Tierra Santa
#1
Tierra Santa - Legendario (1999)

[Obrazek: 14858.jpg?0507]

tracklista:
1.La profecía 01:11
2.Séptima estrella 03:55
3.La cruzada 04:33
4.El bastón del diablo 05:18
5.Reconquista 04:02
6.Legendario 04:49
7.La mano de Dios 04:37
8.Atlántida 03:36
9.Drácula 03:57
10.Los diez mandamientos 06:28

rok wydania: 1999
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Iñaki Fernández - perkusja
Óscar Muñoz - instrumenty klawiszowe


PRIVACY z Logroño w latach 1991 -1997 poza jednym demo nie zdziałał nic i w tymże 1997 zmienił nazwę na TIERRA SANTA, pozyskując nowego perkusistę. W grudniu1997 zadebiutował albumem "Medieval" z poprawnym rycerskim heavy metalem z pewnymi maidenowskimi inklinacjami oraz czymś, co można określić jako epicki heavy rock wywodzący się z lat 70tych. Yen zestaw kompozycji wywołuje umiarkowane zainteresowanie, zwraca jednak na siebie uwagę wybornymi partiami wokalnymi Ángela San Juan i wyśmienitą, jak na warunki hiszpańskie, produkcją Juan Antonio San Martína. Płyta została wydana przez małą, krótko istniejącą wytwórnię Sonido XXI, ale zespół dostrzegła znacznie bardziej znacząca Locomotive Records i drugi LP Hiszpanów w 1999 zaprezentowała właśnie ta firma fonograficzna.

Tym razem TIERRA SANTA poczyna sobie śmielej jako grupa heavy metalowa, heroiczna, bojowa, ale już bez epickiego rocka, może poza uroczystym spokojnym wstępem La cruzada oraz przeuroczym delikatnym balladowym wstępie do El bastón del diablo. Kieruje się ku muzyce mocniejszej, szybszej, o większej gitarowej intensywności, nadal jednak z wykorzystaniem pewnej riffowej estetyki IRON MAIDEN i to słychać w openerze, zresztą bardzo dobrym, Séptima estrella. Tematycznie zespół obraca się w kręgu historii na poły legendarnych, zgodnie z tytułem albumu (Dracula, Atlántida), ale i osadzonych w historii kraju, jak Reconquista, uroczystym, majestatycznym i kroczącym dostojnie w umiarkowanie wolnym tempie. A dynamiczny styl Atlántida i Dracula, wzmocniony dodatkowo znacznie bardziej romantycznymi partiami, robi piorunujące wrażenie, potęgowane iberyjską swobodą wykonania.
Grupa unika rozwlekłości, kompozycje są raczej krótkie i zwarte, i jedynie ostatnia Los diez mandamientos ma formę bardziej rozbudowaną z delikatnym wstępem, z dzwonami i tu także w pięknej melodii słychać echa IRON MAIDEN  z lat 80tych. Cały czas jednak trzeba pamiętać, że TIERRA SANTA nie jest kopią IRON MAIDEN, to tylko pewne elementy o Brytyjczykach przypominają i muzyka heroiczna TIERRA SANTA ma swój własny, iberyjski smak. Nawet gdy grają takie rozpoznawalne riffy maidenowskie jak w szybkiej części La cruzada.
Nienaganna realizacja i sound to atut tego albumu i duet braci San Martín, który go stworzył i już na zawsze będzie dbał o przepiękne, klarowne i soczyste brzmienie nagrań TIERRA SANTA.
Ángel San Juan czasem niesłusznie jest porównywany do Bruce'a Dickinsona. To mylny pogląd i w tej grupie nie można go umieścić. Można go umieścić natomiast w grupie wokalistów ścisłej heavy metalowej czołówki hiszpańskiej tego okresu. Głos wyważony, robiący wrażenie w mocnych utworach, i San Juan potrafi go wzmocnić jeszcze bardziej w heroicznym, bojowym stylu, chociażby w porywającym (także gitarowo) El bastón del diablo. A jeśli chodzi o rasową metalową balladę z gitarami akustycznymi, to sieją zniszczenie w refleksyjnym stylu w La mano de Dios. Przepiękne solo gitarowe, a przy tym takie proste w formie. No i jest jeszcze świetne połączenie riffów IRON MAIDEN z gorącym klimatem latino metalu w tytułowym Legendario.

Jest to album zdecydowanie deklasujący skromną jeszcze krajową konkurencję w heroicznym heavy metalu, jednak czuć podskórnie, że TIERRA SANTA stać na więcej niż bycie tylko hiszpańskim odbiciem IRON MAIDEN. To okaże się prawdą już niebawem.


ocena: 9,5/10

new 19.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Tierra Santa - Tierras de leyenda (2000)

[Obrazek: 14860.jpg?1230]

tracklista:
1.La tormenta 01:09
2.Tierras de leyenda 04:02
3.Sodoma y Gomorra 03:28
4.La canción del pirata (Part I) 03:48
5.La canción del pirata (Part II) 03:11
6.El secreto del faraón 02:30
7.La momia 05:25
8.La torre de Babel 03:36
9.Una juventud perdida 06:38
10.La caja de Pandora 05:48
11.El caballo de Troya 03:31

rok wydania: 2000
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Iñaki Fernández - perkusja
Pacho - instrumenty klawiszowe


Rok 2000 i Legend ciąg dalszy. Takiego zespołu wytwórnia Locomotive Records nie mogła wypuścić z rąk i TIERRA SANTA prezentuje trzecią płytę z nowym klawiszowcem - Pacho.

Wyborna produkcja braci San Martin uwypukla doskonałą grę obu gitarzystów w kontynuowanej konwencji heavy metalu z riffami i motoryką IRON MAIDEN w epickiej formie i iberyjskim ogniem, i ten ogień bucha już na początku z niemal speedowego Tierras de leyenda, jasno dając do zrozumienia co tu będzie grane. W Sodoma y Gomorra, poza rozległym planem klawiszowym, jest także pełne ekspresji solo gitarowe i większe niż na płycie poprzedniej wykorzystanie masywnego drugiego planu klawiszowego. Jednak przede wszystkim jest pęd, jest moc, jest wysokoenergetyczny heavy metal. Dwuczęściowy La canción del pirata to inne niż w przypadku RUNNING WILD ujęcie motywów pirackich i jakże pięknie tu opowiada tę historię Ángel San Juan, a gitary dopowiadają resztę. Gorąco, epicko, bardzo epicko i te tempa, jakie oni tu z taką swobodą wykorzystują. Mistrzostwo! I urzekające gitary akustyczne i szum morza w drugiej łagodnej balladowej, nastrojowej części... El secreto del faraón to motywy staroegipskie w faktycznym wstępie do La momia, gdzie może na początku jest nieco blado, ale potem klawisze wraz długimi wybrzmiewaniami gitar tworzą plan dla pełnej emocji opowieści przedstawionej przez San Juana. Piękny refren, nawet w pewny sensie niespodziewany, bo bez szafowania "ancient" motywami, które dominują w pozostałych fragmentach tego utworu. Jeśli komuś za mało riffów IRON MAIDEN, to na nich zbudowany jest świetny, rozpędzony La torre de Babel i tu im nikt "języków nie pomieszał". Pojedynki solowe w części instrumentalnej są po prostu dewastujące!
San Juan i Miorras grają po prostu wybornie, to duet bez wątpienia zjawiskowy w tym czasie w hiszpańskim metalu. Ponownie trzeba też podkreślić niezwykle gustowne pasaże i plany Pacho i można powiedzieć, że instrumenty klawiszowe znalazły tu swoje konkretne miejsce. Poruszające jest też pianino na wstępie Una juventud perdida i ta opowieść dumna i smutna nabiera dramatyzmu stopniowo, heroizm nie wymaga tu szybkości, a przecież majestatyczna moc jest ogromna i w tym średnio wolnym tempie. I sola, te sola gitarzystów, maestria i wzruszenie...
Puszkę Pandory w La caja de Pandora otwierają łagodnie i delikatnie, ale potem bez nadmiernie ciężkich riffów galopują fenomenalnie i to jest iberyjski żar, podsycany jeszcze w dumnym refrenie. I na koniec potężnie w heavy/power metalowym rycerskim El caballo de Troya z fantastycznymi atakami gitarzystów. Jaka moc! Trzy minuty które wstrząsają światem!

Tu nie brak niczego. TIERRA SANTA na tle często bardzo nieporadnych classic heavy metalowych epickich grup z Hiszpanii tego okresu błyszczy jak gwiazda pierwszej wielkości, a raczej Supernova.


ocena: 9,8/10

new 22.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Tierra Santa - Sangre de reyes (2001)

[Obrazek: 4413.jpg?0434]

tracklista:
1.David y el gigante 05:33
2.La ciudad secreta 03:44
3.Pegaso 04:03
4.Juana de Arco 04:25
5.La sombra de la bestia 05:13
6.Dos vidas (Prólogo "La armada") 02:08
7.La armada invencible 04:23
8.El laberinto del Minotauro 05:07
9.El amor de mi vida 04:53
10.Mi tierra 03:47
11.Sangre de reyes 04:21

rok wydania: 2001
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Iñaki Fernández - perkusja
Pacho - instrumenty klawiszowe

Jest to trzecia płyta TIERRA SANTA wydana przez Locomotive Records. Ukazała się w roku i perfekcyjność stylu z płyty poprzedniej grupa tu doprowadziła do perfekcji absolutnej.

Nie trzeba było niczego zmieniać w stylu, niczego poprawiać i niczego modernizować. Wyborny, wyważony, ale heroiczny wokal San Juana i podane z wielką energią i pasją rozpoznawalne riffy IRON MAIDEN, na tyle delikatnie zarysowane, że nikt tu TIERRA SANTA "tribute" bandem nazwać nie może. I dlatego potoczysty David y el gigante to pierwszy tu majstersztyk, a La ciudad secreta z mocniejszymi gitarowymi akordami i eterycznym planem klawiszowym i ognistą melodią, to majstersztyk drugi. I tak już do końca, nic nie schodzi poniżej poziomu majstersztyku epickiego heavy z pewnymi elementami power. Po prostu zadziwiają, wprawiają w zachwyt swobodą wykonania niesamowitych melodii za każdym razem. Ileż misternego riffowania w Pegaso i jak potem dodatkowo potężnie i z rozmachem to rozwijają... TIERRA SANTA po prostu. Ten dumny galop w Juana de Arco inkrustowany gitara solową, ta opowieść prawdziwie iberyjsko gorąca i dramatyczna. Niezwykłe są refreny z tej płyty, a ten chyba zajmuje tu miejsce szczególne, a może raczej ten z pełnego emocjonalnych wokali mega heroicznego La sombra de la bestia? Nie można się zdecydować, to wszystko jest po prostu majstersztyk! I znowu te misterne riffowanie w szybkich tempach w La armada invencible jest hipnotyzujące, a wraz Prologiem i tą zadziorną melodią dewastuje absolutnie. Genialnie pomyślane i genialnie zagrane. Czasem się można spotkać ze stwierdzeniem, że El laberinto del Minotauro jest na tu zbyt sentymentalny, za łagodny. Czyżby, a co mu brakuje w tych umiarkowanych tempach i spokojnym dawkowaniu heroicznej przebojowości do ideału? Nic. Taki zarzut nie pada w stosunku do zaśpiewanego przy pianinie i z gitarami akustycznymi El amor de mi vida... Bo po prostu nie można niszczyć magii nastroju. Za bardzo sentymentalnym jednak być nie można i rozpędzają się w Mi tierra i rozpędzają się jeszcze bardziej w polatującym ku niebu refrenie, a klawisze dodają dodatkową parę skrzydeł. Tytułowy Sangre de reyes został umieszczony na końcu. Sprytnie, bo wydawałoby się, że już niczym zachwycić bardziej niż do tej pory nie mogą. A jednak! Coś pięknego? Mało powiedziane. Ta gitara i ten ognisty motyw, jaki tu się pojawia jako ornamentacja. Klasyk, wielki klasyk.

Pyszna, przepyszna realizacja dźwięku przez braci San Martin i gdzie tak fantastycznie bas w tych czasach punktuje jak na tej płycie? No pewnie w IRON MAIDEN.
TIERRA SANTA stał się gigantem, a od tej płyty każda następna była już narodowym metalowym muzycznym świętem.
Powtarzam. Majstersztyk przez duże M.


ocena: 10/10

new 24.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Tierra Santa - Indomable (2003)

[Obrazek: 20176.jpg?1854]

tracklista:
1.Alas de fuego 04:33
2.Indomable 04:50
3.Quién llora hoy por ti 05:57
4.Hamlet 03:56
5.El canto de las sirenas 04:01
6.Coro de guerreros 00:41
7.Las walkirias 05:07
8.El corazón del guerrero 03:57
9.Azote de Dios 04:21
10.Las puertas del infierno 04:28

rok wydania: 2003
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Iñaki Fernández - perkusja
oraz
Juan Antonio San Martín - instrumenty klawiszowe


W lutym 2003 Locomotive Records wydaje kolejny album TIERRA SANTA. Tym razem już bez Pacho i na instrumentach klawiszowych zagrał producent Juan Antonio San Martín, czyli jeden z Braci Mistrzów Mixu i Masteringu.

Po raz kolejny TIERRA SANTA prezentuje wspaniały, melodyjny heavy metal z ornamentacjami w stylu IRON MAIDEN, epicki, pełen iberyjskiego ciepła i pasji, i znakomicie zagrany, i zaśpiewany.
Z gracją rozpoczynają w zagranym w średnio szybkim tempie Alas de fuego, trochę mocniej przykręcają śrubę w ryczącym w gitarach miejscami speed/powerowym Indomable i gdy wydaje się, że to będzie do końca metalowa żyleta, to jednak refren jest łagodniejszy, bardziej klasyczny dla zespołu. Fenomenalne wirtuozerskie partie obu gitarzystów w solówkach i ten fragment instrumentalny należy do najlepszych w dotychczasowej historii zespołu. Jak wspaniale po chwili rozbrzmiewa poetycki i epicki pełen dumy i zadumy Quién llora hoy por ti. Uroczysty, monumentalny i majestatyczny motyw główny to triumf kompozytorski TIERRA SANTA, a gdy dochodzi do refrenu, to mamy mistrzostwo świata. Natchniona gra Angela i Arturo na tym albumie nie podlega żadnej dyskusji i osądowi. Ten kolejny duet  dwa razy w Quién llora hoy por ti... Po prostu epicka dewastacja umysłu. I maidenowski Hamlet. Co za energia, co za odświeżenie znanych już riffów! Porywający numer, porywający jak tornado. Gdy są łagodniejsi w rytmicznym El canto de las sirenas, to ogniskują w sobie całą potęgę sentymentalnego latino metalu. Choć może trochę jednak tu przegięli w kierunku typowo komercyjnej radiowej przebojowości. Tego już oczywiście nie ma w zgrabnym, ładnie wspieranym klawiszami na planie drugim Las walkirias. Dokręcają w refrenie i jest po raz kolejny kapitalnie. I gitarowa moc narasta w części instrumentalnej - brawurowo narasta! Po raz drugi gitary mamy nieco ostrzejsze w spokojnie poprowadzonym El corazón del guerrero i to jest rewelacyjna mieszanka przebojowej melodii i heroizmu. Jak oni to potrafią genialnie łączyć... I maidenowskie sentymentalne motywy prowadzą Azote de Dios. Elegancja i epicka nostalgia. Ładne partie klawiszowe w tych kompozycjach stworzył Juan Antonio. Brak Pacho nie jest aż tak dotkliwy, jak by się mogło wydawać. Zamyka ten nowy festiwal epicki ostry, rozpędzony w ciętych riffach a la IRON MAIDEN Las puertas del infierno w części początkowej, a potem tak lekko i nawet optymistycznie poprowadzony do końca.

Co tu wspominać o brzmieniu, skoro po raz kolejny zrobili to bracia San Martin. Bezbłędny, rozpoznawalny dla tego zespołu sound, może tylko nieco delikatniejszy niż na płytach poprzednich.

TIERRA SANTA - hiszpański Metalowy Dominator!


ocena: 9,8/10

new 25.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Tierra Santa - Apocalipsis (2004)

[Obrazek: 58944.jpg]

tracklista:
1.Nerón 04:47
2.Apocalipsis 03:33
3.Nací siendo libre 04:03
4.Tu misión 05:04
5.Kamikaze 03:08
6.Rumbo a las estrellas 04:10
7.La ira del cielo 03:33
8.El grito de la tierra 03:30
9.Soñar con ella 03:20
10.Esta tierra es mía 04:04
11.Hermano del viento 02:36

rok wydania: 2004
gatunek: heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Iñaki Fernández - perkusja
Mikel G. Otamendi - instrumenty klawiszowe


Z nowo pozyskanym klawiszowcem Mikelem G. Otamendi TIERRA SANTA nagrała album "Apocalipsis", który pojawił się nakładem Locomotive Recoirds we wrześniu 2004 roku.

Tak dosyć się to nietypowo zaczyna, od wstępu klawiszowego do Nerón w stylu Tony Carey'a z Tarot Woman RAINBOW i nawet pewne echa stylu RAINBOW tu słychać, choć potężny refren jest najbardziej klasyczny dla TIERRA SANTA. Melodyjny, epicki i heroiczny TIERRA SANTA. Co tu jednak robi zagrany w niemieckim, dosyć siermiężnym stylu Apocalipsis? Nie, no melodia jest po prostu tylko dobra. Gdzieś zniknął IRON MAIDEN. Jest za to znowu dosyć twardy i nawet podchodzący pod niemiecki hard'n'heavy styl rozgrywania ogólnie łagodnego Nací siendo libre. Jakoś epickość wyparowała... Fajny, rock/metalowy kawałek, tyle że może powinni to zostawić ekipie BARON ROJO? W roku następnym znacznie lepiej w średnich tempach grał melodyjny heavy metal WARCRY. Potem się coś zaczyna ruszać w Tu misión, jest nawet jakby lekko progresywnie w tych gitarowych aranżacjach i dobry refren, ale czy to granie nie pasuje bardziej do EDEN?
Potężny, speedowy heavy/power metalowy atak wydaje się jak na możliwości TIERRA SANTA nieco zbyt prosty, jednak refren, zadziorny i melodyjny, jest w pełni satysfakcjonujący. Zaskakuje granie typowego AOR w Rumbo a las estrellas i jest dobrze, tylko dobrze. Druga część albumu składa się z kompozycji zwartych, krótkich, o tradycyjnym heavy metalowym charakterze i w tej kategorii rytmiczny La ira del cielo jest przyjemny w odbiorze, jednak nawet jak na rok 2004, to ten refren wydaje się w melodii dosyć wyeksploatowany w sferze latino metalu. W końcu jakieś zniszczenie musi nadejść w szybszych tempach. Nadchodzi w wybornym El grito de la tierra i znów pytanie - nie można było tak wcześniej? W wolniejszym Soñar con ella już niemal od początku wiadomo, że będzie bardzo dobry melodic heavy i taki jest, wyważony, lekko melancholijny, pełen układnej elegancji i rzewnych solówek. Esta tierra es mía i wreszcie coś ze stylistyki IRON MAIDEN, przynajmniej we wstępie i potem jeszcze w połowie. Ogólnie numer i tak znakomity, na poziomie El grito de la tierra, dynamiczny, zagrany z wielką pewnością siebie i ozdobiony wycyzelowanymi ornamentacjami gitarowymi. Ekstraklasa TIERRA SANTA. Niedługi balladowy song Hermano del viento z gitarami akustycznymi to bardziej wokalno - instrumentalne outro niż realny utwór romantyczny o większym znaczeniu...
Raz lepiej, raz gorzej, nigdy źle, więc ostatecznie TIERRA SANTA nagrywa bardzo dobrą heavy metalową płytę, która jednak w porównaniu z rozmachem i bogactwem albumów poprzednich jest raczej takim uboższym krewnym...

Gitarzyści tym razem nie pokazali niczego nadzwyczajnego, klawisze Mikela dawkowane są nad wyraz skąpo i tak na dobrą sprawę nie bardzo można tu ocenić jego wkładu i możliwości. Bryluje będący w świetnej formie głosowej Ángel San Juan i to on, nieraz w udany sposób, maskuje niedostatki kompozycyjne w niektórych utworach. Bracia San Martin sound gitar wzmocnili, klawisze cofnęli, perkusję uczynili bardziej grzmiącą, bas mocno punktuje. Wzorcowy classic metalowy sound, bez dwóch zdań wzorcowy.

Czy jest to album przełomowy w stylistyce TIERRA SANTA? W pewnym stopniu tak, ale wyciągać zbyt daleko idących wniosków nie należy.


ocena: 8/10

new 30.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Tierra Santa - Mejor morir en pie (2006)

[Obrazek: 118100.jpg?0028]

tracklista:
1.Mejor morir en pie 03:48
2.Un grito en el aire 03:39
3.Magia 04:10
4.La impureza de la amistad 03:43
5.Otelo 03:47
6.Si tu alma has de vender 03:49
7.Hoy vivo por ti 04:05
8.Una luz en la oscuridad 02:58
9.La tentación 03:59
10.Nunca te alejes de mi 03:33
11.Himno a la alegría (Ludwig van Beethoven)  04:17 (instrumental bonus track)

rok wydania: 2006
gatunek: melodic heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Iñaki Fernández - perkusja
Mikel G. Otamendi - instrumenty klawiszowe


Z pewnością ekipa TIERRA SANTA słyszała album WARCRY z roku poprzedzającego wydanie ich nowej płyty "Mejor morir en pie" zaprezentowanej w maju 2006 przez Locomotive Records.

Czy miał on bezpośredni wpływ na to co pokazał TIERRA SANTA, to trudno powiedzieć, ale te płyty mają ze sobą wiele wspólnego. "Mejor morir en pie" to łagodny album z melodic metalem, gdzie na utwory w rodzaju Kamikaze miejsca nie ma, jest za to wysmakowany rockowy klimat w oprawie riffów jakże często gatunkowo podobnych do tych od WARCRY 2005. Bez pędu, bez pośpiechu tu grają i może nawet momentami za lekko, jak na heroiczny TIERRA SANTA. Nic tu nie znajdą fani IRON MAIDEN w wysublimowanym iberyjskim wydaniu, za to jakże bliskie to jest miłośnikom AOR/metal... Heroizmu i epickości też w zasadzie niewiele, choć gdy dumnie grają tytułowy Mejor morir en pie, to coś jest na rzeczy. Są także echa RAINBOW, tym razem w solo nieco stylizowanym na Blackmore'a. I pewnie jeszcze większe echa słynnej angielskiej ekipy w ogólnej stylizacji z La impureza de la amistad, nad wyraz zgrabnie połączonej z iberyjskim gorącym refrenem. Robi wrażenie! Jeszcze raz w tym stylu zagrali tu w Si tu alma has de vender i to pełni odpowiedź na RAINBOW Turner Era, ale w latino stylu i z iberyjskim ciepłem. Znakomicie tu to wyszło, może tylko nieco więcej klawiszy by się zdało. I nie rezygnują z RAINBOW w rytmicznym, zagranym w średnim tempie La tentación. Te utwory w swojej klasie są po prostu urzekające! Ten melodyjny AOR metal jest przyjemny w Un grito en el aire oraz w Nunca te alejes de mi, ale czy trzeba sięgać po album TIERRA SANTA, by słuchać takiej muzyki, granej lepiej przez Amerykanów czy Szwedów? Może jednak warto, bo Otelo w tej konwencji jest wyborny i do tego jest ta łagodna epickość, która w podobnych wolniejszych kompozycjach TIERRA SANTA pojawiała się już na wcześniejszych płytach. Niestety, na tej płycie jest także najsłabszy jak dotąd opublikowany przez zespół - Una luz en la oscuridad, naprawdę nijaki, ociężały rock/metalowy utwór bez historii. Lekko nostalgiczny z odrobiną smutku klimat generowany przez WARCRY w 2005 tu można odnaleźć w Magia i ta kompozycja jest przepiękna swoim refrenem, takim, którego trudno zapomnieć, takim pełnym rockowej szczerości... Tak, coś pięknego... I jeszcze podobnie urzekający refleksyjny, nostalgiczny klimat ma kunsztownie zaaranżowany Hoy vivo por ti, brzmieniowo jeden z najlżejszych tu utworów.

Tym razem bracia San Martin zrobili mix, ale mastering został wykonany przez mniej znanego hiszpańskiego inżyniera dźwięku Juan Hidalgo. Utalentowany człowiek trzeba powiedzieć, po tym co tu można usłyszeć...
IRON MAIDEN brak, jest RAINBOW i zasięg tej płyty wychodzi poza stricte metalową publiczność.


ocena: 8,4/10

new 2.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Tierra Santa - Caminos de fuego (2010)

[Obrazek: 283765.jpg]

tracklista:
1.Caminos de fuego 04:21
2.La leyenda del holandés errante 03:37
3.Reina de Egipto 05:23
4.Arde Babilonia 02:57
5.Libre 03:59
6.Ejércitos de las tinieblas 03:17
7.Para siempre 04:17
8.La voz del destino 03:12
9.El fin de los días 06:04
10.Eterna y sagrada 03:49

rok wydania: 2010
gatunek: melodic heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
David Karrika - perkusja
Juan Antonio San Martín - instrumenty klawiszowe


W roku 2008 TIERRA SANTA zostaje rozwiązany. O przyczynach mówiło się różnie, faktem jest natomiast to, że żal po tej decyzji był wśród wielomilionowej rzeszy fanów na całym świecie ogromny. TIERRA SANTA stał się przez te wcześniejsze lata swoistą instytucją. Nawoływania do powrotu odniosły skutek i w roku 2010 grupa została reaktywowana przez Ángela San Juana, niemal w tym samym składzie z roku 2008 i jedynie Juan Antonio San Martín, od lat współpracujący z zespołem i twórca soundu, przejął instrumenty klawiszowe. Po raz pierwszy na płycie mógł także zaprezentować swoje umiejętności perkusista David Karrika, bo Iñaki Fernández odszedł jeszcze w roku 2006 i dołączył do ZENOBIA. Jak przystało na zespół tak utytułowany, nowa płyta została wydana przez słynną wytwórnię Maldito Records z Walencji, z którą zespół podpisał wieloletni kontrakt.

Od TIERRA SANTA oczekiwano określonej muzyki, jasno gatunkowo wyrażonej i taka się na tej płycie znalazła. Średnie tempa, rozpoznawalny styl melodii, to mało oryginalne rozpoczęcie tej płyty w postaci Caminos de fuego. Jest dobrze, ale to już było i było lepsze. Już La leyenda del holandés errante w zasadzie w tym samym melodyjnym, rytmicznym stylu jest lepszy, wciąż jednak grupa garściami czerpie z melodii, które już zostały w bardzo podobny sposób na wcześniejszych płytach. Tu mamy motyw IRON MAIDEN w solo, ale tak bardzo delikatnie tylko zarysowany... Przywiązanie do epickiej tradycji to Reina de Egipto i Arde Babilonia. Tak, w Reina de Egipto tych motywów może nieco więcej, ale generalnie zanim się ta kompozycja na dobre rozwinie z tego delikatnego grania rockowego w pierwszej części w jakieś realnie heroiczne motywy, to już jest koniec. Za miękko jak na zespół heavy metalowy. A Arde Babilonia jest znakomity, ale czemu taki krótki? Jak na taki klasyczny, potoczysty TIERRA SANTA ze świetnym refrenem jest po prostu za słabo rozbudowany, a można tu było sporo ciekawych rzeczy dołożyć i rozwinąć. Coś musiało być ulta romantyczne, sentymentalne i rzewne i taki jest Libre. Zyskuje za każdym kolejnym przesłuchaniem, aż się dochodzi do wniosku, że AOR to mocna broń TIERRA SANTA. Para siempre to po raz drugi zagranie na uczuciach i zgrabnie to wyszło w dosyć oszczędnej pracy gitarzystów i tak uroczyście, i bez metalowej przemocy jak w stylistyce... AOR. AOR klawisze i motywy rock/metalowe w przebojowej, eleganckiej formie RAINBOW Turner Era słychać w Ejércitos de las tinieblas i ta wycieczka jest owocna i udana.
Melodic heavy metal, ocierający się mocno o rock. Dużo tego na tym albumie, bo taki jest łagodny, nostalgiczny La voz del destino, mimo że w zamyśle miało to być bardziej epickie. Niespecjalny jest ten refren... Może za dużo tych zapożyczeń klawiszowych łączników w stylu AOR na tej płycie. Tyle, że fajnie to brzmi w raczej po prostu tylko dobrym i mało wyrazistym El fin de los días. Dobrze, że się to kończy bardziej epickim Eterna y sagrada, szybszym, klasycznym dla zespołu, z doskonałym classic heavy refrenem i pięknymi solami gitarowymi. W końcu chcemy słuchać heavy metalu i takich monumentalnych i bombastycznych zakończeń, jak w tej kompozycji.

Można odnieść wrażenie, że ten zestaw kompozycji został przygotowany w pośpiechu, w dużym stopniu o wykorzystane już wcześniej podobne melodie i tak szybko nagrany tylko dzięki ogromnemu doświadczeniu całej ekipy. Ponadto, sam Ángel San Juan zaśpiewał owszem bardzo dobrze, ale tego autentycznego ognia i pasji z poprzednich płyt tu nie słychać.
Brzmienie jest stosunkowo lekkie i tym razem mastering wykonał Enrique Soriano, z umiarkowanym w tym zakresie jeszcze wówczas doświadczeniem. Poprawny, ugładzony sound bez jakiegoś widocznego błysku. Dosyć słabo zaznaczone zostały instrumenty klawiszowe i słychać, że San Martín coś tam w planie dalszym sympatycznego gra, ale nie bardzo słychać co.
Płyta na zamówienie publiczne? Może nie do końca, ale ziarno prawdy w tym tkwi na pewno.


ocena: 8/10

new 4.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Tierra Santa - Mi nombre será Leyenda (2013)

[Obrazek: 365258.jpg?0934]

tracklista:
1.Mi nombre será leyenda 05:00
2.Más allá de la vida 03:25
3.Sólo se vive una vez 04:15
4.Héroe 03:06
5.El cielo puede esperar 04:00
6.Perdido en el paraíso 03:48
7.Si estás allí 04:54
8.Genghis Khan 04:09
9.Hasta el amanecer 03:48
10.El último 03:12

rok wydania: 2013
gatunek: melodic heavy metal/ melodic rock
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Arturo Morras - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
David Karrika - perkusja
Juan Antonio San Martín - instrumenty klawiszowe


W lutym 2013 roku wytwórnia Maldito Records przedstawiła kolejny album TIERRA SANTA.

Gdyby ten album był czyimś pierwszym zetknięciem z muzyką TIERRA SANTA, to mógłby  powiedzieć- "przyjemny dla ucha melodic rock, fajne rytmiczne kompozycje, bardzo dobry głos wokalisty..." i pewnie coś tam jeszcze podobnego. Tymczasem, jeśli się pamięta TIERRA SANTA z tak zwanych dawnych czasów, to robi się nieco smutno. Jasne, że są przyjemne melodie, Ángel San Juan niczego ze swej formy nie stracił, ale "Mi nombre será Leyenda" to jest po prostu produkt, przeznaczony do konsumpcji przez najszersze z możliwych grono słuchaczy elektrycznej muzyki, choć momentami się wydaje, że to z powodzeniem można by zagrać na gitarach klasycznych i tamburynie na ulicznym festynie w jednym z hiszpańskich miast, ku uciesze turystów i starszych pań wyglądających z okien otaczających rynek kamienic. Są tu tacy grzeczni ci panowie z TIERRA SANTA, tacy ugładzeni, jakby czekali na napiwek przy stoliku, grając w restauracji. Nie grają hard rocka, bo hard rock jest z zasady buntowniczy w rokendrolowym stylu, nie grają hard'n'heavy, bo tu by trzeba może na motocykl wsiąść lub wypić parę piw. Nie grają także AOR, bo AOR to wysmakowane aranżacje, a tu jest maksymalne uproszczenie riffowe, po kilka na utwór i to takich, które oni grali od zawsze, tyle że to było kiedyś oryginalne. Tutaj nie jest i mamy festiwal przeciętnej poprawności odgrzewanych wielokrotnie kotletów, tak już miejscami przypalonych, że najchętniej by się dyskretnie upchnęło pod stołem. Oczywiście, to wszystko jest nadal bardzo eleganckie, ale to frytki z Maca podane na talerzu z miśnieńskiej porcelany.

Z drugiej strony nie jest to płyta słaba. Jest do bólu wtórna i generyczna, ale słucha się jej, jakoś się słucha... Może dlatego, że to jednak TIERRA SANTA i może coś w pewnym momencie spowoduje żywsze bicie serca. Kiepskie sola, amatorska pozbawiona dynamiki perkusja. Jednak refren z Mi nombre será leyenda wyborny i choć tyle dobrego, jeśli chodzi o tytułowy utwór, który zresztą ten album promował. Naprawdę wszystko już było i było znacznie lepsze. Co by tu jeszcze wybrać na obronę tego albumu? Na pewno Más allá de la vida, ma to sens w tym refleksyjnym podejściu. W Sólo se vive una vez fajny maidenowski motyw... i fatalny po prostu refren, jeden z najgorszych, jaki ten zespół wymyślił. I najlepsze solo na płycie. Co za miszmasz! Przeciętność Héroe jest przytłaczająca tym bardziej, że jest także akustyczna wersja tej kompozycji i niczego do ibero sentymentalnego metalu nie wnosi. Zupełnie niczego.
Ubóstwo klawiszowe na tym LP jest żenujące. Nie wiem, może raz, może dwa San Martín coś tu zagrał sensownego, ale to gdzieś mignęło i tyle. Pewnie w słabiutkim songu hymnowym El cielo puede esperar. Tak rzemieślniczo grają w żywszym Perdido en el paraíso, gdzie jakieś ślady heavy metalu są i refren jest dobry na rzemieślnicznym poziomie. Artyzmu brak. Może i artyzmu brak, ale nie pogrążają się tak jak w piosence (nie waham się użyć tego określenia) Si estás allí. To na pewno TIERRA SANTA? Dla kontrastu zaraz potem Genghis Khan. Wreszcie coś konkretnego w epickim stylu? Może i coś by z tego było, gdyby tu gitary grały heavy metalowo, a sekcja rytmiczna nie była tak ospała. Zupełnie brak energii. Genghis Khan po prostu śpi po sutej uczcie i niczego tu nie zdobywa. Refren to autoparodia heroicznych refrenów TIERRA SANTA z dawnych lat. O, fajny beat gitar w Hasta el amanecer, ale też nic ponadto. I tak ciepło sympatycznie i bez historii zamyka ten album El último. No, może to solo gitarowe jest po prostu oryginalne.
 
To się nie mogło udać. W 2014 odchodzi Arturo Morras, a na następną płytę z nowymi kompozycjami trzeba było poczekać do roku 2017.


ocena: 6,9/10

new 15.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Tierra Santa - Quinto elemento (2017)

[Obrazek: 670647.jpg?5438]

tracklista:
1.Quinto elemento 04:39
2.Caín 04:06
3.Donde moran los malditos 04:17
4.Lodo 04:39
5.Revolución 03:27
6.Hombres sin tierra 04:10
7.Moby Dick 04:39
8.Entre el bien y el mal 04:30
9.Fuego en el paraíso 04:28
10.De la calle al cielo 03:21

rok wydania: 2017
gatunek: melodic heavy metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Dan Diez Benito - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
David Karrika - perkusja
Juan Antonio San Martín - instrumenty klawiszowe


Arturo Morras odszedł, ale grupa otrzymała godne zastępstwo, bo dołączył Dan Diez Benito z ZENOBIA (ex RED WINE). W październiku 2017 Maldito Records przedstawia kolejny album TIERRA SANTA.

Można powiedzieć, że to album zachowawczy. Faktycznie, mamy do czynienia z tym samym kursem i muzycznym stylem jak w roku 2013, tyle że sound, tym razem ponownie w opcji masteringu stworzony przez Enrique Soriano, jest nieco cięższy, bardziej metalowy i w klawiszach odrobinę nowocześniejszy. Dominacja Ángela San Juana jest absolutna i Dan Diez gra tu po prostu drugą gitarę do motywów, o których by można powiedzieć - "na której płycie ja to już słyszałem" i pewnie odpowiedź "na Mi nombre será leyenda" byłaby najbliższa prawdy.
Nie ma co ukrywać, TIERRA SANTA zbudował sobie wierne grono słuchaczy z kręgu znacznie szerszego niż ten, który zachwycał się maidenowskimi natarciami epickimi w dawnych latach. Konsumenci melodyjnego rocka po raz kolejny otrzymali to co chcieli, a że lider w formie znakomitej, to i wszystko jest w najlepszym porządku, nawet jeśli oryginalność tych kompozycji jest bliska zeru. Elegancko i z dużą pewnością siebie popełniają autoplagiaty w bardzo przyjemnych dla ucha, miarowych i rytmicznych Quinto elemento, Lodo, Entre el bien y el mal.
Wśród tych powtórek z powtórek wyróżnia się nieco bardziej Cain o pewnych cechach dawnych kompozycji heroiczno-epickich, choć może styl planu klawiszowego świadczy o czymś innym. Donde moran los malditos jako song refleksyjny i semi balladowy sprawdza się głównie dlatego, że to dosyć mocno zostało zagrane na dwie gitary i ten melodic heavy się tu faktycznie czuje. Za to w Hombres sin tierra ten wycyzelowany i wystudiowany sentymentalizm jest już nieco irytujący. Żwawo pracują gitarzyści w Revolución, co z tego jednak, skoro to piąty wariant tej samej melodii z tego albumu. Tak przy okazji... Sola z tego albumu są bardzo uproszczone i dziwi to, że taki technicznie zaawansowany gitarzysta jak Dan Diez gra tu zupełnie bez żadnej inwencji. Nawet te duety są tu tak straszliwie przewidywalne. Łowy na Moby Dicka takie nieco mało emocjonujące, choć z drugiej strony jest jednak jeden z najbardziej tu metalowych utworów, przynajmniej tak się starają zabrzmieć. Refren doprawdy mógł jednak być bardziej dramatyczny. A może nie mógł? Tak nagle ostro zaryczały gitary w Fuego en el paraíso, że aż się niemiecki hard'n'heavy przypomniał... Słabo, słabo tym razem i te AOR klawisze jakoś zupełnie nie pasują. Ogólnie to po raz kolejny w zdominowanym przez dwie gitary graniu TIERRA SANTA Juan Antonio San Martín nie ma wielkiego pola manewru. Podgrywa, po prostu podgrywa. Poetyka gitar akustycznych tym razem pozostawiona została na koniec w De la calle al cielo. Nic ciekawego, a szkoda bo godny zapamiętania akcent tu by się na zakończenie płyty bardzo przydał.
Podobne to do siebie wszystko, bardzo podobne i tak się wydaje, że pomysły na melodie oryginalne w tym obszarze się wyczerpały.

Oczywiście, wśród szerokiej rzeczy fanów, niekoniecznie o wymagających gustach muzycznych, także i ten album cieszył się dużym powodzeniem, jednak po wydaniu tego LP grupa w opcji nagraniowej zamilkła na kolejnych pięć lat.
Garść miłych dla ucha melodii...


ocena: 7,4/10

new 22.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Tierra Santa - Destino (2022)

[Obrazek: 1044947.jpg?4952]

tracklista:
1.Por el valle de las sombras 04:11
2.Mi libertad 04:51
3.El Dorado 04:55
4.Crucé el infinito por ti 04:18
5.El poder de la tormenta 05:02
6.Destino 03:40
7.Pecado de ángel 04:14
8.Siempre 04:31
9.La fuente de la juventud 03:34
10.Gran alma 04:30
11.Mi madre 04:22

rok wydania: 2022
gatunek: melodic heavy metal/ power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Dan Diez Benito - gitara
Roberto Gonzalo - gitara basowa
Francisco Gonzalo Castillo - perkusja
Juan Antonio San Martín - instrumenty klawiszowe


W roku 2020 do TIERRA SANTA dołączył nowy perkusista Francisco Gonzalo Castillo i niebawem grupa ogłosiła, że pracuje nad kolejnym albumem studyjnym. Ukazał się on w czerwcu bieżącego roku nakładem Maldito Records.

Jest to płyta będąca muzycznie bezpośrednią kontynuacją linii obranej w roku 2013 i 2017. Melodyjny heavy metal w średnich i szybkich tempach tu dominuje zdecydowanie, podobnie jak dosyć już ograne melodie, przy czym dosyć ostre i mocne gitary mają brzmienie zbliżone do power metalowego i towarzyszą im wyraziste tym razem plany klawiszowe San Martína. Te klawisze dawno nie były takie wyraziste i tak bliskie estetyce i aranżacjom charakterystycznym dla gatunku AOR.
Sympatycznie brzmią takie umiarkowanie jak na TIERRA SANTA przebojowe kompozycje jak Por el valle de las sombras, El Dorado, El poder de la tormenta, gdzie nacisk położony jest na refreny, przewidywalne, ale ładnie zaśpiewane przez pozostającego od zawsze w doskonałej dyspozycji Ángela San Juana. Pozostaje jednak to nieodparte wrażenie, że to wszystko już było.
Jest także i szybciej i ostrzej z echami dawno niesłyszanego tu riffowego ataku w stylu IRON MAIDEN w Mi libertad, jednak heroicznego natarcia w refrenach nie ma i jest stosownie łagodnie i w rock/metalowych tonach środka. Tytułowy Destino jest skonstruowany podobnie i nawet przyjemnie się tego słucha, szczególnie gitarzystów. I jest nawet drapieżnie, power metalowo w Crucé el infinito por ti i jak się okazuje, ta realna metalowa energia nie jest nadal tej grupie obca. Tyle, że to płyta jak się wydaje po raz kolejny dla szerokiej rzeszy konsumentów rocka, co się tu ujawnia w refrenie... No, ale solo choć raz ogniste! Ogniście grają także w Pecado de ángel, i dynamika jest wyborna, śpiew także, no ale w kwestii melodii... i to też już było. Podobne są te utwory do siebie na tej płycie, tak jak i na poprzedniej i pod tym względem obie są bardzo zbliżone. Także balladowy Siempre nie jest jakoś szczególnie wywołujący refleksyjne i nostalgiczne wrażenia i to tym razem tylko poprawna kompozycja, odwołująca się do roku 2013. Z kolei La fuente de la juventud niby nic takiego, ale w łączeniu power metalu i melodic heavy to najzgrabniej zrobiona tu kompozycja i do tego o wyraźnych cechach heroicznych. Bardzo dobre! Jakiś hit musi być i ten serwują pod koniec płyty. Gran alma! No, tak to już dawno nie grali i pewnie, kiedyś może by tu dali bardziej zadziorny refren, ale i tak jest hit! Epicko!
I pięknie o Matkach zaśpiewali i zagrali w ciepłym songu Mi madre o cechach semi hymnu AOR. Doprawdy ładne i gustowne.

Enrique Soriano wykonał tym razem mastering w bardziej tradycyjnym dla TIERRA SANTA stylu i taki ogólnie typowy dla latino heavy i power metalu, bez zbyt głębokiego modelowania brzmienia gitar i z prostszymi klawiszami i tego wrażenia mini modern soundu z roku 2017 tu nie ma.
Doświadczenie, wysoka forma wokalisty, umiejętności muzyków zagrania kunsztownie nawet ogranych motywów, solidne brzmienie stanowią o tym, że to jest album udany, choć ponownie w dużej mierze wtórny. Zagorzałych fanów tego TIERRA SANTA z ostatniego dziesięciolecia zadowoli i ucieszy na pewno, a tych co o oczekują "korzeni" zespołu chyba także, bo tego energicznego, realnie metalowego grania jest znacznie więcej, niż można było oczekiwać.


ocena: 8,5/10

new 28.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Tierra Santa - Un viaje épico (2024)

[Obrazek: 1294051.jpg?0104]

Tracklista:
1. Un viaje épico 04:33      
2. Mañana 04:18      
3. Inmortal 03:45      
4. Excalibur 03:46      
5. Ícaro 04:41      
6. El regreso de un héroe 03:45      
7. Solo hay un camino 03:18      
8. Renacer 03:06      
9. Abre tu corazón 04:16      
10. Gracias 04:07

Rok wydania: 2024
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Hiszpania

Skład zespołu:
Ángel San Juan - śpiew, gitara
Dan Diez Benito - gitara
Roberto Gonzalo - bas
Francisco Gonzalo Castillo - perkusja
Juan Antonio San Martín - instrumenty klawiszowe


W niezmienionym składzie, TIERRA SANTA nagrywa swój już dwunasty album, który został wydany 29 listopada 2024 roku przez hiszpańską wytwórnię Maldito Records.

Tytułowy Un viaje épico wzbudza nadzieje na melodic heavy metal z epickim zacięciem, zagrany bardzo dobrze i świetnie zaśpiewany przez Ángel San Juana, który jest w formie, przynajmniej, kiedy grają metal. Kiedy ten schodzi na dalszy plan i jest bardziej rockowo, Juan brzmi jakby nienaturalnie, oderwany od muzyki, sztucznie i niepewnie. Szczególnie to słychać w El regreso de un héroe, naiwnie zagrany melodic heavy metal z niezbyt oryginalnym motywem przewodnim. Ten LP to kontynuacja grania z 2013 i 2017 roku, które jednocześnie ignoruje to, co osiągnęli na bardzo dobrym Destino. Power metalu tutaj żadnego się nie uświadczy, a co najwyżej sprawnie zagrany, generyczny heavy metal i rock, który przypomina ostatnie płyty DARK MOOR, tylko tam jest sukcesu nie ma żadnego.
Ogólnie od strony technicznej tej album jest poprawny i gitarzyści grają nieskomplikowane rzeczy i na uznanie zasługuje tutaj raczej tylko Roberto Gonzalo, którego zagrywki są na wysokim poziomie. Mañana oraz Inmortal to sprawnie zagrany, iberyjski melodic heavy metal z prostymi, chwytliwymi refrenami. Jeśli szukać czegoś mocniejszego, to Excalibur w stylu RAINBOW/DIO to solidnie podana dawka heavy metalowej energii, chociaż lżejszemu Icaro poza wtórnością trudno coś zarzucić, bo klimat jest przekonujący i plany klawiszowe są tutaj dobre. Podobnie jest z energicznym Renacer i tutaj jakoś rockowe naleciałości potrafili przekuć w sukces, a partie gitarowe są najbardziej interesujące z całego LP. Abre tu corazón to niestety niezbyt oryginalny rock amerykański z typowymi klawiszami i melodią do bólu ograną, a zagrane to zostało bez serca i niezbyt inspirująco. Gracias jako ballada akustyczna ładna, ozdobiona iberyjskim ciepłem i romantyzmem i tutaj poza sztampowością zarzucić coś trudno.

Enrique Soriano postawił na brzmienie delikatniejsze od tego, co było na Destino, gitary nie są tak ostre i rozszarpujące, na plus wysunięcie basu. Brzmi to bardziej komercyjnie, a szkoda, bo mocniejszy sound mógł pomóc w lepszej ekspozycji i maskowaniu braków.
Power metalu nie ma, jest melodic heavy metal, zagrany sprawnie, chociaż po tym składzie można było oczekiwać więcej. Bezpieczna i wtórna płyta z kilkoma dobrymi pomysłami.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer

Podziękowania dla wytwórni Maldito Records za udostępnienie materiałów do recenzji.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości