Empires of Eden
#1
Empires of Eden - Reborn In Fire (2010)

[Obrazek: R-4833163-1376922741-2546.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Of Light And Shadows 05:05
2. Enter The Storm 05:01
3. Total Devastation 05:30
4. Prognatum Ut Obscurum 06:15
5. Reborn In Fire 04:35
6. Beyond Daybreak 04:24
7. Death Machine 04:44
8. Searching Within 04:45
9. Rising 04:54

Rok wydania: 2010
Gatunek: power metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Stu Marshall - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Jason Manewell - perkusja

oraz gościnnie wokaliści:
Mike Zoias
Louie Gorgievski
Chris Ninni
Zak Stevens
Mike Vescera
Steve Grimmett
Carlos Zema
Sean Peck

Jest to drugi album pod szyldem EMPIRES OF EDEN, stworzonego przez gitarzystę Stu Marshalla, a został on wydany przez 7Hard w lipcu 2010 roku.

Marshall zrezygnował z zatrudnienia jednego stałego wokalisty i oparł się na modnej ostatnio formule zaproszenia dużej liczby gości , w tym także o znamienitych nazwiskach spoza Australii.
Pierwsza płyta "Songs of War and Vengeance" z 2009 zachwytu nie wzbudziła, lecz Stu nie zrezygnował i już w rok później przedstawił kolejny album, tym razem mocniejszy brzmieniowo i z udziałem kilku liczących się postaci metalowego światka. Ponieważ w zasadzie na nich opiera się tu w dużej mierze ciężar przekazu, należy się skupić przede wszystkim na ich występie.
Mike Vescera w Of Light And Shadows jest bardzo słaby, tak słabo śpiewającego go już dawno nie pamiętam. Inna rzecz, że otrzymał utwór dosyć nijaki, rozpędzony bez sensu i bez dobrej melodii i dziwi ustawienie tego na początku, wydawać by się mogło przemyślanego pod tym względem albumu. Stevens to raczej po prostu bez przykładania się odśpiewał swoje czyli Prognatus Ut Obscurum, zaprezentował się solidnie w ukierunkowanym na amerykański lekko progresywny heavy power utworze. Sean Peck z kolei wcale nie wypada źle, tylko jest za bardzo zagłuszany. Kompozycja Total Devastation jaką Stu dla niego wybrał należy do mocniejszych na tym LP i zapewne mogła by się też znaleźć w repertuarze CAGE, skąd wywodzi się ten wokalista. Do Steve Grimmetta nic nie mam, chyba tyle wypada powiedzieć, że to nie jest muzyka jaka mu do końca pasuje. Dostał Beyond Daybreak, melodyjny progresywny power metal, a przecież on takich rzeczy nie śpiewał nigdy. Trudno od niego tu oczekiwać ekwilibrystyki wokalnej. Brazylijczyk Zema natomiast znakomicie wypadł. Rozrywa na na strzępy w tych krzyczących partiach. Rising jest to zresztą moim zdaniem najlepszy kawałek na tej płycie ze znakomitym refrenem. Zema powinien zaśpiewać tu wszystko a samo brzmienie powinno być takie jak w tym utworze. Ogólnie mocarny numer. Louie Gorgievski... hmmm to tak trochę nie jest jego stylistyka, taki heavy power jak Death Machine. W melodic power Searching Within wypadł lepiej, ale też jakoś się niepotrzebnie forsuje. Jest za to sobą w Enter The Storm i refren znakomicie tu wykonał z charakterystycznym dla siebie rozmachem, gdy śpiewa coś z melodyjnego power metalu. Mike Zoias w Reborn in Fire powyżej oczekiwań i zdecydowanie lepiej niż w TRANSCENDING MORTALITY, po prostu wpasowany jest i tyle. Ten numer też mi się podoba, a i udział w tym utworze Chrisa Ninni też należy ocenić pozytywnie.
Brzmienie znakomite, instrumentalnie bez zarzutu i parę razy Stu zadziwia, trzeba przyznać. Co jeszcze na wielki plus, to perkusja. Wystarczy posłuchać Enter The Storm. Manewell to jakaś nowa postać i chyba warto patrzeć co z nim będzie dalej się działo.

Lepsza rzecz niż pierwszy LP, a że zabrakło natłoku hitowych melodii to chyba wynika z koncepcji tej płyty. Stu ujawnił tym razem talent do komponowania rzeczy po części wysmakowanych, nawet będących pod wpływem VANISHING POINT ze średniego okresu, ale nie uwolnił się równocześnie od demonów DUNGEON. Melodyjny power metal wypada tu ciekawiej niż heavy power. Płyta nie jest przeładowana pomysłami, spójna i pozbawiona zarówno symfonizacji jak i takiego rodzaju progresywności jaki odstręcza słuchaczy głównego nurtu heavy czy power metalu. Ogólnie album na tle innych rzeczy z Australii, w tym ostatniej płyty LORD wypada dobrze i w tym okresie spadku formy zespołów a antypodów wstydu Marshallowi nie przynosi.


Ocena: 7,5/10

16.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Empires of Eden - Channelling the Infinite (2012)

[Obrazek: R-4506516-1366818775-3658.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Cry Out 05:19
2. Hammer Down 05:02
3. This Time 04:38
4. Channelling the Infinite 05:38
5. Lions for Lambs 05:14
6. Cyborg 05:24
7. World on Fire 04:29
8. Your Eyes 04:38
9. Born a King 06:26
10.As Flames Scorch the Ground 03:46
11.White Wings 04:34
12.Hammer Down (all star version) 04:55 (bonus)
13.Born a King 06:26 (bonus)

Rok wydania: 2012
Gatunek: power metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Stu Marshall - gitara , bas, instrumenty klawiszowe
Jason Manewell - perkusja

oraz goście - wokaliści:
Rob Rock
Udo Dirkschneider
Steve Grimmett
Sean Peck
Alessandro Del Veccio
Carlos Zema
Louie Gorgievski
Mike DiMeo
Danny Cecati
Vo Simpson
Ronny Munroe

Po raz trzeci Stu Marshall i plejada gwiazd - wokalistów muzyki metalowej. Tym razem zestaw gości jeszcze bardziej imponujący niż w roku 2010. Doprawdy imponujący. Stu musi mieć doprawdy duże poważanie w metalowym światku, skoro w studio zebrał tak wielu uznanych instrumentalistów i wokalistów z kilku kontynentów.
Tak jak i na poprzednich albumach lider i twórca całego repertuaru dosyć arbitralnie poprzedzielał poszczególne utwory konkretnym wokalistom, choć tym razem niektórzy wspierają kolegów w "nie swoich" numerach".
Tak jak i poprzednio moc albumu zależy od wokalistów bardziej niż od samego Marshalla, który tworzył to wszystko właśnie pod kunszt wokalny zaproszonych gości.

Rozpoczyna Rob Rock w surowym, lekko progresywnym power metalowym Cry Out i jest świetny ciągnąc to bardziej niż przewiduje Marshall, ale Rob Rock ma wprawę w takim pokonywaniu ostrych czy ciężkich gitar. Podobne kompozycje już zresztą śpiewał nawet na własnych albumach i ta trudności mu nie sprawiła.
Udo Dirkschneider w rytmicznym, kwadratowym typowo niemieckim, bardzo ciężkim w riffach, zdecydowanie heavy/power metalowym Hammer Down jest absolutnie na swoim miejscu. To taki potężnie zagrany ACCEPT/UDO z nieco dawniejszych lat i nawet chórki jakże klasyczne dla Udo. Dirkschneider zrobił swoje jak należy i dokładnie tak, jak należało to zrobić.
Prostszy, melodyjny This Time i Steve Grimmett. Nie ma Steve szczęścia do występów w EMPIRE OF EDEN. Forma przeciętna, a do tego zamiast zaśpiewać po swojemu w brytyjskiej rockowej manierze gdzieś tam zaczyna wchodzić zbyt wysoko, tworzyć para neoklasyczne zaśpiewy, o których nie ma większego pojęcia. Słabo, w dosyć zresztą słabym miałkim numerze.
Channelling the Infinite to Sean Peck z CAGE i początkowy symfoniczny wstęp zastanawia. Potem jest tylko jeszcze bardziej progresywnie, a potem power metal jaki wykonuje na co dzień, równie nieciekawie w CAGE. Nawałnica US Power po australijsku w progresywnym sosie i ciężko to wysokie darcie się Pecka nazwać tu śpiewaniem. Słabiutko wykonawczo i kompozycyjnie także. Alessandro Del Vecchio jest znacznie bardziej znany jako klawiszowiec, ale to jemu Marshall powierzył zaśpiewanie Lions for Lambs. Rockowy feeling, średnie tempo, wyrazista melodia i jest to umiarkowany przebój heavy metalowy z rozległym chóralny refrenem innych gości.. Doskonały występ obdarzonego świetnym głosem Del Vecchio i dobór wokalisty jest tu idealny, tylko sam Stu czasem za bardzo mu się tu wtrąca z progresywnymi inkrustacjami. W połamanym Cyborg głownie bardzo dobry jak zwykle Zema, choć nie tylko on. ta kompozycja jest marna, rozkrzyczana i przesadnie obudowana zbyt gęstą perkusja, źle dobranymi chórami i udziwnioną grą samego lidera. Takie to trochę metalowo kakofoniczne. W World on Fire, dynamicznie zaaranżowanym nieco w stylu ANNIHILATOR, zaśpiewał Louie Gorgievski i on nigdy nie zawodzi, także tutaj, gdy musi śpiewać nie wiedzieć czemu w manierze neoklasycznej - heroicznej i to by bardziej pasowało do IRON MASK, chociażby.
W Your Eyes śpiewa Mike DiMeo. Uwielbiam tego wokalistę, przede wszystkim ze względu na RIOT. Tu dostał coś akurat dla siebie, ale śpiewa ten zmetalizowany rock poza doskonałymi refrenami jakoś tak obok i ogólnie jest chyba w przeciętnej formie wokalnej w tym momencie. Kolejny po Gorgievskim Australijczyk to Danny Cecati z EYEFEAR i niegdyś PEGASUS. Born a King to symfoniczny progresywny power metal o rycerskim zabarwieniu i jest to coś w sam raz dla Cecati. Nieco wspierany prowadzi to wszystko głosem bez zarzutu. To akurat potoczysta, choć surowa kompozycja i może się podobać. Solo gitarowe zagrał tu Japończyk Yoshiyasu Maruyama, często przebywający w Australii. Vo Simpson to nowa postać na australijskiej scenie muzycznej i tu debiutuje jako wokalista i gitarzysta w szybkim  mocnym power metalowym As Flames Scorch the Ground. Dobry głos, dobra gitara w solo, jakie tu zagrał obok lidera.
White Wings to Ronny Munroe i to występ znakomity w melodyjnym power metalu, jakiego on na co dzień nie wykonuje. W nieco lżejszym repertuarze jednak czuje się doskonale i jest tu połową sukcesu w sumie dobrej kompozycji.
Dodatkowe bonusy to zaśpiewany przez All Stars Hammer Down oraz wersja Born a King tym razem w wykonaniu Pecka. Sympatyczne, ale tylko jako ciekawostka.

Stu Marshal gra znakomicie, powiedziałbym nawet, że chwilami zbyt dobrze jak na tę muzykę jaką tu przygotował. To odrobina sarkazmu, bo są momenty gdy Marshall za bardzo kombinuje  w solówkach. Za to po raz kolejny wyborny występ Jasona Manewella. Inwencja i dynamit w rękach!
Jednak same kompozycje są po prostu po raz kolejny zestawem synkretycznych numerów z kangurem w tle i jest to zestaw gorszy pod tym względem, niż na poprzednim albumie.
Produkcja jest zła. Jest zła dlatego, że nie zaprasza się wybitnych wokalistów z drugiego końca świata, by ich potem zagłuszać. Tak to niestety wygląda w przypadku 80% kompozycji. Samo brzmienie gitary Stu Marshalla jest także jakieś takie drażniące i nieprzyjemne i gdyby tu śpiewał jeden wokalista, trudno by to było przesłuchać za jednym razem bez zmęczenia.
Ogólnie mogło być lepiej. Choć jak na ostatnie lata sceny australijskiej jest tak po prostu "normalnie".

Ocena: 6,6/10

new 27.08.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Empires of Eden - Songs Of War And Vengeance (2009)

[Obrazek: R-6246317-1414672388-7650.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dawn of Fire 01:43
2. New Hope 04:19
3. Empires of Eden 04:27
4. The Reckoning 06:34
5. Through Eternity 04:06
6. Scars of Innocence 06:08
7. Dark Religion 06:31
8. Blood of an Angel 05:14
9. Fires of Torment 05:00
10.Black Endings / Echoes of Oblivion 08:31

Rok wydania: 2009
Gatunek: power metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Louie Gorgievski - śpiew
Stu Marshall - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Michael Keeble - perkusja
oraz
Chris Ninni - śpiew ("Blood of an Angel")
Mike Zoias - śpiew ("The Reckoning")
Glenn Williams - gitara basowa ("The Reckoning")
i sola gitarowe:
Lord Tim Grose
Mark Furtner
Ben Thomas
Chris Porcianko
Akira Takada
Yoshiyasu Maruyama

Stu Marshall, znany australijski gitarzysta, który wcześniej występował wraz Lordem Grose w DUNGEON, w roku 2008 postanowił stworzyć muzyczny projekt pod nazwą EMPIRES OF EDEN. Muzyka tu przez niego zaprezentowana to melodyjny power i heavy metal z elementami progresywnymi, dosyć odległa od tego co proponuje w swoim drugim zespole PAINDIVISION. Album ukazał się wersji australijskiej w maju 2009.
Zgodnie z zamysłem ekipa EMPIRES OF EDEN to oprócz Marshalla i członków zespołu także goście i są tu nimi liczni znakomici australijscy metalowi gitarzyści, oraz wokaliści, przy czym główny ciężar spoczął na Louie Gorgievskim, którego od czasu debiutu CRIMSONFIRE nie było słychać. Oprócz niego zaśpiewali także Chris Ninni z projektu STU MARSHALL i Mike Zoias z TRANSCENDING MORTALITY.

Power metal EMPIRES OF EDEN jest jak najbardziej australijski i jak najbardziej marshallowski. Na pewno są tu wpływy DUNGEON i pewnie jest ich najwięcej. Może nie tych najlepszych i może nie wszystkie kompozycje są  najwyższych lotów pod względem melodii, ale tu w dużej mierze chodzi o gitarowy kunszt, a tego nie brak w wykonaniu Stu w New Hope, dynamicznym i dramatycznym (wyborne chórki w tle!). No i Louie Gorgievski wyborny jak zawsze w wysokich zaśpiewach i ogólnie prezentujący tu znakomitą dyspozycję. To melodyjny i ostry power metal, ale tej ostrości zabrakło w dosyć mdłym, a zapewne w zamyśle refleksyjnym i podszytym rockiem Empires of Eden i jako numer tytułowy to nie jest utwór szczególnie wart ekspozycji.
The Reckoning to fenomenalny popis Mike Zoiasa. Może i jego zespół nie jest może niczym szczególnym, ale ten wokalista to zapewne najlepsze gardło Australii, szczególnie w takich dostojnych hymnach jaki tu zaśpiewał. Do tego Glenn Williams (niegdyś epizod w DUNGEON) pięknie gra tu partie basu, a Stu ilustruje to wszystko znakomitymi solami. Przepiękny utwór!
Do powszedniego mocnego australijskiego power metalu nieco w stylu ILIUM wracają w Through Eternity i tu można usłyszeć sola Lorda Tima i Furtnera, trochę krótkie i udział obu znakomitych gitarzystów jest nieco rozczarowujący.
W symfonicznie zaaranżowanym dostojnym i majestatycznym bardziej by się chciało usłyszeć Zoiasa, ale Louie także daje tu radę i to udana kompozycja, lekko progresywna w heroicznej narracji. Pewnego rodzaju nietypowe dla stylu Marshalla, ale bardzo dobrze zrobione, także onirycznej partii instrumentalnej z syntezatorami w tle. W trochę mrocznym i trochę przyciężkim Dark Religion sola wgrywali Ben Thomas (PAINDIVISION, a potem DRAGONSCLAW) oraz Chris Porcianko z VANISHING POINT. Ta kompozycja byłaby lepsza, gdyby może była nieco krótsza. Ataki obu gitarzystów zagrane wcześniej chybaby bardziej zapadły w pamięć. Monumentalnie, ale jest tu tego lekki przesyt.
W melodyjnej kompozycji heavy/power metalowej w stylu DUNGEON pokazał się z jak najlepszej strony Chris Ninni i niewątpliwy talent tego wokalisty obdarzonego wyrazistym średnio wysokim głosem jakoś nie został należycie wykorzystany na australijskiej scenie metalowej. Warto zwrócić uwagę na cięte riffy i niemal modern metalowy charakter aranżacji tej kompozycji. Fires of Torment brzmi jak wstęp do jakiejś mrocznej epickiej płyty i mamy nie śpiew, a narrację (Gun Arvidssen) i choć jest zrobione bardzo dobrze, to całości tego albumu zupełnie nie pasuje. Tu sola gitarowe wgrywali gitarzyści japońscy. Najdłuższy Black Endings / Echoes of Oblivion pozostawiony został na koniec. Tę dosyć banalną muzycznie epicko heroiczną historię ilustrują orkiestracje Stu Marshalla. Są tu pewne przepiękne momenty w melodii, ale rozmywa się to za bardzo w muzyce nieco bladej, bez większego dramatyzmu. To także numer dobry jako taki spowalniacz akcji na epickim koncepcie, tu po prostu jakby fragment tego, co nigdy nie powstało.

Wyborna realizacja to dzieło między innymi Stu Marshalla i Lorda Tima Grose i przypominają się najlepsze pod tym względem czasy DUNGEON, choć podobnie brzmi także LP "Vespertilion" ILIUM  z roku 2007 z udziałem Lorda Tima.
Kompozycyjnie jest jednak różnie, ponadto stylowo niespójnie i eklektycznie. Nie przekonuje szczególnie końcówka. Wokaliści natomiast spisali się znakomicie i warto ich tu posłuchać.
Projekt EMPIRES OF EDEN był przez Stu Marshalla kontynuowany w następnych latach przy udziale różnych znanych wokalistów i muzyków, nie tylko australijskich.

ocena: 7,1/10

new 7.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Empires of Eden - Empires of Hope (2015)

[Obrazek: R-7162432-1435111848-3075.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Vanish in the Light 06:09
2.Architect of Hope 04:37
3.Push the Limits 04:51
4.Taken 04:48
5.Weaponize 05:02
6.Six Feet Under 04:39
7.Killing as One 04:40
8.Silent Hell 04:48
9.Holy Pharoah 06:07

rok wydania: 2015
gatunek: heavy power metal
kraj: Australia

skład zespołu:
Stu Marshall - gitary, gitara basowa, orkiestracje
Jason Manewell - perkusja
oraz: Goście wokaliści

Pomiędzy styczniem 2014 a lutym 2015 Stu Marshall przygotował czwarty album pod szyldem EMPIRES OF EDEN, który wydany został w Australii przez Melodic Rock Records już w marcu 2015 roku.

Tym razem Stu Marshal, poza perkusją, zagrał tu na wszystkich instrumentach mocny heavy power we współczesnej tradycji amerykańskiej, a wokale powierzył w większości sławom rodzimej i zagranicznej sceny metalowej. Jeśli chodzi o same kompozycje, to nie należą one do szczególnych oryginalnych i zasadniczo odnoszą się do tego, co proponują w USA zespołu z kręgu CAGE, czyli heavy power oparty na mocnych gitarach, umiarkowanie szybkich tempach i refrenach o cechach heroicznych, ale bez typowego stylu rycerskiego grania. Marshall jako biegły w tym stylu gitarzysta, obrusza na słuchacza lawinę potężnych riffów, formalnie uporządkowanych w brytyjskim (czy też synkretycznym, australijskim  stylu) i muzyka ta może zadowolić fanów heavy/power z obu stron Atlantyku, o Australii już oczywiście nie wspominając.
Melodie solidne, bez nadmiernego blasku, świecą jaśniejszym lub ciemniejszym światłem w zależności od tego, kto śpiewa, a każdy utwór śpiewa tu kto inny.

W pełnym mroku posępnym Vanish in the Light - Rick Altzi i to jest jednak Dewastator i artysta przez duże A. On lubi akurat takie kompozycje i po prostu zniszczył. Rewelacyjny występ!
W ostrym i szybszym Architect of Hope Ralf Scheepers. On czasem w takich gościnnych występach nie błyszczy, tu jednak też daje z siebie wszystko w nakładanych na siebie wielokanałowo wokalach. Ma być brutalny, rozkrzyczany i drapieżny i jest. Brawo Ralf!
W Push the Limits z większą dawką rocka w romantycznym stylu, ale w heavy/power oprawie zaśpiewał nieźle Amerykanin Tony Weber, mało znany, który zaliczył tylko kilka epizodów w poważniejszych zespołach, w tym w AXEMASTER. Tak sobie, bo słychać, że ten głos jest raczej stworzony do lżejszego klasycznego heavy metalu.
W Taken wspaniały George Call z ASKA ma trudne zadanie zrobienia czegoś z kompozycji bardzo przeciętnej muzycznie, ale Call wie co zrobić, by zwrócić uwagę na siebie i serwuje wokal potężny z fenomenalnymi zaśpiewami w wysokich partiach i okrzykami w amerykańskiej manierze i się jego po prostu przede wszystkim słucha. Moc, George! Lepszy od "Hell Destroyer" Pecka.
W Weaponize znakomity Brazylijczyk Carlos Zema zdecydowanie na planie pierwszym czaruje swoim zasięgiem głosu dosyć wysokiego, ale jak wiadomo, obdarzonego świetnym zadziorem. Tu żadnych brazylijskich chwytów progresywnych nie stosuje i wypada wybornie w okrutnych momentami zaśpiewach. Klasa, klasa!
W Six Feet Under Jeff Martin z RACER X, ale i z BLASTED TO STATIC, gdzie w roku 2015 spotkał się ze Stu. Ta kompozycja w dalekich echach przypomina też finezyjne numery RACER X w gitarowej robocie, ale generalnie Martin to nie był nigdy specjalnie frapujący wokalista. W RACER X słuchało się zazwyczaj gitarzystów, a nie jego. A sama kompozycja bardzo dobra i tak bardzo amerykańska.
W szybkim mocnym i soczystym, a nawet heroicznym Killing as One zdziera gardło w mocarnym amerykańskim stylu Mike Cotoia, który w latach 2015-2016 śpiewał potem w ROSS THE BOSS, a wywodził się z niezbyt znanego power/thrashowego FATE BREAKS DAWN z Nowego Jorku. E, no chłopak daje radę i nic dziwnego, że Ross The Boss go wziął do ekipy.
W potężnie brzmiącym, kruszącym i dewastującym, a przy tym bardzo melodyjnym Silent Hell, zaśpiewał popularny brazylijski frontman Raphael Dantas i jest wart zabiegów, jakie czyniły o niego różne pierwszoligowe zespoły z Brazylii. Trochę niespełniony, ale tutaj udowadnia swoją wartość.
No i na koniec MikeDimeo w Holy Pharoah. Mike był wcześniej między innymi także wokalistą innego znanego australijskiego zespołu ILIUM, choć tam się jednak trochę męczył w repertuarze, który chyba nie bardzo do niego pasował. To dostał coś w rodzaju progresywnego heavy z elementami epickimi. Tak do końca jednak nie przekonuje. On potrzebuje się rockowo rozbujać, wtedy niszczy, tu zaś musi się skupić na pewnym specyficznym tempie i sposobie narracji, która do końca nie jest jego specjalnością. Właściwy człowiek na właściwym miejscu, to byłby tu Tony Martin z BLACK SABBATH.

Słychać, że jest to efekt wielu sesji. Te utwory różnią się brzmieniem i wystarczy posłuchać Taken i Holy Pharoa. Stu Marshall gitarowo w formie różnej i nierównej, są kompozycje, gdzie gra nieciekawie i chaotycznie w stworzonych chyba ad hoc solach. W innych jednak utworach Stu zagrał po prostu jak prawdziwy Guitar Hero. Za to Jason "Jasix" Manewel gra fenomenalne partie perkusji, miażdży, wbija w ziemię, rozpłaszcza na ziemi. Dziwne, że ten wyborny gitarzysta nie został zauważony przez kogoś innego niż tylko Stu Marshall.
Wokaliści? Ogólne brawa, ale mój faworyt to Rick Altzi.

W dobie udawanych zachwytów nad niemrawym amerykańskim heavy/power i oczekiwania z wypiekami na twarzy na kolejny album CAGE, Stu Marshall nagrał bardzo dobry album z taką muzyką. Bardzo dobry, przy wszystkich ograniczeniach gatunkowych US HP. Niestety, z niewiadomych powodów (słaba promocja?) ten album nie doczekał się właściwego odzewu. Stu Marshall działalność projektu w roku 2015 zawiesił, ale wciąż jest nadzieja, że do tego powróci.

ocena: 8,5/10

new 13.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Empires of Eden - Guardians of Time (2024)

[Obrazek: 1277228.jpg?2804]

Tracklista:
1. The Dawn March 01:18      
2. Guardians of Time 04:22      
3. When Will It End 03:29      
4. Mortal Rites 03:37      
5. The Inner Me 04:56      
6. When the Beast Comes Out 04:26      
7. Arabian Nights 03:13      
8. Stand United 04:59      
9. August Runs Red 05:30      
10. Baptise This Hell 04:49      
11. The Devil's Only Friend 06:36      
12. Baptise This Hell (alternate version) 04:50

Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy Metal/AOR
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Stu Marshall - gitara, bas, perkusja, orkiestracje


Stu Marshall ogłosił w 2024 roku reaktywację EMPIRES OF EDEN z obietnicą albumu. Oczywiście słowa dotrzymał i 15 listopada 2024 roku nakładem Massacre Records ukaże się piąty już album tego projektu.

Tym razem Stu Marshall o wszystkie instrumenty zadbał sam, jedynie w trzech kompozycjach dając zagrać na basie gościnnie tu występującym Johnowi Gallagherowi z RAVEN i Mike'owi LePondowi i w dwóch kompozycjach na perkusji znanemu z NIGHT LEGION i ARKENSTONE Clay'owi Tchakalianowi.
EMPIRES OF EDEN zawsze stało armią gości i tak jest też tym razem, jest znakomity Rob Rock w bardzo dobrym heavy/power metalowym Guardians of Time, wykonanym w typowo australijskim stylu ze świetnymi popisami gitarowymi Stu Marshalla, ale co do jego umiejętności nikt nigdy nie miał raczej wątpliwości. Zabójczy jest również zagrany mrocznej manierze heavy/power Mortal Rites, w którym jest coś z NIGHT LEGION, ale to nie jest kompozycja, w której powinien śpiewać Jonas Heidgert. Brakuje mu siły przebicia przez bezlitosną sekcję rytmiczną i ostrą jak brzytwa gitarę i dziwne, że nie zaśpiewał tutaj Sean Peck lub Louie Gorgievski, którzy na tym LP również są obecni. Sean Peck jest w formie dobrej, tak jak komiksowy When The Beast Comes, w którym jest więcej CAGE niż DEATH DEALER, z kolei August Runs Red to typowy, ale solidny power metal, w którym istotą jest Louie Gorgievski i jego nieskazitelna forma wokalna. Wrócił nawet Tony Webster z nieistniejącego ARCHETYPE i zaśpiewał w typowo heavy metalowej kompozycji Stand United w stylu DREAM EVIL. Nie jest to złe, ale wyszło jakoś bez polotu. Z kompozycji w stylu AOR najlepiej wypada niszczący The Inner Me, w którym zaśpiewał bezbłędnie David Readman z VOODOO CIRCLE.
Najsłabszymi kompozycjami są zdecydowanie komercyjny i oklepany When Will it End z Jake E. i kompletnie niewyrazisty jak kompozycje RACER-X The Devil's Only Friend. Jakieś ciągoty do DIO są tutaj słyszalne, ale nie powinno się tego grać w ten sposób, a już na pewno nie takiego zmetalizowanego rocka bez konkretnej melodii i refrenu.
Punktem kulminacyjnym jest Baptise This Hell, w którym Louie Gorgievski śpiewa bezbłędnie i dziwi tylko alternatywna wersja, w której udzieliło się więcej wokalistów i jest ona zdecydowanie atrakcyjniejsza, również od strony gościnnych gitarzystów, którzy się udzielili.
Arabian Nights pokazuje kunszt Stu Marshalla, chociaż uważam, że jak na kompozycję instrumentalną, to mógł dać tutaj z siebie zdecydowanie więcej.

Za produkcję odpowiada Chris Themelco i stworzył sound bardzo dobry, ostry i wyrazisty w gitarze, która jest tutaj najważniejszym instrumentem. Może jedynym zgrzytem jest The Devil's Only Friend, który brzmi koszmarnie.
Udany, choć nierówny album EMPIRES OF EDEN, może nie tak dewastujący jak Empires of Hope, ale zdecydowanie warty uwagi, gdzie wszyscy wokaliści dali z siebie wszystko. Kosmopolityczny metal z Australii, jakiego dawno już nie było.


Ocena: 7.9/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Massacre Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości