Rainbow
#1
Rainbow - Ritchie Blackmore's Rainbow (1975)

[Obrazek: R-1575890-1467052848-9555.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Man On The Silver Mountain 04:37 
2. Self Portrait 03:12
3. Black Sheep Of The Family (Quatermass cover) 03:19
4. Catch The Rainbow 06:36
5. Snake Charmer 04:30
6. The Temple Of The King 04:42
7. If You Don't Like Rock 'n' Roll 02:36
8. Sixteenth Century Greensleeves 03:29
9. Still I'm Sad (Yardbirds cover) 03:53

Rok wydania: 1975
Gatunek: Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Ronnie James Dio - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Craig Gruber - bas
Gary Driscoll - perkusja
Mickey Lee Soule - instrumenty klawiszowe

W roku 1974, po nagraniu albumu "Stormbringer", Ritchie Blackmore opuścił DEEP PURPLE. Wiadomo już było, że planuje nagranie płyty solowej i poszukuje muzyków, którzy towarzyszyli by mu w tym przedsięwzięciu. Dosyć nieoczekiwanie wybór padł na Amerykanów z grupy rockowej ELF, z którym to zespołem Blackomore nawiązał muzyczne kontakty już wcześniej. ELF zwrócił uwagę Rogera Glovera w roku 1974, uzyskał pomoc produkcyjną i kontrakt płytowy z Purple Records, a także występował jako support DEEP PURPLE w tym samym roku.
Poza gitarzystą Davidem Feinsteinem, który zdobył potem rozgłos z THE RODS, Blackmore pozyskał cały skład ELF i tak narodził się RAINBOW. W początkowym okresie, Blackmore traktował ten zespół jako ekipę mu towarzyszącą i sama nazwa RAINBOW przewinęła się niejako mimochodem w tytule płyty, jednak w zasadzie od początku w historii muzyki traktuje się ten LP jako pierwszą płytę RAINBOW.

Choć Blackmore zapowiadał odejście od stylu DEEP PURPLE, przynajmniej tego z ostatniej płyty, gdzie zagrał, to jednak nadal pozostał w kręgu muzyki blisko związanej z wcześniejszymi dokonaniami. Album zawiera muzykę z obrzeży rodzącego się heavy metalu i hard rocka. Jest też wyrażeniem przywiązania Blackmore'a do rockowej tradycji, co wyraża się w aż dwóch coverach, jakie się na tym wydawnictwie znalazły. O ile jednak pojawienie się klasyka "Still I'm Sad" jest wyborem bardzo dobrym, to już "Black Sheep Of The Family" nieco zastanawia. Wybitni gitarzyści mieli jednak dziwną słabość do tego, w sumie przeciętnego, rockowego numeru, bo i Yngwie Malmsteen wiele lat później także umieścił ten utwór na swojej płycie.
Pierwszy LP RAINBOW to jednak przede wszystkim utwory własne, napisane wspólnie z Dio i poza bardzo trywialnym rockowym "If You Don't Like Rock 'n' Roll" są to utwory niezwykle interesujące. Blackmore zaskakuje mieszanką bardzo delikatnych i mocniejszych kompozycji. Przecudownej urody, łagodny, o baśniowym charakterze "The Temple Of the King" zdradza w pewnym stopniu zainteresowania Blackmore'a rockową transpozycją motywów folkowych, opartych o tradycje średniowiecznych bardów i minstreli. To zainteresowanie jednak w dojrzałej formie wyrażone zostało dopiero wiele lat później, gdy gitarzysta skupił się na projekcie BLACKMORE'S NIGHTS. Pewnym wyrażeniem własnych przemyśleń jest oszczędnie zagrany "Self Portait", a z całą pewnością najsłynniejszą kompozycją jest piękny "Catch The Rainbow", najdłuższy, pełen ciepłej nostalgii i muzycznych ornamentacji. Album zawiera jednak i utwory znacznie mocniejsze, wyrażające estetykę heavy metalu, jak "Man On The Silver Mountain" o wymiarze epickiej opowieści czy wprost odwołujący się do historii, zdecydowanie heavy metalowy w riffach "Sixteenth Century Greensleeves". Całość uzupełnia znakomity, pełen dynamicznej gry Blackmore'a ostry i szybki "Snake Charmer".

O ile same kompozycje na tym LP są bardzo wysokiej klasy, to już ich wykonanie może budzić kontrowersje. Może samo wykonanie nie, bo muzycy odegrali wszystko bardzo starannie, zabrakło jednak autentycznej heavy metalowej mocy. Trzeba pamiętać, że ELF był zespołem, grającym bardziej muzykę rockową i bluesową niż metalową i w tym wszystkim, szczególnie w pracy sekcji rytmicznej, zabrakło pewności i metalowej mocy, której przecież już można było doświadczyć w nagraniach DEEP PURPLE. Nawet Dio jest tu bardzo układny, śpiewa znakomicie, ale nie jest to jednak jeszcze głos, przypominający ryk startującego odrzutowca. Blackmore jakby stara się dołożyć tu więcej mocy, jednak i samo brzmienie instrumentów jest łagodne.
Na specjalną uwagę zasługuje tu gra Mickey'a Lee Soule, który zaprezentował tu duże umiejętności, zwłaszcza w grze na clavinecie.
Trzeba przyznać, że utwory zagrane z tej płyty w wersjach koncertowych w innym składzie i z pewnym siebie Dio, to absolutnie heavy metalowe killery i różnica jest aż nadto słyszalna.
Blackmore nie był zadowolony z ostatecznego efektu finalnego i zwolnił cały skład poza Dio. Dalsze losy muzyków ELF składały się różnie, występowali w innych grupach, także jako muzycy sesyjni i na trasach koncertowych, między innymi z Gary Moorem, Ianem Gillanem i Jackiem Starrem. Gary Driscoll został zamordowany w roku 1987.
Płyta przyjęta była z mieszanymi uczuciami, wielbiciele DEEP PURPLE podzielili się w opiniach. Odezwały się głosy, że to słaba kopia stylu DEEP PURPLE, a także takie, że odejście od tego stylu jest zbyt duże. Jest to płyta, która albo chwyta od razu, oczarowuje swoją lekkością i delikatnością wykonania, albo też dojrzewa powoli w świadomości słuchacza.
Płyta jak na swój czas nietypowa, poniekąd nowatorska i może dlatego nie od razu przez wszystkich należycie doceniona.


Ocena: 8.8/10

5.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Rainbow - Rising (1976)

[Obrazek: R-3571796-1446392058-5706.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Tarot Woman 06:08
2. Run with the Wolf 03:47
3. Starstruck 04:04
4. Do You Close Your Eyes 02:58
5. Stargazer 08:27
6. A Light in the Black 08:11

Rok wydania: 1976
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Ronnie James Dio - śpiew
Ritchie Blackmore - gitary
Jimmy Bain - bas
Cozy Powell - perkusja
Tony Carey - instrumenty klawiszowe

Jest to płyta z kategorii "napisano już o niej wszystko".Wypada więc też coś o niej napisać.
Gdy Ritchie Blackmore, niezbyt zadowolony z efektu uzyskanego na płycie "Ritchie Blackmore's Rainbow" z roku 1975, podziękował za współpracę muzykom grupy ELF z wyjątkiem R.J.Dio, stanął przed problemem budowy nowego składu dla nowej muzycznej koncepcji, jaką zaplanował. W zespole pojawili się muzycy zdecydowani i pewni siebie i swoich umiejętności, których nazwiska nie zniknęły z kart historii po nagraniu tej płyty. Musieli przyjść ludzie czujący heavy granie bo tym razem Blackmore zdecydowanie wrócił do koncepcji muzyki , której wyrażeniem był i "Burn" i "Stormbringer" DEEP PURPLE.

Nie, nie całe płyty - te konkretne utwory właśnie.
Czy utwór "Stormbringer" był pierwszym pełnym wyrażeniem heavy metalowej estetyki w twórczości Blackmore'a to rzecz sporna, jednak decydującego wpływu tego utworu na muzykę z "Rising" nie można pominąć milczeniem. Ten LP nie jest płyta hard rockową, za jaką można uznać w pewnym stopniu album poprzedni. To płyta heavy metalowa, więcej nawet, bo zawierająca w sobie to, co stało się potem gatunkiem speed/power ("A Light in the Black"), czy epic heavy ("Stargazer"). Sam "Stargazer" w pewnym stopniu wynika z "Catch The Rainbow", ale wykorzystanie elementów symfonicznych stawia go znacznie wyżej w hierarchii innowacyjności. To już nie jest imitacja pewnych niemetalowych instrumentów, jak w "Fools", to w pełni przemyślane wprowadzenie do metalu elementów innej tradycji muzycznej . To metalowa płyta i tylko ten zgrzyt w postaci siłowo wykonanej rockowej kompozycji "Do You Close Your Eyes" burzy ogólny obraz idealnej metalowej płyty. Ten album kipi nieprawdopodobną metalową energią i tu już nie chodzi o "A Light in the Black" z niesamowitym solem Blackmore'a najdłuższym, jakie zagrał na studyjnych płytach. Ta energia pulsuje wszędzie, a "Starstruck" właśnie stanowi tu kumulację mocy. Niesamowity "Starstruck" na niesamowitej płycie z klawiszowym wstępem Carey'a do "Tarot Woman", który stał się z miejsca klasyką.

Ten album stał się klasyką natychmiast, stał się obiektem marzeń i pożądania, a za pośrednictwem radia poznali go wszyscy. Są płyty, gdzie kunszt indywidualny potęguje się w wymiarze zespołu i każdy z członków grupy stale się katalizatorem ujawnienia geniuszu pozostałych.
To najlepszy wokal Dio w jego karierze i porównanie jego głosu do ryku silników startującego odrzutowca nie jest wcale przesadzone. To najlepsze partie gitarowe Blackmore'a w jego karierze, nawet uwzględniając "In Rock". Bain cokolwiek robił później, tak wspaniale już nigdy nie zagrał, zaś Carey po prostu przez wszystkie następne lata grał to, co grał na tej płycie.
Cozy Powell znalazł się we właściwym czasie na właściwym miejscu. Może dziś znalazłby się inny perkusista, który zagrałby równie wspaniale jak on, ale nie wtedy, nie w roku 1976 i nie na płycie o takim charakterze.

Ta płyta ma niezwykłe brzmienie. Jest to brzmienie jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne. To brzmienie, jakiego heavy metal nie mógł osiągnąć przez następne dwa dziesięciolecia... lub nie chciał mniej lub bardziej, świadomie podążając tropem JUDAS PRIEST tego samego 1976 roku. W latach 70tych płyty nie były produkowane w garażach i piwnicach. Ten LP wydał Polydor i włożył w to i serce i pieniądze, które bardzo szybko powróciły lawiną złota. Jest coś magicznego w tej płycie. Od bardzo dawna nie zbieram płyt winylowych i ten LP pozostał jednak jako jedyny... To pierwsze oryginalne winylowe "Rising" opakowane w ochronny celofan zdejmuję czasem z półki i oglądam, tylko oglądam, wspominając czas, gdy powstawał heavy metal.
W roku, gdy do historii przeszedł DEEP PURPLE, a BLACK SABBATH powoli dogorywał, RAINBOW stał się tym zespołem, na który zwrócone były oczy heavy metalowego świata. Podwójny koncertowy "On Stage" stał się niebawem dla RAINBOW tym, czym "Made In Japan" dla DEEP PURPLE.
"Rising" ukazał się 17 maja 1976 roku, równo 25 lat temu.
16 maja 2010 zmarł Ronnie James Dio.

Z całą pewnością za 25 lat ktoś z okazji 50 rocznicy wydania płyty i uczczenia Małego Człowieka O Wielkim Głosie też napisze recenzję tej płyty.

Na pewno.

Ocena: 9,8/10


17.05.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Rainbow - Long Live Rock 'n' Roll (1978)

[Obrazek: R-1151764-1204553474.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Long Live Rock & Roll 04:19
2. Lady of the Lake 03:37
3. L.A. Connection 04:58
4. Gates of Babylon 06:46
5. Kill the King 04:28
6. The Shed (Subtle) 04:45
7. Sensitive to Light 03:04
8. Rainbow Eyes 07:11

Rok wydania: 1978
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Ronnie James Dio - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara, bas
Bob Daisley - bas
Cozy Powell - perkusja
David Stone - instrumenty klawiszowe

Niech żyje Rock'n'Roll!
Oczywiście, i trzeci album RAINBOW po ogromnym powodzeniu poprzedniej płyty i światowej trasy koncertowej był nieuchronny w maksymalnie krótkim czasie.
Jednak rok 1977 to jak to w RAINBOW kolejny rok roszad personalnych i do nagrania płyty zespół przystąpił w okrojonym składzie, bez klawiszowca i basisty. Terminy jednak goniły i Blackmore nagrał tu większość partii basu sam, na szczęście jednak w trakcie nagrywania płyty udało się pozyskać znanego powszechnie gitarzystę basowego Boba Daisley'a i bardzo dobrego klawiszowca Davida Stone, który dograł brakujące partie w szybkim tempie.

To tempo i pośpiech wyczuwa się na tym albumie. Część kompozycji jest jakaś taka drugoligowa, oparta o wzory dociążonego rockowego, a nawet glamowego grania, jak to jest w przypadku słabiutkiego Sensitive To Light, czy pozbawionego pomysłu na zainteresowanie słuchacza L.A. Connection.
Oczywiście otwarcie albumu w postaci dynamicznego metalowego wymiatacza Long Live Rock & Roll, z potężnymi zagrywkami gitarowymi i wgniatającym w glebę wokalem Dio jest wyśmienite i ten utwór przeszedł na stałe do historii heavy metalu, stając się jednym z pierwszych metalowych hymnów. Na płycie tym razem zabrakło zdecydowanie rozbudowanej kompozycji jakie tworzyły potęgę poprzedniego albumu i Lady Of The Lake, lekko epicki, heavy metalowy kawałek, krótki i zwarty oczywiście w żadnym stopniu nie może tu być traktowany jako zamiennik. Za taki trudno też uważać Gates of Babylon, kompozycję opartą na "starożytnym" motywie muzycznym, ale mimo prób rozbudowania i nadania epickiej formy, faktycznie zmierzającą w kierunku dyskotekowo podanej wariacji na tematy muzyki Bliskiego Wschodu. Nawet starania Dio o nadanie tu piętna metalowego monumentalizmu nie udały się zanadto.
Płyta została za to uzupełniona o wyborny Kill The King, prezentowany wcześniej na albumie koncertowym, szybki i brawurowo wykonany utwór o niemal speed metalowej estetyce. Ten numer bardzo ożywia album, a do obecnej chwili stanowi ulubiony obiekt coverowania w różnych metalowych stylach.
Ta płyta to próba zagrania heavy metalu w różnych konwencjach, poniekąd robi wrażenie poligonu doświadczalnego, choć bardziej chyba eklektycznej mieszanki, nie do końca przemyślanych kompozycji takich jak chociażby i The Shed. Niedosyt wynagradza zamykający ten LP przepiękny, zaaranżowany niemal w niemetalowy sposób Rainbow Eyes, wysoko i delikatnie zaśpiewany przez Dio. Zaiste utwór-przebłysk geniuszu kompozycyjnego Blackmore'a i Dio, łączący cechy podobnych spokojnych nagrań z dwóch pierwszych płyt.

Pod względem kompozycji płyta jest nierówna, za to brzmienie jest znakomite, mocne z czytelnym soundem wszystkich bez wyjątku instrumentów. Wykonanie jest również godne wszystkich gwiazd jakie się tu spotkały i może jedynie sam Blackmore dał z siebie mniej niż poprzednio, co poniekąd też chyba wynika z prostszych i w większości mniej zaawansowanych kompozycji niż na dwóch albumach z lat 1975 i 1976. Jest to ostatnia płyta z udziałem Dio jako wokalisty, który niebawem w atmosferze sensacji dołączył do BLACK SABBATH.
Jest to też ostatnia płyta, na której Blackmore z RAINBOW grał heavy metal. Już w roku następnym z innym składem przedstawił łagodniejsze muzyczne oblicze.


Ocena: 7.5/10

30.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Rainbow - Down to Earth (1979)

[Obrazek: R-1429332-1389708018-2027.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. All Night Long 03:49
2. Eyes of the World 06:36
3. No Time to Lose 03:41
4. Makin' Love 04:36
5. Since You Been Gone 03:10
6. Love's No Friend 04:52
7. Danger Zone 04:30
8. Lost In Hollywood 04:51

Rok wydania: 1979
Gatunek: heavy metal/hard rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Graham Bonnet - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara, bas
Don Airey - instrumenty klawiszowe
Roger Glover - bas
Cozy Powell - perkusja

Gdy po nagraniu albumu "Long Live Rock'n'Roll" ekipę RAINBOW opuścił Dio aby dołączyć do BLACK SABBATH, niezrażony tym Blackmore zaprosił do współpracy innego znakomitego wokalistę, Grahama Bonneta. Pojawiły się w składzie gwiazdy pierwszej wielkości - Don Airey i Roger Glover, którego znalezienie się w ekipie "Tęczowych " było pewną małą towarzyską sensacją. Blackmore w owym czasie zdecydowanie kierował RAINBOW na muzyczne tory hard rocka i melodyjnego metalu, stawiając na prostotę kompozycji, łatwo przyswajalne refreny i... Bonneta, jako speca od wokalnego wykonania tego typu utworów. Mocny, lekko chropowaty głos o ciepłej barwie i to, jak Bonnet potrafił udramatyzować nawet proste z pozoru partie wokalne, wróżyły sukces nowej płyty tej supergrupy.

Sukces jednak okazał się połowiczny, bo fani przyzwyczajeni do mocnego heavy metalowego oblicza RAINBOW nie bardzo mogli strawić utwory w nastawionej wyłącznie na przebojową melodię konwencji. Z drugiej jednak strony płyta zyskała uznanie tych, który rozmiłowani są w dopracowanym, melodyjnym i nieco wygładzonym hard rocku. Na promocję tego LP Blackmore wybrał kompozycję Russa Ballarda Since You Been Gone o wyraźnie rockowym, radiowym i komercyjnym charakterze. Utwór ten znalazł się też na tej płycie i to chyba był błąd, bo trudno uznać ten numer za wart firmowania go przez RAINBOW na studyjnym albumie. Na płycie zabrakło natomiast miejsca dla znacznie lepszego, melodyjnego i rytmicznego Bad Girl, który pasował by tu lepiej.
Z samym doborem kompozycji i ich tytułami wyszło przy okazji nagrywania tego albumu pewne zamieszanie, bowiem wszystkie utwory miały pierwotnie inne tytuły, inaczej też miała być ułożona tracklista. Ostatecznie album otwiera All Night Long, utwór jasny, przyjemny, prosty i z lekkostrawnym refrenem, dobry, w sam raz na rozgrzewkę przed Eyes of the World. Tym utworem, jako najbardziej rozbudowanym, wspartym doskonałą grą i Blackmore'a i Airey'a, o ciekawej, niebanalnej, lekko orientalnej melodii RAINBOW nawiązuje do tradycji muzyki proponowanej z Dio, a świetne wyczucie konwencji przez Bonneta daje w sumie jedną z najbardziej wartościowych kompozycji grupy w drugim okresie istnienia.
Nierówność materiału to jednak największa wada tego albumu. Do udanych trudno bowiem zaliczyć rockowe No Time to Lose z infantylnym refrenem i zagrany bez wyrazu Makin' Love. Za to pełen dramatyzmu - co jest zasługą Bonneta - Love's No Friend jest po prostu wspaniały w swej prostocie i niesamowitym refrenie, który na zawsze zapada w pamięć po jednym wysłuchaniu. Ogólnie końcówka tej niedługiej płyty jest mocniejsza, bardziej heavy metalowa i tak ten utwór jak i dwa pozostałe można zaliczyć do kompozycji w stylu tradycyjnego melodyjnego heavy metalu. Danger Zone jest najcięższym numerem na tym LP, a wzmocnił go tu dodatkowo wokal. Utrzymany jest też w specyficznym tempie, jakiego w zasadzie RAINBOW wcześniej nie stosował. Na koniec znakomicie wypada dynamiczny rozpędzony Lost In Hollywood, z popisowymi zagrywkami Blackmore'a, który na tym albumie tych popisów zaprezentował niewiele. Niewiele podobnie ze swych ogromnych umiejętności zaprezentowali także pozostali muzycy, podporządkowując indywidualne zagrywki zespołowemu precyzyjnemu wykonaniu tych nieskomplikowanych utworów. Oczywiście każdy z nich potrafił tu przemycić cząstkę swojego kunsztu, ale ogólnie pozostaje pod tym względem niedosyt, poza może Eyes Of The World.

Produkcja tej płyty jest staranna, album ma brzmienie ciepłe i głębokie, jest też ładnie uwypuklona dynamika poszczególnych instrumentów.
Szkoda tylko, że Blackmore i Glover, jako twórcy niemal wszystkich kompozycji nie zadbali o większą atrakcyjność melodyczną niektórych, a przecież melodia tu miała stanowić atut główny.
Płyta przyjęta przez wielu chłodno i sceptycznie, nie przyniosła sukcesu komercyjnego na jaki liczył Blackmore. Nieco zniechęcony gitarzysta rozwiązał ten skład grupy po serii występów na żywo, aby powrócić w 1981 z nową ekipą i nowym albumem.


Ocena: 7.6/10

3.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Rainbow - Difficult to Cure (1981)

[Obrazek: R-1149314-1452432309-7905.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. I Surrender 03:55
2. Spotlight Kid 04:50
3. No Release 05:26
4. Magic 04:04
5. Vielleicht Das Naechste Zeit (Maybe A Next Time) (Instrumental) 03:13
6. Can't Happen Here 04:52
7. Freedom Fighter 04:11
8. Midtown Tunnel Vision 05:00
9. Difficult To Cure (instrumental) 05:54

Rok wydania: 1981
Gatunek: Hard Rock/Melodic Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Joe Lynn Turner - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Roger Glover - bas
Bob Rondinelli - perkusja
Don Airey - instrumenty klawiszowe

Po krótkich "wakacjach" w nagrywaniu i kolejnym przemeblowaniu składu Blackmore z RAINBOW przedstawił kolejny album. Mocny skład z nowym nieznanym wokalistą i... mieszane uczucia dotyczące zawartości.

Już poprzedni LP "Down To Earth" z 1979 roku był przez wielu krytykowany za nadmierną popowość, komercyjność i odejście od heavy metalu na rzecz hard rocka, jednak Ritchie jakoś sobie tych zarzutów do serca nie wziął. Co więcej, powstał album po części wprost ukierunkowany na szerokie grono słuchaczy radiowych list rockowych przebojów i ponownie Rus Ballard miał wydźwignąć płytę na wysokie miejsca na takich listach.
Otwierający ten LP „I Surrender” – prosty, rockowy numer to jakby odsłona druga „Since You Been Gone” i niecierpliwych może zaraz zniechęcić do poznania tego albumu dalej.
Dla kontrastu jednak zaraz potem mamy znakomity zagrany z pasją szybki „Spotlight Kid” z brawurowym solem Blackmore'a i ta kontrastowość towarzyszy obcowaniu z tym albumem do końca. RAINBOW nie określa się jednoznacznie, bo proponuje pop rockowy przebój „Magic” autorstwa Morgana, a jednocześnie mocny i bardzo nowocześnie brzmiący „Midtown Tunnel Vision”, gdzie Turner pokazuje, że stać go na coś więcej niż tylko poprawne odśpiewanie prostych rockowych piosenek. Czasem te piosenki, odegrane ciężej i z większą ekspresją wypadają znakomicie jak elegancki i pełen werwy „Can't Happen Here”. Można jednak odnieść wrażenie, że RAINBOW nie za bardzo wie co chce zaprezentować i album jest po części wypełniony instrumentalnym graniem, fajnym, ale rozbijającym spójność całości. Naturalnie „Maybe A Next Time” to przepiękny sentymentalny utwór, wzruszająco szczerze opowiedziany przez Blackmore'a gitarą, ale tytułowy „Difficult To Cure” rozbudowany do 6 minut i umieszczony niezbyt fortunnie na końcu jest co najmniej dyskusyjny. Wykorzystanie muzyki klasycznej, w tym przypadku Bethoveena do stworzenia speed metalowej kompozycji z elementami symfonicznymi było na pewno pomysłem oryginalnym. Jest to chyba pierwszy utwór, który znalazł się na albumie zespołu grającego szeroko rozumiany heavy metal, który można podciągnąć pod kategorię neoclassical metal. Sama interpretacja - pełna rozmachu, radosna i lekko zakręcona jest nawet interesująca, niemniej na tej płycie w takim towarzystwie zupełnie innych kompozycji nie do końca pasuje. Ponadto nieco to tchnie nachalną dydaktyką w prostej i łatwo przyswajalnej formie. Dobrze, że chociaż samo wykonanie nie budzi zastrzeżeń. Do kompletu mamy jeszcze dwa średniej klasy hard rockowe wypełniacze i bardzo solidne wykonanie całości. Kompetentny zestaw muzyków zrobił wszystko jak należy, choć może Airey słabo został tu wykorzystany. Klawisze mocno zepchnięte na plan dalszy, a pierwsze skrzypce to Blackmore i jego gitara, której brzmieniu w poszczególnych utworach ludzie odpowiedzialni za produkcję poświęcili sporo uwagi.

To brzmienie całościowo jest bardzo dobre, lekko ugładzone może, ale wysmakowane i pod tym względem to jedna z lepiej nagranych płyt początku lat 80tych.
Album nierówny, chwilami denerwujący infantylnością, ale do starego RAINBOW z Rising powrotu już nie było. Płyta ugruntowała pozycję zespołu na rynku heavy rocka w początkach lat eksplozji NWOBHM i mimo wad przetrwała do dziś jako LP "środka", stanowiący pomost pomiędzy hard rockiem, metalem i AOR, który zaczął się kształtować w tym czasie, zresztą także inspirowany nowym stylem RAINBOW.


Ocena: 7,8/10

2.01.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Rainbow - Straight Between the Eyes (1982)

[Obrazek: R-1595738-1274250656.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Death Alley Driver 04:36
2. Stone Cold 05:15
3. Bring On The Night (Dream Chaser) 04:02
4. Tite Squeeze 03:15
5. Tearing Out My Heart 04:00
6. Power 04:23
7. Miss Mistreated 04:25
8. Rock Fever 03:40
9. Eyes of Fire 06:41

Rok wydania: 1982
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Joe Lynn Turner - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Roger Glover - bas
Bob Rondinelli - perkusja
David Rosenthal - instrumenty klawiszowe

W czasie gdy muzyka NWOBHM rozpalała młode umysły i serca, RAINBOW niewzruszenie grał swoje. Swoje grał także i na tym albumie, gdzie zaprawiony w bojach skład wspólnymi siłami przygotował zestaw kompozycji przemyślanych, chwytliwych i dopracowanych. Płyta jednoznacznie celowała w słuchacza melodyjnych, ale ostro zagranych kompozycji rockowych i trzeba powiedzieć, że tym razem w zupełności spełniła oczekiwania stawiane takiej muzyce. RAINBOW zrezygnował tym razem i z numerów kompozytorów z zewnątrz i z utworów instrumentalnych, koncentrując uwagę słuchacza na zwartych z pasją i żarem odegranych kawałkach wzbogaconych o wyraziste refreny i wysokiej klasy solowe popisy instrumentalne. Wykonanie zaważyło tu mocno, szczególnie zaś ozdobniki w postaci efektownych solówek Ritchiego. Na duże brawa zasługuje też jedyny nowy w składzie - klawiszowiec Rosenthal, który tu nie raz i nie dwa pokazał wysokie umiejętności i elastyczność i przez parę chwil przyćmiewa nawet samego lidera.

Utwory są tu w większości proste, poza „Eyes Of Fire” zbudowanym na jakby orientalnym riffie i wykazującym cechy progresywnego rocka. Utwór nie bardzo nadający się na radiowy przebój jest jednym z mniej znanych, ale z pewnością należy tu do najlepszych na płycie.
Królują jednak hity w rodzaju „Death Alley Driver” oparty na ekspresji czy „Stone Cold” poprowadzony łagodną linią melodyczną oraz mój faworyt prywatny „Tearing Out My Heart” fantastycznie zaśpiewany przez Turnera. Ileż w tym ekspresji i żaru! Trzeba ogólnie przyznać, że Turner wokalnie zrobił ogromny krok naprzód w stosunku do tego jak się zaprezentował na płycie poprzedniej. Jego wokale można teraz już uznać za połowę wartości tej płyty i wzorzec, z którego potem korzystało wielu innych wokalistów. Mocno zaznaczone refreny i główne motywy to klucz do atrakcyjności takich utworów jak „Miss Mistreated” czy „Power”, który był mocno lansowany jako przebój i miał stałe miejsce na setliście koncertowej zespołu do końca jego istnienia. Nie wszystko wyszło może idealnie i tu nasuwa się przede wszystkim tuzinkowy „Rock Fever” i trochę zbyt popowy „Bring On The Night”, ogólnie jednak album pozostawia bardzo dobre wrażenie.

Wysokiej klasy produkcja i brzmienie wsparły świetne wykonanie i w efekcie powstała płyta dojrzała, atrakcyjna i w przeciwieństwie do poprzedniej spójna. Zespół pokazał, że stać go też na własny repertuar wysokich lotów, który trafił w gusta zarówno słuchaczy rocka jak i kształtującego się heavy metalu.


Ocena: 8/10

2.01.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Rainbow - Bent Out of Shape (1983)

[Obrazek: R-2278302-1404339672-9564.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Stranded 04:26
2. Can't Let You Go 04:21
3. Fool For the Night 04:04
4. Fire Dance 04:29
5. Anybody There (instrumental)
6. Desperate Heart 04:03
7. Street of Dreams 04:26
8. Drinking With the Devil 03:43
9. Snowman (instrumental) 04:32
10. Make Your Move 03:56

Rok wydania: 1983
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Joe Lynn Turner - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Roger Glover - bas
Chuck Burgi - perkusja
David Rosenthal - instrumenty klawiszowe

Album ten kończy Tęczową Trylogię z pierwszych lat 80tych, kończy też na wiele lat przygodę Ritchie Blackmore'a z RAINBOW.

Także na tym albumie zespół z nowym perkusistą Chuckiem Burgi pozostaje wierny wypracowanemu w poprzednich latach stylowi i muzycznie jest tu bardzo blisko do albumu "Straight Between The Eyes”. Główny nacisk położony jest na atrakcyjne melodie, a doświadczenia wyniesione z pracy nad dwoma poprzedzającymi LP zaprocentowały.
Może otwierający „Stranded” nie na takiej siły sprawczej jak otwieracz z 1982, ale to dobry numer, a potem jest już tylko lepiej. Szybkie, melodyjne i zaopatrzone w karkołomne chwilami popisy gitarowe utwory takie jak „Can't Let You Go”, „Fool For the Night” czy „Drinking With the Devil” to paliwo wysokoenergetyczne tej płyty. „Desperate Heart” to bardzo udana próba wykorzystania emocjonalnego patentu „Tearin' Out My Heart” w weselszej wersji, a niezwykle elegancki „Street Of Dreams” ozdabia ten LP kunsztownym, aczkolwiek prosto szlifowanym brylancikiem. Warto zauważyć, że ten utwór stał się w znacznym stopniu kanwą dla kompozycji z albumu DEEP PURPLE "Slaves And Masters", gdzie też zaśpiewał Turner. Ten utwór umieszczony tam zapewne byłby trudno rozpoznawalny jak nagrany wiele lat wcześniej. Zdecydowanie nagranie w stylu melodic metal, czego powiedzieć nie można o rockowym „Make Your Move”. Ten utwór zamyka płytę i niestety to najsłabsze ogniwo. Bradzo prosty, zamerykanizowany kawałek, do tego jakoś bez wiary i zaangażowania zagrany i odśpiewany przez Turnera. Turner wypada na tym albumie bardzo dobrze, jednak słabiej nieco, niż rok wcześniej. Jakby za dużo rutyny w tym wszystkim, a za mało autentyczności.
Zdecydowanie na czoło kompozycji z tej płyty wysuwa się „Fire Dance”. Speed, heavy, hard rockowa jazda bez trzymanki na najwyższym poziomie. Kapitalna melodia, a sposób wykonania wirtuozerski i zadziwiający wodotryskiem pomysłów, których na krążku z taką muzyką oczekiwać nie należało. Część instrumentalna z solami po prostu budzi podziw i wprawia w osłupienie.

Trudno powiedzieć, czy na 9-10 kompozycji instrumentalno-wokalnych nie starczyło pomysłów, czy też dwa utwory bez udziału Turnera miały niejako nawiązywać do roku 1981.
Tak czy inaczej stało się dobrze, bo oba te utwory to piękne nastrojowe kompozycje, zagrane z dbałością o szczegóły i na swój sposób wzruszające. Dodają one albumowi więcej ciepła, którego jednak i tak nie brakuje za sprawą starannej produkcji i odpowiednio dobranego brzmienia. Odnotować też można dobrą grę perkusisty, który umiejętnie dostosowuje swój styl do zróżnicowanych temp jakie się przez ten LP przewijają.
To ostatni album RAINBOW w latach 80 tych, gdyż zespół musiał odejść w niebyt, aby mógł powrócić do życia jego starszy i sławniejszy brat DEEP PURPLE.
Mnóstwo bardzo dobrej muzyki ten zespół po sobie pozostawił. Także i na tej płycie.


Ocena: 8/10

2.01.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Rainbow - Stranger in Us All (1995)

[Obrazek: R-1636520-1591346475-2587.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Wolf to the Moon 04:16
2. Cold Hearted Woman 04:31
3. Hunting Humans (Insatiable) 05:45
4. Stand and Fight 05:22
5. Ariel 05:39
6. Too Late For Tears 04:56
7. Black Masquerade 05:35
8. Silence 04:04
9. Hall of the Mountain King 05:34
10. Still I'm Sad 05:22

Rok wydania: 1995
Gatunek: Hard rock/melodic metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Doogie White - śpiew
Ritchie Blackmore - gitara
Greg Smith - bas
John O'Reilly - perkusja
Paul Morris - instrumenty klawiszowe

Kiedy w 1984 roku RAINBOW w związku z reaktywacją DEEP PURPLE został rozwiązany wydawało się, że ta nazwa pozostanie już tylko historycznym symbolem tworzenia heavy metalowej i melodic metalowej stylistyki brytyjskiej. Gdy jednak po nagraniu płyty "The Battle Rages On" Blackmore pożegnał się z Purpurowymi po cichu zaczęły rodzić się nadzieje, że Tęcza powróci.
Tak się też stało. Blackmore dobrał zupełnie nową ekipę złożoną z Amerykanów, a rolę wokalisty powierzył Doogie White, który wówczas jeszcze do znanych nie należał, ale rokował bardzo obiecująco. W szybkim tempie Blackmore przy pomocy White oraz Nighta, współpracującego z zespołem przygotował kompozycje na nowy album i w niedługim czasie oczekiwana z wielkim napięciem i zainteresowaniem płyta się ukazała. Ukazała się w sierpniu 1995 nakładem RCA w czasie gdy tradycyjny heavy metal był w odwrocie, wiele zespołów zeszło definitywnie ze sceny, a starzy fani tęsknie wzdychali wspominając Złote Lata 80te.

Blackmore nie zawiódł. Przedstawił płytę może nieco nierówną, ale to co jest tu najlepsze jest najlepsze w dosłownym sensie. RAINBOW bez wielkich gwiazd u boku Blackmore'a dał porcję znakomitej muzyki, którą można określić jako mieszankę melodic metalu, hard rocka i AOR, mieszankę ekscytującą i w wielu momentach po prostu porywającą. Blackmore zachował ducha RAINBOW z dawnych czasów nie tylko poprzez umieszczenie na tej płycie po raz drugi w historii zespołu covera Still I'm Sad, skądinąd zagranego w wyśmienity sposób.
Cała płyta przesiąknięta jest stylistyką RAINBOW, przede wszystkim z okresu z Turnerem, ma coś w sobie także z albumu Slaves And Masters DEEP PURPLE. Ma też własny wyrazisty styl, zapewne też dlatego, że produkcja tego albumu jest warta złotego medalu. Brzmienie jest po prostu wspaniałe. Miękkie, ale głębokie, soczyste, klarowne z wydobyciem wszystkich niuansów i drobnych szczegółów jakie instrumentaliści tu od siebie dodali, bo i trzeba przyznać że ekipa RAINBOW, choć bez sław, spisała się wybornie, nie stanowiąc dla Mistrza jedynie tła. Tu z pewnością na pierwszym miejscu wymienić należy White. Podążył drogą wytyczona przez Turnera, ale chyba przeskoczył go nawet, jako wokalista obdarzony lepszymi naturalnymi warunkami głosowymi i niebywałym wyczuciem w śpiewaniu właśnie takiej melodyjnej mocno osadzonej w tradycji rocka muzyki. Doświadczenia zebrane w RAINBOW doskonale wykorzystał i później, jako wokalista już bardzo znany i uznany. Można też powiedzieć, że muzyka jaką współtworzył potem w CORNERSTONE była mocno inspirowana i RAINBOW i kompozytorskim spojrzeniem Blackmore'a na melodyjny hard rock i metal.
Płyta, choć z dużą domieszką amerykańskiej krwi jest na wskroś brytyjska w stylu i w żadnym stopniu nie zbliża się do stadionowego glam rocka/metalu stadionowego z USA.
Jest to muzyka elegancka, ale nie napuszona, przebojowa, ale nie prostacka, zbudowana w czytelny sposób, ale nie pozbawiona smaczków i ozdobników jakie Blackmore potrafił włączać do swoich kompozycji od zawsze. A Wolf To the Moon spokojnie mógłby się znaleźć na każdej płycie z Turnerem i te średnie tempo oraz emocjonalny ciepły styl z odrobiną zadziora to wizytówka RAINBOW z dawnych czasów. No i oczywiście budzą podziw te sola Blackmore'a, które na tym LP są rozbudowane i jakby trochę nadrabiał swoje mini lenistwo w tym zakresie w latach 80tych w RAINBOW. Proste, melodyjne perełki. Oparty na wzorcach hard rockowych z lat 70tych Cod Hearted Woman to majstersztyk łączenia ciętych riffów z potoczystą melodią refrenu i tu też wielkie brawa dla White, który sobie świetnie poradził z tym dosyć trudnym wykonawczo, zmiennym utworze z elementami soulu. Rolę szybszego killera pełni na tym albumie Stand And Fight. Blackomore pokazuje jak w taką prostą kompozycję można wpompować coś, co zmusza do do jej nucenia. No i ta harmonijka ustna. Ale to nie Gillan... No i tu może jest odrobinę Ameryki w tym numerze, ale tej innej z Południa i zasypanych przez pustynny piasek przydrożnych drugstore'ów.
W podobnej potoczystej, rockowej manierze niewymuszonego przeboju utrzymany jest Too Late For Tears z megaprzebojowym refrenem i to jest ta Ognista Tęcza jaką kochali fani w latach 80tych. A to wszystko grane nie jest wcale za szybko. Tak jak i niesamowity Silence z najlepszymi wokalami White na tym albumie, i z dużymi wpływami grania DEEP PURPLE z lat 70, ale z takim dodatkiem musicalowego rozmachu, słyszalnego w aranżacji, ale i też w teatralnym rozegraniu całości w sferze wokalnej. No i drugi głos to gitara Blackmore'a. Niesamowity numer, jakiego nigdy wcześniej Blackmore nie zaprezentował. Wizytówka i najsłynniejszym utworem z tego albumu jest wspaniały Black Masquerade. Jest to jedna z najpiękniejszych i kompozycji rock/metalowych lat 90tych z elementami tego na co potem Blackmore postawił w Nocach, a co słychać w solo gitarowym. No ten klimat i elegancja w graniu prostego, a jakże wdzięcznego motywu głównego. No i te klawisze... A przy tym to cały RAINBOW i Blackmore lat 80-tych. Album jest jednak nieco nierówny. Ariel na tle pozostałych przebojów jakoś się nie wyróżnia chwytliwością, natomiast Hunting Humans wydaje się zbyt odmienny w swej stylistyce jak na ten ciepły rockowy album. Inaczej wygląda sprawa z Hall Of The Mountain King, który jest autorstwa Nighta i trudno dociec czemu ten utwór znalazł się na tej płycie. Jest to bardziej tradycyjna heavy kompozycja o cechach lekko epicko rycerskich i zagrana tu lekko i zwiewnie nie brzmi specjalnie interesująco. Zapewne jakiś zespół bardzie true heavy zrobił by z niej lepszy użytek.

Te hity które tu są jednak solą płyty czynią z niej jedno z najbardziej istotnych dla melodyjnego metalu dzieł lat 90tych. Album zebrał ogromne ilości pochwał i entuzjastycznych recenzji, trochę jednak w swój czas nie trafił. Pozyskać nowych fanów nie udało się, a i Blackmore wydawał się zmęczony graniem ciężkich odmian rocka...
RAINBOW ponownie przeszedł do historii, a Ritchie poświęcił się graniu innej muzyki, która w duszy grała mu od dawna.
Tak czy inaczej, tym LP sprawił swoim fanom ogromną przyjemność i do dziś pamiętam, z jakimi emocjami i radością słuchałem tej płyty po raz pierwszy, gdy się pojawiła.


Ocena: 8.5/10

8.06.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości