25.06.2018, 08:30:58
Raintime - Flies & Lies (2007)
Tracklista:
1. Flies & Lies 05:01
2. Rolling Chances 04:38
3. ApeIron 04:21
4. Rainbringer 04:01
5. Finally Me 04:34
6. Tears Of Sorrow 03:55
7. The Black Well 04:43
8. Beat It (Michael Jackson Cover) 03:44
9. Another Transition 04:27
10. Burning Doll 01:11
11. Matrioska 05:47
Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Death/Power Metal
Kraj: Włochy
Skład:
Claudio Coassin - Śpiew
Matteo Di Bon - Gitara
Luca Michael Martina - Gitara
Michele Colussi - Bas
Andrea Corona - Klawisze
Enrico Fabris - Perkusja
Ocena: 8,5/10
29.09.2007
Tracklista:
1. Flies & Lies 05:01
2. Rolling Chances 04:38
3. ApeIron 04:21
4. Rainbringer 04:01
5. Finally Me 04:34
6. Tears Of Sorrow 03:55
7. The Black Well 04:43
8. Beat It (Michael Jackson Cover) 03:44
9. Another Transition 04:27
10. Burning Doll 01:11
11. Matrioska 05:47
Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Death/Power Metal
Kraj: Włochy
Skład:
Claudio Coassin - Śpiew
Matteo Di Bon - Gitara
Luca Michael Martina - Gitara
Michele Colussi - Bas
Andrea Corona - Klawisze
Enrico Fabris - Perkusja
Drugi album włoskiego RAINTIME bardzo pozytywnie mnie zaskoczył! Ekipa z Pordenone postarała się o sporą niespodziankę, nagrywając ‘Files & Lies’ w 2007. Jest to znakomity mix melodyjnego death metalu szkoły gothenburgskiej i skandynawskiego melodyjnego power metalu wykonanego z pasją i elegancją.
Otwierające album cztery pierwsze kompozycje przekonują o tym dobitnie. Mocne, naładowane energią gitary prą do przodu w otoczeniu świetnie dopasowanych klawiszy grających niby coś innego, ale tworzących niezwykły klimat. Jest to niewątpliwie zasługa grającego na tym instrumencie Andrea Corony, który przyszedł do zespołu w 2006 z progresywnego REVOLTONS, gdzie już wcześniej dał się poznać jako utalentowany i pełen inwencji muzyk. Gitarzyści popisują się nie tylko doskonałym wyczuciem ostrego grania w szybkim tempie, ale też znakomitymi solówkami, pełnymi finezji, delikatności, o wyraźnie zaznaczonych melodiach. Prym wiedzie tu Di Bon, który od tej strony dał się poznać już na poprzednim albumie grupy. Sekcja rytmiczna też jest przedniej marki. Dobre wrażenie robi zwłaszcza perkusista Enrico Fabris, którego wszędzie pełno w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nad wszystkim jednak góruje znakomity wokalista Claudio Coassin przechodzący ze zdumiewającą łatwością od blackmetalowych, gardłowych porykiwań w zwrotkach do jasnych i klarownie czystych wokali w refrenach. Połączenie growla i wręcz chwilami popowych zaśpiewów daje niesamowity efekt podkreślany dodatkowo umiejętnie dawkowanymi zmianami tempa i dopasowania odpowiednich melodii.
Wielką zaletą tego albumu jest zróżnicowanie w obrębie samych utworów. Już cztery pierwsze numery to koktajl agresji i doskonałych melodii gwarantujących słuchaczowi, że nie będzie się nudził ani przez chwilę. Potężna pędząca maszyna zwalnia nieco przy zaśpiewanym perfekcyjnie łagodniejszym ‘Finally Me’, trochę rusza do przodu w ‘Tears Of Sorrow’ z wyraźnymi elementami melodic metalu, by znów zmiażdżyć potężnymi, surowymi riffami w zagranym na średnich tempach ‘The Black Well’ - najczystszej wody gothenburgu z melodią prowadzoną w zasadzie przez harsh vocal Coassina. Toż to najlepsze czasy In Flames! Nieco bardziej skomplikowany w swej strukturze jest ‘Another Transition’, który został barwnie okraszony dawką nowoczesnych refrenów. Ogólnie numer drapieżny i szybki, a jednocześnie sprawiający wrażenie jakby piekło walczyło o prymat z niebem. ‘Burning Doll’ jest bałałajkowym wstępem do 'Matrioska'. Ten numer budzi we mnie mieszane uczucia, bowiem słyszę w nim echa pierwszego albumu RRAINTIME pomieszane z progmetalowymi inklinacjami REVOLTONS Andrea Corony. Jakby nieco chyba nie pasuje do całości, co nie znaczy, że nie stanowi kunsztownego zwieńczenia albumu. Oprócz tego mamy jeszcze umieszczony w ‘środku stawki’ cover... Michaela Jacksona zatytułowany ‘Beat It’! Zabieg ciekawy, bo kawałek przerobiony niemal nie do poznania. W sumie raczej ciekawostka, ale chyba warta uwagi słuchacza.
Jeszcze raz podkreślam - RAINTIME to melodyjny power metal w mocnej gothenburgskiej oprawie. Skandynawskie brzmienie plus bardzo dobrze wykorzystane włoskie wyczucie melodii! W przyszłości należy się nadal bacznie przypatrywać tej ekipie, bo wnieśli autentyczny powiew świeżości do nieco chyba skostniałego i wyeksploatowanego gatunku.
Otwierające album cztery pierwsze kompozycje przekonują o tym dobitnie. Mocne, naładowane energią gitary prą do przodu w otoczeniu świetnie dopasowanych klawiszy grających niby coś innego, ale tworzących niezwykły klimat. Jest to niewątpliwie zasługa grającego na tym instrumencie Andrea Corony, który przyszedł do zespołu w 2006 z progresywnego REVOLTONS, gdzie już wcześniej dał się poznać jako utalentowany i pełen inwencji muzyk. Gitarzyści popisują się nie tylko doskonałym wyczuciem ostrego grania w szybkim tempie, ale też znakomitymi solówkami, pełnymi finezji, delikatności, o wyraźnie zaznaczonych melodiach. Prym wiedzie tu Di Bon, który od tej strony dał się poznać już na poprzednim albumie grupy. Sekcja rytmiczna też jest przedniej marki. Dobre wrażenie robi zwłaszcza perkusista Enrico Fabris, którego wszędzie pełno w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nad wszystkim jednak góruje znakomity wokalista Claudio Coassin przechodzący ze zdumiewającą łatwością od blackmetalowych, gardłowych porykiwań w zwrotkach do jasnych i klarownie czystych wokali w refrenach. Połączenie growla i wręcz chwilami popowych zaśpiewów daje niesamowity efekt podkreślany dodatkowo umiejętnie dawkowanymi zmianami tempa i dopasowania odpowiednich melodii.
Wielką zaletą tego albumu jest zróżnicowanie w obrębie samych utworów. Już cztery pierwsze numery to koktajl agresji i doskonałych melodii gwarantujących słuchaczowi, że nie będzie się nudził ani przez chwilę. Potężna pędząca maszyna zwalnia nieco przy zaśpiewanym perfekcyjnie łagodniejszym ‘Finally Me’, trochę rusza do przodu w ‘Tears Of Sorrow’ z wyraźnymi elementami melodic metalu, by znów zmiażdżyć potężnymi, surowymi riffami w zagranym na średnich tempach ‘The Black Well’ - najczystszej wody gothenburgu z melodią prowadzoną w zasadzie przez harsh vocal Coassina. Toż to najlepsze czasy In Flames! Nieco bardziej skomplikowany w swej strukturze jest ‘Another Transition’, który został barwnie okraszony dawką nowoczesnych refrenów. Ogólnie numer drapieżny i szybki, a jednocześnie sprawiający wrażenie jakby piekło walczyło o prymat z niebem. ‘Burning Doll’ jest bałałajkowym wstępem do 'Matrioska'. Ten numer budzi we mnie mieszane uczucia, bowiem słyszę w nim echa pierwszego albumu RRAINTIME pomieszane z progmetalowymi inklinacjami REVOLTONS Andrea Corony. Jakby nieco chyba nie pasuje do całości, co nie znaczy, że nie stanowi kunsztownego zwieńczenia albumu. Oprócz tego mamy jeszcze umieszczony w ‘środku stawki’ cover... Michaela Jacksona zatytułowany ‘Beat It’! Zabieg ciekawy, bo kawałek przerobiony niemal nie do poznania. W sumie raczej ciekawostka, ale chyba warta uwagi słuchacza.
Jeszcze raz podkreślam - RAINTIME to melodyjny power metal w mocnej gothenburgskiej oprawie. Skandynawskie brzmienie plus bardzo dobrze wykorzystane włoskie wyczucie melodii! W przyszłości należy się nadal bacznie przypatrywać tej ekipie, bo wnieśli autentyczny powiew świeżości do nieco chyba skostniałego i wyeksploatowanego gatunku.
Ocena: 8,5/10
29.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"