While Heaven Wept
#1
While Heaven Wept - Vast Oceans Lachrymose (2009)

[Obrazek: R-2012038-1400293050-8831.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Furthest Shore 15:51
2. To Wander the Void 06:28
3. Living Sepulchre 04:00
4. Vessel 07:48
5. Vast Oceans Lachrymose 05:02
6. Epilogue 03:13

Rok wydania: 2009
Gatunek: progressive heavy/doom metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Rain Irving - śpiew
Tom Phillips - gitara, instrumenty klawiszowe, śpiew
Scott Loose - gitara
Jim Hunter - bas
Trevor Schrotz - perkusja
Michelle Schrotz - instrumenty klawiszowe, śpiew

Amerykański zespół WHILE HEAVEN WEPT zawsze stał na pograniczu kilku gatunków muzycznych. W ich grani splatały się elementy doom, heavy metalu w epickiej odmianie, metalu progresywnego, a wszystko podane w melancholijnym stylu, czy może raczej nastroju pełnym ciepłej refleksyjnej zadumy.
Grupa złożona była w okresie swojego istnienia z muzyków wywodzących się z różnych grup i stylów, jak TWISTED TOWER DIRE czy brytyjski SOLSTICE, aby wymienić tu tylko te najbardziej znane. To co muzycy wynieśli z doświadczeń grania w innych zespołach tu stopili w jednym tyglu, tworząc metal swoisty i niezwykły. Grupa nagrywa rzadko i poprzednia płyta "Of Empires Forlorn" ukazała się w roku 2003. Od tego czasu zmienił się skład i jako główny wokalista pojawił się Rain Irving, człowiek stworzony do malowania głosem obrazów muzycznych, jakie tworzy WHILE HEAVEN WEPT. Nowy album wydała wytwórnia Cruz del Sur Music w listopadzie.
Sama muzyka na tym albumie stała się jeszcze bardziej rozbudowana, wzbogacona o większa przestrzeń, zaskakujące nieraz budowanie kompozycji i postawienie zdecydowanie na klimat, jakiego w graniu heavy metalu nikt inny nie tworzy.
Album ma specyficzną budowę. Nie wiem, czy rozpoczęcie od tak długiego numeru jak The Furthest Shore było fortunne. Rozkręca się dosyć długo, a na końcu mamy bardzo dobry, klasyczny heavy metal, przy czym te fragmenty instrumentalne bardziej mi się podobają niż sama melodia główna. Te spokojne zagrywki z wstawkami akustycznymi w części drugiej bardzo ładne i na takie rozwinięcie trochę nieoczekiwane warto tu było czekać. Ogólnie jednak utwór jest za długi, czy też może za mało dzieje się w nim w pierwszych ośmiu minutach.
To Wander the Void także bardzo klasyczny heavy metal i nawet taki nie amerykański czuć tu bowiem odniesienia do stylu brytyjskiego bardziej, co znając jednak inspiracje muzyczne członków grupy nie dziwi. Living Sepulchre to taka kontynuacja stylu, przy czym mamy ciekawie użyty motyw neoklasyczny. Tu jednak zawsze bardzo surowo podchodzę do takich zapożyczeń - tu są tylko dobre i ten neoclassical /heavy metal wyszedł raczej średnio ciekawie.
Vessel jest po prostu przepiękny. Jeden z najlepszych w 2009 roku numerów z kręgu klasycznego metalu z kapitalnym refrenem. Bardzo mocna inspiracja tradycyjnym metalem lat 80tych i pełne emocji wykonanie. Świetna rzecz zarówno w powiązaniu refrenu z całością jak i uchwyceniu morskiego klimatu. Tytułowy Vast Oceans Lachrymose dobrze by wyglądał na początku z tym symfonicznym wstępem i szumem morza w tle. W tej kompozycji jest najwięcej z poprzedniego stylu zespołu, mamy te wolne granie w lekko doomowej manierze, ale delikatne, nostalgiczne i romantyczne. Także jeden z najładniejszych numerów instrumentalnych 2009 roku, a epilog jest jego kontynuacją.
Tylko pięć utworów, a ile w tym treści. Ta treść wykonana jest w godny podziwu sposób z nastawieniem na śpiew Raina Irvinga wspierany przez Toma Phillipsa i Michelle Schrotz. Uzyskano piękny efekt w postaci efektownych, ale subtelnie podanych harmonii wokalnych wspieranych klawiszowymi zagrywkami obojga. Instrumenty klawiszowe tworzą tu przede wszystkim plan drugi, niezmiernie przy tym istotny, tworzący fundament dla kunsztownych, aczkolwiek oszczędnych zagrywek gitarowych. W to wszystko doskonale wpasowuje się sekcja rytmiczna, gdzie warto wyróżnić perkusistę za grę oryginalną i poukładaną oraz kilka niebanalnych rozwiązań w najdłuższych kompozycjach.

Ciepłe brzmienie, nie za mocne, ale głębokie to również duży plus tego LP, zrealizowanego bardzo starannie, z dbałością o detale i czytelność poszczególnych instrumentów.
Jeden z najciekawszych albumów amerykańskich roku 2009 pokazujący, że w ciepłym graniu z pogranicza tradycyjnego heavy metalu, doom i progresji jeszcze nie powiedziano wszystkiego.
Spokojny wyważony materiał bez pędu i nadmiernej mocy... jak to mieli w zwyczaju przede wszystkim klimat i wydobycie emocji w różnych odcieniach.
Zadumana płyta, z bardzo dobrym wokalistą i zagrana w sposób elegancki i niezwykle staranny.


Ocena: 8,5/10

3.11.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
While Heaven Wept - Fear of Infinity (2011)

[Obrazek: R-4298958-1394724649-5070.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hour of Reprisal 03:47
2. Destroyer of Solace 02:40
3. Obsessions Now Effigies 04:37
4. Unplentitude 03:21
5. To Grieve Forever 06:13
6. Saturn and Sacrifice 05:25
7. Finality 11:08

Rok wydania: 2011
Gatunek: Progressive Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Rain Irving - śpiew
Tom Phillips - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Scott Loose - gitara
Jim Hunter - bas
Trevor Schrotz - perkusja

WHILE HEAVEN WEPT nagrywa nieczęsto. Te płyty pojawiają się w odstępach kilku lat i za każdym razem są inne i niosą w sobie inny rodzaj metalowej magii. Nową wydała w kwietniu słynna Nuclear Blast. Tym razem odstęp od albumu poprzedniego był niedługi, niestety nie ma też ani magii, ani interesującej muzyki klimatu.

Klimat to właśnie ten element, który jest w muzyce Amerykanów najważniejszy. Specyficzny klimat, malowany barwami na przemian jaskrawymi i pastelowymi i wyrażony w zaskakującym łączeniu doom, power, heavy metalu i progresywnego konstruowania kompozycji długich i wielowątkowych. Tym razem nie ma żadnego z tych elementów. Jest metal nieokreślony, melodyjny, ale na siłę wtłoczony w ramy mainstreamowego grania. Zupełnie nieinteresujące otwarcie "Hour Of Reprisal" z łomocącą mechanicznie perkusją to taki pseudo progresywny metal, jaki w USA gra masa zespołów, zazwyczaj nie mających nic do powiedzenia. Miałkie to jest i dalej w jakby rycersko epickim "Destroer Of Solace" i takie granie w lepszym wykonaniu powinni zostawić chociażby dla TWISTED TOWER DIRE. Nawet w tak prostej kompozycji brak jakiejś mocy i interesującego rozwinięcia, ale co można powiedzieć w niecałe trzy minuty... Od tego zespołu należy oczekiwać znacznie więcej niż to, co zaprezentowali w "Obsessions Now Effigies", który zaczyna się obiecująco, a potem na siłę ciągnie się coś jakby wzniosłego, ale rażącego monotonią i schematyzmem. Akustycznie zrobiony "Unplenitude" z pianinem to już zupełne nieporozumienie w tym przeciąganiu wyświechtanego motywu i to samo można powiedzieć o "To Grieve Forever". Taka nostalgia i melancholia po prostu nudzi i z takiego grania nic nie wynika.
Coś się zaczyna dziać dopiero w "Saturn And Sacrifice", gdzie wreszcie jest eleganckie połączenie epic heavy doom z klasycznym heavy, naprawdę świetny wokal i w końcu klimat, posępny, ale z nutą nadziei. Wszystko zmierza nieuchronnie do finału i rozbudowany kolos staje się języczkiem u wagi dla wartości tej płyty. "Finality" jednak rozczarowuje. Piękne otwarcie w stylu gothic/doom i stylu grupy z dawniejszego okresu, ale potem znów akustyczne plumkanie i niezbyt przekonujący wokal do strasznie ogranych, smutnawych motywów. Co gorsza dalej rozwija się to w żywszych partiach jak melodic power metalowy half balladowy eurometal i tak się wlecze aż do końca z jaśniejszym przebłyskiem w postaci instrumentalnej części. Ale tak niemal identycznie gra legion melodic doom/death metalowych zespołów i dla kogoś, kto słucha takiej muzyki, ten ładny, ale też wyświechtany płaczący motyw nie jest niczym nowym ani zbyt atrakcyjnym.

Cóż z tego, że album ma świetne brzmienie, mocne i soczyste w gitarach i znakomicie ustawiony głos wokalisty, skoro te gitary nic ciekawego nie grają, a Rain Irving jest poniekąd cieniem siebie z płyty poprzedniej? Gdzie się podział jego autentyzm w przekazie emocji. Technicznie bezbłędna bezduszność.
A miało być tak pięknie... Nie jest. Jest metal z obrzeży głównych tradycyjnych gatunków. Nudny, po prostu nudny.


Ocena: 6/10

22.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości