusja
Manuel Ramil - instrumenty klawiszowe


Ten czwarty album WARCRY ukazał się nakładem Jaus Records w styczniu 2004 roku.

Nie można się oprzeć wrażeniu, że muzycy WARCRY, po części usunięci z AVALANCH, mieli na tej płycie coś do udowodnienia, mieli chęć pokazać, że są w stanie nagrać płytę w stylu "El ángel Caído", ale lepszą, bardziej epicką, bardziej dopracowaną w szczegółach i równie formalnie bogatą pomysłami idącymi niekiedy w kierunku power metalu progresywnego. Przypisywanie "Alea Jacta Est" jednoznacznie etykiety progresywnego power metalu jest jednak błędne, bo realny epicki charakter odnosi się nie tylko do wspaniałego, pełnego dostojeństwa i aranżacyjnego rozmachu El guardián de Troya. Fe czy Reflejos de sangre, najdłuższe, są również bez wątpienia kompozycjami heroicznymi, a wykorzystanie ornamentacji, a nawet fundamentu neoklasycznego (Fe) i pewnej dawki riffów w progresywnych pulsacjach to tylko dodatkowy element, by tę epickość dodatkowo uwypuklić. Wielki spokój bije z tych utworów, ogromna pewność wykonania i jest zadziwiające, jak to wszystko w garści trzyma głosem Víctor García, choć przecież wcale nie jest tu jakoś zdecydowanie ekspresywny. Tak, jest tu duch AVALANCH, temu zaprzeczyć nie można i jest to z pewnością inna płyta niż "El sello de los tiempos". Pomiędzy złożonością ostatniej części albumu a prostszymi utworami o ogromnym ładunku iberyjskiej emocjonalności, takimi jak przepiękny Iberia, istnieje spora rozbieżność stylistyczna i trudno powiedzieć, kiedy są lepsi... Iberia urzeka w tych średnich tempach i to jest bardziej WARCRY niż Reflejos de sangre. No, może nie w 2004 roku, ale w 2005 już na pewno tak. I tu przykład Espíritu de amor sam przychodzi na myśl, choć pod względem refrenu to nie jest szczytowe osiągnięcie WARCRY. Gdzieś te dwa podejścia do power metalu spotykają się w znakomitym, dynamicznym Despertar z wirtuozerskimi partiami klawiszowymi Manuela Ramila i misternymi solami obu gitarzystów. Bogato i melodyjnie. To bogactwo w formie przekazu słychać także w Lamento z intrygującym ażurowym planem drugim i łagodnymi zmianami tempa, a klimat tego utworu zawsze zachwyca. A w Aire najwięcej neoklasyki, takiej znacznie cieplejszej niż tej ze szkoły szwedzkiej, ale zasady ogólne we współdziałaniu power metalowych gitar i masywnych klawiszy są takie same. I dużo tej neoklasyki także w zwiewnej formie w Junto a mí i ten utwór to chyba bezpośrednia odpowiedź na Tierra de nadie AVALANCH.
Sporym zaskoczeniem jest delikatny song Sin tu voz przypominający pompatyczne hymnowe kompozycje AOR, chociażby MAGNUM. Zupełnie nie hiszpański styl i jest to ładne, tyle że z niewiadomych powodów oczekiwana zawsze w takich kompozycjach partia solowa gitarzystów jest zupełnie nieinteresująca.

Wykonanie ogólne na poziomie światowym, bo i jakie mogłoby być w przypadku śmietanki hiszpańskich muzyków power metalowych? Brzmienie jest inne niż wszystkich pozostałych płyt WARCRY, mastering wykonał bowiem popularny, zwłaszcza w latach 80tych i 90tych, Francisco Martínez, który pracował w tym czasie chociażby z SARATOGA i takimi gwiazdami hiszpańskiego heavy metalu i heavy rocka jak OBUS czy MEDINA AZAHARA. Samo brzmienie gitar jest dosyć surowe i tu są punkty zbieżne z wczesnymi płytami SARATOGA. Inny sound gitar niż w AVALANCH, zupełnie inny...
Jest to bez wątpienia album bardzo wysokiej klasy, jednak dla WARCRY po części nietypowy, czerpiący z muzycznej filozofii AVALANCH i te dwa zespoły spotykają się w połowie drogi.


ocena: 9,5/10

new 29.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
WarCry - Donde Esta la Luz? (2005)

[Obrazek: 68502.jpg?2020]

tracklista:
1.Nuevo mundo 04:49
2.El anticristo 05:14
3.El regreso 04:59
4.Perdido 05:22
5.Hacia el infierno 04:31
6.El amor de una madre 04:56
7.Contra el viento 04:31
8.En un lugar sin Dios 05:24
9.Tu ausencia 04:43
10.El último 06:02

rok wydania: 2005
gatunek: melodic heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Fernando Gonzalez Mon - gitara
Roberto García - gitara basowa
Alberto Ardines Álvarez - perkusja
Manuel Ramil - instrumenty klawiszowe

Bardzo szybko po "Alea Jacta Est", bo już w lutym 2005 Jaus Records wydaje kolejny album WARCRY. Jest w składzie nowy basista Roberto García, z którym poprzednio byli członkowie AVALANCH grali właśnie w AVALANCH.

Muzyczna niespodzianka? Zdecydowanie tak. WARCRY zagrał coś zupełnie innego niż na płycie poprzedniej i tym razem to melodyjny heavy metal w średnich tempach, bez neoklasyki, symfoniki, progresywnych aranżacji i epickiego zacięcia. Tylko melodyjny heavy metal? Czy to może być frapujące i porywające? W wykonaniu WARCRY tak. Ten zespół już przemycał wcześniej na swoich albumach podobne utwory, zawsze wychodziło to co najmniej bardzo dobrze, a tym razem Víctor García González stworzył w takim graniu znakomite melodie. Proste, natychmiast zapadające w pamięć melodie, rock/metalowo bujające refreny, a wszystko zagrane z taką gracją i elegancją, że to po prostu zdumiewa. Do tego żadnego hard rocka, rocka stadionowego i jeśli gdzieś szukać jakichś analogi, to może w mocno zagranym AOR, ale chyba tylko w opcji fantastycznych pastelowych partii klawiszowych Manuela Ramila w planie drugim, z lekkim ich wysuwaniem do przodu w odpowiednim momencie. I ta gra gitarzystów... No po prostu fenomenalna w tej powściągliwości i jeśli okładka tak by wskazywała na jakieś progresywne inklinacje, to tego prawie zupełnie tu nie ma (może poza pewnymi motywami z El anticristo). Po raz kolejny - w prostocie siła! Víctor García w znakomitej formie głosowej, po prostu znakomitej. On tu dominuje, pod niego grają poza wybitnej klasy solówkami Pablo García i Fernando Gonzalez. Rozpoczyna się od absolutnego zniszczenia w postaci Nuevo mundo. Ależ to killer, ależ to hit! I te refreny śpiewane chóralnie - ekstraklasa w El anticristo. Jest na tej płycie dużo metalu introwertycznego, osobistego jakby dla Víctor García i on tak pięknie maluje te emocje, tę refleksję, romantyczną nostalgię w El regreso i w poruszającym songu z gitarami akustycznymi i pianinem El amor de una madre. Te melodie są takie urzekające... Ta z rytmicznego Perdido, ta z romantycznego Hacia el infierno (te klawisze!). Jaki wyborny efekt osiągają tak prostymi środkami w Contra el viento... Dzwony rozpoczynają En un lugar sin Dios i jest to jeden z najpiękniejszych hiszpańskich songów romantycznych tego okresu, a przy tym taki skromny w środkach wyrazu, praktycznie gitarowy. I jeszcze raz podkreślam - ten album to natchniony śpiew Víctora García! W Tu ausencia jeszcze więcej natchnionych wokali Victora i pewne mniej metalu, a więcej wysmakowanego rocka, ale wspomniałem o AOR. Tak, w najlepszym wydaniu, w najlepszym z możliwych. Urzekające, hipnotyzujące... Zaczyna się od mega hita, ale takim się nie kończy. El último jest bardzo dobry, ale tu zabrakło jednak tego od razu rzucającego na kolana elementu nieodpartej przebojowości i pewnie ten refren byłoby ciężko zanucić.

Mastering wykonał "Big Simon"  Simón Echevarría Romero. Ciekawe, że zastosował dosyć ostry i surowy sound gitar zbliżony do tego, jaki w tym czasie zaproponował dla SARATOGA, a przecież ta muzyka nie jawi się tu ani jako ostra, ani jako surowa. Wyborne ustawienie basu, jedno z najlepszych na hiszpańskich heavy i power metalowych płytach. Jest to jedno z ostatnich dzieł Big Simona w studio. Rak pokonał go  w roku następnym. Jego pamięci poświęcona została następna płyta WARCRY.

Majstersztyk melodic heavy metalu, cokolwiek by nie mówili niereformowalni wielbiciele "Alea Jacta Est".


ocena: 9,6/10

new 30.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
WarCry - La Quinta Esencia (2006)

[Obrazek: 130531.jpg?2117]

tracklista:
1.¡Que vengan ya! 04:14
2.Ulises 05:28
3.Tu recuerdo me bastará 04:43
4.La vieja guardia 04:29
5.Un poco de fe 05:21
6.El más triste adiós 05:31
7.Buscando una luz 05:04
8.Ha pasado su tiempo 04:03
9.Redención 04:56
10.Mirando al mar 07:18
11.Más allá 04:53

rok wydania: 2006
gatunek: melodic heavy metal/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Fernando Gonzalez Mon - gitara
Roberto García - gitara basowa
Alberto Ardines Álvarez - perkusja
Manuel Ramil - instrumenty klawiszowe

Już w roku 2005 WARCRY przystąpił do prac nad kolejną płytą, która ukazała się nakładem Jaus Records we wrześniu i była dystrybuowana przez Avispa Records, która wydała także własną wersję. Tym razem Víctor García jako główny twórca repertuaru postanowił tu zaprezentować zestaw kompozycji w stylu tego co grupa proponowała wcześniej na wszystkich płytach - od klasycznego power metalu heroicznego po melodic heavy metal, a album został poświęcony pamięci zmarłego na raka znakomitego hiszpańskiego inżyniera dźwięku "Big Simona" Simóna Echevarría Romero, który z zespołem współpracował przez kilka poprzednich lat.

Reminiscencją urzekającego melodyjnego heavy metalu w romantycznym stylu z albumu poprzedniego jest tu przepiękny Ha pasado su tiempo. Absolutne mistrzostwo, także jeśli chodzi o  wokal Víctora García. Takiej chwytającej za serce, poruszającej, wysmakowanej melodyjnej heavy metalowej muzyki jest tu dużo dużo więcej. Chociażby urzekający sentymentalizmem, zadumany El más triste adiós z jedną najpiękniejszych na tym albumie solówek gitarowych. Także wzbogaconej o klasycznie brzmiące pianino i pastelowy plan klawiszowy w Redención, gdzie nieco się zbliżają do melodic progressive metalu. I jest taki wewnętrzny szczery dramatyzm w Mirando al mar, gdzie też się do tej melodyjnej progresywności zbliżają. Fakt, czegoś się więcej oczekuje po tych ponad siedmiu minutach, ale właściwie czego? Speed power metalowe epickie granie z roku 2002 w wysmakowanej formie przypominają w fantastycznym ¡Que vengan ya!, W Ulises z bogatą partią klawiszową są nadzwyczaj epiccy w klasycznej dla siebie poetyckiej melodyjnej formie. Doskonałe są te odnowione, charakterystyczne dla nich koncepcje melodyczne i aranżacyjne. Tak jak w stylowo hybrydowym dostojnym, niespiesznym ale rytmicznym i łagodnie power metalowym Tu recuerdo me bastará, czy też w Buscando una luz z niepokojącym planem klawiszowym i ciekawym, nietypowym dla WARCRY głównym motywem gitarowym. Minimalnie słabszy od innych jest La vieja guardia, ale przecież i tak bardzo dobry jako wyważony melodyjny heavy metal o pogodnym charakterze. Może i zbyt pastelowo rozpoczyna się Un poco de fe, ale za to jak wspaniale się potem rozwija! Ta melodia zniewala po prostu... Tak jak melodic metalowy, spokojny ciepły Más allá na zakończenie.

W procesie produkcji przed realizatorami stanęło trudne zadanie stworzenia takiego brzmienia, które jednocześnie byłoby dostateczne mocne, by uwypuklić heroizm części kompozycji i ciepły, delikatny charakter pozostałych. To się oczywiście jak zwykle udało. Udało się na tej płycie wszystko, wszystko bez wyjątku.
Jest to niestety ostatni album WARCRY w klasycznym składzie. W roku 2007 wyrzuceni zostali Fernando Mon, Manuel Ramil i Alberto Ardines, poróżnieni z Gonzálezem o dalszy kierunek artystyczny zespołu. W tym samym roku założyli oni grupę SAUZE, która nagrała dwie płyty i przetrwała do roku 2010. Znając historię WARCRY można by powiedzieć, że historia zatoczyła koło...


ocena: 9,7/10

new 1.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
WarCry - Revolucion (2008)

[Obrazek: 218680.jpg?2204]

tracklista:
1.La última esperanza 05:13
2.El cazador 05:16
3.Nada como tú 04:22
4.La carta del adiós 05:16
5.Invierno en mi corazón 05:39
6.Coraje 03:57
7.La prisión invisible 04:41
8.La vida en un beso 04:24
9.El camino 03:50
10.Absurda falsedad 04:33
11.Devorando el corazón 04:23
12.Abismo 04:05

rok wydania: 2008
gatunek: melodic heavy metal/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew, instrumenty klawiszowe
Pablo García Fernández - gitara
José Rubio Jiménez - gitara
Roberto García - gitara basowa
Rafael Yugueros Fernández - perkusja


Po w pewnym sensie dramatycznym rozstaniu ze starym trzonem zespołu Víctor García González zaprosił do współpracy innych doświadczonych muzyków. Perkusista Rafael Yugueros Fernández nagrał poprzednio dwie płyty w składzie DARKSUN i dwie z DARNA, a José Rubio Jiménez już w tym czasie należał do najbardziej cenionych hiszpańskich metalowych gitarzystów. W końcu października 2008 Jaus Records wydaje "Revolucion".

Rewolucji nie ma i być nie mogło. Lider chciał utrzymać dotychczasowy kierunek artystyczny nawet za cenę rozstania z ludźmi, którzy przecież walnie przyczynili się do niezwykłego sukcesu grupy. Otwierający ten album La última esperanza to klasyczny dla WARCRY, nieco smutny i melodyjny utwór w średnim tempie i taka muzyka tu dominuje, ze wskazaniem na refleksyjny charakter klimatów z roku 2005. Miarowo, z kapitalną melodią idą do przodu w Nada como tú i trzeba przyznać, że wokalnie Víctor García González całościowo, a w tym utworze szczególnie, wypada po prostu znakomicie. Motoryka WARCRY jest nie do podrobienia, jak w La prisión invisible , rozkwitającym w refrenie. Invierno en mi corazón ma to w sobie w szybszych partiach, które nie są tu jednak dominujące, bo stanowią raczej interludia dla tych wolnych, pełnych dostojeństwa i niemal hymnowych. Trochę ambientu, szczypta progresywności... Metalowa ballada Coraje jest po prostu przepiękna... Przepiękna w melodii i ażurowej aranżacji planów. I niebawem potem kolejny wspaniały romantyczny song La vida en un beso, taki skromny, taki smutny, taki wyciszony w części pierwszej z narastającym dramatyzmem. Ten dramatyzm w ciepłych barwach melancholii jest kapitalnie wyrażony w El camino. Ależ ta kompozycja ma moc oddziaływania! I tak rockowo, tak swobodnie grają w Absurda falsedad, z taką niezachwianą pewnością siebie. I te sola gitarowe najwyższej próby, takie także przesycone klasycznym rockiem. Miarowe tempa WARCRY i wzorcowe refreny. Tak, to Devorando el corazón  Grają jednak także dużo szybciej i dynamiczniej w dramatycznej manierze w El cazador, korzystając dawki mroku i narracji oraz niezwykłej wirtuozerii gitarowej José Rubio, ale także soczyście i przebojowo w pełnym mocnych riffów La carta del adiós. Ten refren... kwintesencja stylu WARCRY od kilku lat. Moc! Abismo wieńczy dzieło także jako taki ostrzejszy, nowocześniej zaaranżowany melodyjny killer.

Mastering tej płyty wykonał amerykański Mistrz Tom Baker, legendarny inżynier dźwięku i tę legendę podtrzymał także tym razem, dając i klarowność i ostrość i moc i łagodność gdy tego wymagała potrzeba. Przepiękna realizacja soundu, pośredniego pomiędzy europejskim i amerykańskim. Była to jednak współpraca jednorazowa. Jednorazowy okazał się także udział José Rubio, który w tym czasie skoncentrował się na swojej karierze solowej i pożegnał z WARCRY w roku 2009.
Rewolucja. Nie ma rewolucji, jest triumf muzycznych pomysłów Víctora García na melodyjny metal.


ocena: 10/10

new 19.10.2022
Odpowiedz
#7
WarCry - Alfa (2011)

[Obrazek: 301117.jpg?2240]

tracklista:
1.Alma de conquistador 04:56
2.La muerte de un sueño 05:02
3.Cobarde 04:32
4.Tan fácil 05:22
5.Recuérdalo 04:32
6.Amistad 03:59
7.Apariencias 03:57
8.Ardo por dentro 05:28
9.Todo es infierno 05:18
10.Libre como el viento 05:20

rok wydania: 2011
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew, instrumenty klawiszowe
Pablo García Fernández - gitara
Roberto García - gitara basowa
Rafael Yugueros Fernández - perkusja
Santiago Novoa Marchena - instrumenty klawiszowe, pianino


Następny swój album WARCRY przedstawił w kwietniu 2011, także nakładem własnej wytwórni Jaus Records, a w składzie pojawił się klawiszowiec Santiago Novoa Marchena.

Tym razem Víctor García nieco odszedł od koncepcji klimatycznego melodyjnego metalu w umiarkowanych tempach na rzecz bardziej typowego, szybszego power metalu z większym niż poprzednio wykorzystaniem instrumentów klawiszowych i tak się prezentuje Libre como el viento, który ten album zamyka stanowiąc swoiste podsumowanie przyjętego tu stylu. Ależ to jest fantastyczne zakończenie "Alfa". Co za niezwykły, potężny i nośny refren, jaka pełna wdzięku współpraca gitary i instrumentów klawiszowych! A pierwsze kompozycje w szybkich power metalowych tempach La muerte de un sueño to taki ładunek dumnego epickiego grania z wymuszającym szacunek grzmiącym, i podniosłym wokalem lidera. No, po prostu ekstraklasa i jest pewne wrażenie powrotu nawet do roku 2002, do debiutu grupy, zresztą i okładki obu płyt mają wiele graficznie wspólnego. Pablo García Fernández gra z takim zacięciem, z taką finezją na tym albumie i nie ma utworu, by tu w jakiś sposób nie zachwycił. Także w nieco słabszym może od innych refleksyjnym Apariencias, gdzie jego ozdobniki mają bardzo duże znaczenie, dla pogłębienia charakteru tego utworu, podobnie jak solo. Alma de conquistador, rozpoczynający ten LP to jeszcze ten wolniejszy, miarowy styl WARCRY z pewną dawką adventure heroizmu i tak ten zespół dosyć dawno nie grał. Czasem, jak przy Cobarde można odnieść wrażenie, że Hiszpanie zbliżają się do Finów, choćby z kręgu DREAMTALE w stylu aranżacji, ale z pełnym zachowaniem iberyjskiej ciepłej stylistyki wyrazu artystycznego. Rozpoznawalność refleksyjności WARCRY w klasycznych dla nich klimatach i nieco szybszym, energiczniejszym wykonaniu jest oczywista dla pięknego Tan fácil, tak chwytającego za serce w refrenie, czy też w Amistad, gdzie sentymentalna melodyjność nabiera kolorów w zamaszystym refrenie. Do tego dewastujący shred Pablo w neoklasycznej manierze. Wstęp symfoniczny do Ardo por dentro w stylu OPERA MAGNA, zrobiony z ogromnym smakiem prowadzi jednak do szybkiego, porywającego i potoczystego wysokoenergetycznego power metalu i to najbardziej ognista kompozycja na tej płycie, zresztą tak na dobrą sprawę ze stylem OPERA MAGNA mająca bardzo wiele wspólnego. Jaki to killer, coś wspaniałego! Mocna, męska ballada musi być. Jest nią tu doskonały Recuérdalo, uroczysty, pełen dostojeństwa i majestatu w refrenie, ale równocześnie tak chwytliwy i przebojowy w nieskomplikowany sposób. I taki dawniejszy romantyzm w miarowym WARCRY tempie to przecudownej urody Todo es infierno...
Forma wokalna Víctora García jest niebywała. Można się pokusić o stwierdzenie, że to jego najlepszy występ w dotychczasowej karierze WARCRY. Nie od rzeczy będzie także nadmienić, że wspiera go tu znakomicie Iván Blanco jeden z wcześniejszych wokalistów AVALANCH.

Darius van Helfteren jako inżynier dźwięku znany jest przede wszystkim jako twórca soundu takich grup female fronted jak EPICA, WITHIN TEMPATION czy XANDRIA, a najbardziej chyba z kontrowersyjnego dla niektórych masteringu "Nostradamus" JUDAS PRIEST. Proszę posłuchać efektów jego pracy tutaj. Jest to po prostu genialnie zrobione, z genialnym ustawieniem mocnej gitary, przygniatającego basu, grzmiącej i syczącej blachami perkusji oraz instrumentów klawiszowych w lekko modern opcji symfonicznego power metalu. Coś niesamowitego po prostu, co on tu wyczarował... Kruszące brzmienie, które nie męczy ani przez sekundę.

Trochę inaczej to wszystko się prezentuje niż na "Revolucion", ale czy zawsze musi być tak samo? Najważniejsze, że to po raz kolejny album mistrzowskich melodii i wirtuozerskiego wykonania, tym razem bardziej klasycznego melodyjnego power metalu.


ocena: 9.9/10

new 19.10.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
WarCry - Inmortal (2013)

[Obrazek: 380231.jpg?3611]

tracklista:
1.Quiero oírte 05:16
2.Venganza 03:48
3.La maldición del templario 04:47
4.Siempre 04:18
5.Huelo el miedo 05:09
6.Si te vas 03:40
7.La elección 04:20
8.Keops 08:02
9.Como un mago 05:00
10.Mi tierra 04:16

rok wydania: 2013
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Roberto García - gitara basowa
Rafael Yugueros Fernández - perkusja
Santiago Novoa Marchena - instrumenty klawiszowe, pianino


Nagrany zimą z 2012 na 2013 rok nowy album WARCRY, wydany został przez Jaus Records we wrześniu 2013. Tym razem mix i mastering powierzono doświadczonym Finom z Finnvox Studio w Helsinkach i ostateczny kształt nadali "Inmortal" Mikko Karmila i Mika Jussila. Power metal na fińską nutę?

Może trochę w samym soundzie i owszem, ale nic ponadto. WARCRY gra ten pełen emocji, gorący melodyjny metal, który go rozsławił. Kapitalny, po prostu kapitalny jest muzycznie sztandarowy dla stylu zespołu opener Quiero oírte. Te motywy są niby rozpoznawalne, to już niby było, ale jak oni to potrafią zawsze zbudować inaczej, jak ubarwić indywidualnie, nadając zawsze nową tożsamość. Víctor García González. Arcymistrz. Tyle można powiedzieć o tym, jak on wszystko na tej płycie zaśpiewał. I podobny temat muzyczny w Siempre i kolejny porażający refren w encyklopedycznej manierze WARCRY. Na tym albumie dzieją się nieprawdopodobne rzeczy, osiągane prostymi, czytelnymi środkami. Tak jest w Venganza, gdzie ascetyczne niemal w swej surowości zwrotki są nieoczekiwanym wstępem do porywających metalowym romantyzmem refrenów i tak jest w epickim heroicznym, a przy tym w atmosferze nerwowym rwanym La maldición del templario z długą narracją na początku. Tak, tu refren heroiczny po prostu nagle eksploduje jak oślepiające fajerwerki. I te solowe popisy instrumentalistów - maestria! Romantyczny, smutny WARCRY w aktorsko zaśpiewanym balladowym songu z pianinem w części wstępnej Huelo el miedo i po raz kolejny narasta w pewnym momencie dumny dramatyzm, także za sprawą tego, jak rozpacza gitara Pablo. To dążenie do ekspozycji refrenów jest namacalne we wszystkich utworach, a w Si te vas jeszcze do tego dochodzi umiejętne i nienachalne wykorzystanie motywu orientalnego, jako fundamentu aranżacyjnego. Ze smakiem to jest zrobione i to pewne novum jeśli chodzi o WARCRY. W taki niejasny sposób rozpoczyna się La elección i nagle ostre rytmiczne ataki gitarowe budują kolejny dynamiczny, dewastujący melodyjny killer z gustownymi ozdobnikami klawiszowymi i progresywnymi wtrąceniami. Taka pełna żaru i nieodpartego uroku zbudowana z ciętych riffów jest kompozycja Como un mago.
Rozbudowany Keops stoi na tej płycie na oddzielnym piedestale. Tego typu epickość jest na płytach WARCRY nieczęsto spotykana, a w ostatnim okresie praktycznie wcale. Fenomenalne partie lidera na tle ambientowych klawiszy, przepiękne solo gitarowe. Lekki duch progresywności w najbardziej melodyjnej z możliwych odmian. I moc staroegipskiego klimatu w rozwinięciu.
Gitara akustyczna, łagodna symfonika, spokojne tempa, takie miarowe, rozpoznawalne dla WARCRY żegnają słuchacza w ostatnim, Mi tierra, romantycznym, ale tak bardzo metalowo romantycznym właśnie...

I w opcji soundu. Jednak Mika Jussila to jest Wieki Mistrz. To jest inna realizacja, niż ta z roku 2011 autorstwa Dariusa van Helfterena, i inna niż ta Toma Bakera z 2008, ale wybornie podkreślająca, że to gra WARCRY i śpiewa Víctor García González.
Jeszcze jeden album WARCRY z natchnioną muzyką, która pozostać obojętnym nie pozwala.


ocena: 9,9/10

new 19.10.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
WarCry - Donde el silencio se rompio... (2017)

[Obrazek: 651658.jpg?2425]

tracklista:
1.Rebelde 04:08
2.Resistencia 04:35
3.Cielo e infierno 04:41
4.Así soy 05:11
5.Ya no volverán 04:09
6.Necesito escapar 04:30
7.Luchar y avanzar 04:12
8.Por toda la eternidad 03:59
9.Odio 04:54
10.Muerte o victoria 05:29
11.No te abandonaré 04:33

rok wydania: 2017
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Roberto García - gitara basowa
Rafael Yugueros Fernández - perkusja
Santiago Novoa Marchena - instrumenty klawiszowe, pianino

Po nagraniu "Inmortal" WARCRY zrobił sobie nieco dłuższą przerwę niż poprzednio i kolejny album "Donde el silencio se rompio..." ukazał się dopiero w roku 2017, w końcu maja, nakładem oczywiście Jaus Records.

Trochę inaczej się to rozpoczyna niż można by było oczekiwać i nie jest to zły kawałek ten Rebelde, w refrenie nawet bardzo udany, ale coś tu jest nie tak. Solidny power metal, ale motoryka i melodyjna rytmika niekoniecznie należy do WARCRY. Gdyby nie głos Víctora García, można by mieć wątpliwości, czy to naprawdę WARCRY z Oviedo. Jest także zauważalne pewne zmęczenie materiału. Te tempa i te melodie są jako WARCRY w pełni rozpoznawalne w Resistencia, Cielo e infierno czy Luchar y avanzar, ale to kompozycje o klasę słabsze co najmniej od podobnych miarowych pełnych sentymentalnego żaru kompozycji z wcześniejszych albumów. Pablo też gra swoje solówki poprawnie, ale jakoś bez wituozerii i wiary.
Lider z kolei stara się bardzo by tchnąć tu nieco geniuszu wcześniejszego WARCRY i szczególnie te jego agresywniejsze, bardziej dramatyczne zaśpiewy mają klasę i pazur, ale to jakoś za mało by ubarwić w większym stopniu ograne już mocno warcry'owe riffy.
Dokładają też bardzo typowej, dumnej classic metalowej epickości w rycerskim Así soy i jest to pod względem melodii może i niezbyt oryginalne w tym miarowym marszowym tempie, ale metalu tu w opcji true tyle ile potrzeba. Mocny chór towarzyszy liderowi w Ya no volverán, jednak to po prostu dobry, układny melodic power metal w latino stylu i tylko. Solidny refren, lecz to nie jest ekstraklasa WARCRY. A prawie ekstraklasa WARCRY to na pewno centralnie umieszczony, o świetnym klimacie i rockowym, nowoczesnym fundamencie Necesito escapar. Tyle, że to potem jakoś siada i część środkowa już tak nie cieszy. Czegoś tu brak... I czegoś brak w obowiązkowym balladowym songu Por toda la eternidad, który tak naprawdę nie jest nawet semi balladą i tak wiele mu brakuje chociażby do także romantycznie energicznego El camino...
Brakuje tu na tym LP Santiago Novoa. To znaczy jest, jednak to co gra jest takie pastelowe, odległe, bez większego polotu. Gdzieś zaginął Santiago i mocno go brak. Coś tam próbuje w Odio, ale to też tylko taki powszedni song, ładny, miły, ale w gruncie rzeczy mało power metalowy w dążeniu do zaspokojenia potrzeb fanów lżejszych list rockowych przebojów.
To co najlepsze, mamy pod koniec i to jest Muerte o victoria, potężny, spokojnie i elegancko zagrany killer z poruszającym prawie elegijnym refrenem i rewelacyjnymi zwrotkami. I tu także Pablo stanął na wysokości zadania jako gitarzysta solowy i jest pianino w smutnej partii instrumentalnej. Ech, stary dobry WARCRY...
No te abandonaré jest ostatni i tu pianina bardzo dużo. Poetycki song wzruszający, gdy się szuka melancholii, jednak na samym pianinie się power metal nie opiera... Czegoś tu brak...

Trochę rozpieścił WARCRY tym swoim kapitalnym soundem na trzech poprzednich płytach. Tym razem mastering wykonał w USA James Bacon, inżynier dźwięku mało znany i zrobił to tak jak potrafił najlepiej uzyskując brzmienie dobre, gdzie jakichś większych niedomagań nie ma , ale takie dosyć powszednie i uniwersalnie bezpieczne, bez cech szczególnych, które by tu albo zachwycały produkcyjną perfekcją i niuansami, albo niezwykłą specyfiką. Ta perkusja trochę za głośna,a plan klawiszowy słabo zarysowany.

I konkluzja ostateczna. Czegoś brakuje, jak stwierdziłem wcześniej, czegoś brakuje...


ocena: 7,9/10

new 20.10.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
WarCry - Daimon (2022)

[Obrazek: 1080605.jpg?0816]

tracklista:
1.A por ellos 05:34
2.Que se vaya 04:47
3.La hora de sufrir 03:43
4.Para siempre 04:46
5.Con tu luz 04:29
6.Desde el dolor 05:11
7.Como un mar 04:35
8.Ego 04:19
9.Condenado 04:30
10.Orfeo 04:46
11.Inténtalo 04:18
12.Solo sé 03:31

rok wydania: 2022
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor García González - śpiew
Pablo García Fernández - gitara
Roberto García - gitara basowa
Rafael Yugueros Fernández - perkusja
Santiago Novoa Marchena - instrumenty klawiszowe, pianino


Święto dla ogromnej światowej rzeszy fanów WARCRY. 20 października 2022 Jaus Records wydaje kolejny album zespołu. A przecież w roku 2020 wydawało się po oficjalnym komunikacie o rozwiązaniu grupy, że to definitywny koniec. Na szczęście w roku następnym ekipa spotkała się ponownie w niezmienionym składzie i efektem jest LP "Daimon".

Rozpoczyna się to wszystko nieco niepokojącym, zupełnie nietypowym dla WARCRY motywem muzycznym w dosyć wolnym A por ellos, ale gdy w wchodzi refren, to już jest ekstraklasa ekipy z Oviedo. Moc po prostu! Dumny, potężny, budzący szacunek refren! WARCRY tu średnio przekonująco wypada, gdy gra nieco drapieżniej, nieco agresywniej łącząc to z refrenami klasycznymi dla siebie w La hora de sufrir. Tak trochę straszą na siłę, przecież jest tu pomysł na hit, tyle że uwagę kierują w nieodpowiednim kierunku.
Tak lżej, łagodnie przebojowo poczynają sobie w Que se vaya i dobrze, że to trochę rośnie w siłę w pewnych momentach, bo sam refren jest taki blady raczej i pastelowy. Można było oprzeć tę kompozycję o ten romantyczny motyw, który się tu pojawia przed pełnym emocji solem Pablo, który ogólnie gra na tej płycie wyjątkowo ładnie i kreatywnie w swoich partiach indywidualnych. Pianino zgrabnie rozpoczyna Para siempre i to jest taki sentymentalny, wyważony WARCRY, jaki zawsze ujmuje. Delikatny, balladowy song wysokiej klasy, ale w przypadku WARCRY nie najwyższej jednak. Ciężki bas, rozległe partie para symfoniczne z pianinem i po raz kolejny refleksyjny WARCRY pojawia się w Con tu luz i udaje się zyskać sympatię słuchacza w romantycznym refrenie i dzięki aktorskiemu przekazowi lidera. Trzeba jednak powiedzieć, że forma wokalna Víctora García wskazuje na pewne jego zmęczenie. Doświadczenie daje znać o sobie, ale ogień wewnętrzny trochę wygasł. Trochę podsyca go melodia uroczystego, nokturnowego Desde el dolor i to jest przepiękna kompozycja, niebywale wysmakowana i dopieszczona w szczegółach, także drugiego planu. I jeszcze jedno wyśmienite solo z płaczącą gitarą Pablo García Fernándeza... Ten smutny, dostojny i poetycki WARCRY porusza także w Condenado, choć po części oczekiwało się na coś zdecydowanie bardziej monumentalnego. Nowsze nieco trendy aranżacyjne przedstawili w szybszym Como un mar i jest tu trochę modern elektroniki, ale nie tyle, by uznać to za w pełni modern styl, tym bardziej, że melodia prze do przodu w bardzo dobrym, klasycznym, lekko nostalgicznym stylu WARCRY. Ego jest solidny, choć bardzo odtwórczy, ale z tych żywszych kompozycji się miejscami w tych zdecydowanych miarowych partiach prezentuje się pod poziomem ogólnym. Orfeo jest z kolei lekko mroczny, dramatyczny i pełen melodyjnego podskórnego niepokoju, co wyraża się zwłaszcza w partii z narracją, która mogła być bardziej rozbudowana. Z pewnością jest to jeden z najbardziej tu oryginalnych kompozycyjnie utworów. Jest także nieco posępnych motywów w miarowym, ale w riffach zdecydowanie power metalowym Inténtalo i tu potoczysta przebojowość wychodzi w pewnym momencie na plan pierwszy. Chwyta, buja! No i wreszcie Solo sé, taki jaśniejszy, bardziej optymistyczny melodic heavy metal na koniec. Miłe, ale niespecjalnie wiele tu wnosi do ogólnego obrazu albumu.

Tym razem mastering powierzony został Danielowi Sevillano, w bardzo dawnych czasach gitarzyście pierwszego wcielenia WARCRY, potem współpracującego z zespołem od roku 2011 jako producent, inżynier nagrań i mixu. Tu stworzył on sound zupełnie niezły, choć nieco suchy w brzmieniu instrumentów i nie jest to brzmienie zachwycające tak jak z lat 2008-2013. Ten aspekt mógł zostać jednak bardziej przemyślany i dopracowany.
Schemat muzycznej koncepcji WARCRY został tu zachowany z całą pewnością, jednak arsenał dewastujących melodii głównych i zabójczych refrenów się jednak w sporej mierze wyczerpał.
Album ciekawszy niż ten z 2017, ale to nie jest jednak fenomenalny WARCRY z dawniejszych lat, który porywał miliony.


ocena: 8/10

new 22.10.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości