28.06.2018, 14:05:40
Warchylde - Murder by Decibels (1985)
Tracklista:
1. Murder by Decibels 07:01
2. Please Don’t Go 04:37
3. Whispers 00:52
4. The Voice From the Fames 04:19
5. South side Mary 03:04
6. Victor 05:22
7. You Can Get High 04:28
Rok wydania: 1986
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Joey Irby - śpiew
Butch Whitney - gitara
Casey Moore - gitary, śpiew, instrumenty klawiszowe
Cal Moore - bas, śpiew
Mike Whitney - perkusja
Ocena: 8/10
8.10.2009
Tracklista:
1. Murder by Decibels 07:01
2. Please Don’t Go 04:37
3. Whispers 00:52
4. The Voice From the Fames 04:19
5. South side Mary 03:04
6. Victor 05:22
7. You Can Get High 04:28
Rok wydania: 1986
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Joey Irby - śpiew
Butch Whitney - gitara
Casey Moore - gitary, śpiew, instrumenty klawiszowe
Cal Moore - bas, śpiew
Mike Whitney - perkusja
WARCHYLDE z Cleveland jest jednym z najdziwniejszych zespołów grających tradycyjny metal z USA z połowy lat 80tych. Gra na tej płycie metal w gruncie rzeczy trudny do zdefiniowania, przede wszystkim dlatego, że ilość inspiracji i wpływów jest tu po prostu niezliczona.
W obrębie poszczególnych kompozycji nieustannie zmieniają się style jest wszystko od classic US Power, poprzez rock metal stadionowy, glamowe i hard rockowe melodie, i banalne refreny, i masa innych zaskakujących elementów, jak już na samym początku utworu tytułowego organy, a potem seria efektów F/X jakich w tym czasie na metalowych albumach głównego nurtu raczej się nie spotykało. Mocne gitarowe granie następuje w tym kawałku dalej, ale czuje się tu ducha lat 70tych i hard rocka tamtych czasów... a może glamowego grania i do tego te chórki, absolutnie niemetalowe, zresztą na całej płycie stylizowane podobnie wesołe i czyściutkie... i jakie wysmakowane solo w części instrumentalnej do głównego motywu prostego rokendrola. Zadziwiające, albo bardzo dziwne - jak kto woli. W numerze "Please Don’t Go" ... THE BEATLES? A może coś innego... Płyta wcale nie długa, a znalazło się tu miejsce dla pełną emocji miniaturę na gitary akustyczne "Whispers". Mocno zastanawia pokręcony nastrój niepokoju i namacalnego szaleństwa w wieloplanowym (znakomita gitara w tle) "The Voice From The Flames". Progresywny power metal? Coś więcej, coś innego, coś umykającego klasyfikacji. Prosty rock metalowy i wyjątkowo amerykański "South Side Mary"... znów te chórki i nagle solo zbliżone do stylu Bourgie z BUGDIE, ale tak zagrane jak się to robi w southern rocku...
Balladowy początek "Victor" prześliczny, z prześlicznymi partiami pianina, potem power metal, potem kapitalny popis wokalny Joey'a Irby w rockowym stylu w świetle jupiterów. Ten wokalista jest zresztą ogólnie znakomity. Niesamowity głos w wysokich partiach, pełne panowanie we wszystkich rejestrach i rockowy feeling. Kapitalny głos.
Znakomity gitarzysta Casey Moore, finezyjny i nieprzewidywalny. Zastanawia sposób wykonania tej kompozycji - taki power metalowy ze stanowiącymi kontrapunkt akcentami rockowymi. Dziwnie grają. Nawet taki ograny motyw arena rock/metalu w "You Can Get High" na koniec.
Jest to rok 1986 w USA, a zespół jest nieznany i pewnie niespecjalnie bogaty. A brzmienie jest fantastyczne (kaseta!). Ostre, klarowne, gitary tną jak brzytwy przy równocześnie braku surowizny, bas niesłychanie dobrze słyszalny i brzmiący także "inaczej". Słychać także każdy perkusyjny niuans. Ustawienie wokalisty w tym wszystkim wzorcowe, a wieloplanowość zrealizowana w sposób zupełnie niespotykany w tamtym okresie.
Grają jakiś rodzaj melodyjnego metalu. Jaki sprecyzować trudno. "Mainstreamowy crossover"? Chyba czegoś takiego nie ma, ale na ich użytek można ukuć taki termin.
Potem ten zespół w innym składzie, ale wciąż pod wodzą Casey'a Moore'a nagrywał jeszcze w latach 90tych i w końcu się rozleciał.
Dziwna płyta... chyba jednak bardzo dobra, bo oryginalność powinno się doceniać.
W obrębie poszczególnych kompozycji nieustannie zmieniają się style jest wszystko od classic US Power, poprzez rock metal stadionowy, glamowe i hard rockowe melodie, i banalne refreny, i masa innych zaskakujących elementów, jak już na samym początku utworu tytułowego organy, a potem seria efektów F/X jakich w tym czasie na metalowych albumach głównego nurtu raczej się nie spotykało. Mocne gitarowe granie następuje w tym kawałku dalej, ale czuje się tu ducha lat 70tych i hard rocka tamtych czasów... a może glamowego grania i do tego te chórki, absolutnie niemetalowe, zresztą na całej płycie stylizowane podobnie wesołe i czyściutkie... i jakie wysmakowane solo w części instrumentalnej do głównego motywu prostego rokendrola. Zadziwiające, albo bardzo dziwne - jak kto woli. W numerze "Please Don’t Go" ... THE BEATLES? A może coś innego... Płyta wcale nie długa, a znalazło się tu miejsce dla pełną emocji miniaturę na gitary akustyczne "Whispers". Mocno zastanawia pokręcony nastrój niepokoju i namacalnego szaleństwa w wieloplanowym (znakomita gitara w tle) "The Voice From The Flames". Progresywny power metal? Coś więcej, coś innego, coś umykającego klasyfikacji. Prosty rock metalowy i wyjątkowo amerykański "South Side Mary"... znów te chórki i nagle solo zbliżone do stylu Bourgie z BUGDIE, ale tak zagrane jak się to robi w southern rocku...
Balladowy początek "Victor" prześliczny, z prześlicznymi partiami pianina, potem power metal, potem kapitalny popis wokalny Joey'a Irby w rockowym stylu w świetle jupiterów. Ten wokalista jest zresztą ogólnie znakomity. Niesamowity głos w wysokich partiach, pełne panowanie we wszystkich rejestrach i rockowy feeling. Kapitalny głos.
Znakomity gitarzysta Casey Moore, finezyjny i nieprzewidywalny. Zastanawia sposób wykonania tej kompozycji - taki power metalowy ze stanowiącymi kontrapunkt akcentami rockowymi. Dziwnie grają. Nawet taki ograny motyw arena rock/metalu w "You Can Get High" na koniec.
Jest to rok 1986 w USA, a zespół jest nieznany i pewnie niespecjalnie bogaty. A brzmienie jest fantastyczne (kaseta!). Ostre, klarowne, gitary tną jak brzytwy przy równocześnie braku surowizny, bas niesłychanie dobrze słyszalny i brzmiący także "inaczej". Słychać także każdy perkusyjny niuans. Ustawienie wokalisty w tym wszystkim wzorcowe, a wieloplanowość zrealizowana w sposób zupełnie niespotykany w tamtym okresie.
Grają jakiś rodzaj melodyjnego metalu. Jaki sprecyzować trudno. "Mainstreamowy crossover"? Chyba czegoś takiego nie ma, ale na ich użytek można ukuć taki termin.
Potem ten zespół w innym składzie, ale wciąż pod wodzą Casey'a Moore'a nagrywał jeszcze w latach 90tych i w końcu się rozleciał.
Dziwna płyta... chyba jednak bardzo dobra, bo oryginalność powinno się doceniać.
Ocena: 8/10
8.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"