Running Wild
#1
Running Wild - Gates to Purgatory (1984)

[Obrazek: R-1020666-1184868667.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Victim of States Power 03:39
2. Black Demon 04:29
3. Preacher 04:26
4. Soldiers of Hell 03:30
5. Diabolic Force 05:04
6. Adrian S.O.S. 02:54
7. Genghis Khan 04:13
8. Prisoner of Our Time 05:26
bonusy do wydania CD:
9. Walpurgis Night 4:41
10. Satan 4:08

Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf "Rock 'n' Rolf" Kasparek- śpiew, gitara
Gerald "Preacher" Warnecke - gitara, śpiew
Stephan Boriss - bas
Wolfgang "Hasche" Hagemann - perkusja


Ten jeden z najbardziej popularnych i znaczących zespołów niemieckich sięga swoimi początkami roku 1976, gdy nastoletni jeszcze Kasparek założył amatorski zespół GRANITE HEART.
Jak większość niemieckiej rockowej młodzieży, zafascynowany był dokonaniami sceny brytyjskiej i nowa nazwa RUNNING WILD, pod którą zespół zasłynął, pochodzi od tytułu jednej z kompozycji JUDAS PRIEST. Zanim jednak zespół zdołał coś nagrać, upłynęło wiele lat i zaszło wiele zmian w składzie.
W początkach lat 80-tych Kasparek znalazł się pod bardzo silnym wpływem "black metalu" spod znaku VENOM, czyli heavy metalu nowej fali, wyrażającego fascynację satanizmem i okultyzmem. Ten wpływ wyraził się zarówno w symbolice satanistycznej, jak i w tekstach i pierwszy maxi singiel "Victim of States Power", zawierający oprócz kompozycji tytułowej także "Walpurgis Night" i "Satan", to klasyczne wyrażenie niemieckiego podejścia do muzyki VENOM z tego okresu, połączonej z surowością prostych riffów grup brytyjskich NWOBHM z okręgu Newcastle. W przeciwieństwie do zespołów pokroju PAGAN ALTAR czy WITCHFINDER GENERAL, grupa z Hamburga zupełnie nie odnosiła się do muzycznej spuścizny BLACK SABBATH i przedstawiła kompozycje dosyć szybkie, choć nie speed metalowe, grane w równomiernym tempie i z prostymi, jasno wyrażonymi melodiami bez uciekania się do efektów specjalnych, budowania mrocznej atmosfery i wplatania muzycznych tajemnic.
Ten maxi singiel otworzył drogę do wydania debiutu "Gates to Purgatory", gdzie znalazły się kompozycje o bardzo zbliżonym charakterze, choć nie tylko. W końcu grudnia 1984 kilka wytwórni, w tym Noise Records i Combat Records wydały ten znaczący dla heavy metalu niemieckiego album.

Trzeba od razu powiedzieć, że RUNNING WILD nie wyrażał ideologii satanistycznej czy black metalowej. Przybierając angielskie pseudonimy, śpiewając po angielsku i korzystając z muzycznych doświadczeń angielskiej sceny NWOBHM, RUNNING WILD był takim samym zespołem jak STORMWITCH, GRAVE DIGGER i dziesiątki innych, które próbowały swoją muzyką podbić Europę na fali popularności heavy metalu. Kasparek ani tu nie skrzeczy, ani nie wykrzykuje satanistycznych sloganów przerażającym głosem. Jest to rytmiczny, bardzo melodyjny heavy metal z tą charakterystyczną kawalkadą riffów i specyficznych solówek gitarowych, jakie potem stały się najbardziej rozpoznawalnym elementem muzyki tego zespołu.
Podstawą sukcesu RUNNING WILD z pewnością są tu kompozycje, a głównie ich linie melodyczne, proste, atrakcyjne i łatwo wpadające w ucho. To jest po prostu bardzo zgrabny heavy metal jak w "Black Demon", "Soldiers of Hell", "Genghis Khan" czy ponownie zaprezentowanym "Victim of States Power". Proste, zrozumiałe granie bez nudnych ballad, bez rock'n'rolli i piosenek radiowych wykonanych na metalową nutę na potrzeby list przebojów. Granie bardzo jednorodne, w ramach prostej, ale skutecznej recepty, która tylko nieco zawiodła w przypadku "Preacher", utworu jednak odrobinę słabszego od pozostałych. Materiał na ten LP przygotował sam Kasparek i tą jednorodność słychać cały czas, aż do wspaniałego, dynamicznego metalowego hymnu "Black Metalowego" "Prisoner of Our Time" autorstwa Warnecke, niezwykle zgrabnej kompozycji i bogatszej niż pozostałe w formie, wyrażającej credo zespołu w owym czasie.

Ta płyta zawiera muzykę nieskomplikowaną. Żaden z członków zespołu nie może być uważany za wirtuoza. To muzycy średniej klasy w każdym aspekcie, którzy razem stworzyli ekscytujący, nieco surowy album z niczym szczególnym, niewyróżniającym się brzmieniem. Dobra produkcja, czytelna i tyle.
Jest to jednak płyta wciągająca, fascynująca specyficznym tempem i melodiami.
Jest to także początek niezwykłej kariery zespołu tak swoistego, że jego muzyki nikt nie był w stanie podrobić na równorzędnym poziomie ani kiedyś, ani dzisiaj.



Ocena: 9.5/10

21.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Running Wild - Branded and Exiled (1985)

[Obrazek: R-1121585-1193751437.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Branded and Exiled 03:54
2. Gods of Iron 04:00
3. Realm of Shades 04:28
4. Mordor 04:49
5. Fight the Oppression 04:55
6. Evil Spirit 03:19
7. Marching to Die 04:35
8. Chains and Leather 05:45

Rok wydania: 1985
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Majk Moti - gitara
Stephan Boriss - bas
Wolfgang Hagemann- perkusja

Jest to druga płyta RUNNING WILD, wydana w szczytowym okresie rozkwitu niemieckiej sceny tradycyjnego metalu przez Noise Records i poniekąd ugruntowująca pozycję tego zespołu na tej scenie, choć w momencie wydania grupa wcale tak dużą popularnością się nie cieszyła.
W składzie zaszła jedna istotna zmiana i Gerald "Preacher" Warnecke, który poświęcił się działalności pozamuzycznej w Kolonii, został zastąpiony przez Majka Moti.

Moti niewątpliwie należał do najbardziej interesujących gitarzystów współpracujących z Kasparkiem, choć na tym albumie nie dał się jeszcze poznać jako autor kompozycji, które w większości przygotował ponownie sam Kasparek. Zaprezentował się jednak jako bardzo dobry gitarzysta, technicznie bardziej zaawansowany niż Warnecke i tym razem dwie gitary RUNNING WILD brzmią inaczej, zbliżając się do heavy metalowych standardów tamtego okresu. Tym razem powstała płyta mniej surowa, a jednocześnie znacznie już oddalona od "black" metalowej fascynacji satanizmem, jaka stanowiła motyw przewodni debiutu. RUNNING WILD pokazał się bardziej jako grupa magii i miecza, stając w szeregach rycerskiego legionu true heavy metalu, zachował jednak ten niezwykle rozpoznawalny styl riffów i specyficzne średnio szybkie tempo, choć odrobinę wolniejsze niż na "Gates To Purgatory".
Ponownie proste kompozycje zbudowane zostały na bazie znakomitych melodii, potoczystych i wspartych niezwykle nośnymi refrenami. Wątki mitologiczne i fantasy ubrane zostały w odrobinę mroku i dostojeństwa w "Gods of Iron" i "Realm of Shades", który najbardziej przypomina nagrania z debiutu. Zdecydowanie przewyższa je natomiast tolkienowski "Mordor", kompozycja zimna i faktycznie mroczna, grana w niby jednostajnym, ale wręcz hipnotyzującym tempie z bardzo dobrym wokalem Kasparka. Trzeba przyznać, że Kasparek, choć do wokalistów wybitnych nie należy, w dużej mierze poprawił swoje umiejętności w stosunku do debiutu. Więcej śpiewa, mniej stosuje melodeklamacji i jest jakby swobodniejszy. Ogólnie kompozycje z tej płyty są podane w mniej sztywnej formie niż poprzednio i pojawia się pewien skromnie jeszcze zaznaczony rozmach, słyszalny w bojowym "Fight the Oppression". Pojawia się także coś na kształt klasycznej epiki metalowej w dumnie poprowadzonym "Marching to Die" i ta kompozycja zwiastuje ten styl, jaki zespołów będzie prezentować już kilku latach i zakończeniu przygody pirackiej.
Album mimo wszystko jest jednak nieco słabszy od debiutu. Tym razem metalowy hymn "Chains and Leather" nie jest aż tak nośny jak "Prisoners Of Our Time", choć refren również na zawsze zapada w pamięć. Także otwierający "Branded and Exiled", mimo że bardzo dobry, wydaje się mało zdecydowany. Wartość albumu obniża "Evil Spirit", jedyny utwór napisany tu przez Borissa, dobry, ale jednak dosyć zwyczajny jak na niemieckie warunki, heavy metalowy kawałek, odegrany z runningową werwą.

Płyta, w porównaniu z albumami innych zespołów z Niemiec tego okresu, ma bardzo dobre brzmienie, w stosunku do debiutu nieco złagodzone, ale i zróżnicowane, co słychać szczególnie w przypadku nieco odmiennego brzmienia "Mordor".
Lekka zmiana formuły nie wpłynęła na rozpoznawalność muzyki RUNNING WILD, a zespół ewoluował dalej, tym razem w kierunku "pirate metal" na albumie kolejnym.


Ocena: 9/10

21.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Running Wild - Under Jolly Roger (1987)

[Obrazek: R-1068014-1189769383.jpeg.jpg]

Tracklista: wersja CD
1. Under Jolly Roger 04:42
2. Beggar's Night 05:05
3. Diamonds of the Black Chest 03:07
4. War in the Gutter 03:19
5. Raise Your Fist 05:30
6. Land of Ice 04:56
7. Raw Ride 04:39
8. Merciless Game 03:45

Rok wydania: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Majk Moti - gitara
Stephen Boriss - bas
Wolfgang Hagemann - perkusja


Wbrew powszechnie panującym opiniom w roku 1987 RUNNING WILD nie był ani zespołem zanadto sławnym, ani popularnym. Posiadał wierny krąg fanów, głównie lokalnych i zdobytych na zagranicznych koncertach, jednak był to zespół jeden z wielu na niemieckiej metalowej mapie. Co więcej, w tym czasie publiczność kierowała coraz bardziej swoją uwagę na zespoły grające ciężej i ostrzej, takie jak umacniające swoją pozycję bandy heavy/power metalowe czy budzący się pod wodzą KREATOR teutoński thrash.
Tematyka okultystyczno-mityczna w formie proponowanej przez RUNNING WILD traciła na popularności szybko i zapewne gdyby nie niezwykły pomysł na nową muzykę, Kasparek i jego ekipa podzieliłaby los setek grup niemieckich, które po krótkotrwałych sukcesach szybko poszły w zapomnienie. Kasparek nadał nowej płycie wydanej przez Noise Records tytuł "Under Jolly Roger" i ta piracka flaga uratowała z całą pewnością byt zespołu, a w konsekwencji zapewniła sławę, o jakiej Rock'n'Rolf zapewne nawet nie marzył.

Czy Kasparek jest Ojcem pirackiego heavy metalu jednoznacznie orzec trudno, bo być może i wcześniej pewne wątki anglosaskiego morskiego folkloru w metalowej muzyce się gdzieś od czasu do czasu pojawiały. Na pewno jednak nikt wcześniej nie oparł całej niemal płyty na lirycznych i muzycznych fundamentach piratów epoki żagla. Historie mniej lub bardziej prawdziwe, osnute na kanwie przygodowej literatury XIX wieku i melodiach z pewnością podsłuchanych w amerykańskich wyprodukowanych w Technikolorze filmach z lat 60 tych okute zostały w metalowe ramy nadal rozpoznawalnych runningowych riffów. Huk dział, szum morza i okrzyki szykujących się do abordażu morskich rozbójników i przede wszystkim powiew świeżości w tradycyjnym heavy metalu. Jak się okazało, wystarczyło tradycyjne anglosaskie morskie motywy pieśni zagrać szybciej, ostrzej i ubrać w rokendrolowy płaszcz i schemat i już powstała kopalnia hitów, jaką jest ten album.
RUNNING WILD gra szybciej niż poprzednio, gra z większą fantazją, zadziornie, swobodnie i niesamowicie melodyjnie. Tylko surowy w ryku silników "Raw Ride" jest jeszcze produktem epoki poprzedniej, cała reszta to nowa Kapitańska Księga Pokładowa. RUNNING WILD nie gra przy tym żadnego szantowego folk metalu. To heavy metal pełną gębą jak zdecydowanie hymnowo-koncertowy "Raise Your Fist", czy często niedoceniany, a należący do najbardziej energicznych i drapieżnych przy zachowaniu melodyjności "War In The Gutter". Samo otwarcie w postaci "Under Jolly Roger" to chyba najlepsze otwarcie ze wszystkich, jakie zaproponował ten zespół i kompozycja ta stała się kwintesencją nowego stylu, kontynuowanego przez wszystkie kolejne lata. Kasparek umiejętnie żongluje na tym LP nastrojami i sytuacjami prezentując ciepły i lekko tajemniczy "Begggar's Night" z jednej strony a mroczny i raczej chłodny "Land Of Ice"z drugiej. To wszystko otoczone jest prostym i chwytliwym graniem pełnym słońca, kordelasów skarbów i przygody. Nie można lepiej tego wyrazić niż w "Diamonds Of The Black Chest" albo "Merciless Game".

Ta płyta to absolutna klasyka. Od niej rozpoczął się rejs do Port Royal i dalej w nieznane oraz nieustannie rosnący zastęp ślepo oddanych fanów RUNNING WILD na całym niemal świecie. Jednocześnie zespół pozostał sobą w samym sposobie gry, nie zmienił również zbytnio brzmienia.
Klarowne melodie, prostota rozwiązań, autentyczny entuzjazm. Tym oczarował RUNNING WILD na tej płycie, komercyjnej w najlepszym tego słowa znaczeniu i pokazującej jak ogromne znaczenie ma świeży oryginalny pomysł na metal w tradycyjnej formie.


Ocena: 9,8/10

22.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Running Wild - The Brotherhood (2002)

[Obrazek: R-5904667-1405931814-7313.jpeg.jpg]

tracklista:
1. Welcome to Hell 04:34
2. Soulstrippers 04:48
3. The Brotherhood 06:49
4. Crossfire 04:26
5. Siberian Winter (instrumental) 06:27
6. Detonator 03:51
7. Pirate Song 03:17
8. Unation 05:48
9. Dr. Horror 04:53
10. The Ghost 10:23

Rok wydania: 2002
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Peter Pichl - bas
"Angelo Sasso" - perkusja (perkusja programowana)


O RUNNING WILD napisano już chyba całe tomy, a grupa zawsze budziła duże spory i kontrowersje. Miała też zawsze zarówno wierne i oddane bataliony fanów, jak i szwadrony przeciwników. Patrząc chłodnym okiem, należy jednak jasno powiedzieć, że przechodzący niezliczoną ilość zmian składu RUNNING WILD na początku bieżącego stulecia zaczął powoli staczać się po równi pochyłej. Powielanie starych wzorców i patentów, które eksploatowane bez końca na wszystkich kolejnych albumach dawały w końcu efekt zadowalający miłośnikom takiego grania, w pewnym momencie stało się jedynie autoplagiatem, co gorsza nie tego, co w muzyce tego zespołu było najlepsze.

Album 'The Brotherhood' wydany przez GUN Records w lutym 2002, jest tego najbardziej dobitnym przykładem. W pewnej mierze jest to właściwe solowe dzieło Kasparka, bowiem jedynym towarzyszącym mu podczas sesji muzykiem był basista Peter Pichl, a perkusję zaprogramowano pod 'kryptonimem' Angelo Sasso. Partie drugiej gitary także nagrane zostały przez samego Kasparka. Nad efektem końcowym można podyskutować. Z jednej strony otrzymaliśmy kolejny typowy album Running Wild. Średnio szybkie tempa, znane już wcześniej rozwiązania aranżacyjne, melodie i klasyczne teksty. Z drugiej strony jest to chyba produkt nieco przeterminowany i nieświeży, który opakowano pośpiesznie w nowe pudełeczko. Znane i rozpoznawalne melodie można przypisać wielu utworom z poprzednich albumów, przy czym podawane w monotonnym tempie nabijanym przez perkusyjny automat jakoś nie przykuwają za bardzo uwagi. Chwilami słuchając 'Welcome To Hell', 'Unation', 'Crossfire' czy paru innych odnosi się wrażenie, że odtwarzacz wypluwa w kółko ten sam utwór. Słabiutki 'Detonator' nie odpala żadnej bomby. 'The Ghost' katuje nas przez dziesięć minut tym samym motywem, serwując dodatkowo jakieś pseudoorientalne ozdobniki. Atak dwóch gitar w 'Soulstrippers' jest anemiczny - brak Hermanna, który na poprzednim LP wnosił sporo ożywienia, jest tu bardzo widoczny. Zresztą ogólnie gitary brzmią na 'The Brotherhood' niezbyt ciekawie, a ich brzmieniu brak barwy i mocy, do których zespół przyzwyczaił nas wcześniej. 'Dr. Horror' to numer wyróżniający się z ogólnej rzemieślniczej szarzyzny, niemniej na składankę 'Best Of Running Wild' z pewnością by nie trafił. Jak na ironię instrumentalny 'Siberian Winter' ma fajną melodię i z wokalem brzmiałby zapewne jeszcze lepiej i ciekawiej, a tak to w sumie tylko pomysł niezrealizowany do końca.

Skoro o wokalach mowa... Kasparek nigdy wielkim wokalistą nie był i chyba nigdy do tego miana nie pretendował, jednak tym razem wypadł nawet poniżej swoich możliwości, tak jakby zabrakło mu wiary i energii. Na okrasę mamy 'Pirate Song' - tradycyjny piracki bojowy numer wysokiej klasy, ale to tylko nostalgiczna wycieczka fregatą 'Under Jolly Roger' do 'Port Royal'. Niestety...

Patrząc surowym okiem, to album poniżej możliwości i oczekiwań.



Ocena: 6,5/10

12.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
 Running Wild - Shadowmaker (2012)

[Obrazek: R-4766761-1383223972-4995.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Piece of the Action 04:25
2. Riding on the Tide 04:18
3. I Am Who I Am 04:51
4. Black Shadow 05:13
5. Locomotive 04:35
6. Me & the Boys 05:00
7. Shadowmaker 04:25
8. Sailing Fire 04:14
9. Into the Black 04:57
10. Dracula 07:29

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Peter Jordan - gitara


17 kwietnia 2009 Rock'n'Rolf ogłosił zakończenie działalności RUNNING WILD, jednej z największych legend niemieckiego (a nawet światowego) heavy metalu. Fakt ten zasmucił zapewne miliony, ale i zapewne większość wierzyła, że Kasparek wróci za jakiś czas z piracko- napoleońskiej emerytury. Wrócił 20 kwietnia 2012 nowym albumem wydanym przez Steamhammer.Wiek XXI do najlepszego okresu tego zespołu zaliczyć trudno, a sam skład i płyty o klasę niższe niż w dwóch poprzedzających dekadach.

Od wydania ostatniej płyty "Rogues en Vogue" minęło siedem lat, skoro jednak powrócił RUNNING WILD, to należy od najnowszej oczekiwać klasycznego runningowego metalu. Pod tym względem zawodu nie ma, ale zastanawia opener "Piece of the Action" gdzie pod przykrywką kasparkowych riffów czai się coś w rodzaju AC/DC i chwytliwy, ale zdecydowanie radiowy refren.
Niby piracki "Riding on the Tide" jest słaby, nawet niezdecydowany w bladym refrenie. Skąd tyle rockowego podejścia do tematu? Ponadto Kasparek chyba bardzo polubił THIN LIZZY bo w tym numerze nawiązania do twórczości grupy Lynotta są mocno słyszalne. "I Am Who I Am" jest przynajmniej dynamiczny i ten heavy metal, jaki to się pojawia w dalszej części to solidny kasparkowy mix jego podstawowych riffów. Jednak już epicki w zamyśle "Black Shadow" cierpi na uwiąd starczy....a trywialna "Locomotive" jest ciągnięta najwyżej przez koniki pole. No gdzie tu jest ekspresja i melodyjna drapieżność Rock'n'Rolfa? Dna to wszystko sięga w "Me & the Boys". Zaginiony hit TOXIC TASTE? Na pewno. Co za wstyd...
Stylistycznie odrębność RUNNING WILD rozmywa się w takich utworach jak "Shadowmaker" i "Into the Black" w średnim tempie runningowym i dosyć masywnych, ale mogących przynależeć do całej masy grup heavy i heavy power metalowych, które coś tam w jakimś ze swoich utworów z metalowej filozofii RUNNING WILD pożyczyły.
Trochę się broni końcówka albumu i "Sailing Fire" jako lżejsza wersja pirackich energicznych songów RUNNING WILD jeszcze ujdzie. "Dracula" jako taki mroczniejszy numer z dreszczykiem miejscami nawet słucha się dobrze, ale tu jak na prawie osiem minut to dzieje się zdecydowanie za mało.

"Shadowmaker" wyraźnie zdradza cechy dzieła, które powstało w domowym zaciszu z gatunku "zrób to sam" ... no powiedzmy wspólnie z Jordanem, który tu gra dobrze. Chyba tylko z nim, bo nie bardzo wiadomo, kto tu zagrał na basie. Pewnie sam Kasparek, któremu ten instrument jest nieobcy przecież. Perkusja? Jak się dobrze przysłuchać to wygląda na to, że z pudła w garażu wyciągnięty został Angelo Sasso. Takie trudne do pojęcia jest to, że przecież chyba perkusistów, którzy zagraliby na płycie RUNNING WILD, nawet jako goście, z pewnością nie brakuje. Ubogi skład, uboga okładka. Taka zupełnie poza stylem graficznym wszystkich poprzednich, może niebędących szczytem sztuki, ale rozpoznawalnych. Tu obrazek jak z digital download demka ekipy z Domu Kultury. Ubogie motywy muzyczne. Jeśli coś z przeszłości wykorzystał Kasparek, to wszystko jest z dolnej półki i zakurzonej szuflady z odrzuconymi pomysłami. Ubogie brzmienie, fakt, lepsze niż jeśli porównać je z "Rogues en Vogue". Najsłabszy LP RUNNING WILD swoją formą i treścią podważający sens powrotu Kasparka pod tą flagą na metalową scenę.

"Rogues en Vogue" był albumem mocno krytykowanym. Jak mocno krytykowany będzie "Shadowmaker" ?



Ocena: 4,9/10

20.04.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Running Wild - Port Royal (1988)

[Obrazek: R-5078637-1383913322-1570.jpeg.jpg]

Tracklista: wersja CD
1. Intro 00:50
2. Port Royal 04:12
3. Raging Fire 03:28
4. Into the Arena 03:59
5. Uaschitschun 04:53
6. Final Gates 03:00
7. Conquistadores 04:50
8. Blown to Kingdom Come 03:19
9.Warchild 03:01
10.Mutiny 04:28
11.Calico Jack 08:15

Rok wydania: 1988
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Majk Moti - gitara
Jens Becker - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja


Po nagraniu "Under Jolly Roger" w składzie RUNNING WILD pojawiła się nowa sekcja rytmiczna Becker/Schwarzmann, przy czym żaden z nich nie był jeszcze wówczas tak sławny, jak w następnej dekadzie... Album zarejestrowany został w Sky Trak Studios w Berlinie, wydany w końcu września 1988 przez Noise Records i tym razem po raz pierwszy Kasparek ustąpił nieco miejsca jako kompozytor innym członkom grupy.

Temu posunięciu zawdzięczamy przepiękny instrumentalny Final Gates Beckera, chyba jedną z najprzyjemniejszych w odbiorze kompozycji tego rodzaju na albumach z niemieckim heavy metalem XX wieku oraz dwa samodzielnie napisanego przez Moti wspaniałe numery Into The Arena i Blown to Kingdom Come, rycerskie, podniosłe i w znacznym stopniu odbiegające od typowego stylu RUNNING WILD. Refren  z Blown to Kingdom Come to absolutna klasyka, a warto też nadmienić, że w tych kompozycjach można odnaleźć śladowe elementy neoclassical metalu. Solą albumu jest jednak pirate metal Kasparka. Jeśli tytułowy Port Royal jest po prostu bardzo dobrym kawałkiem klasycznego RUNNING WILD to inne numery Kasparka w tej stylistyce to metalowe arcydzieła. Serię rozpoczyna utrzymany w średnim tempie Uaschitschun, z niezapomnianym chóralnym refrenem, przedłuża Conquistadores, mistrzowski w gitarach, chórkach i  przesycony atmosferą egzotycznej przygody. I te dzwony w finale! No i wreszcie na koniec klasyczny kolos Calico Jack... Akustyczny wstęp gitarowy, a potem już tylko epika  i niezwykła piracka opowieść w zmiennych tempach. W jakiś sposób ten utwór stał się potem fundamentem dla innych kasparkowych epickich potworów na kolejnych płytach.
Oczywiście nie należy zapominać o innym wybornym pirackim Mutiny, masywnym i zwartym, pulsującym nerwowo gitarami (ach, ten refren!) oraz o Warchild, gdzie odgłosy wojny należą jak najbardziej do współczesnych czasów. Ta speedowa kompozycja stylistycznie różni się od pirackiej części "Port Royal". Jedynie Raging Fire, mimo pozornej chwytliwej przebojowości jawi się na tym LP jako utwór jednak nieco słabszy.

Zdecydowanie należy wyróżnić sola obu gitarzystów, zagrane w przez obu w odmiennej manierze oraz urozmaiconą, finezyjną grę nowej sekcji rytmicznej. W swoim czasie GRAVE DIGGER, ACCEPT, U.D.O oraz X-WILD i nie tylko, będą miały z nich pożytek. Bardzo dobre wokalne Kasparka, wyśmienicie zrobione chórki, a ogólna oprawa dźwiękowa jak należy, choć istnieją bonusowe oficjalne remixy z lat późniejszych o jeszcze większej sile rażenia.
Kolejny absolutnie klasyczny album RUNNING WILD, bijący rekordy popularności i definitywnie ugruntowujący sławę i pozycję Niemców na światowej metalowej scenie.


ocena: 9,5/10

new 21.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Running Wild - Resilient (2013)

[Obrazek: R-4988722-1381484806-4976.jpeg.jpg]

Tracklista: (Digipack CD)
1. Soldiers of Fortune 04:26
2. Resilient 04:42
3. Adventure Highway 04:17
4. The Drift 04:46
5. Desert Rose 05:18
6. Fireheart 04:40
7. Run Riot 04:33
8. Down to the Wire 04:03
9. Crystal Gold 04:27
10. Bloody Island 09:56
11.Payola & Shenanigans 04:47
12.Premonition 04:15

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara, gitara basowa
Peter Jordan - gitara



Kasparek chyba nie bardzo przejął się tsunami krytyki, z jaką spotkał się jego powrót w ramach RUNNING WILD i wydania raczej koszmarnego "Shadowmaker" i już 4 października 2013 Steamhammer wydał kolejne wyprodukowane chałupniczym sposobem dzieło Rock'n Rolfa.

Znowu Kasparek gra prawie na wszystkim w towarzystwie Jordana, znowu perkusja jest programowana... Zastanawia fakt, że żaden perkusista nie chce grać w RUNNING WILD w studio. A może to Kasparek tego nie chce? Steamhammer to poważna wytwórnia fonograficzna, znana raczej z emisji dobrych technicznie albumów. Tymczasem pod względem produkcyjnym jest to kolejny koszmarek, może nawet jeszcze większy koszmarek niż "Shadowmaker". Jakość tego wszystkiego jest poniżej wszelkiej krytyki. Perkusja to wiadomo, tworzywo sztuczne i elektryka (bo nawet nie elektronika), gitary plastik, bas nieczytelny, a wokal gdzieś tam wtopiony w ogólny rzęch gitar. Kasparek śpiewa fatalnie, choć stara się zapewne jak może, ale już po prostu zupełnie brakuje mu pary. Do tego fatalne kiksy wokalne jak w The Drift i nie tylko tam...
Same kompozycje są po prostu ogranymi riffami Kasparka, głównie w rytmach pirackich, maksymalnie uproszczone z solówkami doprawdy chwilami zawstydzającymi dla Rock'n Rolfa.
Oczywiście magia kasparkowych riffów na fana zawsze działa i da się słuchać rytmicznych, utrzymanych w klasycznym stylu kompozycji takich jak Soldiers of Fortune, The Drift czy Fireheart.
Nie jest dobrze, gdy wśród tych kompozycji wyróżnia się w jakiś sposób Run Riot, który zapewne przed rokiem 2000 byłby odrzucony na każdej płycie RUNNING WILD. Tu słucha się tego nawet przyjemnie, oczywiście pomijając tę część, gdy wyraźniej słychać śpiew Kasparka. Adventure Highway przypomina Adventure Galley, ale to nie ta klasa, mimo ze ten riff brzmi świeżo.
Gdy zwalnia w Resilient, śpiewa trochę lepiej, ale mamy tu fatalny po prostu refren. Próba zagrania nieco innego melodic heavy w Desert Rose jest kompletnie nieudana, bo to wygląda tak, jakby sierżant żandarmerii kręcił baletowe piruety w pełnym rynsztunku bojowym, a Down to the Wire jest potwornie toporny. Wstrętny sound gitar słychać szczególnie w Crystal Gold, numerze chyba najgorszym na całej płycie, z refrenem będącym parodią najsłynniejszych refrenów RUNNING WILD. Bloody Island to kolos w zamyśle epicki, rozpoczynający się zbyt długo od cichego "łoołoo" i plumkania na gitarze akustycznej, potem klasyczna seria riffów gdzieś stanowiących próbę nawiązania do Treasure Island lub czegoś innego zrobionego w tym stylu. Może być, ale tu się dzieje za mało jak na prawie 10 minut. Może natomiast jest tu jedyne sola nawiązujące do tych klasycznych porywających solówek Kasparka, ale jakieś takie to takie sztywne, drewniane, bez realnej pasji.
Bonusowymi numerami z digipacka są Payola & Shenanigans i Premonition. Pierwszy to taki trochę hard'n'heavy ubrany w runningowe szatki, po kilku piwach strawny, natomiast drugi to zupełnie nieudany jakiś tam heavy metal. 

Tak. Kto ma do RUNNING WILD stosunek bardziej obiektywny, zarzuci kilkoma przekleństwami i zapomni.
Ja szczególnie zadowolony nie jestem, ale jako zatwardziały fan niszczyć doszczętnie nie będę.


ocena: 5,4/10

new 30.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Running Wild - Death or Glory (1989)

[Obrazek: R-741015-1420375851-7286.jpeg.jpg]

Tracklista: wersja CD
1. Riding the Storm 06:30
2. Renegade 04:29
3. Evilution 04:43
4. Running Blood 04:30
5. Highland Glory (The Eternal Fight) 04:52
6. Marooned 05:13
7. Bad to the Bone 04:46
8. Tortuga Bay 03:17
9.Death or Glory 04:00
10.Battle of Waterloo 07:46
11.March On 04:12

Rok wydania: 1989
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Majk Moti - gitara
Jens Becker - gitara basowa
Iain Finlay - perkusja


Już w następnym roku po wydaniu "Port Royal" RUNNING WILD zaprezentował nowy LP i nowego perkusistę, mało znanego I.A.J. Finlay'a. Finlay okazał się nie tylko dobrym perkusistą, ale i zdolnym kompozytorem i znaczna część utworów na "Death Or Glory" została przygotowana z jego udziałem.

Tak, "Death Or Glory" to album kultowy i legendarny, a jednocześnie ostatni klasyczny "piracki" album Kasparka i jego zespołu. Liczba jego wydań w XX i XXI wieku, oficjalnych i nieoficjalnych jest imponująca. Nie może to dziwić, RUNNING WILD w pełni nawiązuje do tego co najlepsze od czasów "Under Jolly Roger"  dwa przepotężne killery na początku płyty, czyli Riding the Storm i Renegade elektryzują i dewastują absolutnie i kompletnie. Chóralny refren z Riding The Storm to klasyk klasyków pirackiego heavy metalu i warto przy tej okazji wspomnieć, że dodatkowe chórki i wokale poboczne wykonał słynny czeski wokalista metalowy Ladislav Křížek, czyli Ian Kreyson z legendarnych czechosłowackich jeszcze grup CITRON i KREYSON. Na tym tle bardzo dobry przecież Evilution błyszczy trochę słabiej, ale już dumny Running Blood jest po prostu wspaniały, a samo zakończenie, gdy Kasparek śpiewa tak monumentalnie, po prostu niezapomniane. Klimat tej kompozycji jest specyficzny i epicki smutek, jaki się tu pojawia stanie się potem inspiracją dla podobnych utworów w przyszłości, głównie z Epoki Morgana.
W centralnej części albumu RUNNING WILD umieścił instrumentalne wysmakowane cacuszko autorstwa Beckera i Finlay'a Highland Glory i ta kompozycja jest przepięknym niemetalowym odejściem od muzyki typowej dla RUNINNG WILD.
Solą jest tu jednak piracki heavy metal grany szybko i z niebywałą pewnością siebie przez obu gitarzystów. Kolejno idą zabójcze Marooned (kilka riffów pod IRON MAIDEN tu słychać), Bad to the Bone i Tortuga Bay, mocno stylizowany na numery z "Under Jolly Roger". No, a potem skomponowany przez Moti I Finlay'a kapitalny "myśliwski" Death or Glory zrobiony w stylu Into The Arena z poprzedniej płyty i odegrany brawurowo oraz zaśpiewany na dwa głosy przez Kasparka i Kreysona. Wersja CD zawiera także drugi numer Moti March On, który jest bardzo dobry, rozpoznawalny jako kawałek Majka, ale nie ma tej siły rażenia, co inne jego kompozycje.
Zabójcze riffy, mordercze melodyjne refreny!
No i wreszcie Battle of Waterloo, rozpoczynający się od dud szkockich regimentów. O tym utworze można napisać tylko jedno. Czym dla metalu USA jest Battle Hymns MANOWAR, tym dla niemieckiego Battle of Waterloo.
Co tu więcej pisać...

The battle of Waterloo
a sea of blood that stains the field
The battle of Waterloo
lead and steel the bloody goods
The battle of Waterloo
they fight and die, fall one by one
The battle of Waterloo
a tribute to the bloody death

Kasparek śpiewa jak na swoje możliwości głosowe znakomicie, a to jak gra w duetach z Moti to mistrzostwo świata. Sola Moti pierwsza klasa! Finlay jest perkusistą dobrym, jednak silniejszy i twardszy Stefan Schwarzmann, który w 1988 przeszedł do oddziału Kaprala Udo (U.D.O.), wydawał się odpowiedniejszy do stylu ekipy RW. Zresztą już w 1989 Finlay opuścił Hamburg i ekipę Kasparka, a Schwarzmann do grupy jeszcze wróci i zagra w 1992 na "Pile of Skulls".
Brzmieniowo ta płyta jest nieco cięższa niż "Port Royal", mniej jest tego jasnego słońca w gitarach, aczkolwiek to nie jest jeszcze ten "ciężki" sound RUNNING WILD z lat 90tych. Jest to pierwszy z trzech albumów zespołu, gdzie głównym inżynierem dźwięku był słynny Czech Jan Němec Bocek.
RUNNING WILD u szczytu potęgi sławy!


ocena: 9,8/10

new 23.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Running Wild - Blazon Stone (1991)

[Obrazek: R-1122529-1193829280.jpeg.jpg]

Tracklista: wersja CD
1. Blazon Stone 06:30
2. Lonewolf 04:49
3. Slavery 05:15
4. Fire & Ice 04:09
5. Little Big Horn 05:00
6. Over the Rainbow 01:55
7. White Masque 04:17
8. Rolling Wheels 05:33
9. Bloody Red Rose 05:06
10.Straight to Hell 03:50
11.Heads or Tails 04:58
12.Billy the Kid 04:47
13.Genocide (The Killing of the Buffalo) (Thin Lizzy cover) 04:47

Rok wydania: 1991
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Axel Morgan - gitara
Jens Becker - gitara basowa
AC ( Rüdiger Dreffein)- perkusja


"Zwycięski skład" RUNNING WILD z LP "Death Or Glory" nie utrzymał się długo. Finlay odszedł jeszcze w 1989, a Moti w 1990. Zamiast nich Kasparek pozyskał gitarzystę Axela Morgana (Axel Kohlmorgen) oraz perkusistę występującego pod pseudonimem AC. Tak naprawdę AC nazywa się Rüdiger Dreffein i był  w tym czasie kierowcą zespołu.
Nowy skład przygotował album "Blazon Stone", który został wydany przez Noise Records w kwietniu 1991.

Album ten stanowi odwrót od w miarę ścisłego trzymania  się motywów pirackich i znalazły się na nim kompozycje inspirowane po części historią i literaturą, w bardziej klasycznym heavy metalowym stylu. Rzecz jasna na fundamencie klasycznych "kasparkowych riffów".
Dwa znakomite, epickii Blazon Stone oraz rozbujany heavy Lonewolf to potężne rozpoczęcie i słychać, że z Morganem RUNNING WILD gra ciężej, a kompozycje są masywne, w mocy zbliżające się do heavy/power metalu. Duet Kasparek/Morgan gra także nieco inaczej niż poprzednie duety Kasparka - więcej jest gry unisono oraz gitara rytmiczna Morgana w czasie solówek Rock'n'Rolfa gra prostsze, ale nieraz ciężkie motywy. Utwory są bogato okraszone chórkami, w których można usłyszeć jak poprzednio Ladislava Křížeka (CITRON, KREYSON) oraz Kalle Bösela. Przepotężne chórki w Little Big Horn oraz Heads or Tails wykonało ponadto jeszcze siedmiu niemieckich speców od backing vocali.
Nuty gotyckie słychać we wstępie do bardzo dobrego surowego Slavery, natomiast Fire & Ice to kompozycja AC, także bardzo udana, a zdradzająca pewne rockowe inklinacje AC w nieco odmiennym sposobie rozwiązania refrenu. Sola albumu są trzy heavy metalowe potwory Kasparka. Pierwszy z nich to Little Big Horn opowiadający o klęsce generała Castera w bitwie z Indianami, ze słynną partią trąbki sygnałowej na końcu. Drugi to dynamiczny White Masque, a trzeci rzecz jasna to Bloody Red Rose z niesamowicie nośnym refrenem no i dudami na początku. To klasyki, nieśmiertelne klasyki RUNNING WILD. Z całą pewnością niemal równie porażający jest Heads or Tails, z kapitalnymi chórami złożonymi z ponad dziesięciu gardeł.
Tylko na wersji CD znalazł się Billy the Kid, trochę niezdecydowany w układzie temp oraz superklasyk THIN LIZZY Genocide (The Killing of the Buffalo), odegrany z ogromną  energią i trudno sobie wyobrazić bardziej pasujący do stylu RUNNING WILD numer ekipy Lynotta. Och, ten słynny krążący motyw gitarowy!
Becker zapisał się na tym LP trzema kompozycjami. Urocza jest instrumentalna miniatura Over the Rainbow, a Straight to Hell nawiązuje do najlepszych kompozycji grupy z połowy lat 80tych, ale już surowy Rolling Wheels jest tylko dobry i nieco monotonny.

Morgan okazał się gitarzystą bardzo solidnym, ale nie taką indywidualnością jako Majk Moti, natomiast AC zagrał kapitalnie. Wybitny perkusista, który został dostrzeżony przez zespół- ikonę pop kultury LACRIMOSA.  Gdy opuścił RUNNING WILD w 1992 roku, już dwa lata później rozpoczął swoją przygodę z LACRIMOSA, która trwała ponad dziesięć lat. Mocny sound albumu stworzył po raz kolejny Jan Němec Bocek. Wyraziste i zdecydowanie gitarowe brzmienie, gdzie w stosunku do poprzednich płyt Kasparek został nieco bardziej cofnięty z planu pierwszego.

Kolejny klasyczny album RUNNING WILD, który doczekał się licznych reedycji, w tym także rozszerzonych. W tym składzie grupa przygotowała jeszcze specjalny album z nowymi wersjami utworów z trzech pierwszych płyt, po czym odeszła sekcja rytmiczna i Kasparek musiał budować skład na nowo.


ocena: 9,2/10

new 14.02.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Running Wild - Pile of Skulls (1992)

[Obrazek: R-1615373-1259796595.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Chamber of Lies 02:21
2. Whirlwind 04:52
3. Sinister Eyes 05:06
4. Black Wings of Death 05:17
5. Fistful of Dynamite 04:06
6. Roaring Thunder 05:56
7. Pile of Skulls 04:39
8. Lead or Gold 05:07
9. White Buffalo 05:17
10.Jennings' Revenge 04:18
11.Treasure Island 11:14

Rok wydania: 1992
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Axel Morgan - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja


W trudnych dla metalu, latach 90 tych, gdy wiele zespołów zniknęło ze sceny, a wiele innych egzystowało na obrzeżach zainteresowania słuchaczy elektrycznej muzyki, RUNNING WILD miał się bardzo dobrze i cieszył niesłabnącą popularnością. Już w następnym roku po "Blazon Stone" pojawiła się kolejna płyta - "Pile Of Skulls", Nagrana została ona w mocno zmienionym składzie, bo z nową sekcją rytmiczną, do której weszli Thomas "Bodo" Smuszynski  oraz Stefan Schwarzmann, obaj poprzednio w U.D.O. Dirkschneidera. Dla Stefana Schwarzmanna był to oczywiście come back po trzyletniej nieobecności.

Mocna sekcja rytmiczna, mocne gitary poniekąd pod dyktando Axela Morgana. Mocne kompozycje rozpoczynające płytę, masywne i zwarte Whirlwind i Sinister Eyes. Bardzo dobre, ale jednak takie trochę jak na RUNNING WILD powszednie...
Ekipa Kasparka rozkręca się jednak już we wspaniałym heroicznym Black Wings of Death i wyraźnie słychać, że ten zespół nie musi grać zbyt szybko, by totalnie niszczyć.  A gdy przyspiesza, to zdumiewa w swoim nieśmiertelnym mega klasyku Fistful of Dynamite. Co za niesamowita melodia! Przypomina się nokaut przy War In the Gutter!Rytmiczny, wyważony i oparty na długich wybrzmiewaniach gitar wspartych mocnym basem Roaring Thunder z elementami pirackiego klimatu w refrenie stanowi pomost do morderczego, prowadzonego przez Axela tytułowego Pile of Skulls. Totalne speed metalowe zniszczenie gitarowe i jedne z najbardziej dynamicznych zagrań pod tym względem RUNIING WILD w pirackim stylu. Miazga! Dokładają  kolejną porcję kapitalnego heavy w metalu w epickim Lead or Gold ze słynnym zaśpiewem a capella Kasparka i trzeba być już bardzo marudnym, by uznać heroiczny i starannie poukładany White Buffalo tylko za bardzo dobry. Natomiast Jennings' Revenge jest trochę mniej niż bardzo dobry i na tej płycie wnosi najmniej doskonałej muzyki.
A na deser fenomenalny kolos i opowieść o skarbach i piratach Treasure Island. Gdyby szukać najbardziej klimatycznych i "filmowych" numerów RUNNING WILD to ten na pewno znalazłby się w czołówce. Ta kompozycja zawiera nadzwyczaj udane sola gitarowe, a powtarzane często te same motywy są tak dobre, że nie nudzą ani przez chwilę.
Świetna forma wokalna Kasparka uwiarygodnia wszystko, co tu grają i prezentują. Moc sekcji rytmicznej niezaprzeczalna i Schwarzmann zdecydowanie na właściwym miejscu.
Za brzmienie ponownie odpowiadał zasadniczo Jan Nemec i jest ono typowe dla RUNNING WILD z tego okresu, choć chyba nieco ostrzejsze i cięższe niż na "Blazon Stone".

Triumfalny pochód ekipy Rock'n'Rolfa rok po roku, płyta po płycie.


ocena: 9,2/10

new 31.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Running Wild - Black Hand Inn (1994)

[Obrazek: R-2475282-1338218209-3708.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Curse 03:15
2. Black Hand Inn 04:32
3. Mr. Deadhead 04:02
4. Soulless 04:57
5. The Privateer 04:21
6. Fight the Fire of Hate 06:38
7. The Phantom of Black Hand Hill 06:25
8. Freewind Rider 05:15
9. Powder & Iron 05:18
10.Dragonmen 05:42
11.Genesis (The Making and the Fall of Man) 15:18
12.Poisoned Blood 03:42

Rok wydania: 1994
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Thilo Hermann - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja


Choć RUNNING WILD w pierwszej połowie lat 90tych odnosił niekończące się sukcesy, a może właśnie dlatego, doszło w grupie do rozłamu. Kasparek  w 1993 podziękował za współpracę Morganowi i Schwarzmannowi, którzy założyli własny zespół grający podobną muzykę, pod wiele mówiącą nazwą X-WILD.
Sam Kasparek nie miał większych problemów z ich zastąpieniem. Do RUNNING WILD dołączyli - znakomity i uznany gitarzysta Thilo Hermann oraz równie wybitna postać niemieckiego metalu perkusista Jörg Michael, który wcześniej, a także później, grał z najlepszymi jak choćby w AXEL RUDI PELL, a tym momencie pożegnał się po krótkim epizodzie 1993-1994 z reaktywowanym GRAVE DIGGER. Ciekawostką jest fakt, że  Hermann i Michael grali kilka lat wcześniej przez niedługi czas razem w słynnym MEKONG DELTA. Trzeba powiedzieć, że ukształtował się fantastyczny skład RW, który będzie rządził niemieckim heavy metalem do końca stulecia.
Już w marcu 1994 Noise Records wydaje album "Black Hand Inn", pierwszy owoc współpracy nowego składu RUNNING WILD.

Efekt przechodzi wszelkie oczekiwania i okazuje się, że Kasparek odpalił potężną bombę, przygotowaną całkowicie samodzielnie, bez pomocy pozostałych członków grupy. Długie, mroczne intro The Curse jest wstępem do heavy metalu zdecydowanie kasparkowego, ale takiego naznaczonego właśnie piętnem mroku, tajemniczości i melodyjnej posępności. Hermann jest gitarzysta znacznie bardziej zaawansowanym technicznie niż Morgan, to słychać, podobnie zresztą słychać co tu robi Michael. Kasparek znalazł się w otoczeniu bardzo wysokiej klasy muzyków, ponad jego poziomem, ale sam dał z siebie wszystko, a może jeszcze więcej jako wokalista i jest to jeden z najlepiej zaśpiewanych przez niego albumów. Do tego fantastycznie wspiera go w backing vocalach Thomas Rettke z HEAVENS GATE, a ten to śpiewać naprawdę potrafi.
Przesuwa się killer za killerem, a potem jeszcze i jeszcze.
Najpierw piracki, tawernowy Black Hand Inn w najbardziej klasycznym stylu, potem przepotężny bardziej classic heavy Mr. Deadhead i pierwszą trójkę zamyka Soulless i tu RW dewastuje w wolniejszym tempie. No i te przejścia i ten niesamowity, niezapomniany refren! Rytmika tej kompozycji podnosi ciśnienie.
The Privateer powala na kolana. Kogo nie powala, ten się po prostu nie zna na metalu. Michael, potem gitarzyści, a potem Kasparek. Co za lekkość w rozwijaniu tego szybkiego piracko-bojowego potwora! Zgranie gitarzystów jest tu godne najwyższego szacunku. To wcale nie są takie proste rzeczy do zagrania, jak się wydaje po melodii głównej, miodnej i niezapomnianej. Potem trochę melodyjnego mroku i fantastycznych długich gitarowych wybrzmiewań w kroczącym Fight the Fire of Hate, a potem przepiękny, dynamiczny i epicko interesujący The Phantom of Black Hand Hill, z mocnym po części krzyczanym pirackim refrenem.
Potem kolejna słynna trójka i włóczą po ziemi w super energicznym Freewind Rider z przebojową, na poły piracką melodią. Za nim ultra killer, rozpędzony bojowy i morski Powder & Iron. Te gitary, te chórki i ten przyspieszający refren. Tak, po prostu miazga! I wreszcie dewastujący, ciężki Dragonmen, gdzie wstępną partię fletu zagrał zmarły w roku 2007 Ralf Nowy, który pogrywała na podobnych instrumentach na płytach RUNNING WILD już wcześniej. Czasem toczą się dyskusje wokół monumentalnego kolosa Genesis (The Making and the Fall of Man). To doskonała kompozycja, ale przychylam się do opinii, że trochę za długa i efekt wysycenia tak dobrze dobrany w Treasure Island tu został przedobrzony. Tak na dobrą sprawę to wszystko powiedzieli w dziesięć minut i to by wystarczyło. Niemniej jest to z pewnością jedna z najbardziej ambitnych kompozycji w dorobku RW. Poisoned Blood jest stosunkowo krótki, typowy bardziej może dla stylu z albumu "Blazon Stone" i traktowany jest numer bonusowy, bo na wydanej w tym samym dniu wersji wytwórni EMI się nie znalazł. Bardzo dobry, choć może nieco słabszy od reszty.

Co za moc wykonania i co za moc soundu! Siła gitar wgniata w ziemię - tak siła, a nie ciężar, choć ten także jest niebagatelny i wzmocnione to jest fantastyczną ostrością, szczególnie gitary Thilo. Perkusja Michaela jest na tym albumie po prostu fenomenalna i co najważniejsze słychać ją w każdym momencie. Tym razem mix mastering i inżynieria dźwięku to działka guru Karla Rudolfa Bauerfeinda, który robił to dla BLIND GUARDIAN, dla HELLOWEEN, dla ANGRA, dla GAMMA RAY, dla SAXON i długo by jeszcze wymieniać. Perła, brylant pod względem produkcji w dyskografii RUNNING WILD.
W zdominowanym przez grunge i death metal roku 1994 RUNNING WILD przynosił słuchaczom klasycznego metalu ogromną radość. Wbrew temu co się czasem teraz mówi, klasyczny metal nigdy nie umarł dla publiczności, bo zawsze żył w ich sercach. A RUNNING WILD dawał nadzieję, że lepsze czasy jeszcze wrócą.


ocena: 9,9/10

new 1.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
Running Wild - Masquerade (1995)

[Obrazek: R-3127951-1326292019.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Contract / The Crypts of Hades 02:20
2. Masquerade 04:20
3. Demonized 04:41
4. Black Soul 05:18
5. Lions of the Sea 05:49
6. Rebel at Heart 05:45
7. Wheel of Doom 04:03
8. Metalhead 04:57
9. Soleil Royal 04:45
10.Men in Black 04:36
11.Underworld 06:15

Rok wydania: 1995
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Thilo Hermann - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja


Jeszcze w uszach i sercach pobrzmiewał "Black Hand Inn" a już w roku następnym ten sam skład RUNNING WILD zaprezentował kolejny album - "Underworld", po części oparty o wątki i motywy związane z Piekłem, choć zaistniała ponownie tematyka historyczno wojenna. Płytę wydała oczywiście ponownie Noise Records.

Jeżeli ktokolwiek, poza stałymi malkontentami miał wątpliwości,czy ten skład jest w stanie powtórzyć muzyczny sukces poprzedniego LP, to po zapoznaniu się z tym co co zaprezentowała ekipa Kasparka, takich wątpliwości się wyzbył.
To przepotężny, masakrujący i dewastujący heavy metal RUNNING WILD, jeszcze potężniejszy i jeszcze bardziej dynamiczny niż to, co zniszczyło wszystkich na albumie poprzednim w 1994.
Ataki Kasparka i Hermanna są nieprawdopodobne i rzucają na kolana nawet grupy death/thrashowe. Tak naprawdę to morderczy heavy/power z kapitalnymi wokalami Rolfa, niesamowitymi ultra drapieżnymi solówkami, godnymi szacunku basowymi pochodami "Bodo" i genialną grą Michaela. Podziały rytmiczne i gitara rytmiczna na tej płycie są zdumiewające!
The Contract / The Crypts of Hades to jedno z najlepszych intro metalowych płyt, gdzie Szatan ma coś do powiedzenia, a moc i wspaniała melodia szybkiego Masquerade jest porażająca. Zmiatają z powierzchni ziemi mocarnym i dynamicznym Black Soul i Wheel of Doom  oraz masywnym Men in Black z kolejnymi super nośnymi refrenami, które przeszły do klasyki metalu. Jest tu próba łączenia nieco lżejszego grania w zwrotkach z dewastującymi refrenami w Demonized, w Rebel at Heart i w Metalhead i te stare pirackie cienie także i w tych kompozycjach się przewijają.
Prawdziwe morskie opowieści to taki nieco łagodniejszy i nieco bardziej nastrojowy Lions of the Sea oraz mega killer i mega hit, słynny Soleil Royal, który przypomina najlepsze szybkie epickie numery RUNNING z przeszłości. Ten refren to także jedno ze szczytowych osiągnięć zespołu w ogóle. Nieprawdopodobny refren!
Album ten zamyka prawdziwy riffowy majstersztyk - ponury i emanujący złem Underworld i ta część instrumentalna z masywnymi kruszącymi atakami gitarzystów to jedna z najlepszych tego rodzaju rzeczy, jakie nagrał RUNNING WILD w ogóle.

Gdy inne zespoły padały i poddawały się jeden po drugim pod naporem grunge i death metalu RUNNING WILD był u szczytu potęgi. Album miał specjalną wersję w drewnianym kuferku z butelką rumu "Captain Morgan", video, książeczką i flagą Running Wild, doczekał się także licznych reedycji, w tym remasterowanej z dwoma bonusami (Iron Head i Bones To Ashes) z 1999.
Rozdzierający na strzępy soundem i genialnymi melodiami najmocniejszy album RUNNING WILD!


ocena: 9,8/10

new 23.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#13
Running Wild - The Rivalry (1998)

[Obrazek: R-1075224-1422560104-4462.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. March of the Final Battle (The End of All Evil) 02:00
2. The Rivalry 05:34
3. Kiss of Death 03:36
4. Firebreather 04:04
5. Return of the Dragon 06:47
6. Resurrection 04:45
7. Ballad of William Kidd 08:43
8. Agents of Black 03:56
9. Fire & Thunder 07:32
10.The Poison 04:39
11.Adventure Galley 04:19
12.Man on the Moon 04:48
13.War & Peace 07:44

Rok wydania: 1998
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Thilo Hermann - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja


Choć sukces "Masquerade" był ogromny, to na kolejny album RUNNING WILD przyszło czekać trzy lata. Tym razem płytę wydała wytwórnia GUN Records z Bochum, znana ze współpracy z takimi potęgami niemieckiej sceny metalowej jak KREATOR, RAGE czy GRAVE DIGGER.

Tym razem ekipa Kasparka odeszła od ponurych spraw Szatana i Piekła i album jest pierwszym z cyklu nazywanego niekiedy napoleońskim, bo jest tu sporo nawiązań historycznych do tego okresu, ze słynnym nawiązaniem do "Wojny i pokoju" Tołstoja w "War & Peace".
"Th4e Rivalry" nie jest tak ciężkim brzmieniowo albumem jak poprzedni i po premierze padały zarzuty, że RUNNING WILD gra tu za lekko. Oczywiście za lekko to pojęcie względne i jest to nadal brzmienie wyraziste i ostre, z którego po prostu zdjęto nieco masywności gitar. Mniejsza masywność wpłynęła na większą czytelność i uwypuklenie kapitalnej współpracy obu gitarzystów. Kunszt ten jest słyszalny w kapitalnym riffowo Adventure Galley, co ciekawe jedynej kompozycji Hermanna na tym LP. Zniszczenie! Podobne zniszczenie to równie szybki niemal speedowy Firebreather i to co tu robią obaj gitarzyści, to jest godne najwyższego szacunku, no a refren to ultra klasyka RUNNING WILD.
Dużo wspaniałego kasparkowego metalu zapowiada zresztą już na początku tytułowy The Rivalry. Moc klasycznych riffów, motywów i melodii RUNNING WILD, heroicznie, patetycznie i pompatycznie! Z tych szybkich, granych na drobnych wartościach do zdecydowanie wybitnych należy także potoczysty Agents of Black, a z wolniejszych z wykorzystaniem dłuższych wybrzmiewań genialny w rytmice Fire & Thunder. RUNNING WILD gra  tu miejscami z precyzją zegara atomowego. Zresztą jest to tylko jedne z serii epickich heavy metalowych potworów, jakie RW wypuszcza tu na słuchacza. Z pewnością najbardziej szlachetną oprawę liryczną i muzyczną ma tutaj War & Peace, ale krew najszybciej krąży w żyłach przy przepotężnym majestatycznym, a zarazem melodyjnie powalającym Return of the Dragon. Fenomenalna jest część instrumentalna zagrana w stylu inspirowanych irlandzkim folklorem kompozycji Gary Moore'a. Oczywiście trudno jednak by coś się równało z przepięknym symfonicznym wstępem do "Wojny i Pokoju"...
Ballad of William Kidd w tym towarzystwie wydaje się nieco słabszy, ale tylko pod względem mniej killerskiej melodii i pewnych dłużyzn w części instrumentalnej.

Wykonanie jest pełne pasji i rozważnej agresywności, sola świdrują mózg melodyjnymi wiertłami, a partie perkusji Michaela wspaniałe i niezmiernie pomysłowe. Godne szacunku są mocne wokale Kasparka, może nawet lepsze niż na "Masquerade" kiedy zdarzało się, że sound gitar lekko go przytłaczał. Tu panuje nad całością bezapelacyjnie. Znaczna część tej płyty to absolutny majstersztyk i niezapomniana klasyka RUNNING WILD, jednak jest tu i kilka po prostu  bardzo dobrych, ale generycznych i mocno powtarzających już ograne motywy kompozycji (Kiss of Death, Resurrection, The Poison, Man on the Moon) i dlatego ten album jest nieco słabszy całościowo od dwóch poprzednich nagranych w tym składzie.
W "tym" składzie jest to ostatnia płyta RUNNING WILD. Jeszcze w tym samym roku, gdy album się ukazał, Michael, zajęty w wielu innych grupach postanowił podziękować za dalszą współpracę. Rozpoczęła się pełna niejasności Epoka Angelo Sasso.


ocena: 9,2/10

new 29.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#14
Running Wild - Victory (2000)

[Obrazek: R-1460132-1512893901-6133.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fall of Dorkas 05:16
2. When Time Runs Out 05:17
3. Timeriders 04:24
4. Into the Fire 04:57
5. Revolution (The Beatles cover) 02:59
6. The Final Waltz 01:19
7. Tsar 07:08
8. The Hussar 04:05
9. The Guardian 05:09
10.Return of the Gods 05:31
11.Silent Killer 04:45
12.Victory 04:49

Rok wydania: 2000
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara
Thilo Hermann - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Angelo Sasso- perkusja


Odchodzi Jörg Michael i ... Znowu wracać do kwestii istnienia Angelo Sasso? Cokolwiek Kasparek mówi i mówił na ten temat, to ja po prostu w to nie wierzę. To jest automat perkusyjny i tylko głuchy tego nie słyszy.

Tyle, że tu nie chodzi o perkusistę. Syndrom wypalenia twórczego musiał kiedyś nadejść i nadszedł dla RUNNING WILD w roku 2000. To przede wszystkim kryzys samego Kasparka jako kompozytora, szkoda jednak, że udzieliło się to i pozostałym członkom zespołu. Hermann niemal przez cały czas jakiś przygaszony, Smuszynski plumka do najprostszych automatycznych rytmów "perkusji".
Początek tej płyty jest katastrofalny. Podobnie sztywnej i bezradnej kompozycji jak Fall of Dorkas chyba jeszcze nie było, skleconej z ogranych już riffów i ukazanego w krzywym zwierciadle refrenu, który już kiedyś raz zagrali. Energia i potęga duetu gitarowego wyparowała i When Time Runs Out jest bez mocy, blady i bezbarwny... W Timeriders mniej RUNNING WILD, więcej X-WILD (haha) i tak na dobrą sprawę tu słychać prawie tylko głośny łomot perkusji i kwadratowy refren. Jedyny plus to odrobina więcej energii, ale przecież ten duet instrumentalny gitar jest po prostu słaby tutaj. Jestem hard fanem RUNNING WILD i już przymknę ucho na ogólną niemiecką toporność rytmicznego i prościutkiego Into the Fire, niech tam, dobry, może nawet bardzo dobry numer. Ale tylko dlatego, że podoba mi się jak tu śpiewa Kasparek, który ogólnie jest bardzo dobry na tym albumie jako wokalista, o czym krytycy tego LP często zapominają wspomnieć lub świadomie pomijają to milczeniem. A akurat w tym aspekcie to płycie "Victory" nic nie można zarzucić.
Coś tam się trochę zaczyna ruszać od epickiego Tsar, ale gdzie mu tam do War & Peace z poprzedniej płyty! The Hussar został zbudowany z lubianych riffów RW z przeszłości i też jest w miarę udany, ale tylko z powodu zgrabnego wplecenia tych właśnie najbardziej rozpoznawalnych riffów. Tu trzeba wspomnieć o jednej rzeczy jeszcze, a mianowicie o tym, że sola są na tej płycie marne. Zupełny niemal brak pomysłów na sola, tak dewastujące chociażby na dwóch poprzednich albumach. The Guardian w rytmice i motoryce fatalny, zawstydzający i umieszczenie czegoś takiego na płycie to porażka. Zagrany w średnim tempie Silent Killer nic nie wnosi. Najlepszy z całej stawki Return of the Gods to chyba jeszcze pomysł z poprzedniej płyty, bo ten właśnie styl tu słychać, tyle że zapewne na poprzedniej płycie to ten kawałek byłby gdzieś na końcu stawki pod względem wartości. Wielu uważa, że najlepszy na tym albumie jest jednak Victory, ale przecież wtórność tego utworu jest tak wielka... Nie będę się z tym spierał, bo jako hard fan... tak...

Jest tu jeszcze zupełnie nietrafiony cover THE BEATLES i ja rozumiem nostalgię za czasami, gdy płyty nagrywało się przez mikrofon, ale kult "Chłopców z Liverpoolu" zupełnie do mnie nie przemawia, w żadnej, także metalowej formie. Ogólnie no cóż, zbiór ogranych riffów zagranych bez wiary i w nieciekawej w sumie barwie soundu. Takie jakieś to sztuczne chwilami, może przez tę perkusję. Rzecz jasna znawcy tematu wiedzą, że i Hermann i Smuszynski opuścili tonący okręt jeszcze w tym samym roku. Tu już naprawdę nie było czego ratować.
Ten album to chyba najbardziej ulubiony "chłopiec do bicia" jeśli chodzi o recenzentów RUNNING WILD. Pewnie słusznie.
Victory?
Na pewno nie.


ocena: 5,5/10

new 10.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#15
Running Wild - Rogues en Vogue (2005)

[Obrazek: R-6593101-1500113663-2255.jpeg.jpg]

Tracklista: (limited edition)
1. Draw the Line 04:11
2. Angel of Mercy 04:44
3. Skeleton Dance 04:25
4. Skull & Bones 06:23
5. Born Bad, Dying Worse 04:17
6. Black Gold 04:16
7. Soul Vampires 03:53
8. Rogues en Vogue 04:45
9. Winged & Feathered 05:14
10.Dead Man's Road 03:34
11.The War 10:38
12.Cannonball Tongue 04:01
13.Libertalia 03:47

Rok wydania: 2005
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rolf Kasparek - śpiew, gitara, gitara basowa
Peter Pichl - gitara basowa (2,4,6,9)
Matthias Liebetruth? - perkusja


Kasparek jest coraz bardziej osamotniony. Na albumie "Rogues en Vogue" basista Peter Pilch zagrał już tylko w kilku utworach, natomiast kwestia perkusji jest niejasna. Podobno to Matthias Liebetruth, ale brzmi to jak po raz kolejny programowany zestaw instrumentów perkusyjnych. No, chyba że Matthias Liebetruth jest do tego stopnia bezradnym perkusistą...

Pojawienia się tego albumu w lutym 2005 roku oczekiwano bardziej na zasadzie"czy RUNNING WILD może grać jeszcze gorzej niż poprzednio?", niż jako realnego wydarzenia muzycznego. Zresztą słusznie, bo to po raz kolejny wyraz upadku zarówno Kasparka jako kompozytora, jak i słabego wykonania i raczej marnej realizacji i produkcji całości.
Zaczyna się to wszystko od dosyć wolnego i pozbawionego energii Draw the Line, a potem następuje seria kompozycji, gdzie Kasparek mieli swoje stare riffy w nieco odmiennych kombinacjach, tworząc melodie, które też już były, albo były prawie takie same, i niczego nie ma pociągającego w Angel of Mercy, Skeleton Dance, czy w mało zdecydowanym pirackim Skull & Bones, który zapewne byłby odrzucony z każdej wcześniej pirackiej płyty RUNNING WILD. Jedyna rzecz w tym godna uwagi, to przyjemne melodyjne solo gitarowe Kasparka i klasyczne przyspieszenie następujące po nim z drugim solo. Toporne jest to ogólnie jednak granie jak w Born Bad, Dying Worse zupełnie bez ikry i bez iskry. Zapewne najlepszy na płycie jest Black Gold, strawny jednak tylko jeśli się taki bardziej sztywny riffowo styl Kasparka toleruje, czy raczej lubi. Druga część płyty jest jeszcze słabsza i tu sporo grania dla grania, oklepanych riffów (Dead Man's Road), fatalnej perkusji i mdłych refrenów jak w Soul Vampires, a nawet kompletnego zagubienia jak w okropnym tytułowym Rogues en Vogue i podobnie nieudanym Winged & Feathered. Zasadniczym finałem jest w zamyśle epicki i trwający ponad 10 minut "The War" o Entencie i I Wojnie Światowej w ujęciu mało historycznym, ale to chyba najgorsza kompozycja Kasparka w tym stylu, po prostu zawstydzająca i okropnie zaśpiewana, a dodatkowo trzeba zaznaczyć, że Kasparek ogólnie śpiewa na tej płycie dosyć słabo.

Można tu wytykać ogromną liczbę potknięć w wykonaniu, ale z szacunku dla dawnych czasów przemilczę to. Można jednak wytknąć Kasparkowi, że jako bonusy na edycję limitowaną dał dwa marne numery, brzmiące zdecydowanie jak odrzuty z sesji zasadniczej, a tak zachwalane. Nieładnie! Gdyby jednak wybrać, to Libertalia jest nieco mniej toporny.
Produkcja jest słabiutka, czuć tu komputer, głuchotę w czasie doboru soundu gitary, indolencję w realizacji dźwięku w przypadku perkusji, amatorski mix i brak masteringu, bo to, co tu z tym zrobił Rainer Holst w swoim hannowerskim studio, to chyba jakiś żart lub po prostu chyba mu się nie chciało.
Czy chciało się cokolwiek Kasparkowi? Ta płyta temu przeczy, zresztą w roku 2009 lider postanowił te męki skrócić i RUNNING WILD został rozwiązany w atmosferze ogromnego smutku fanów, że legendarny band przeszedł do historii, ale i ogólnej ulgi, że podobne dzieła jak "Rogues en Vogue" nie będą psuć dyskografii zasłużonej, kultowej grupy.

Oczywiście Kasparek nie pozwolił się fanom martwić zbyt długo i reaktywował RUNNING WILD w roku 2011, nagrywając kolejne płyty.


ocena: 5/10

new 23.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości