16.06.2018, 11:25:03
Amulance - Feel the Pain (1989)
Tracklista:
1. Holocaust 04:03
2. Schizophrenia 04:40
3. Violent Victory 03:33
4. Witch's Sin 06:22
5. Feel the Pain 04:03
6. Black Moon Rising 04:59
7. Shark Attack 05:33
8. Death Wish 03:54
9. 7th Son 06:27
Rok wydania: 1989
Gatunek: Speed/Heavy Metal
Kraj: USA
Skład:
Rik Baez - śpiew
Bob Luman - gitara
Vince Varriale - gitara
Tom Braddish - bas
Eric Wedow - perkusja
Ocena: 8/10
1.09.2007
Tracklista:
1. Holocaust 04:03
2. Schizophrenia 04:40
3. Violent Victory 03:33
4. Witch's Sin 06:22
5. Feel the Pain 04:03
6. Black Moon Rising 04:59
7. Shark Attack 05:33
8. Death Wish 03:54
9. 7th Son 06:27
Rok wydania: 1989
Gatunek: Speed/Heavy Metal
Kraj: USA
Skład:
Rik Baez - śpiew
Bob Luman - gitara
Vince Varriale - gitara
Tom Braddish - bas
Eric Wedow - perkusja
Na szerokiej fali metalowych powrotów z niebytu całkiem niedawno wypłynął także wywodzący się z miasta Aurora w USA zespół AMULANCE. Grupa powstała w roku 1984 i po pewnych przetasowaniach kadrowych i nagraniu demo ‘The Rage Within’ w 1989 zadebiutowała oficjalnie albumem ‘Feel The Pain’. Wkrótce potem zespół rozleciał się. Cóż, był to czas nadciągającego Seattle i death metalowych gigantów. Brak środków oraz siły przebicia wtrącił w owym czasie w otchłań zapomnienia wiele znakomitych amerykańskich zespołów. A szkoda…
AMULANCE to zespół naprawdę wart uwagi. Kto, włączając sobie po raz pierwszy ten album, spodziewa się bezpłciowego ‘traszyku’ z pojękującym wokalistą, bardzo się pomyli. Od razu wita nas potężny speed metalowy warkot gitar panów Lumana i Varriale, okraszony nie mniej rozwalającym wszystko basem Braddisha i fantastyczną perkusją Wedowa, który okłada wszystkich i wszystko z zaciekłością godną tej sprawy. Do tego panujący nad całością niepodzielnie Rick Baez (nie mylić z panią Baez od Diamond And Rust) - to warczący jak świdrujące wokoło gitary, to wypluwający metalowe pociski w klasycznym stylu, to znów krzyczący ekstatycznie i drapieżnie!
Drapieżność to wizytówka tego grania! Wściekłość przystrojona w znakomite melodie daje o sobie znać już w dwóch pierwszych utworach zatytułowanych ‘Holocaust’ i ‘Schizophrenia’. Dalej objawia się nam jeszcze w fantastycznym ‘Violent Victory’, w którym wszyscy muzycy są tak znakomici w tym, co robią, że chwilami nie wiadomo czy słuchać ich razem, czy każdego z osobna. Cały czas jednak nie pędzimy jak oszalali w speed metalowym bolidzie, bowiem AMULANCE potrafi doskonale czarować zmianami tempa, jak choćby w nieco wolniejszym ‘Witch's Sin’ z pięknym gitarowym wstępem i zmiennymi wokalami Baeza. W tym numerze stylistyka tradycyjnego heavy splata się z ze speed i thrash metalem. Moment delikatnej refleksji zostaje zmiażdżony wnet surowym i bezwzględnym niczym VENOM utworem tytułowym. Potem mamy ‘Black Moon Rising’. Aby jednak nie przesadzać w zachwytach powiem, że akurat ten numer nie przypadł mi specjalnie do gustu. ‘Shark Attack’ to mocna i nietypowa rzecz dla tego albumu. Doskonały wstęp zwiastuje tytułowe wydarzenie. Napięcie dosłownie gęstnieje z każdą sekundą, by po chwili mieć thrash, speed, hardcore, a nawet rap wirujące i przemieszane w obłędnym i śmiertelnym tańcu. ‘Death Wish’ to killer rozwalający wszystko na swej drodze. Niczym wysokoobrotowy świder do betonu (zbrojonego) przewierca się do mózgu absolutną potęgą gitar i bezwzględną melodią. Album kończy bardziej rozbudowany ‘7th Son’. Po efektownym ‘Death Wish’ nie robi już może takiego wrażenia, chociaż i on jest również bardzo dobry. Słyszymy tu świetny motyw główny (coś podobnego bardzo było potem na pierwszym albumie CYCLONE TEMPLE) i ciekawe solówki, w których przewijają się nieśmiałe inspiracje IRON MAIDEN.
Jest coś w tym graniu takiego, że mimo upływu lat często do tego wracam. Melodia? Agresja? Perkusja, gitary plus wokal? Chyba wszystko razem. Na początku recenzji wspomniałem o powrotach. Amulance wraca po latach prawie w tym samym składzie, by nagrać nowy album! Na razie jednak przypomnieli się składanką, na której można usłyszeć także rzadkie, niepublikowane wcześniej nagrania. Mam nadzieję, że jeśli rzeczywiście pojawi się nowy album, to będę miał okazję znowu powiercić sobie dziurę w głowie tym wiertłem ze szlachetnego metalowego stopu. Polecam.
AMULANCE to zespół naprawdę wart uwagi. Kto, włączając sobie po raz pierwszy ten album, spodziewa się bezpłciowego ‘traszyku’ z pojękującym wokalistą, bardzo się pomyli. Od razu wita nas potężny speed metalowy warkot gitar panów Lumana i Varriale, okraszony nie mniej rozwalającym wszystko basem Braddisha i fantastyczną perkusją Wedowa, który okłada wszystkich i wszystko z zaciekłością godną tej sprawy. Do tego panujący nad całością niepodzielnie Rick Baez (nie mylić z panią Baez od Diamond And Rust) - to warczący jak świdrujące wokoło gitary, to wypluwający metalowe pociski w klasycznym stylu, to znów krzyczący ekstatycznie i drapieżnie!
Drapieżność to wizytówka tego grania! Wściekłość przystrojona w znakomite melodie daje o sobie znać już w dwóch pierwszych utworach zatytułowanych ‘Holocaust’ i ‘Schizophrenia’. Dalej objawia się nam jeszcze w fantastycznym ‘Violent Victory’, w którym wszyscy muzycy są tak znakomici w tym, co robią, że chwilami nie wiadomo czy słuchać ich razem, czy każdego z osobna. Cały czas jednak nie pędzimy jak oszalali w speed metalowym bolidzie, bowiem AMULANCE potrafi doskonale czarować zmianami tempa, jak choćby w nieco wolniejszym ‘Witch's Sin’ z pięknym gitarowym wstępem i zmiennymi wokalami Baeza. W tym numerze stylistyka tradycyjnego heavy splata się z ze speed i thrash metalem. Moment delikatnej refleksji zostaje zmiażdżony wnet surowym i bezwzględnym niczym VENOM utworem tytułowym. Potem mamy ‘Black Moon Rising’. Aby jednak nie przesadzać w zachwytach powiem, że akurat ten numer nie przypadł mi specjalnie do gustu. ‘Shark Attack’ to mocna i nietypowa rzecz dla tego albumu. Doskonały wstęp zwiastuje tytułowe wydarzenie. Napięcie dosłownie gęstnieje z każdą sekundą, by po chwili mieć thrash, speed, hardcore, a nawet rap wirujące i przemieszane w obłędnym i śmiertelnym tańcu. ‘Death Wish’ to killer rozwalający wszystko na swej drodze. Niczym wysokoobrotowy świder do betonu (zbrojonego) przewierca się do mózgu absolutną potęgą gitar i bezwzględną melodią. Album kończy bardziej rozbudowany ‘7th Son’. Po efektownym ‘Death Wish’ nie robi już może takiego wrażenia, chociaż i on jest również bardzo dobry. Słyszymy tu świetny motyw główny (coś podobnego bardzo było potem na pierwszym albumie CYCLONE TEMPLE) i ciekawe solówki, w których przewijają się nieśmiałe inspiracje IRON MAIDEN.
Jest coś w tym graniu takiego, że mimo upływu lat często do tego wracam. Melodia? Agresja? Perkusja, gitary plus wokal? Chyba wszystko razem. Na początku recenzji wspomniałem o powrotach. Amulance wraca po latach prawie w tym samym składzie, by nagrać nowy album! Na razie jednak przypomnieli się składanką, na której można usłyszeć także rzadkie, niepublikowane wcześniej nagrania. Mam nadzieję, że jeśli rzeczywiście pojawi się nowy album, to będę miał okazję znowu powiercić sobie dziurę w głowie tym wiertłem ze szlachetnego metalowego stopu. Polecam.
Ocena: 8/10
1.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"