Ignea
#1
Ignea - The Sign of Faith (2017)

[Obrazek: R-9950929-1489106800-4385.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Şeytanu Akbar 04:40     
2. Alexandria 03:57       
3. Petrichor 03:32       
4. Theatre of Denial 04:18     
5. Jahi 07:36     
6. Halves Rupture 04:04     
7. Last Chosen by You 02:57     
8. Alga 06:17     
9. How I Hate the Night 03:22     
10. Leviathan (Ultra Sheriff cover) 04:53

Rok: 2017
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Ukraina

Skład:
Helle Bogdanova - śpiew      
Dmitri Vinnichenko - gitara
Xander Kamyshin - bas
Ivan Kholmohorov - perkusja
Evgeny Zhytnyuk - instrumenty klawiszowe, śpiew

MYRATH od 2010 albo 2011 to bez wątpienia towar eksportowy Tunezji i od drugiej płyty tylko zyskiwał na popularności. Co prawda było kilka zespołów, które coś próbowało działać w tym kierunku, ale w dużej części kończyło się raczej na chęciach. PARALLAX, założone w 2011 roku jakąś aktywność przejawiało demami i EP, ale po zmianie nazwy na IGNEA w 2015 coś się zaczęło dziać i w 2017 zespół własnym nakładem wydał debiut.

MYRATH jest tutaj bardzo silną inspiracją i nawet nie chodzi o użycie buzuki, ale i aranżacje jak i pomysły na melodie, co słychać ewidentnie w Petrichor i wpływów Tales of the Sands nie da się nie zauważyć. Różnica polega tylko na tym, że jest wokalistka i pan od growlu.
Co by nie mówić, udaje im się oddać klimat pustyni i bliskiego wschodu w Theatre of Denial, tylko czy to jeszcze własny pomysł, czy może jednak ściąganie od kolegi z ławki?
W Jahi już próbują czegoś innego i pojawiają się elementy mocniejsze, z gęstą, mocną perkusją w refrenie i świetnie wplecionymi orkiestracjami w klimacie takich zespołów jak EPICA czy TRISTANIA. Jest i przystępniejszy power MYRATH, ale z harsh/growlem dla urozmaicenia, jak w płynącym Alexandria, ale to wypróbowana formuła MYRATH, więc jak to mogło nie zadziałać?
Od Halves Rupture coś już się zaczyna psuć i to już wydaje się być kopiowanie bez zrozumienia źródła, podobnie nudny i niewiele wnoszący Last Chosen by You. Alga zaczyna się niezbyt ciekawie i można wobec tego utworu wyciągnąć ten sam zarzut, bo rozwija się za długo, a sama melodia nie powala, ale ratuje tutaj sytuację przyjemny refren w duecie. Miejsce na przerysowaną i bajkową balladę NIGHTWISH też się znalazło i How I Hate the Night jest niestety nudne.
Na koniec cover ULTRA SHERIFF. Po co, dlaczego i jaki jest tego sens, nie mnie pytać, ale zupełnie mi się to nie podoba.

Produkcja i nakład własny, a brzmienie, którego nie powstydziłby się niejeden profesjonalny zespół i za tę wspaniałą robotę odpowiada Max Morton. Wyborna realizacja, pod MYRATH, ale z charakterystycznym umiejscowieniem i obróbką wokalu dla Mortona. Do tego udzielił się gościnnie jako gitarzysta i czasami można go usłyszeć w chórach.
Helle Bogdanova to bardzo dobra wokalistka i słucha się jej świetnie. Mocny, nieprzesłodzony, ale ciepły głos, może dlatego brzmi słabiej w tych łagodniejszych kompozycjach.
Sam zespół spisał się bardzo dobrze, chociaż nie tylko brzmienie i melodie, ale i sola klawiszowe i gitarowe są utrzymane bardzo w stylistyce MYRATH, jednak w porównaniu z Tunezyjczykami po prostu nie mają szans, co szczególnie słychać w drugiej połowie płyty, gdzie już pomysły zaczynają się kończyć.
Solidny debiut, dobrze odegrany i wyśmienicie wyprodukowany, ale to raczej niewiele ponad kopia MYRATH, i to słabsza.
Tylko kto się może równać z mistrzami?

Ocena: 7.6/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Ignea - The Realms of Fire and Death (2020)

[Obrazek: R-15530875-1593106691-2216.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Queen Dies 03:58     
2. Чорне полум'я 05:24     
3. Out of My Head 03:53     
4. Í tokuni (Eivør cover) 03:49     
5. Too Late to Be Born 03:18     
6. What For 03:42     
7. Gods of Fire 03:02     
8. Jinnslammer 04:39     
9. Disenchantment 04:40     
10. Black Flame 05:25

Rok: 2020
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Ukraina

Skład:
Helle Bogdanova - śpiew      
Dmitri Vinnichenko - gitara
Xander Kamyshin - bas
Ivan Kholmohorov - perkusja
Evgeny Zhytnyuk - instrumenty klawiszowe, śpiew

IGNEA nie okazało się światową sensacją, ale w pewnych kręgach zostało zauważone, jednak nic ponad niszę. Dla zespołu to widać wystarczyło i w międzyczasie wydał album instrumentalny, a w kwietniu kolejny pełnoprawny krążek, ponownie własnym nakładem.
 
Zaczyna się bezpiecznie, Queen Dies zagrane jest wolniejszych tempach i bardziej w rejonach EPICA z lekkim akcentem MYRATH, zaczyna się dobrze, ale kończy kiepsko, bo w drugiej połowie zupełnie nic się nie dzieje. Co innego zaśpiewany po ukraińsku Чорне полум'я. Konstrukcja i sposób, w jaki poprowadzone to jest wokalnie, szczególnie w growlach, bardzo podobne jest do AMARANTHE, ale refren to jest czysty geniusz i perfekcja. Pięknie oddany klimat Bliskiego Wschodu, w duchu MYRATH, ale bez bycia plagiatorem jak to momentami miało miejsce na debiucie, świetne klawisze i wyborny śpiew Helle Bogdanova. Bonusowo jest też dołączona wersja angielska, ale gdzieś te piękno melodii refrenu zanika.
Potem już niestety bywa różnie, Out of my Head to już kopiowanie MYRATH, I Tokuni to dziwny cover, jest i brutalizacja w Too Late to be Born i nie ma w tym nic wyjątkowego. W What For próbują łagodniejszego podejścia, ale niestety nie jest to zbyt porywające, bo cała metalowość umyka. Gods of Fire zaśpiewane łagodnie, z kontrastami i bardzo prostym, ale udanym refrenem i solami i szkoda, że to trwa tylko 3 minuty. Jinnslammer zaczyna się niepozornie i patenty ze szwedzkiej szkoły MDM, znów coś z AMARANTHE i bardzo ładne to jest w refrenach. Disenchantment to połączenie SCAR SYMMETRY z AMARANTHE i nie jest to złe, ale przejścia pod NOVEMBERS DOOM może aż nazbyt pancerne i giną w tym tła klawiszowe. Ogółem nad całą płytą niosą się echa nieistniejącego już izraelskiego DISTORTED i jest kilka rozwiązań od nich pożyczonych.
 
Produkcja to znów Max Morton i nie zawodzi, wszystko jest idealnie ustawione, blachy dzwonią i syczą, a gitary tną, jak powinny, a w tym wszystkim jest jeszcze miejsce na gęsty bas. I perfekcyjne umiejscowienie wokalistki!
Szkoda, że album nierówny z jednym hitem z prawdziwego zdarzenia, kilkoma dobrymi kompozycjami i kilkoma, które niestety nie zachwycają.
Próbują innych rzeczy i już aż tak kurczowo nie trzymają się MYRATH, ale to nadal poziom jedynie dobry, z ogromnym potencjałem, ale jednak tylko dobry z przebłyskami.
No ale jest Чорне полум'я i oby więcej tak wybornych kompozycji w przyszłości.


Ocena: 7.7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Ignea - Dreams of Lands Unseen (2023)

[Obrazek: 1115150.jpg?2725]

Tracklista:
1. Téoura 01:28     
2. Dunes 04:23     
3. Camera Obscura 04:24     
4. Дaлекі обрії 03:44     
5. To No One I Owe 04:10     
6. Incurable Disease 05:04     
7. Nomad's Luck 04:38     
8. The Golden Shell 04:48     
9. Opiumist 07:19     
10. Zénith 04:52

Rok wydania: 2023
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Ukraina

Skład:
Helle Bogdanova - śpiew      
Dmitri Vinnichenko - gitara
Xander Kamyshin - bas
Ivan Kholmohorov - perkusja
Evgeny Zhytnyuk - instrumenty klawiszowe, śpiew


Po trzech latach studyjnego milczenia, zespół powraca w tym samym składzie z premierowym materiałem, tym razem wydanym przez dobrze znaną wytwórnię Napalm Records. Premiera została wyznaczona na 28 kwietnia 2023 roku.

Po pompatycznym wstępie Téoura, pierwsze, na co zwraca się uwagę w Dunes  to agresja i masywność brzmienia. Sound autorstwa Maxa Mortona oczywiście bardzo dobry, w jego stylu z bardzo sterylnym brzmieniem każdego instrumentu i jest to bardzo dobre w opcji MAYAN czy MEMORIAM. Tutaj momentami można odnieść wrażenie, że jest zbyt przytłaczające i nie ma pancernych melodii BENEDICTION, THANATOS czy BOLT THROWER, aby takie ustawienie wszystkiego było konieczne.
Tak mija Dunes, Camera Obscura i niewiele z tego jakoś wynika... Дaлекі обрії stara się jakoś to balansować w stylu ostatniego albumu solowego Mortona i to w sposobie wplecenia motywu ancient jest poprawne. Znacznie lepsze jest łagodniejsze To No One I Owe i tutaj w końcu są bardziej zapadające w pamięć melodie, refren i ciekawe kreowanie klimatu horror metalu. Podobne do tego, co u ostatniego Mortona, ale zaprezentowane w ciekawszy sposób. Niby próbują tutaj kontrastów, jak to zostało wypracowane przez te wszystkie lata, ale czasami jest zbyt duża przewaga partii cięższych, które w dzisiejszych czasach już takiego wrażenia nie robią.
Złoty środek odnajdują w bardzo dobrym Incurable Disease i w końcu powraca tutaj IGNEA, mocno inspirowana MYRATH, gdzie w końcu jest należycie wyeksponowana melodia bez przesadnej brutalności. Udane też jest Nomad's Luck, który jednocześnie uwypukla inny problem, mianowicie struktura kompozycji. Mimo że album trwa 45 minut, to często można odnieść wrażenie, że utwory kończą się bardzo nagle, jakby zespół nie potrafił do końca przekazać treści. Bardzo dobrą chwilą wytchnienia od tego całego ciężaru jest lekko przygodowy The Golden Shell, ale w Opiumist już czegoś zabrakło. To bardzo siermiężna próba połączenia BEFORE THE DAWN ze stylem IGNEA. Swoją rolę Tuomas Saukkonen odegrał bardzo dobrze, ale jego wprowadzenie trudno nazwać tutaj płynnym czy odpowiednio wprowadzonym. Nagle się pojawia i równie szybko jego występ jest urwany. Może gdyby nie niepotrzebnie długi wstęp, to by można było zaprezentować coś więcej.
Kojącym i udanym, dopracowanym zakończeniem jest Zénith. Bardzo ładne i świetnie tutaj śpiewa Helle Bogdanova, która jest w świetnej formie.

Jest brutalnie, jest głośno i to są najsłabsze elementy tego LP. Można grać mocno, ale to musi mieć uzasadnienie stylistyczne i aranżacyjne, wsparte odpowiednio mocną melodią, która się przebije przez żelbetonową ścianę gitar. Na szczęście w drugiej połowie albumu jest lepiej, ale to tylko potęguje wrażenie niespójności i nierówności.
Może i byłby to najlepszy album MAYAN, ale czy IGNEA? Tutaj mam wątpliwości.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości