Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Edén - Polvo de Diamantes (2005)
tracklista:
1.El Eden 01:28
2.Polvo de diamantes 04:16
3.Sin ti 04:19
4.Cansado de morir 04:49
5.Solo tu amor 04:20
6.Sacrificio 04:20
7.Neptuno 04:09
8.Nuevo amanecer 06:04
9.Requiem 03:29
10.Dame una señal 05:38
11.Dueña de mi alma 04:36
rok wydania: 2005
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Daniel González Suárez (Dani G.) - śpiew
Francisco Javier Díaz Menéndez - gitara
Alejandro Del Río Álvarez - gitara
Gabriel Fernández - gitara basowa
David "Axl" Ruidiaz - -perkusja
Gdy w roku 2000 w Mieres w Asturii sformowany został EDEN oczekiwania były spore, tym bardziej, że w składzie pojawił się uznany za nieprzydatnego w AVALANCH wokalista Juan Lozano Valledo. Przedsięwzięcie okazało się jednak kompletnym niewypałem i muzycy niczego nie nagrawszy, rozeszli się pomiędzy 2001 a 2003. Pozostał na placu boju tylko gitarzysta Francisco Javier Díaz Menéndez i z trudem zebrał nowy skład. Jakoś udało mu się pozyskać Daniela Gonzáleza Suáreza, czyli Daniego G. z DARKSUN, który miał jeszcze nieco czasu do premiery przygotowywanego przez ten zespół debiutu. Ostatecznie jednak prace nad płytą EDEN przeciągnęły się do roku 2005 i Dani G. już czarował na "El legado", a kontrakt na "Polvo de Diamantes" z meksykańską wytwórnią Agora Discos był dopiero w sferze planów. Ostateczne debiut EDEN ukazał się nakładem Agora w listopadzie 2005 roku, a w Hiszpanii także niskonakładowy self release.
EDEN bezwzględnie gra ostrzejszy power metal niż raczej pastelowy DARKSUN i Dani G. ma tu pewnie trudniejsze zadanie niż w tamtym zespole, bo tu są dwie mocne gitary i ta moc jest podkreślona w procesie nad wyraz dobrej, selektywnej produkcji. Dani śpiewa wysoko, może nawet za wysoko do barwy gitar, ale jest oczywiście w tych najbardziej melodyjnych partiach, zwłaszcza refrenów, urzekający. Álvarez i Menéndez idą na tym albumie mocno do przodu, miejscami wzorując się nawet na USPM, dostosowując jednak tę moc do potrzeb power metalu iberyjskiego. Bardzo dobrze prezentuje się jako otwieracz mocny i zdecydowany tytułowy Polvo de diamantes, potem zaś jeszcze bardziej idą w romantyczny, szybki power z obszarów WARCRY, pozostawiając dużo miejsca na wokalne popisy w wysokich rejestrach frontmanowi w znakomicie dramatycznym Sin ti. Kapitalnie wybrzmiewa spokojny i miarowy, romantyczny Cansado de morir o cechach epickich i tu Dani G. jest mniej rozkrzyczany w tym lekko posępnym klimacie kompozycji. Coś z dostojnej rockowej epickości wczesnego TIERRA SANTA słychać w wysmakowanym pod względem aranżacyjnym Solo tu amor, gitary tu pięknie współpracują, do ideału jednak brak, bo w sumie najważniejsza linia melodyczna jest jakoś słabo wyeksponowana. Za to potężny, heroiczny Sacrificio niszczy totalnie i mocarna sekcja rytmiczna to napędza, a Dani G. rzadko bywa tak epicki. No i do tego pełne finezji, wyborne solo gitarowe, rozgrywane potem jako duet. Rytmiczne, bujające granie power metalu to przebojowy Neptuno i tu słychać jak wyborny jest Dani G. gdy zupełnie wyzbywa się swojego przesadnego czasem manieryzmu wykonania. Ten manieryzm przydaje się w Nuevo amanecer, gdzie aktorski przekaz znaczy bardzo dużo w podkreśleniu monumentalnego charakteru całości. Mimo to ten utwór pozostawia jakiś niedosyt... Requiem już nie, bo to jasno wyraźny ibero power metal o bardzo dobrej melodii, choć na pewno niezbyt odkrywczej. W swoim żywiole jest Dani G. w fantastycznym rock metalowym balladowym songu Dame una señal. No klasa, klasa i do tego jakby poza głównym nurtem ibero latino metalu. Uniwersalnie, chwytliwie, może nawet poruszająco, gdy się słyszy jak płaczą gitary w solówkach. Magia... I solidnie choć w opcji melodic power metal generycznie w Dueña de mi alma na zakończenie tej interesującej płyty.
Sound jest wyśmienity, mix i mastering wykonał Dani G. i choć to brzmienie inne niż w DARKSUN, wydobył tu i głębię, i power metalową siłę. Fenomenalnie brzmi perkusja oraz ciężkie i ostre gitary. Dani G. w roku 2006, wkrótce po wydaniu tej płyty, zakończył współpracę z EDEN, koncentrując się na DARKSUN. Na kolejny album, już z nowym wokalistą, trzeba było poczekać do roku 2008.
ocena: 8,7/10
new 17.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Edén - Sombras de un adiós (2008)
tracklista:
1.Los elegidos 00:55
2.Mi elección 04:07
3.Agotado 04:28
4.Cazador de sueños 04:06
5.Cuervos de la noche 04:44
6.Dios del mal 04:22
7.A medianoche 06:05
8.La sangre del dragón 05:13
9.Sombras de un adiós 05:07
10.Desnuda tu espada 05:34
rok wydania: 2008
gatunek: power metal/melodic heavy metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Jorge Sanz De Pedro - śpiew
Francisco Javier Díaz Menéndez - gitara
Alejandro Del Río Álvarez - gitara
Rubén Carrio - gitara basowa
Víctor Iván Sevillano Fernández - -perkusja
Luis Vicente Fernández - instrumenty klawiszowe
Gdy zajęty w macierzystej formacji Dani G. opuścił EDEN, znowu pojawił się problem z obsadą stanowiska wokalisty. Wybór padł na nowicjusza Jorge Sanza i może to nie był poziom Dani, ale jak się go posłucha na tej płycie, wydanej przez hiszpańską wytwórnię Akeloo w październiku 2008 roku, to wrażenia są pozytywne. W 2006 zrezygnował także basista Gabriel Fernández i na tym albumie zagrał sesyjny muzyk Rubén Carrio, który zresztą potem dołączył na dwa lata do stałego składu koncertowego EDEN. Jest także nowy perkusista Víctor Iván Sevillano Fernández, który dołączył w roku 2006.
EDEN, poza solidnym wokalistą, zaprezentował także bardzo solidny zestaw kompozycji power metalowych, dosyć różnorodnych, od heroicznych do nastrojowych i zgrabnie wyrażonych stylistycznie, no może jedynie poza raczej bezbarwnym Dios del mal. Jednak początek jest wyborny i po klimatycznym intro z narracją Los elegidos otrzymujemy przepiękny, nastrojowy i pełen elegancji, zagrany w średnio wolnym tempie Mi elección, taki ciepły, bardzo przyjemny hit iberyjski. I przyjemnie tu posłuchać Jorge Sanza. Tak ciepło i niespiesznie sobie grają także w Agotado, można jednak odnieść wrażenie, że jest to produkt jakiejś innej sesji w studio, bo wokalnie jest gorzej, a sam wokal jakby cofnięty między gitary... W tych średnich rytmicznych tempach czują się zapewne najlepiej, bo to samo powtarzają w kolejnym, malowanym łagodnymi emocjami, rytmicznym Cazador de sueños i jest po raz kolejny bardzo przyjemnie ich posłuchać, podobnie jak końcowej części albumu w Desnuda tu espada. Tak bardziej dumnie i heroicznie toczy się bardzo dobry Cuervos de la noche, ale przecież i tu nie przyspieszają, trzymając się swoich rytmów i ubarwiając to wszystko ciętymi, wybornymi solówkami gitarowymi. Konkretnie heroiczny i rycerski jest La sangre del dragón i tu mamy odniesienia do TIERRA SANTA (także w pięknym refrenie!). Dynamicznie, bojowo, zwłaszcza w tym jak tu grają gitarzyści w zwrotkach. Pamiętając Dame una señal czeka się na ten obowiązkowy song balladowy i jest nim dobry A medianoche i jest rozczarowanie, z drugiej strony jednak taki Dame una señal to się zdarza raz na sto lat... A na koniec jeszcze jedna spokojna miarowa kompozycja melodic heavy metalowa Desnuda tu espada z wyjątkowej urody wokalami i kunsztowną grą obu gitarzystów.
EDEN na tej płycie jest spokojny, wyważony, w swojej muzyce odprężający i czasem skłaniający do refleksji. Ładne są te melodie, bardzo ładne, gustowne i bez częstego iberyjskiego przekolorowania. Doskonałe gitarowe wykonanie, bardzo dobre brzmienie, ciepłe w głębokich, ale niespecjalnie ciężkich gitarach. Mix i mastering wykonał Miguel Herrero, mało znany, co nie znaczy że nie uzdolniony były perkusista ekipy BRECHA, byłego wokalisty AVALANCH Juana Lozano Valledora.
Występ Jorge Sanza okazał się w EDEN jednorazowy. Odszedł w roku 2009 i w 2013 dołączył do MONASTHYR , heavy/power thrashowej ekipy z Asturii. Warto przy tej okazji dodać, że zespół ten wydał w roku bieżącym album power metalowy, zatytułowany "Eterno Linaje", gdzie można usłyszeć Jorge Sanza po czternastu latach. Nowym wokalistą EDEN został w 2009 Jorge Solache, niegdyś w heavy metalowym TRAILER.
ocena: 8,7/10
new 30.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Edén - Caminante del Tiempo (2011)
tracklista:
1.Siento que el tiempo se va 04:52
2.Libre 05:14
3.El caminante del tiempo 04:30
4.Melancolía 01:19
5.Junto a ti 04:23
6.Renacer 05:24
7.En el camino 05:02
8.Mi voz 05:09
9.Trovador 03:53
10.Descansa en paz 05:44
rok wydania: 2011
gatunek: power metal/melodic heavy metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Óscar Nieto - śpiew
Francisco Javier Díaz Menéndez - gitara
Alejandro Del Río Álvarez - gitara
Cristian Iglesias Amieiro - gitara basowa
Víctor Iván Sevillano Fernández - -perkusja
Luis Vicente Fernández - instrumenty klawiszowe
Jorge Solache ostatecznie nie zaśpiewał na żadnej płycie EDEN. W 2010 zastąpił go Óscar Nieto i to z nim został wydany album "Caminante del Tiempo", który ukazał się w lutym 2011 nakładem Sano Grial Records. W składzie znalazł się także nowy basista Cristian Iglesias.
EDEN na tym albumie kontynuuje swój styl grania melodyjnego metalu w średnich tempach, refleksyjnego, nieco smutnego z ekspozycją wokalisty. Nieto spisuje się tu dobrze, choć chyba brakuje mu nieco charyzmy i ekspresji Daniel Gonzáleza oraz takiej klasycznej heavy przyjemnej stanowczości Jorge Sanza. Operując w dosyć wąskim zakresie średnich rejestrów powoduje, że gitarowy efekt współpracy obu axemanów jest spłaszczany i te utwory brzmią dosyć jednowymiarowo. Niemniej, melodie po raz kolejny są udane, tak jak w spokojnych Siento que el tiempo se va, Libre oraz El caminante del tiempo z pierwszej części albumu najlepszego. Elegancko zmierzają do refrenów romantycznych, sentymentalnych i zapadających w pamięć.
Francisco i Alejandro jak zwykle prowadzą te swoje dyskretne, wysmakowane duety, jednak można odnieść wrażenie, że na tym albumie nieco to wszystko upraszczają. Gdzieś tej maestrii brakuje. Ten album jest pod względem melodii bardzo wyrównany i może Junto, a ti czy Renacer trudno uznać za szczególnie oryginalne i ekscytujące, ale nie odbiegają wiele od równego poziomu i warto poczekać na En el camino, który się pięknie rozwija i nawet jest tu nieco extreme wokali wbudowanych w sentymentalny, nostalgiczny styl melodii. Szybszy, bardziej power metalowy jest En el camino i po raz kolejny słyszymy przebojowy, ale niekomercyjny refren i pełne wdzięku gitarowe przejścia. I autentyczny hit Mi voz z taką gracją eksponujący piękną melodię. Po prostu znakomity refren o klasę wyższy od wszystkich pozostałych, ale przecież EDEN właśnie z takiego niby skromnego, ale zachwycającego grania zasłynął już wcześniej.
W Trovador nieco heroizmu w iberyjskim stylu słyszalnego przede wszystkim w dumnych riffach w umiarkowanych tempach i na koniec rytmicznie i dynamicznie w nasyconym rockiem Descansa en paz, gdzie także pojawiło się kilka wątków muzycznych i ten utwór należy do bardziej skomplikowanych i dopracowanych aranżacyjnie.
Alberto Ardines i Manuel Ramil tu pracowali nad soundem i jest to ciepłe brzmienie, dobrane jak należy do atmosfery tych kompozycji. Manuel Ramil zagrał także na instrumentach klawiszowych w miniaturze Melancolía.
Kolejna udana płyta EDEN, której wartość byłaby większa, gdyby śpiew Óscara Nieto był bardziej ekspresyjny i aktorski. Niebawem EDEN zmienił wytwórnię i kolejny, wydany w roku następnym album został wydany przez Triple A Metal.
ocena: 8,3/10
new 17.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Edén - Quattro (2012)
tracklista:
1.Prometo no caer 04:51
2.Angel negro 04:16
3.Otra oportunidad 04:21
4.Sigue mis pasos 04:21
5.El sueño de Icaro 04:05
6.Vuelve a mí 04:54
7.Nostalgia 04:22
8.Soy metal 04:11
9.Silencio 03:53
10.No mires atrás 04:20
rok wydania: 2012
gatunek: power metal/melodic heavy metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Óscar Nieto - śpiew
Francisco Javier Díaz Menéndez - gitara
Cristian Iglesias Amieiro - gitara
Pelayo Palicio Arla Mazetu - gitara basowa
Alberto Ardines Álvarez - -perkusja
Luis Vicente Fernández - instrumenty klawiszowe
W roku 2011 doszło do kolejnych zmian w składzie EDEN. Odszedł Alejandro Del Río Álvarez. Ten uzdolniony gitarzysta zmarł niestety po ciężkiej chorobie 30.10.2013. Zastąpił go, jako drugi gitarzysta, dotychczasowy basista Cristian Iglesias Amieiro. Zrezygnował także perkusista Víctor Iván Sevillano Fernández, a jego miejsce zajął wspaniały Alberto Ardines, znany z WARCRY i AVALANCH. Przebudowany zespół wydał po raz pierwszy nakładem wytwórni Triple A Metal album "Quattro" w marcu 2012 roku. Było to możliwe dzięki temu, że wcześnie ta firma wydała obie płyty SAUZE, zespołu założonego między innymi przez Ardinesa po odejściu z WARCRY.
Zmiany w składzie nie wpłynęły zasadniczo na styl grupy i ponownie zaprezentowała ona lekko melancholijny, melodyjny mix power i heavy metalu w średnich tempach, tym razem z lepszym, bardziej emocjonalnym wokalem Netto. Od bardzo dobrego, przebojowego w nienachalny sposób Prometo no caer rozpoczyna się ta płyta, po czym wchodzą w lekko gothic metalowy styl w Angel negro, z planem klawiszowym o dużym znaczeniu i jest to chyba jedyna kompozycja, gdzie Netto brzmi miejscami nie najlepiej. Nieco więcej power metalowych zagrywek gitarzystów pojawia się miejscami w romantycznym w stylu latino Otra oportunidad z bardzo interesującym solem gitarowym, o zabarwieniu progresywnym. Zdecydowanie może się podobać pełen wewnętrznego żaru, wspierany pianinem, power metalowy Sigue mis pasos, gdzie zwracają uwagę wyborne partie perkusji Ardinesa. Po nim jedna z perełek tego albumu, rytmiczny, poruszający w melodii tak łagodnej i tak zgrabnie skonstruowanej El sueño de Icaro z prostym, ale ujmującym riffem przewodnim. I zaraz potem prezentują przepiękny, hymnowy i uroczysty, a zarazem melancholijny Vuelve a mí i tym razem artystyczny wyraz śpiewu frontmana jest wyborny. Wspaniały refren, jeden z najlepszych w historii EDEN!
Rytmicznie, elegancko, melodyjnie grają w mocniej akcentowanym ozdobnikami gitarowymi Nostalgia i ta nostalgia nie jest wcale tu taka smutna... Nieśpiesznie grają przebojowy i lekko heroiczny w refrenie Soy metal i pokazują po raz kolejny, że są mistrzami średnich temp. A że potrafią też wzruszać, przypominają w łagodnym i smutnym tym razem Silencio z tłem para symfonicznym i to taki klasyczny romantyczny latino metal, przy czym jednak melodia zwrotek jest lepsza niż refrenu, któremu nie zdołali nadać magicznego wyrazu. No, ale rockowe solo gitarowe bardzo ładne. Z rozmachem zostały zrobione klawisze w symfonicznym stylu w mającym monumentalne cechy refleksyjnym utworze No mires atrás, który zamyka ten LP.
Brzmi to pięknie, bo mix i mastering zrobił niezrównany w tym duet Alberto Ardines/Manuel Ramil. Tak powinien brzmieć album z latino melodic metalem. Wzorcowa produkcja.
Lepsze, dużo lepsze kompozycje niż na płycie poprzedniej, w dużej mierze przybliżające EDEN stylistycznie i poziomem artystycznym do WARCRY i TIERRA SANTA z tego okresu.
Najlepszy, najbardziej udany LP EDEN w dotychczasowej karierze. Niestety, w tym samym roku niespodziewanie dla fanów grupa została rozwiązana, na szczęście nie na długo i powróciła w zmienionym składzie w roku 2016. W 2019 zespół wydał dobry album z melodyjnym heavy metalem "El Despertar de los suenos" jednak pozbawiony eleganckiej melancholii i ciepła poprzednich płyt.
ocena: 9.3/10
new 18.01.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:991
Edén - Alma de libertad (2024)
Tracklista:
1. Cenizas 01:46
2. Ave fénix 04:44
3. Nunca más 04:07
4. Alma de libertad 05:07
5. Muerte carmesí 04:59
6. Ella 05:43
7. Puede ser 04:51
8. 666 04:48
9. El fin 04:09
10. Cómo un León 06:01
Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal/Melodic Heavy Metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Fernando González - śpiew
Francisco Javier Díaz Menéndez - gitara
Alvaro Cocina - gitara
Juanjo Díaz - bas
Fernando Argüelles Osorio - perkusja
Na szósty album hiszpańskiego EDEN trzeba było poczekać 5 lat, a jego wydania podjęła się wytwórnia Tornado Music, z premierą ustaloną na 4 października 2024 roku.
Poprzedni album to był solidny melodic heavy metal, ten album próbuje być pojednaniem klasycznej stylistyki power metalowej z tym, co prezentowali w 2019 roku i w pewnym stopniu przypomina to szwedzki SUPREME MAJESTY z Danger. To już słychać w łagodnym Ave Fenix, który nieśmiało próbuje być power metalowy w refrenach, w zwrotkach to delikatny melodic heavy metal z płyty poprzedniej.
Ten LP to również nowy skład i Fernando González to bardzo dobry wokalista, emanujący pozytywną energią i trzymający się średnich rejestrów i wychodzi mi tu bardzo sprawnie. Szkoda, że w kompozycjach bardziej przesłodzonych wypada manierycznie, jak w Nunca Mas. Zdecydowanie słabiej wypadają w tych lżejszych utworach, nie potrafią uniknąć gatunkowej sztampy i brzmi to jak mniej interesująca wersja RENACER czy rozmytych, rockowych kompozycji ostatniego albumu AVALANCH. Sola za to są dobre i bardzo dobre, chwilami oszczędne (Alma de libertad), innym razem bardziej rozbudowane, jak w bardzo dobrych Puede Ser oraz 666. Z kompozycji lżejszych, zdecydowanie dobrze wypada Ella i tęskny w zwrotkach El Fin, gdzie Fernando González śpiewa rewelacyjnie, to jest też najmocniejszy refren na tym LP, taki słoneczny i pozytywny. Tutaj najlepiej udało im się uchwycić magię wcześniejszych płyt. Cómo un León to sprawnie zagrany heavy power metal, typowy dla Hiszpanii i nie ma tutaj zbyt wiele do zarzucenia. Poprawne zakończenie, które jednak blado wypada przy znakomitym El Fin.
Produkcja Alfredo Arold jest bez zarzutu, nadał temu wszystkiemu solidny, heavy metalowy sound, który głównie uwydatnia wszystkie pozytywy grupy.
Nowy skład zagrał i zaśpiewał wszystko bardzo dobrze, chociaż szkoda, że nie udało się uniknąć pewnej sztampowości, wynikającej z doświadczeń poprzedniego LP. Na pewno jest to jednak muzyka ciekawsza, szczególnie, kiedy grają charakterystyczny dla siebie elegancki i melancholijny metal, jak w El Fin, do którego chce się wracać.
Ocena: 7.8/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Thornado Music.
|