Opera Magna
#1
Opera Magna - El Ultimo Caballero (2006)

[Obrazek: MTItNTI5Ny5qcGVn.jpeg]

tracklista:
1.Al otro lado del espejo 01:28
2.Horizontes de gloria 04:46
3.Largo viaje 05:11
4.El fuego de mi venganza 06:00
5.Un sueño, una esperanza 01:38
6.Lamentos en la oscuridad 07:19
7.Tierras de tormento 05:00
8.Más allá de la muerte 04:49
9.La sangre del enemigo 05:29
10.El último caballero 12:56

rok wydania: 2006
gatunek: symphonic power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Jose Vicente Broseta Parreño - śpiew
Francisco Javier Nula Sánchez - gitara, gitara akustyczna
Enrique Mompó Calvo - gitara, instrumenty klawiszowe
Alejandro Penella García - gitara basowa
José Fernando Asensi Lanza - perkusja


Ten muzyczny projekt został zainicjowany jeszcze w roku 1997 przez dwóch wysokiej klasy gitarzystów - Francisco i Enrique, jednak z różnych powodów dopiero po latach zaczęli oni kompletować skład, pozyskując głównie muzyków sceny black metalowej, na której działał aktywnie Enrique Mompó. Wokalistą został Jose Vicente Broseta, który marnował czas jako frontman lokalnych grup death/power/thrashowych. Weszli do studia, wyszli i w lutym 2006 roku Producciones Malditas zaprezentował pierwszy album OPERA MAGNA.

Wiedzieli po co weszli do studia. Nagrali wspaniały album z heroicznym power metalem symfonicznym, zawstydzającym pod wieloma względami całą czołówkę tego gatunku i stając od razu w jednym rzędzie z DARK MOOR. Piękne symfoniczne intro Al otro lado del espejo to tylko wstęp do wspaniałego, pełnego werwy, elegancji, niuansów w barokowym stylu i kapitalnych, po części neoklasycznych zagrywek solowych, Horizontes de gloria. Trochę epickiego folka dodaje smaku Largo viaje, dumnemu, iberyjskiemu, heroicznemu i zarazem skocznemu. Maestria! Ten refren! Symfoniczny rozmach El fuego de mi venganza zachwyca. Ten plan drugi jest jest tu niby cofnięty, ale odgrywa ogromne znaczenie, będąc nawet swoistym kontrapunktem dla romantycznej, heroicznej melodii głównej. I moc, prawdziwa moc w majestatycznym, ale bardzo szybkim Lamentos en la oscuridad. Wysmakowany dramatyzm, lekki nastrój niepokoju - artyzm przekazu. Zaśpiewał tu także pierwszy wokalista OPERA MAGNA Pablo Solano Sánchez, w tym czasie już frontman argentyńskiego i heavy/power metalowego DRAGONFLY. Pięknie zaśpiewał. Jakże heroicznie się rozwija po niewinnym początku Tierras de tormento i jaki rozmach ma w sobie muzyka OPERA MAGNA. Doprawdy, rzadko spotykany.
Sentymentalny song z gitarami akustycznymi Más allá de la muerte jest zdecydowanie iberyjski i na szczęście nie ma tu nic z ogranych pieśni bardów i minstreli. Nostalgicznie, z odpowiednimi mocniejszymi akcentami aż do wspaniałego hymnowego refrenu! I tam delikatnie grają tu swoje sola gitarzyści, tak smutne są tu te gitary... W bardzo dobrym w opcji melodii La sangre del enemigo nagle eksplodują w części instrumentalnej z fantastycznymi fantazyjnymi solami i coś, co jest bardzo dobre, awansuje od razu o jeden poziom wyżej. Pompatyczny finał to kolos tytułowy El último caballero i nieco do ideału zabrakło. Owszem, jest bogato, jest wirtuozersko instrumentalnie, ale duch epicki tej kompozycji, budowany w pewnym stopniu na doświadczeniach RHAPSODY (partie delikatne oparte o symfoniczne miniatury wewnątrz kompozycji), jest mniejszego kalibru niż w tych najbardziej porywających utworach z pierwszej części albumu. Poziom niedostępny dla innych, ale w przypadku OPERA MAGNA po prostu dobra kompozycja i tylko.

Trudno sobie wyobrazić większe nagromadzenie wirtuozów w jednym miejscu i czasie. Gitarzyści to jedno, a niesamowity, także w wysokich rejestrach Jose Vicente Broseta, to drugi element budujący niezwykłość tego zespołu. Mistrz, po prostu trzeba posłuchać jak on to robi i jaką ma wewnętrzną charyzmę. Enrique Mompó przygotował ekscytujące partie i plany klawiszowe, a jeszcze jednym bohaterem jest José Fernando Asensi, wyborny perkusista, który tu momentami cuda wyczynia i jego energią można by obdzielić kilku power metalowych pałkerów na kilku power metalowych płytach.

Pysznie, pompatycznie, energicznie, z rozmachem, zachwycająco w wokalach, ornamentacjach gitarowych i symfonizacjach. Prawdziwa Wielka Opera.
Bardzo dobra realizacja José Fernando Asensi i Enrique Mompó, choć ukazała się w roku 2014 zremasterowana wersja tej płyty.
Po wydaniu "El Ultimo Caballero" zespół po pewnej przerwie przystąpił do stworzenia swoistego konceptu, którym w roku 2010 zadziwili fanów symfonicznego power metalu po raz drugi.


ocena: 9,5/10

new 20.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Opera Magna - Poe (2010)

[Obrazek: MC04ODYwLmpwZWc.jpeg]

tracklista:
1.El cuervo 01:52
2.El pozo y el péndulo 04:42
3.Un sueño en un sueño 05:36
4.La máscara de la muerte roja 04:35
5.Annabel Lee 02:02
6.El demonio de la perversidad 04:12
7.El entierro prematuro 05:56
8.El retrato oval 03:32
9.El corazón delator 04:32
10.La caída de la casa Usher 04:35
11.Edgar Allan Poe 10:29

rok wydania: 2010
gatunek: symphonic power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Jose Vicente Broseta Parreño - śpiew
José Fernando Asensi Lanza - śpiew
Francisco Javier Nula Sánchez - gitara, gitara akustyczna
Enrique Mompó Calvo - gitara
Alejandro Penella García - gitara basowa
Adrià Romero - perkusja
Rubén Casas Cañizares - pianino, instrumenty klawiszowe
oraz
Julia Möller - śpiew (2,5,8)

Drugi album OPERA MAGNA został pomyślany jako zestaw kompozycji osnutych na prozie Alla Edgara Poe. Zespół przygotowywał się do nagrań z niezwykłą starannością, pojawił się także w składzie utalentowany perkusista Adrià Romero, zaś José Fernando Asensi skupił się na produkcji oraz przyjął obowiązki drugiego wokalisty. Zagrał także przyjęty jeszcze w roku 2006 klawiszowiec Rubén Casas. Płyta ukazała się w marcu 2010 nakładem madryckiej wytwórni DFX Records, niebawem także w Meksyku dla Ameryki Południowej (Agora Discos) i w Japonii (nowo utworzona RedRivet Records).

Oczywiście można się było spodziewać, że OPERA MAGNA swoich fanów nie zawiedzie i potwierdzi znakomity poziom kompozytorski i wykonawczy, ale efekt przeszedł chyba oczekiwania nawet najbardziej zagorzałych miłośników grupy i symfonicznego power metalu. Jak się posłucha El pozo y el péndulo, to już wiadomo, że tu się będą działy rzeczy niezwykle i tak faktycznie jest. Jose Vicente Broseta, wspierany przez Asensi, wznosi się na wyżyny swojego kunsztu, śpiewając w operowym praktycznie stylu jak natchniony, gitarowa robota duetu jest na niebotycznym poziomie zaawansowania, sekcja rytmiczna po prostu dewastuje, a plany symfoniczne i klawiszowe i symfoniczne dobitnie pokazują, że przyjęcie do zespołu akurat Rubéna Casasa Cañizaresa nie było dziełem przypadku. Pęd power metalowy na tym albumie łączy się z barokowym przepychem aranżacyjnym, pojawiają się elementy neoklasyczne, operetki, muzycznego teatru i wiele innych, a wszystko tak przepięknie wkomponowane w symfoniczną całość!
OPERA MAGNA te znane ponure historie opowiada w romantyczny sposób i jeśli jest tu jakiś mrok, to pełen nieodpartego uroku, tak jak w fantastycznym El demonio de la perversidad, czy też w zrobionym z wysmakowanym rozmachem El entierro prematuro. Te refreny są po prostu porywające. Ten z Un sueño en un sueño, ten z El corazón delator! Maestria gitarowa w La máscara de la muerte roja, w tym neoklasyczna! Uroczysty nastrój w łagodnym songu symfonicznym El retrato oval doskonale ubarwia ogólny klimat tej płyty i nie jest to tylko przerywnik od szybkich power symfonicznych natarć... I w jaki triumfalny i pompatyczny sposób wyszedł im La caída de la casa Usher! I Wielki Finał niezwykle udany w Edgar Allan Poe. Bogato, melodyjnie, podniośle i pewnie najbardziej dramatycznie i emocjonalnie w znakomitych refrenach. Gitarzyści i klawiszowiec mają tu swoje specjalne partie, jeszcze raz podkreślając kunszt wykonania. A Jose Vicente Broseta, po prostu wspaniały. Przepiękne, rozległe, niemal jak ze ścieżki wysokobudżetowego filmu łagodne partie instrumentalne to ozdoba tego albumu, podobnie jak dodatkowe głosy w tym niemieckiego sopranu Julii Möller w trzech kompozycjach. Chóry, potężne majestatyczne i monumentalne, przypominają te najlepsze z RHAPSODY, a wszystko podkreśla nienaganna produkcja i wycyzelowany w najmniejszych szczegółach sound autorstwa Fernando Asensi.

Uczta dla fanów symfonicznego, melodyjnego power metalu. Poziom dla większości grających taką muzykę zespołów nieosiągalny.


ocena: 10/10

new 25.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Opera Magna - Heroica (2024)

[Obrazek: 1199365.jpeg?4449]

tracklista:
1.Obertura 1895 02:46
2.El momento y la eternidad 04:34
3.Volver 05:04
4.La muerte de un poeta 04:13
5.Aquello que importa 02:59
6.Heroica 04:36
7.Historia 04:58
8.La mitad del cielo 01:41
9.Hannibal ad Portas 03:10
10.Que el amor, la vida y la muerte asi te encuentren 04:39
11.Si este mundo ya no es nuestro 04:30

rok wydania: 2024
gatunek: symphonic power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Jose Vicente Broseta Parreño - śpiew
Francisco Javier Nula Sánchez - gitara, gitara akustyczna
Enrique Mompó Calvo - gitara
Alejandro Penella García - gitara basowa
Ignacio Sánchez Soler - instrumenty klawiszowe
oraz
Adrián Perales - perkusja


Single, EP i długo żadnego LP od OPERA MAGNA, ale przecież cały czas pozostawali muzycznie aktywni... Wreszcie Czarodzieje Symfonicznego Power Metalu pojawiają się 1 marca 2024 z nowym albumem "Heroica". Minęło czternaście lat, skład pozostał jednak stabilny i z czasów "Poe" zabrakło tylko Adrià Romero, którego zastąpił jako muzyk sesyjny Adrián Perales.

Sporo się zmieniło. Grupa ewoluowała już wcześniej w kierunku grania o mniejszej dynamice i łagodniejszej strukturze symfonicznej i to słychać także tutaj. To w znacznym stopniu przypomina teraz estetykę włoską i od porównań do RHAPSODY się tu nie ucieknie. Obertura 1895 i El momento y la eternidad jasno to pokazują, to jest heroiczny, ale delikatny, także w śpiewie Broseta symfoniczny metal, o ograniczonym rozmachu, choć nadal w aranżacjach symfonicznych epicki i przekonujący. 
Jest to bardzo ostrożny, zachowawczy album. Budowany jest klimat fantasy, ale jakiś taki mało metalowy i przystępny dla wszystkich, jak w filmach animowanych. Grzecznie, bardzo grzecznie w romantycznym i heroicznym Volver i to jest tak bardzo włoskie, a tak mało naznaczone dawnym OPERA MAGNA. Perfekcyjne wykonanie, ale melodie jakoś takie ograne i dopiero La muerte de un poeta jest w pełni porywający i ma w sobie tę ognistą moc latino symfonicznego metalu tworzonego niegdyś przez OPERA MAGNA. Symptomatyczne, że akurat ta kompozycja promuje ten album... Aquello que importa i La mitad del cielo to takie utwory zapożyczone ponownie od RHAPSODY i tu kunszt wokalny Broseta jest wartością dodaną, bo same melodie bardzo powszednie w ramach występów minstreli w romantycznym nastroju.
Heroica i Historia to centralny fragment płyty i mamy tu bardzo dobry, ale tylko bardzo dobry, poniżej oczekiwań fantasy heroiczny symfoniczny power metal, sprawiający wrażenie gatunkowo wtórnego i to bardzo wtórnego. Zgodnie z tytułem, po Hannibal ad Portas należałoby oczekiwać solidnej dawki emocji i monumentalności, tymczasem idzie to w zupełnie innym kierunku i to, że przykuwa nieco uwagi, to głównie zasługa Broseta, bo akurat solo gitarowe z elementami neoklasycznymi jest jak na możliwości tych gitarzystów przeciętne.
Zresztą, ogólnie jest to mało gitarowy album. Jest nieodparte wrażenie, że tu cały główny ciężar spoczywa na barkach, a raczej klawiszach Ignacio Sánchez Solera. To on to wszystko prowadzi, buduje motywy przewodnie, kształtuje zasadnicze linie melodii. I on, obok Broseta, najlepiej na tym albumie wypada, także w triumfalnym, rozpędzonym fanfarowym Que el amor, la vida y la muerte asi te encuentren. Ten utwór ma w sobie najwięcej z dawnych czasów OPERA MAGNA, najwięcej energii i najbardziej rozpoznawalną melodię z autentyczne godnym szacunku, pięknym refrenem. Finał rozczarowujący w leniwie toczącym się Si este mundo ya no es nuestro, przesłodzonym i miejscami rozwlekłym.

Enrique Mompó postarał się, by to zabrzmiało jak należy i teoretycznie tak jest, ale w praktyce by się chciało nieco więcej ciężaru gitarowego. Tyle, że wtedy te klawisze by się tak nie wysuwały na plan pierwszy. Mastering w manierze włoskiej i tyle, z planem równoległym gitar i symfonicznych klawiszy.
Niejeden zespół by chciał nagrać taką płytę na takim poziomie wykonania i z takimi melodiami. Niemniej, jak na OPERA MAGNA jest to po prostu album bardzo dobry, ale artystycznie pozostający jednak za "El último caballero" i "Poe" daleko w tyle.


ocena: 8,2/10

new 7.03.2024
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości