Trouble
#1
Trouble - Trouble (1990)

[Obrazek: R-1191044-1519655065-6450.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. At the End of my Daze 03:13
2. The Wolf 04:33
3. Psychotic Reaction 03:15
4. A Sinner's Fame 04:18
5. The Misery Shows (Act II) 07:21
6. R.I.P. 04:08
7. Black Shapes of Doom 03:47
8. Heaven On My Mind 04:09
9. E.N.D. 02:23
10. All Is Forgiven 05:12

Rok wydania: 1990
Gatunek: stoner/heavy metal
Kraj: USA

skład zespołu:
Eric Wagner - śpiew
Bruce Franklin - gitara
Rick Wartell - gitara
Ron Holzner - bas
Barry Stern - perkusja

Rok 1990. Powraca TROUBLE, już tam poniekąd kultowy, już osławiony nagraniami wcześniejszymi, gdzie próbowali różnych rzeczy, moim zdaniem z różnym skutkiem.
Teraz nadszedł czas "Trouble". Wydała go w lutym wytwórnia Def American Recordings.
Pisanie o takich płytach jak ta jest trudne. To bardzo duży Kłopot. Co można napisać o płycie, która jest genialna od początku do końca i w każdym aspekcie?
Co najwyżej uklęknąć i słuchać w nabożnym skupieniu. To granie bezwzględne, uporczywe, starodawne w doborze środków i formy wyrażenia, ubrane w heavy metalowy pancerz riffów, psychodelicznych dialogów gitarowych i transowych temp. Surowo, momentami beznamiętnie jak w At The End Of My Daze, albo równie surowo i twardo jak w The Wolf, ale ze wstępem wcale nie zwiastującym tego, co będzie dalej.
Ostry wokal Wagnera, gdzieś czasem z echami pogłosu, który jest złudzeniem, jak złudzeniem jest pozorna łagodność niektórych zagrywek. Zakręcone sola gitarowe to tu tylko krótkie przerywniki, taki tam lekki ukłon w stronę BLACK SABBATH... ale BLACK SABBATH z Ozzym nie grał takiej muzyki i tyle. Nie grał tak jak w Psychotic Reaction z tym wbijającym się w umysł motywem głównym i wokalem na granicy sennego koszmaru, na granicy mgły, a przecież czystym i donośnym. Niesamowite rozegranie A Sinner's Fame to jeden z największych majstersztyków TROUBLE. Cofnięcie gitar jest tu zabiegiem kapitalnym w powiązaniu z basowymi wybrzmiewaniami planu pierwszego. No i ta melodia... Jeśli komuś podobał się Misery Show Act I, to Act II z tej płyty bije go na głowę. Umiłowanie rocka lat 60tych? Transpozycja, dostosowanie do wymogów grania elektrycznego ostatniej dekady XX wieku, a przy tym jakie wyczucie nastroju. Solo Wartella cudownej urody i każdy moment gdy zaczyna on grać, jest tu świętem. Akustyczna gitara i ten wokal Wagnera taki inny. Kraina Łagodności, ale przecież to wszystko jest podskórnie podszyte dekadencją i jakże piękną przy tym. Duszny ciężki i szybko zagrany R.I.P, a potem Black Shapes Of Doom, gdzie doom może nie ma, ale jest coś, co muzyce doom nadaje właściwego wyrazu. Tak gra tylko TROUBLE. W podobnym klimacie pozostają w Heaven On My Mind, tu jednak rytm jest najważniejszy w tym graniu nieco szybszym i z niespodziewanym mieszaniem wokali na różnych poziomach agresji. Przepiękny nawrót to melancholijnego grania w spokojniejszym fragmencie to też niespodzianka. Znów ostre wyładowanie psychodelicznej agresji w krótkim E.N.D z nieoczekiwanie łagodnym refrenem. Na koniec melodyjny i niby lżejszy All Is Forgiven. Mocy jest tu bardzo dużo, mimo że gitary w tle przeważnie dosyć rzewne.

Co do produkcji. Czy można sobie wyobrazić ten LP z innym brzmieniem? Ja nie umiem. Te gitary mają wystarczająco dużo ciężaru, perkusja o starodawnym brzmieniu jest wystarczająco głośna, a bas bije w żołądek, jak należy. Nie można też inaczej tu ustawić głosu samego Wagnera. Historia rocka miesza się ze współczesnością.
Ta płyta nigdy się nie zestarzeje, bo nigdy nie była nowoczesna. Trudno ją również z czymkolwiek porównać no, chyba że najwyżej z innymi, późniejszymi albumami TROUBLE.

Majstersztyk.


Ocena: 10/10

29.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Trouble - Manic Frustration (1992)

[Obrazek: R-7112491-1433977371-9530.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Come Touch The Sky 02:54
2. 'Scuse Me 03:25
3. The Sleeper 03:14
4. Fear 03:38
5. Rain 04:17
6. Tragedy Man 04:17
7. Memory's Garden 04:24
8. Manic Frustration 04:10
9. Hello Strawberry Skies 03:04
10. Mr. White 03:26
11. Breathe... 06:30

Rok wydania: 1992
Gatunek: stoner/heavy metal /rock
Kraj: USA

skład zespołu:
Eric Wagner - śpiew
Bruce Franklin - gitara
Rick Wartell - gitara
Ron Holzner - bas
Barry Stern - perkusja

W czerwcu 1992 Def American Recordings wydaje następny album TROUBLE.

Po potężnym metalowym na wskroś albumie "Trouble" w 1992 TROUBLE nieco złagodniał. Stał się bardziej rozmarzony, bardziej klimatyczny, nostalgiczny, rockowy i smutnawy. Stał się bardziej psychodeliczny, nie na tyle jednak aby przejść tę granicę, która dzieli heavy metal od psychodelicznego rocka. Tradycyjne rytmy i zagrywki pozostały i słuchając Come Baby Touch The Sky, można odnieść wrażenie, że to kontynuacja nagrań z "Trouble". Jednak te klimatyczne, nieśmiałe jeszcze wstawki są tu inne, inaczej też brzmi solo gitarowe Wartella. Coś nowego jest też w połączeniu wszystkiego w jedną całość. Kolejne kompozycje wynikają z poprzednich, łączą je nietypowe niekiedy muzycznie łączniki. Scure Me jest niemal przebojowy, o ile w takim graniu można szukać przeboju. Znów akcentowana basem łagodna część o rockowym charakterze, ale jest to przecież nadal ten kłopot, jaki znamy z płyty poprzedniej. The Sleeper z kolei szybki, z nietypowym miejscami, nowoczesnym brzmieniem gitar na początku, bujający tym specyficznym stylem riffowania gitarzystów, jednak tym razem psychodeliczny refren zaakcentowany jest bardzo mocno. Fantastycznie wyszedł wolniejszy Fear z lekko zniekształconym głosem Wagnera i idącą za nim w ślad gitarą.  I tu znów pojawiają się te krótkie solowe zagrywki gitarowe w starodawnym stylu. No i samo solo rewelacyjne na tle motywu gitarzysty rytmicznego. Jednak ani Rain, ani tym bardziej Tragedy Man już tak nie chwyta. TROUBLE tu jakby oddala się od samych siebie, zaczyna grać zbyt łagodnie, ale bez tego "czegoś" co ich wyróżnia. Rain to ładna ballada akustyczna, ale aż za ładna na ten LP. Stary rock, stare chórki w tle. Ładne, ale czy nie za mało TROUBLE? Może i nie... Memory's Garden też zaczyna się łagodnie, a potem to ten bezwzględny TROUBLE, precyzyjnie uderzający w każdej sekundzie. Mieszają agresję i melancholię wręcz rozmarzoną nawet i trzeba przyznać, że to ciekawy zabieg.
Tytułowy Manic Frustration jest za to takim killerem, jaki powinien zdobić okładkę. Niby nic takiego w melodii, ale samo riffowanie jest tu godne podziwu w podziałach pomiędzy obydwoma gitarzystami. Southernowe solo, czy jak kto woli w stylu pana Page z LED ZEPPELIN, no cóż, każdy tu może usłyszeć coś innego i owszem.
A Hello Strawberry Skies to esencja i herb tego albumu. Udało im się w tym utworze skondensować to wszystko, co fragmentami, nieraz ulotnymi przewijało się w innych kompozycjach. Dodatkowo bez uciekania się do łagodzenia brzmienia. No i jest szybko jak na TROUBLE. Końcówka albumu jest nieco słabsza. O ile Mr White to nieco mniej ekscytująca wariacja na wcześniejsze tematy, może za bardzo odarta z gitarowej mocy, to już Breathe... trochę nudnawy jak na te sześć minut. Mr White broni się sympatyczną melodią i ostrym fantazyjnym solem, natomiast Breathe w dobraniu motywów jest jakby niedopracowany, mimo że opowiada pewną smutną historię. Najlepiej wypada końcówka z akustycznymi gitarami i chórkami.
Forma obu gitarzystów na tym LP jest wyborna, podobnie i sekcji rytmicznej, w częściowo złagodzonym w stosunku do poprzedniego LP repertuarze doskonale radzi sobie także Wagner, który w tych bardziej rockowych partiach pozbywa się charakterystycznej ostrości w głosie.

Trochę tu szwankuje produkcja i wszystko brzmi nieco płasko. Jednak jeśli ma to być swojego rodzaju stylizacja, to można uznać, że nie jest to wada.
Z trzech LP TROUBLE z lat 90tych najłagodniejszy i najbardziej rockowy album, co nie znaczy, że rockowy jako taki. To wciąż dominacja specyficznego gitarowego stylu opartego o staro hardrockowe i rockowe patenty dwóch, a może i czasem trzech dekad wstecz.


Ocena: 8,5/10

30.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Trouble - Plastic Green Head (1995)

[Obrazek: R-403870-1571849186-4688.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Plastic Green Head 03:35
2. The Eye 04:20
3. Flowers 04:20
4. The Porpoise Song (Monkees cover) 04:42
5. Opium-Eater 04:25
6. Hear the Earth 03:59
7. Another Day 04:53
8. Requiem 04:53
9. Below Me 02:44
10. Long Shadows Fall 03:38
11. Tomorrow Never Knows (Beatles cover) 05:23

Rok wydania: 1995
Gatunek: stoner/heavy metal
Kraj: USA

skład zespołu:
Eric Wagner - śpiew
Bruce Franklin - gitara
Rick Wartell - gitara
Ron Holzner - bas
Jeff Olson - perkusja

Po pewnej przerwie od wydania "Manic Frustration" Kłopoty powróciły płytą "Plastic Green Head", który został przedstawiony przez londyńską Bullet Proof Records, a w USA przez Century Media, w czerwcu 1995 roku. W zespole pojawił się ponownie perkusista Olson, pojawiło się też coś nowego w stylu muzycznym.

Nadal TROUBLE, ale nie taki ciężki i heavy metalowy jak na "Trouble" ani taki budujący klimat w bardziej delikatny sposób jak na "Manic Frustration".
Jakiś nawrót do lat 60tych nastąpił, zwiększenie dawki tej psychodelii, jaka zawsze gdzieś się czaiła, a wszystko zostało mocno zagrane. Mocno, troublowo, ale bez podania w heavy metal. Jeśli stoner to nie sabbathowski, raczej sięgający korzeniami do tych twardszych rockowych grup przełomu lat 60-tych i 70tych, których tu z nazwy wymieniać nie ma potrzeby, bo te inspiracje wynikają bardziej ze sposobu wyrażenia muzycznej ekspresji niż z bezpośredniego kopiowania riffów. Melodie to nadal TROUBLE. No ten sound jakże specyficzny tym razem. Te gitary ostre jak brzytwy, a równocześnie dołujące. I Wagner. Tym razem bez łagodnych uśmiechów lekkiego rozmarzenia i wokalnie ten album to majstersztyk pomieszania stylów... I solówki rozgrywane w starodawnych klimatach, gdzieś nieco cofnięte poza sekcję rytmiczną, najbardziej tradycyjną i prostą w brzmieniu, jaką sobie można tylko wyobrazić w takim graniu. Album morduje od początku do końca, bo taki tu jest cel. Na rozgrzewkę dosyć szybki i szybki jak na TROUBLE Plastic Green Head potem The Eye rytmiczny i w tempach TROUBLE, jakie wystarczają do wprowadzenia w trans ich graniem. Przy Flowers można się zastanowić czy taki utwór tu jest potrzebny, ale widocznie tak, nawet do tego, aby uderzenie w Opium Eater, rozgrywanego w bujającym, ale jak to w TROUBLE zwykle bywa spowitym dymem stylu... Sola na tym albumie należą do najlepszych, jakie Wartell grał. Są tu poniekąd dodatkowymi opowieściami w poszczególnych utworach, tworząc państwo w państwie. TROUBLE gra na tym albumie muzykę prostą. Morderczy Hear The Earth jest prosty. Tyle że kilka riffów plus zagrywki gitarowe jako ozdobniki i stylizacja wokalna w refrenie na pradawne czasy starcza na to, aby skasować większość całych płyt z podobną muzyką. Tyle że kto gra tak jak TROUBLE? Ten sam zabieg to Another Day. No mogliby tak grać nie przez cztery minuty, ale przez czternaście. Uporczywość, z jaką serwują te akordy na tle złożonych podziałów rytmicznych niezwykła, a gdy łagodnieją i wchodzi gitara solowa, to mogłaby grać godzinami. Zresztą te malutkie solóweczki same z siebie są wyśmienite.
Elegancko odprowadzają w Ostatnią Drogę w Requiem i takiego numeru nie odegrali od czasu drugiej części The Misery Show. Tu Wagner pokazuje doprawdy wyborną klasę, no i ten płacz gitarowy...  Dwa sola, dwa pożegnalne spojrzenia. Dosyć smutku... Below Me, szybko, krótko i na temat. Ograny starodawny motyw tu z wbijającym w ziemię basem Holznera. Coś z grania z albumu "Trouble". Zdecydowanie tak. No i Long Shadows Fall. Taki TROUBLE w dosyć szybkim tempie z opiumową, ale nie zapaloną fajką.

Niecałe 40 minut muzyki własnej, oryginalnej, wtórnej, ale niemożliwej do skopiowania.
Dwa covery w tym numer THE BEATLES. Czemu akurat ich? Bo to płyta z Chłopcami z Liverpoolu w tle.
Hmmm... a może nie?


Ocena: 9/10

31.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Trouble - Simple Mind Condition (2007)

[Obrazek: R-1233401-1576196968-1879.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Goin' Home 04:02
2. Mindbender 03:49
3. Seven 04:57
4. Pictures of Life 03:53
5. After the Rain 05:30
6. Trouble Maker 04:07
7. Arthur Brown's Whiskey Bar 04:23
8. Simple Mind Condition 03:41
9. Ride the Sky (Lucifer's Friend Cover) 02:46
10. If I Only Had a Reason 04:18
11. The Beginning of Sorrows 04:18

Rok wydania: 2007
Gatunek: Heavy/Stoner Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Eric Wagner - śpiew
Bruce Franklin - gitara
Rick Wartell - gitara
Chuck Robinson - bas
Jeff Olson - perkusja

Kłopotów nie było w latach 1996-2002. Powróciły, przez kilka lat mącąc w głowach występami na żywo i obietnicami, że nowa muzyka na pewno będzie.
Gdy już wielu zwątpiło, "Simple Mind Condition", z kompozycjami tradycyjnej spółki Wagner/Wartell/Franklin, ukazał się nakładem szwedzkiej (!)Escapi Music w marcu 2007 i można było rozpocząć dyskusję nad tym, czy 12 lat przerwy to dużo, czy mało dla takiego zespołu, którego legenda wykuwała się przez lata i to lata zmian, prób i muzycznych eksperymentów. Ta płyta na szczęście to takie kłopoty, które są dla słuchaczy przyjazne. Ci, którzy oczekiwali jakiegoś nagłego powrotu do najstarszej koncepcji grania oraz ci, którzy uważali, że TROUBLE musi się "zmodernizować", zapewne się zawiedli. Jeśli jednak przyjąć ten LP jako kontynuację lat 1990-1995, to czekać było warto.

Nowy w składzie basista Chuck Robinson już na początku "Goin' Home" się pokazał, jak należy i ogólnie to jest numer po prostu taki, jaki może nagrać chyba tylko TROUBLE.
Jest tu wszystko, z czym kojarzy się ich rok 1990 i 1992 oraz 1995. To i heavy metal i ten stoner z lekkim zakręceniem i to wszystko jest też w "Mindbender". Te zagrywki Wartella i Franklina są wciąż takie swoiste i tylko może Wagner śpiewa łagodniej, jest nie tyle mniej zaangażowany, ile gdzieś tam uchodzi w kierunku rocka, zaśpiewanego z dystansem. W rytmicznym "Seven" z tym specyficznym zagrywaniem motywów gitarowych o charakterze leniwych, psychodelicznych solówek też jest cały TROUBLE, tu jednak można by życzyć sobie więcej energii w wykonaniu. Gdyby tak dwa razy szybciej to zagrali? Zarzut pewnej ospałości w graniu na tym albumie paść może. Tak paradoksalnie, to w charakterze kompozycji najbliżej tu do "Trouble", a moc jest co najwyżej na poziomie "Manic Frustration", który był jednak albumem z muzyką trochę lżejszego kalibru. Ta zastosowana tu moc jednak wystarcza, aby czarować i zachwycać w przesyconym rockiem, trouble'owym "Pictures of Life" i ta melodia z refrenu z głowy tak łatwo nie wychodzi. Drugiego "The Misery Show" nagrywać się nie powinno, ale można nagrać "After the Rain" i odpływamy razem z TROUBLE i Wagnerem. Odpływamy daleko, może w rok 1970, a może jeszcze dalej w otchłań czasu. "Trouble Maker" niby tak niewinnie się zaczyna, a przecież te nagłe ożywienia w melodyjnych refrenach to jedne z najlepszych momentów na tym albumie. Można też powiedzieć, że forma gitarzystów jest niezmiennie wysoka, a ich pomysły na wyciąganie wciąż czegoś nowego, z wąskiego obszaru stylu TROUBLE, niemal niewyczerpane. "Arthur Brown's Whiskey Bar" jest trochę ponury i jakoś aż za bardzo mroczny, nie do końca pasuje do tej konfiguracji, zaś utrzymujący się w niej "Simple Mind Condition" jest o dziwo słabszy od innych numerów w podobnym stylu. Dobre granie dla grania w stylu TROUBLE i tylko.
Fakt, że perkusja jest wyśmienita. Dobry dobór covera, który brzmi niemal jak kompozycja własna i łatwo się pomylić, jeśli się nie zna oryginału. "If I Only Had a Reason" może nie wchodzi od razu, jest tu pewien mrok, który w TROUBLE zawsze wchodził ciężko, przynajmniej mnie poza "Trouble", ale jaka tu jest wspaniała praca gitar.
Na koniec utkany z akustyki i pianina "The Beginning of Sorrows" i tu jest niedobrze. Niedobra melodia i niedobry wokal. To nie jest udany utwór, miękki i za bardzo przesycony rockiem. Zbyt nowoczesny dla TROUBLE.

Ta płyta jest naprawdę zaskakująco udanym powrotem. TROUBLE nic nie stracił ze swojej muzycznej tożsamości, oparł się nowinkom technicznym, nie nasiąknął żadną modą. Nie jest trendy, nie jest zespołem dla radia i na wielkie stadiony, pełne skaczących dzieciaków.
To się smakuje w spokoju i odpływa w dawne lata.

W roku 2008 Wagner opuścił TROUBLE i założył grupę THE SKULL. Ubyła połowa siły napędowej zespołu i tę stratę trudno było nadrobić. Zwerbowany na jego miejsce Kory Clarke nie spełnił się ostatecznie w muzyce TROUBLE i pożegnał się z kolegami w roku 2012. Ostatecznie wokalistą został ponownie znany z thrashmetalowego EXHORDER Kyle Thomas, który występował już przedtem w TROUBLE, gdy Wagner był poza zespołem w latach 1997-2000. TROUBLE przygotował z nim i wydał jeszcze album "The Dystortion Fiield" (2013) z psychodelicznym stoner rock/metalem stanowiącym jednak blade odbicie wcześniejszych nagrań grupy.
Od tego czasu zespół nie nagrał już nic nowego.


Ocena: 8.8/10

new 23.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości