25.06.2018, 09:50:08
Reaper - Beyond All Time (1990)
Tracklista:
1. You Can't Stop Me 03:10
2. Eyes of a Living 05:06
3. Windheim 06:26
4. Call of Destiny 03:37
5. Prelude No. 1 01:07
6. Rising From the Sea 05:47
7. Set Me Free 04:31
8. Child of Mistery 05:23
9. Nighthouse 04:18
Rok wydania: 1990
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Benny Bennecke - śpiew
Daniel Zimmermann - gitara
Andreas Maus - gitara
Matthias Kraft - bas
Peter Fickert - perkusja
Ocena: 8/10
4.09.2010
Tracklista:
1. You Can't Stop Me 03:10
2. Eyes of a Living 05:06
3. Windheim 06:26
4. Call of Destiny 03:37
5. Prelude No. 1 01:07
6. Rising From the Sea 05:47
7. Set Me Free 04:31
8. Child of Mistery 05:23
9. Nighthouse 04:18
Rok wydania: 1990
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Benny Bennecke - śpiew
Daniel Zimmermann - gitara
Andreas Maus - gitara
Matthias Kraft - bas
Peter Fickert - perkusja
REAPER narodził się w Hesji w Kassel w 1986, ale nie zdołał wydać nic w latach 80-tych. Debiut przypadł na rok 1990 i chyba wart jest przypomnienia.
Co prawda wokalista Benny Bennecke to kolejny męski, chrapliwy głos stylizowany na Udo Dirkchneidera, ale muzyka jednak się od prostego kopiowania ACCEPT różni.
Niesamowity otwieracz ma ta płyta. "You Can't Stop Me". Stereofoniczne efekty na początku, wspaniały, prosty heavy metal/hard'n'heavy z melodią zmuszającą do rytmicznego rock'n'rollowego bujania się i żartobliwie wplecionym cytatem z BLACK SABBATH. No i ten feeling gitarowy rodem z MOLLY HATCHET. Żart muzyczny? To solo w stylu AC/DC? Wreszcie Niemcy, którzy się nie spinają i choć grają heavy metal nie machają stalowymi łańcuchami. Niestety potem już machają, tyle że to bardziej już granie wyrosłe z podglądania GRAVE DIGGER i tego heavy power metalowego podejścia niemieckiego, które słychać w "Eyes Of A Living", gdzie ten refren chyba nie miał być parodystyczny, a taki wyszedł. Duet gitarzystów jest biegły w swojej robocie, a solówki Daniela Zimmermanna zasługują na specjalne wyróżnienie.
Ta płyta jest interesująca z powodu niejednorodności inspiracji. Oczywiście "Windheim" to nadal takie odwzorowywanie Kopaczy, ale słychać i inne akcenty oraz próby przełamywania tych najbardziej utartych schematów, także w samej realizacji i aranżacji utworów. W "Windheim" jest dwuplanowa gitara, co się rzadko zdarzało na albumach niemieckich z tego okresu. W "Call Of Destiny" solidna porcja kwadratowego niemieckiego heavy z elementami power, znów to solo pełne polotu i idealnie prosta gra perkusisty. To, że potrafią i chcą wymykać się schematom, pokazuje neoklasyczny gitarowy "Prelude No.1", stanowiący wstęp do balladowego "Rising From The Sea", gdzie elementy epickie w riffach połączone są z łagodnym wokalem i melodią typową dla ACCEPT w balladach. Potem to rozpędzają i łamią prostą balladową konwencję chyba niepotrzebnie, bo w tym, co tam grają dalej są mniej interesujący. Jak brzmią początki melodic power metalu z elementami neoklasycznymi, można posłuchać w "Set Me Free". Są tu nawet wysokie i co ważne bardzo dobre czyste zaśpiewy, są też chórki w tle i dynamiczne, powerowe granie gitarzystów. To taka druga perełka z tego albumu zespołu, który gdyby wystartował wcześniej, to może by stanął w pierwszym szeregu niemieckiej armii klasycznego heavy metalu. Bardziej rycerskiego grania próbują z dobrym skutkiem w "Child of Mistery" z bardzo udanym refrenem, motywami neoklasycznymi w pewnych partiach gitarach i amerykańskim podejściem do tematu w samej melodii. Na koniec tradycyjny heavy metal z wykorzystaniem kilku rodzajów wokalu i różnych ozdobników w "Nighthouse". To także udana kompozycja, tym razem rozgrywana w średnim tempie.
Co prawda wokalista Benny Bennecke to kolejny męski, chrapliwy głos stylizowany na Udo Dirkchneidera, ale muzyka jednak się od prostego kopiowania ACCEPT różni.
Niesamowity otwieracz ma ta płyta. "You Can't Stop Me". Stereofoniczne efekty na początku, wspaniały, prosty heavy metal/hard'n'heavy z melodią zmuszającą do rytmicznego rock'n'rollowego bujania się i żartobliwie wplecionym cytatem z BLACK SABBATH. No i ten feeling gitarowy rodem z MOLLY HATCHET. Żart muzyczny? To solo w stylu AC/DC? Wreszcie Niemcy, którzy się nie spinają i choć grają heavy metal nie machają stalowymi łańcuchami. Niestety potem już machają, tyle że to bardziej już granie wyrosłe z podglądania GRAVE DIGGER i tego heavy power metalowego podejścia niemieckiego, które słychać w "Eyes Of A Living", gdzie ten refren chyba nie miał być parodystyczny, a taki wyszedł. Duet gitarzystów jest biegły w swojej robocie, a solówki Daniela Zimmermanna zasługują na specjalne wyróżnienie.
Ta płyta jest interesująca z powodu niejednorodności inspiracji. Oczywiście "Windheim" to nadal takie odwzorowywanie Kopaczy, ale słychać i inne akcenty oraz próby przełamywania tych najbardziej utartych schematów, także w samej realizacji i aranżacji utworów. W "Windheim" jest dwuplanowa gitara, co się rzadko zdarzało na albumach niemieckich z tego okresu. W "Call Of Destiny" solidna porcja kwadratowego niemieckiego heavy z elementami power, znów to solo pełne polotu i idealnie prosta gra perkusisty. To, że potrafią i chcą wymykać się schematom, pokazuje neoklasyczny gitarowy "Prelude No.1", stanowiący wstęp do balladowego "Rising From The Sea", gdzie elementy epickie w riffach połączone są z łagodnym wokalem i melodią typową dla ACCEPT w balladach. Potem to rozpędzają i łamią prostą balladową konwencję chyba niepotrzebnie, bo w tym, co tam grają dalej są mniej interesujący. Jak brzmią początki melodic power metalu z elementami neoklasycznymi, można posłuchać w "Set Me Free". Są tu nawet wysokie i co ważne bardzo dobre czyste zaśpiewy, są też chórki w tle i dynamiczne, powerowe granie gitarzystów. To taka druga perełka z tego albumu zespołu, który gdyby wystartował wcześniej, to może by stanął w pierwszym szeregu niemieckiej armii klasycznego heavy metalu. Bardziej rycerskiego grania próbują z dobrym skutkiem w "Child of Mistery" z bardzo udanym refrenem, motywami neoklasycznymi w pewnych partiach gitarach i amerykańskim podejściem do tematu w samej melodii. Na koniec tradycyjny heavy metal z wykorzystaniem kilku rodzajów wokalu i różnych ozdobników w "Nighthouse". To także udana kompozycja, tym razem rozgrywana w średnim tempie.
REAPER, choć czerpał z różnych źródeł muzycznych, na tym albumie potrafił to wszystko zgrabnie połączyć w poszczególnych utworach. Jest to niby granie typowe dla niemieckiego heavy metalu, ale ten element nieprzewidywalności czyni go atrakcyjnym. W sferze samej produkcji to niemiecki standard, z głośną, ale bez przesady, perkusją, mocnym, punktującym basem i dobrze ustawionymi nieprzesterowanymi zanadto gitarami. Sprawny, zgrany zespół, który wiedział, jak utrzymywać uwagę słuchacza niemal przez cały czas.
Późniejsze losy tej ekipy nie odbiegały od losów setek innych grup niemieckich w latach 90-tych. Coś tam nagrywali, przebić się było trudno, ale jest to zespół, który istnieje do dziś i gra dla swojej lokalnej grupy fanów, stanowiąc o kolorycie niemieckiej sceny podziemnej.
W roku 2009 grupa przypomniała o sobie kolejnym albumem z tradycyjnym heavy metalem "Gardens of Seth".
Reaper Is Back!
Późniejsze losy tej ekipy nie odbiegały od losów setek innych grup niemieckich w latach 90-tych. Coś tam nagrywali, przebić się było trudno, ale jest to zespół, który istnieje do dziś i gra dla swojej lokalnej grupy fanów, stanowiąc o kolorycie niemieckiej sceny podziemnej.
W roku 2009 grupa przypomniała o sobie kolejnym albumem z tradycyjnym heavy metalem "Gardens of Seth".
Reaper Is Back!
Ocena: 8/10
4.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"