Sonata Arctica
#1
Sonata Arctica - Ecliptica (1999)

[Obrazek: R-647026-1529197331-9789.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Blank File 04:06
2. My Land 04:38
3. 8th Commandment 03:42
4. Replica 04:56
5. Kingdom for a Heart 03:52
6. FullMoon 05:08
7. Letter to Dana 06:01
8. UnOpened 03:43
9. Picturing the Past 03:37
10. Destruction Preventer 07:39

Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jani Liimatainen - gitara
Janne Kivilahti - bas
Tommy Portimo - perkusja


Rok 1999. Finlandia nie jest jeszcze potęgą w melodyjnym power metalu i szerzej postrzegana jest przez pryzmat dokonań STRATOVARIUS. Sam gatunek kształtuje się, formuje swoje podgatunki, style i odmiany, krąży wkoło progresji we Włoszech, mutacji helloweenowskich w Niemczech, baśniowo rycerskiego grania w Skandynawii. Nagle pojawia się SONATA ARCTICA ze swoim debiutem "Ecliptica" i staje na szczycie piramidy, mozolnie wznoszonej przez kilka poprzednich lat w Europie. Płyta wydana została we wrześniu przez Spinefarm Records, ale niemal natychmiast pojawia się reedycja od potężnej Century Media Records.

No przecież tu nic takiego niezwykłego nie ma. Melodyjne galopadki z dużą prędkością i biegła ekipa instrumentalistów oraz wokalista, który wcale nie jest jakimś wielkim głosowym mocarzem.
No ale jak to jest zrobione i ile to daje radości! No daje, musi dawać, bo te kompozycje to złocista seria słonecznych promieni, zwiewnych i tak pozytywnie odegranych... Która inna płyta z taką muzyką ma w sobie tyle pozytywnej energii? Jedynie może "Destruction Preventer" nie prezentuje aż tak wysokiego poziomu, trochę w tym późniejszego grania Sonaty, ale cała reszta to festiwal melodic power.
"Blank File" niszczy klawiszami, solami znakomitego gitarzysty Liimatainena i to, że Kakko tak tam wysoko wchodzi wokalnie dodaje jeszcze uroku. Takie śpiewy mnie nieraz drażnią, ale nie na tej płycie. Te refreny są niby proste, ale w tej melodyjnej prostocie tkwi ich siła, jak w "My Land". Jak nie może cieszyć ten niesamowity refren z "Replica", który się pamięta latami, a raczej już zawsze czy też delikatne elementy neoklasyczne, tak fajnie wplecione w rozpędzony do prędkości światła "8th Commandment". Wspaniale zrobiony jest zgrabny melodic metalowy "Kingdom for a Heart" i tym solem gitarowym oraz dialogiem z klawiszami SONATA ARCTICA rzuciła wyzwanie STRATOVARIUS i swobodą tego wszystkiego wygrała. Ile pięknej, wzruszającej delikatności jest zarówno w galopującym "FullMoon", jak i w tej nieśmiertelnej balladzie "Letter to Dana". Wspaniałe są i te z takim luzem zagrane "UnOpened" i "Picturing the Past" i z jakim trudem potem przychodziło się innym zbliżyć do tego poziomu niewymuszonej melodic power metalowej chwytliwości.

Ta płyta zachwyca niemal od początku do końca. Zachwycała w 1999 roku i zachwyca dziś, gdy setki, a może i z tysiąc płyt z podobnym graniem się pojawiło na całym świecie.
Ten album oparł się wszelkim naporom, wszelkim modom i jest jak skała, niewzruszony w swej niemal absolutnej doskonałości w ramach gatunku.
SONATA ARCTICA grała potem różne sonaty. Lepsze, gorsze, ale takiej płyty już nie nagrała i zapewne nie nagra, tym bardziej bez Liimatainena.
Często jednak, aby się uwiecznić, wystarczy nagrać jeden album.
Taki jak "Ecliptica".



Ocena: 9.9/10

2.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Sonata Arctica - Winterheart's Guild (2003)

[Obrazek: R-1717935-1405259960-3404.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Abandoned, Pleased, Brainwashed, Exploited 05:37
2. Gravenimage 06:58
3. The Cage 04:38
4. Silver Tongue 03:58
5. The Misery 05:09
6. Victoria's Secret 04:43
7. Champagne Bath 03:58
8. Broken 05:17
9. The Ruins of My Life 05:14
10. Draw Me 05:06

Rok wydania: 2003
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jani Liimatainen - gitara
Marko Paasikoski - bas
Tommy Portimo - perkusja


"Cisza" nie może trwać zbyt długo, zwłaszcza po "Ciszy", która narobiła tyle szumu w roku 2001 i Kakko na fali powodzenia przystąpił do przygotowania nowych kompozycji. Płyta powstała w drugiej połowie 2002, naturalnie jej realizację powierzono Finnvox Studios, za produkcję odpowiedzialny był cały zespół, a lider zaprosił do współpracy znanego klawiszowca Jensa Johanssona, który dołożył artyzmu tych instrumentów w czterech kompozycjach, zastępując po części nieobecnego już w składzie Harkina. Album wydany niemal jednocześnie przez wiele wytwórni na całym świecie miał swoją premierę nakładem Spinefarm Records w marcu 2003.

SONATA ARCTICA nie mogła zejść z obranego na "Silence" kierunku. Powodzenie tamtej płyty było zbyt duże, mogła jednak nieco uszlachetnić ten melodyjny power metal, bardzo ugładzony, romantyczny w śpiewie i rozległych chóralnych refrenach. Te nadal są niezmiernie chwytliwe, jednak samo tło kompozycji zostało pogłębione, i poza rytmiczną gitarą Jani Liimatainena klawisze grają bardzo istotną rolę, występując niemal na równy poziomie z gitarą.
Jest także coś ze STRATOVARIUS w sposobie rozpędzania się i zwalniania w łagodnych fragmentach, ale te przejścia do potoczystych refrenów zdecydowanie stanowią własny efekt muzycznych przemyśleń Kakko. Same melodie i rytmika w pełnym zakresie znajdują się w obrębie skandynawskiego melodic power metalu, czasem to brzmi nieco mechanicznie, ale wyborne refrreny jak ten już na samym początku w "Abandoned, Pleased, Brainwashed, Exploited" rekompensują pewną jednostajność, jaka się tu wkrada. Zresztą SONATA ARCTICA zawsze do tych refrenów dążyła, zmierzała i Kakko doskonale sobie zdawał sprawę, że to potężna broń, jaką dysponuje ten zespół. Podobnie jak romantyczne kompozycje balladowe, tyle że "Gravenimage" jest taką tylko do połowy, potem to trochę smutny i wzniosły utwór, pełen doskonałych partii wokalnych, wtrąceń neoklasycznych oraz klimatu... STRATOVARIUS.
W pełni balladowym songiem jest kolejny sonatowy wyciskacz łez "The Misery", udany, ale nie na tyle, aby płakać przy nim tak jak przy podobnych numerach z "Silence". Tak samo ładnie w kilku planach zagrany "Broken" - wysmakowany, ale jak niezbyt zapadający w pamięć w konwencji czystego melodic metal. Kontynuacją słonecznego pozytywnie naładowanego stylu z "Silence" jest "The Cage" z jakże klasycznym dla Sonaty refrenem i kombinowanymi natarciami gitarowo-klawiszowymi, podobnie jak "Silver Tongue"z nutką epickości, a wszystko w klasycznych tempach grupy i niezmiernie starannie dopracowane w drobiazgach, dlatego nie słucha się tego jako extra łatwo strawnej dozy melodic metalu. Na te inkrustacje i ozdobniki warto zwrócić uwagę, podobnie jak na sola gitarowe Liimatainena, któremu niekiedy się wytyka, że się na tym LP pod tym względem oszczędzał, co jest oczywistą nieprawdą.
Czasem ten jasny styl wpada w wąską smugę cienia jak w nieco wolniejszym ciepłym i refleksyjnym "Victoria's Secret" po czym zespół znów jest wesoły i natarczywie przebojowy w prościutkim w melodii "Champagne Bath" z udziwnionymi solami w dialogu gitary i instrumentów klawiszowych i nawet ciężkimi jak na SONATA ARCTICA atakami powerowej gitary. Riffy i pewne motywy wprost przeniesione są z poprzedniego LP w nieco innych układach w wielu utworach, to słychać w "The Ruins of My Life", który jednak został sprytnie ubarwiony krużgankowym folk-rycerskim motywem w części instrumentalnej i odrobiną fantasy słuchowiska.
Tylko zakończenie płyty jest trochę niewyraźne i bezbarwne w nijakim powolnym songu romantycznym "Draw Me". Jak na akcent końcowy mało w tym ducha SONATA ARCTICA.

Duch zespołu w pełni ujawnia się w wykonaniu, pozostawiającym w tyle praktycznie wszystkich w tym czasie w Finlandii, poza STRATOVARIUS rzecz jasna. Wokalna forma Kakko jest wyśmienita i jest to najlepiej zaśpiewany technicznie przez niego album z dotychczasowych i następnych także. Sekcja rytmiczna wzorcowa dla gatunku z zaznaczeniem Portimo a w kwestii produkcji także żadnych zastrzeżeń mieć nie można, o ile się lubi klasyczny sound tworzony w Finnvox.
Płyta nie zawiera tak niezapomnianych kompozycji jak "Silence" i SONATA ARCTICA przestał był kopalnią niewyobrażalnie kultowych hitów, ale jest to płyta na wysokim poziomie w ramach gatunku, która zresztą bez problemu podtrzymała zainteresowanie tym zespołem w okresie naporu kolejnej fali melodic power w Europie.



Ocena: 8/10

29.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Sonata Arctica - Unia (2007)

[Obrazek: R-4196636-1491138390-6219.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. In Black and White 05:04
2. Paid in Full 04:24
3. For the Sake of Revenge 03:23
4. It Won't Fade 05:59
5. Under Your Tree 05:14
6. Caleb 06:17
7. The Vice 04:09
8. My Dream's But a Drop of Fuel for a Nightmare 06:13
9. The Harvest 04:19
10. The Worlds Forgotten, the Words Forbidden 02:57
11. Fly With the Black Swan 05:08
12. Good Enough Is Good Enough 05:32

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jani Liimatainen - gitara
Marko Paasikoski - bas
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe
Tommy Portimo - perkusja

25 maja 2007 i Nuclear Blast wydaje nowy album SONATA ARCTICA pod tytułem "Unia".

"Unia". Po fińsku sen, sny...
Zabrakło po prostu pomysłów na dobry melodyjny power metal. Trudno oczekiwać nieustannego utrzymania poziomu debiutu czy najlepszych nagrań z kolejnych płyt, ale tym razem Kakko stworzył zestaw kompozycji, gdzie na funt wagi przypada pół funta STRATOVARIUS w bladym wydaniu quasi progresywnym, ćwierć funta nowoczesnych rozwiązań w melodyjnym metalu i ćwierć funta starego stylu zespołu gdzie tylko kilka uncji jest tu na wysokim poziomie.
Gładkie, bezpieczne granie niezobowiązujących melodii i ta z "In Black And White" albo "The Harvest" jest taka poprawnie nijaka. Kakko co ciekawe śpiewa na tym LP bardzo dobrze i towarzyszą mu bardzo dobre chórki, ale tak wypranego z energii zespołu jeszcze nie było. Te wyciskające łzy numery super słodkie i melodyjne były zawsze ogromnym atutem Sonaty, ale bezbarwność takiego "Paind In Full"czy też "Under Your Tree" jest zastanawiająca. Marne są klawisze na tym LP. Klingenberg gra o trzy klasy niżej swoich możliwości i ta jego inwencja w tworzeniu rzeczy prostych i zgrabnych tu praktycznie nie występuje.
W jakimś stopniu ta przyjęta tu stonowana konwencja sprawdza się w przypadku łagodnego"For The Sake Of Revenge" ale nie bardzo jeśli chodzi o "It Wont Fade", który poniekąd brzmi jak włoskie numery fantasy flower power w podwójnie ugrzecznionej wersji i nieco agresywniejszy wokal Kakko w paru miejscach tego nie zmienia. Do tego zupełne wyhamowanie w drugiej części kładzie ten utwór kompletnie. Jakieś próby wykorzystania tego sentymentalnie zadumanego i w smudze cienia STRATOVARIUS w "Caleb" czy w"My Dreams But A Drop Of Fuel For A Nightmare" wrażenia nie robią, brak po prostu tu autentyzmu, brak power metalu cokolwiek to znaczy w tym przypadku. Coś jest w melodii i klimacie "The Vice" ale to się rozmywa w tej mdłej aranżacji pełnej wysokich chórków i tu mamy symfoniczność bez symfoniczności i teatr bez teatru, jaki tworzył chociażby duński EVIL MASQUERADE.
Poprawność. Poprawnie bez entuzjazmu i zaangażowania grająca sekcja rytmiczna. Bezbarwna poprawność zabija wcale niezłą melodię główną delikatnego "The Worlds Forgotten, The Worlds Forbidden" powoduje bezstylowość "Fly By The Black Swan". Oczywiście można się wyciszyć jak w "Good Enough Is Good Enough", ale czy tak się wycisza SONATA ARCTICA? Przecież od czasu, gdy grali z entuzjazmem i przekonaniem na debiucie, nie minęło nawet dziesięć lat. Nie chodzi o ponad świetlne galopady i generowanie mega melodyjnych super killerów. Po prostu nie można udawać, że się gra power metal w europejskiej odmianie. SONATA ARCTICA chce zagrać taki power bez "power" i wchodzi na teren stricte zarezerwowany dla fińskich grup z kręgu melodic metal, potrafiących jednak wyczarować więcej atrakcyjnych melodii i zaraźliwych refrenów.

Pastelowe jest brzmienie, bez iskry, jakieś płaskie w dalszych planach nieciekawe w samej gitarze i tylko Marko Paasikoski ze swoim basem wyłamuje się i ten instrument mocno metaliczny i głęboki tworzy rysy na białej porcelanie ogólnego soundu. Tu zapewne SONATA ARCTICA gra to co pastelowo gra w duszach muzykom. Czy fanom power metalu? Sprawa mocno dyskusyjna. Coś się tu skończyło, coś się wypaliło. Wypalony w gatunku zespół próbuje ugryźć problem z jakiejś innej strony, ale według receptury ze źle dobranymi składnikami.
Ostatni album z Jani Liimatainenem jako gitarzystą i pewna epoka się po prostu skończyła.


Ocena: 4/10

30.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Sonata Arctica - The Days of Grays (2009)

[Obrazek: R-1963849-1256397373.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Everything Fades To Gray (Instrumental) 03:07
2. Deathaura 07:59
3. The Last Amazing Grays 05:40
4. Flag In The Ground 04:09
5. Breathing 03:55
6. Zeroes 04:24
7. The Dead Skin 06:15
8. Juliet 05:59
9. No Dream Can Heal A Broken Heart 04:33
10. As If The World Wasn't Ending 03:49
11. The Truth Is Out There 05:04
12. Everything Fades To Gray (Full Version) 04:30

Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Marko Paasikoski - bas
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe, hammondy
Tommy Portimo - perkusja


W przypadku SONATA ARCTICA po prostu nie można uciec od przypomnienia, że ta grupa swoim debiutem "Ecliptica" podniosła na nowy poziom melodyjny speed power eurometal. Nie można też pominąć i tego, że zespół nagrywał i potem co najmniej dobre płyty, ewoluując, łagodniejąc, polerując się coraz bardziej i sięgając granicy na płycie "Unia".
Dwa lata po tej płycie Kakko zaprezentował kolejną porcję sonatowego metalu swojego autorstwa na LP "The Days Of Grays", płycie trwającej prawie godzinę, jak zwykle udziałem gości (tym razem smyczki Perttu Kivilaakso i wokal żeński Johanny Kurkela), a wydanej przez Nuclear Blast we wrześniu.
Symptomatyczne jest umieszczenie na płycie kompozycji "Flag In The Ground" będącej pierwotnie utworem pod tytułem "BlackOut" nagranym i zagranym jeszcze przez zespół TRICKY BEANS, z którego rozwinęła się SONATA ARCTICA. Tak, jest to najlepszy numer na tym albumie z irlandzkim motywem przypominającym te wyczarowywane przez Gary Moore'a, zgrabnie zaaranżowany z tą pełną energii galopadą gitarową i klawiszami jak z epoki "Ecliptica". Gdyby ten utwór otwierał płytę, można by sądzić, że grupa nagle zapragnęła cofnąć się w czasie o te 10 lat i nastąpił co najmniej powrót bardzo udany. Niestety tak w rzeczywistości nie jest. Aż dwa razy męczą w "Everything Fades To Gray" podróżując w krainy melancholijnej łagodności na początku i na końcu albumu a środek też jest pustawy.
Pustawo jest w sferze niedopracowanych aranżacji symfonicznych, gdzie smyczki są bardziej zagubione niż nastrojowe a klawisze blade i niezdecydowane, tyle że bez tych nowocześniejszych chwytów z płyty "Unia". Ta kontynuacja z "Unia" jest słyszalna jednak w wypranych z energii melodic metalowych, sentymentalnie płaczliwych kompozycji w rodzaju "No Dream Can Heal A Broken Heart" gdzie ładnie śpiewa Johanna, ale SONATA ARCTICA to nie NIGHTWISH i podobne sprawy. Można ją jeszcze usłyszeć w takim z lekka przekombinowanym "Deathaura" ale w "Juliet" już nie a tu może jakiś duet mógłby się przydać w tym miłym wdzięcznym refrenie, jednym z tych najlepszych na płycie, ale któremu daleko do tych faktycznie najlepszych sonatowych refrenów.
Płyta wydaje się bogatsza formalnie od "Unia" ale to bogactwo to po części nie diamenty a cyrkonie stworzone łatwo i tanim kosztem bez nakładu faktycznej pracy twórczej.
Jakoś popowo się prezentuje "The Truth Is Out There" i ta kompozycja pokazuje, jak łatwo można przekroczyć granice metalu gdy się zapomina, że gitara jest tu podstawowym instrumentem. Owszem jest coś z neoklasyki, coś z czasów środkowego STRATOVARIUS na tym albumie, ale to ślady i ulotne momenty. Miękko, po raz drugi arcybezpiecznie i bez wychylania w kierunku power metalu (po "Unia") i tak te utwory obdarzone grzecznymi chórkami i nadzwyczaj układnym wokalem Kakko lecą jeden po drugim. Smutnawo tu jest czasem, i to słychać w "Breathing" i to taka smutna bezradność. Zupełnie pogubili się w tym, co chcą tu robić w niby nowocześnie agresywnym "The Dead Skin", ale to agresja porównywalna z grzechotką, a nie grzechotnikiem. Może jakimś rozwiązaniem byłoby na tym LP większe wykorzystanie takiego aktorskiego muzycznego przekazu i temp z "Zeroes", ciekawego przykładu wykorzystania różnych podgatunków melodic metalu z malutką nutką progresywności i modern grania. Znakomity numer i jest to właściwie jedyna warta uwagi nowa kompozycja na tym albumie. No i Klingenberg się na moment tu obudził i zagrał coś niesamowitego jedyny raz na tym krążku.

Brzmieniowo jest tak średnio, ale to zapewne wynik tego ogólnego wygładzenia ponownie jak na "Unia" z bardzo kompetentnie ustawionym mocnym punktującym, a czasem pogrywającym coś więcej basem. Wokalnie nie można nic Kakko zarzucić, w tej konwencji jego głos brzmi przyjemnie i jest dopasowany do całości. Elias Viljanen ani nie błyszczy, ani nie próbuje dorównać swojemu sławnemu poprzednikowi. Solidny gitarzysta po prostu, który odegrał to, co przygotował lider. W solach przeciętny inwencji własnej malutko.

Jaki gatunek, jaka konwencja? Melodic power metal? Melodic na pewno, melodii niezbyt ekscytujących ani przebojowych, power raczej nie, chyba że jego wyznacznikiem jest podwójna stopa li tylko, a w kwestii metalu... te granice pojmowania metalu rozciągnęły się i rozmyły...
Jakoś się faktycznie ten zespół wypalił, a magia nazwy nie wystarcza już w dzisiejszych czasach potężnej sceny fińskiego melodic power, która wszakże w dużej mierze powstała dzięki nie tylko STRATOVARIUS, ale i "Ecliptica" SONATA ARCTICA.


Ocena: 4/10

18.09.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Sonata Arctica - Stones Grow Her Name (2012)

[Obrazek: R-3624688-1350333143-6332.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Only the Broken Hearts (Make You Beautiful) 03:23
2. Shitload of Money 04:52
3. Losing My Insanity 04:03
4. Somewhere Close to You 04:13
5. I Have a Right 04:48
6. Alone in Heaven 04:31
7. The Day 04:14
8. Cinderblox 04:08
9. Don't Be Mean 03:17
10. Wildfire, Part: II - One With the Mountain 07:53
11. Wildfire, Part: III - Wildfire Town, Population: 07:57

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Marko Paasikoski - bas
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe

Nuclesr Blast w maju 2012 prezentuje kolejny album SONATA ARCTICA. Zawsze należy dać kolejną szansę, zawsze. Szczególnie gdy ma ją otrzymać SONATA ARCTICA.
W pewnych kręgach cokolwiek by nie nagrali, będzie się podobać i każda krytyka będzie odrzucona zaś "Unia" i "The Days of Grays" będą mini kultem.

Takim kompozycjom jak "Only the Broken Hearts (Make You Beautiful)" mówię jednak stanowczo - nie, bo ten układny i grzeczny melodic metal udał się tak naprawdę tylko na "Silence".
Upór, z jakim zespół stapia na nowej płycie ugłaskane koncepcje z dawnych lat z inteligenckim smutactwem "Unia" oraz nieudolne omijanie raf muzycznych poprzedniego LP jest zastanawiający. Jest to jednak omijanie zdecydowanie nieudolne, bo koszmarki rozlazłej łagodności w popowym sosie to na nowej płycie praktycznie norma. "Shitload of Money" to mega koszmarek... no hmmm shit można by powiedzieć... Jakże zabawnie brzmi ten zespół w takim nowoczesnym riffowaniu jak w "Somewhere Close to You" i jak to wszystko się tu bezsensownie rozwija.
Bardzo dobrze śpiewa Kakko, znakomicie wręcz, niestety przeflancować go do innego zespołu się nie da. Zresztą wszyscy tu grają znakomicie lub co najmniej bardzo dobrze i najwyżej można by z lekka pogrozić paluszkiem Henrikowi Klingenbergowi za dyskotekowe klawisze od czasu do czasu. No i te chórki metalowej ekipie z Finlandii nie przystoją. Timo Kotipelto popraw się.
SONATA ARCTICA proponuje na tym LP melodyjny metal przyjazny dla środowiska naturalnego. Tak jest w drętwych numerach takich jak "I Have a Right", czy "Alone in Heaven" nie wspominając o "The Day" i ta trójca dobija w środkowej części albumu. W "The Day" rajtuzy barda nigdy wcześniej nie były tak obcisłe. Ohyda. Może nie zawsze, bo akurat "Losing My Insanity" fragmentami fajny, nawet z lekka neoklasyczny, ale czemu taki miejscami zakręcony? Tytuł wszakże mówi o dążeniu do normalności. "Cinderblox". O tak. Momentami coś dla sonatowych ortodoksów i jest to tempo powerowe, jakie sami onegdaj stworzyli. Dawno temu. Ale świeżo w całej tej bałaganiarskiej właściwie koncepcji. A ballada "Don't Be Mean" bardzo dobra. Taka amerykańska i SKID ROW by to na pewno rozkręcił jeszcze lepiej, ale bez smyczków.
Orkiestracji, symfonizacji i podobnych rzeczy na tej płycie mało. Zresztą nie bardzo byłoby to gdzie wstawić w dominującą nowoczesność smartfonowych odtwarzaczy.
Jeśli chodzi o opowieść "Wildfire" to w obu częściach wywołuje mieszane uczucia. Same główne motywy i epicko-folkowa otoczka interesujące, jednak niepotrzebnie doładowano to marnymi chórkami, denerwującymi klawiszami i kolejną porcją niemodnej nowoczesności w aranżacjach. No i potworne zbędne symfonizacje na dokładkę.

Mizerna zawartość opakowana wybornie w złoto i atłasy produkcji. Który album SONATA ARCTICA został tak fantastycznie selektywnie wyprodukowany? No który?
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że SONATA ARCTICA celuje w stworzenie nowego podgatunku melodyjnego power metalu. Przyjaznego dla środowiska naturalnego z KFC w tle.


Ocena: 4/10

18.05.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Sonata Arctica - Pariah's Child (2014)

[Obrazek: R-5571062-1396862082-4025.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Wolves Die Young 04:11
2. Running Lights 04:26
3. Take One Breath 04:19
4. Cloud Factory 04:17
5. Blood 05:54
6. What Did You Do in the War, Dad? 05:13
7. Half a Marathon Man 05:43
8. X Marks the Spot 05:20
9. Love 03:50
10. Larger than Life 09:57

Rok wydania: 2014
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Pasi Kauppinen - bas
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe


W 2013 nastąpiła w składzie SONATA ARCTICA jedna istotna zmiana. Nowym basistą został zasłużony na scenie fińskiej Pasi Kauppinen ( REQUIEM, SILENT VOICES, WINTERBORN), który współpracował także z Klingenbergiem w jego projekcie instrumentalnym KLINGENBERG  SYNDROME.
Innych zmian nie ma i to słychać na kolejnej płycie zespołu - "Pariah's Child".

Ciężko tu coś pozytywnego napisać o miałkich, ugłaskanych i przesłodzonych numerach z tej płyty.
Monotonne granie w średnich tempach z gitarowo-klawiszową papką i melodie równie atrakcyjne, jak w jednoosobowych japońskich projektach JRocka. Co więcej, jeśli poprzednio można było zarzucić SONATA ARCTICA dyskotekową nowoczesność, to tym razem jest to znacznie bardziej tradycyjne w duchu zespołu, tyle że to blada kopia z kopii melodyjnego metalu z "Silence" chociażby, co słychać w The Wolves Die Young. Radosne granie z dzwoneczkami w tle w Running Lights pasuje do zimowego kinderbalu, podobnie jak opanowany przez klawisze i głośną perkusję Take One Breath w części wstępnej i nijaką melodię w dalszej. Kako raz śpiewa, jakby wykonywał kołysankę dla niemowlaka, to znowu krzyczy w nieuzasadnionych miejscach, i tak jest praktycznie w niemal każdym utworze. Nijakie melodie... To, że gra się słodko i ciepło nie oznacza, że nie może to być chwytliwe i poruszające. Ale nijakość i nierozpoznawalność melodii kładzie zawsze wszystko i tak położone są Cloud Factory
Blood to znowu jakieś wycieczki w stronę progresywnego STRATOVARIUS i to już jest po prostu zupełnie drażniące. Solo jakie tu zagrał Elias Viljanen, jest po prostu kompromitujące. Z kolei What Did You Do in the War, Dad? wskazuje na to, że jednak Kako uważa, że "Unia" to była dobra płyta. Te same słodko-smutne fundamenty, to samo przekolorowane wykonanie. Och, jaki "brutalny" jest prymitywny hard'n'heavy Half a Marathon Man z niezrozumiałym i dziwacznym wstępem, zupełnie niepasującym do reszty. Ten numer jest po prostu zawstydzający, także w festiwalowym refrenie.
W pewnym momencie zespół ożywia się przy dynamiczniejszym X Marks the Spot, ale jak słyszę te dodatkowe narracje, to chce się to natychmiast wyłączyć. Ballada Love to chyba najgorszy tego typu utwór SONATA ARCTICA...
"Dawnych wspomnień czar" Kako próbuje przywołać w rozbudowanym Larger than Life, tyle że to wszystko już było i było lepiej. Nieciekawe jest to symfoniczne słodzenie rodem z wigilijnych kreskówek, fatalne te aktorsko- psychodeliczne Kako, stojące w opozycji do rytmicznego rzemieślniczego melodic power, jaki potem zaczyna dominować. Ta cała opowieść mimo pozornego dynamizmu jest nudna i niespójna.

Jeśli zawsze, nawet w przypadku słabych płyt, wykonanie nie budziło zastrzeżeń, to tym razem zostało to wszystko zagrane bez wyrazu, z marnymi partiami klawiszowymi i gitarowymi. Jedno, co dobre, to to, że nie ma dyskotekowych ataków Klingenberga, ale te bezpłciowe numery nawet nie mają miejsca na podobne rzeczy. Orkiestracji niewiele, czasem harfa, czasem flet, chóry marne. Forma wokalna Kako dobra i to tyle dobrego. Nawet Svante Forsbäck, który robił mastering tego albumu, zrobił po prostu tym razem swoje i ten LP brzmi gorzej niż poprzedni.
SONATA ARCTICA nagrał po prostu kolejny album, bo tak trzeba, bo tak wynika ze zobowiązań kontraktowych. Jakiś popyt na takie pewnie jest, skoro wydał to Nuclear Blast. Jednak naprawdę działa tylko magia nazwy, bo muzyki to już na pewno nie.

ocena: 3,3/10

new 12.01.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Sonata Arctica - Silence (2001)

[Obrazek: R-440219-1245448424.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. ...of Silence 01:17
2. Weballergy 03:52
3. False News Travel Fast 05:18
4. The End of This Chapter 07:02
5. Black Sheep 03:42
6. Land of the Free 04:25
7. Last Drop Falls 05:13
8. San Sebastian (Revisited) 04:38
9. Sing in Silence 03:51
10. Revontulet 01:33
11.Tallulah 05:20
12.Wolf & Raven 04:16
13.The Power of One 11:33

Rok wydania: 2001
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jani Liimatainen - gitara
Marko Paasikoski - gitara basowa
Tommy Portimo - perkusja
Mikko Härkin - instrumenty klawiszowe


Debiut SONATA ARCTICA z 1999 roku był jak pokaz fajerwerków na bezchmurnym nocnym niebie. Był także w jakimś stopniu czymś przełamującym skostniałe już nieco ramy fińskiego metalu zdominowanego przez STRATOVARIUS.
Gdy w 2001 SONATA ARCTICA w nowym, rozszerzonym o ex klawiszowca KENZINER Mikko Härkina składzie, i ponownie z pierwszym swoim utalentowanym basistą Marko Paasikoski, zaprezentował drugi album "Silence" nadzieje były ogromne.
Jednak prawda o tym, że STRATOVARIUS znajdował się zawsze w tle SONATA ARCTICA wyszła tym razem na jaw, także w warstwie muzycznej.

"Silence" to niestety album kompromisów pomiędzy nieokiełznaną melodyjną przebojowością SONATA ARCITCA z "Ecliptica", a ugładzonym i wypośrodkowanym graniem STRATOVARIUS  i tworzeniem wysublimowanych konstrukcji mających nieraz niezbyt wiele wspólnego z power metalem, a nawet metalem jako takim.
Tak chyba trochę na przynętę umieszczono po intro znakomity dynamiczny melodic power metalowy Weballergy, godny "Ecliptica" z finezyjnym solem Liimatainena i drugim Härkina, ale potem jest bardzo różnie. To ugładzenie i pastelowe granie z False News Travel Fast to jest prosta, nieco bardziej przystępna transpozycja podobnych utworów STRATOVARIUS, zresztą jak i utrzymany w umiarkowanym tempie melodic metalowy The End of This Chapter. Zdecydowanie przesłodzony, nadmiernie romantyczny i nadmiernie patetyczny, co więcej mimo swej długości niosący mało muzycznej treści.
I tak przetykają lepsze rzeczy i gorsze, i do tych zdecydowanie lepszych należy kolejny niewątpliwy killer Black Sheep z fenomenalnym wykorzystaniem zwiewnych elementów neoklasycznych i fantastyczną partią klawiszową Härkina. Potem wchodzi z solówką Jani i jest to wejście genialne. Nie odpuszczają w dynamicznym Land of the Free, gdzie może tylko refren mógłby być jeszcze bardziej wyrazisty, ale potem znowu nudnawy wypielęgnowany rock/metalowy song Last Drop Falls. Byłby zupełnie do niczego, ale uratował to trochę Jani pięknym pełnym emocji rockowym solem. Jeśli coś z tego albumu zapisało się na zawsze w Wielkiej Księdze Metalu to na pewno San Sebastian (Revisited). Czemu? Trudno powiedzieć, bo przecież to nic takiego, po prostu chwytliwy w refrenie melodic power metal. No właśnie... A jednak! Sing in Silence znowu skręca na obszary nieco refleksyjnego STRATOVARIUS i jest taki sobie, ale często się zapomina, że tu są chyba najlepsze wokale Kakko na całej płycie! Ogólnie Tony zachwyca przez cały czas i to był w owym czasie niewątpliwie brylant czystej wody i największa nadzieja fińskiego metalu jeśli chodzi o głos. Nawet w słabym songu przy pianinie Tallulah wypada jak należy, a nawet lepiej.
Wolf & Raven! Absolutne zniszczenie! Fantastyczna motoryka, ogromna dynamika i tu grają jak na "Ecliptica". Wokale dewastują w tych wielogłosowych harmoniach no i jest zadzior i pazur oraz wysmakowana pełna luzu część instrumentalna. Killer i hit nad hity! To także wyraz znakomitej dyspozycji wykonawczej całego zespołu w przekroju tego albumu. W tym miejscu ta płyta mogłaby się zakończyć. Niestety SONATA ARCTICA zmusza jeszcze do wysłuchania kolosa The Power of One. Gorszy, nudny, zrobiony bez pomysłu STRATOVARIUS i to jest 11 minut męki z muzyką wtórną i bez własnego oblicza. Pompatyczne nic.

Brzmienie jest wypieszczone i wypolerowane przez Mika Jussila w Finnvox Studio. Jest to chyba pierwsza płyta z tak encyklopedycznym dla tego studio soundem fińskiego power metalu i w nieznacznie tylko modyfikowanych wariantach króluje do dziś.

O tym albumie często się mówi - "pół na pół" i coś w tym jest. Gdyby połowę z tego wyrzucić... SONATA ARCTICA chciał zadowolić tu swoich fanów i to się jak najbardziej udało, ale i fanów STRATOVARIUS, a to już tak dobrze nie wyszło.


ocena: 7/10

new 15.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Sonata Arctica - Reckoning Day (2004)

[Obrazek: R-447122-1245102878.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Misplaced 04:42
2. Blinded No More 05:33
3. Ain't Your Fairytale 05:26
4. Reckoning Day, Reckoning Night... 03:21
5. Don't Say a Word 05:49
6. The Boy Who Wanted to Be a Real Puppet 04:44
7. My Selene 05:28
8. Wildfire 04:36
9. White Pearl, Black Oceans... 08:47
10. Shamandalie 04:04
11. Jam 02:51 (hidden bonus track)

Rok wydania: 2004
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew
Jani Liimatainen - gitara
Marko Paasikoski - bas
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe


Bardzo szybko po "Winterheart's Guild", bo już w roku następnym, pojawił się czwarty album SONATA ARCTICA "Reckoning Night" wydany przez Nuclear Blast w październiku 2004 i wydany także od razu także w Japonii przez Avalon, gdzie zresztą miała miejsce oficjalna premiera 6 tego miesiąca. W zespole pojawił się klawiszowiec Henrik Klingenberg, który właśnie pożegnał się z innym fińskim power metalowym zespołem REQUIEM.

Na tej płycie grupa postanowiła zdyskontować sukces stylu zaprezentowanego na poprzednim LP, coś także dorzucić z nostalgicznie wspominanego "Ecliptica" oraz wykorzystać talent Klingerberga do tworzenia masywnych planów klawiszowych, które były elementem rozpoznawczym muzyki REQUIEM. 
Mniej, zdecydowanie mniej STRATOVARIUS w openerze Misplaced i jest tu szybko, przebojowo jak na debiucie, a równocześnie jest i wysmakowana część instrumentalna, którą oczywiście można by przypisywać wpływom STRATOAVRIUS, ale taki jest już styl ogólny styl ekip z Finlandii w tym gatunku, przynajmniej tych najbardziej typowych.
Blinded No More jest inny, nowocześniejszy w mieszaniu melodic heavy metal i gothic metalu w fińskiej odmianie, tyle że w żadnym gatunku nie jest wystarczająco atrakcyjny, choć są tu co najmniej trzy pomysły, które mogłyby stać się fundamentem trzech różnych i bardziej interesujących utworów. Z pewnością znakomity jest dynamiczny i absolutnie dla zespołu rozpoznawalny szybki i porywający łagodną melodią Ain't Your Fairytale, ujmujący tym lekkim heroizmem z "Ecliptica". Ta kompozycja eksploduje w nośnym refrenie, jednym z najlepszych jakie ta grupa w ogóle stworzyła.
Od czasu debiutu żadna płyta nie obfitowała w tyle zagranych z ogromną pewnością killerów w szybkich tempach. Wspaniały jest Don't Say a Word stanowiący kwintesencję tego, co czyniło z SONATA ARCTICA antytezę STRATOVARIUS, gdy tego chcieli. Potoczysty w zwrotkach, elegancki w refrenie, zaskakujący w części z narracją. W The Boy Who Wanted to Be a Real Puppet łagodnie z wdziękiem wchodzą na terytorium FALCONER, w My Selene powracają na swoje w tym szybkim romantycznym melodic power, który chwytał za serce na debiucie i nadal to brzmi świeżo i poruszająco.
Słuchowiskowa część wstępna Wildfire wskazuje bardziej na jakiś epicki power metalowy dumny song, a tymczasem jest to energiczne natarcie całego zespołu w numerze nietypowym, bo zdecydowanie mocniejszym, ale o ogromnej melodyjności, no jakimś takim po prostu innym od tego wszystkiego. Potężne chórki, krzyczący Kakko, zdecydowanie inaczej ustawiona gitara. Coś innego i przy tym  wykonaniu Finów perfekcyjnego. Szum morza łączy Wildfire z White Pearl, Black Oceans... i teraz już mamy całość morskiej baśniowej opowieści. Jest to jedna z najbardziej subtelnych i wysmakowanych historii tego rodzaju w historii metalu po dzień dzisiejszy. Zresztą, większość późniejszych opiera się właśnie na pomysłach z tego utworu. Perfekcyjne wielogłosowe harmonie wokalne w chórach są niesamowite, Kakko niemal spychany jest na dalszy plan, a i on jest wyborny tutaj. Pianino, orkiestracje, bogate aranżacje, umiejętnie prowadzona narracja. I na koniec pieśń barda Shamandalie, bardzo znana i bardzo popularna po dzień dzisiejszy i jak zawsze nie do końca słusznie porównywana do podobnych kompozycji BLIND GUARDIAN.

O wartości tego albumu stanowi także wykonanie. Partie Klingenberga są faktycznie doskonałe, gitara Liimatainena momentami wirtuozerska w solach, świetne są także śmiałe ataki sekcji rytmicznej i można powiedzieć, że cele aranżacyjne zostały wypełnione  w 100%. Ponadto Tony Kakko śpiewa po prostu znakomicie i słychać nie tylko ogromną pewność siebie, ale i fenomenalne panowanie w wyższych rejestrach i jak nie lubię za bardzo wysokiego śpiewania, to tutaj jest ono bardzo, bardzo atrakcyjne.
Sound klasyczny dla SONATA ARCTICA  z tego okresu, po raz kolejny wypracowany w Finnvox Studio przez Miko Karmilla i Mika Jussila i ma wszystko, czego fani takiej muzyki oczekują. Ciepłe, głębokie gitary, wyrazisty bas i perkusja brzęcząca i szeleszcząca blachami.
Powiadają, że to ostatni power metalowy album SONATA ARCTICA. Można się z tym stwierdzeniem zgodzić lub nie, ale na pewno jest to płyta, gdzie sonatowe przebojowe killery pojawiły się w takiej masie po raz ostatni.


ocena: 9/10

new 25.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Sonata Arctica - The Ninth Hour  (2016)

[Obrazek: R-9122261-1475159445-3963.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Closer to an Animal 05:25
2. Life 05:06
3.Fairytale 06:38
4. We Are What We Are 05:25
5. Till Death's Done Us Apart 06:06
6. Among the Shooting Stars 04:10
7. Rise a Night 04:28
8. Fly, Navigate, Communicate 04:27
9. Candle Lawns 04:32
10. White Pearl, Black Oceans (Part II: By the Grace of the Ocean) 10:13
11.On the Faultline (Closure to an Animal) 05:34

Rok wydania: 2016
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Pasi Kauppinen - gitara basowa
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe


Czym się różni rzemiosło od rzemiosła artystycznego?
Na to pytanie spróbuję odpowiedzieć na końcu tej recenzji płyty będącej następcą "Pariah's Child" z 2014. Także i ten album wydała wytwórnia Nuclear Blast, bo niezależnie od jęków i narzekań krytyki płyty SONATA ARCTICA sprzedają się nadal bardzo dobrze.

W zasadzie SONATA ARCTICA idzie na rękę wszystkim mainstreamowym konsumentom i dawno już zatracił poczucie jakiejś konieczności uporządkowanego grania i tworzenia na swoich płytach myśli przewodniej. Ten album, jego zawartość muzyczna odpowiada zasadzie "dla każdego coś miłego (dla ucha)" i jest to płyta eklektyczna, ale eklektyczna świadomie, bo zawsze z czymś z tego się w czyjeś gusta trafi.
Można jednak częstować zarówno homarami jak i burakiem, i raczej burakiem jest być może wyczekiwana przez wielu druga część White Pearl, Black Oceans  - (Part II: By the Grace of the Ocean), bo co tu można powiedzieć pozytywnego o tym nudnym kolosie, gładkim i nadętym jak finały AVANTASIA. Gdzie tu ocean, gdzie tu przygoda?
Miałkie rozpoczęcie w postaci Closer to an Animal, udającym progresywny melodic power metal i miałkie zakończenie w postaci niby części drugiej On the Faultline (Closure to an Animal), którą mógłby zaśpiewać Frank Sinatra, w czarno - białym telewizorze z lat 50 tych w USA. A może by tak jednak coś z power metalu? Ciężko z tym, a Kakko śpiewa głosem ciepłym, zrównoważonym, metalowo obojętnym i w rejestrach średnich...
Coś z power metalu. Na pewno nie melodic rock, gładki, słodki, grzeczny i radiowy jak w Life. Gdyby cokolwiek jakoś wyróżnić to może sonatowo/stratovariusowy Fairytale, przynajmniej pochodzący z obszarów fińskiej odmiany power metalu z klawiszami. Dobre. Przy songu We Are What We Are oczy się same zamykają i trudno się nawet obudzić przy mocniejszych romantycznych partiach. Till Death's Done Us Apart jest kompletnie nieudany, bo ta bajeczka jest przerysowana, a do tego te ryki dodane tu bez sensu. No chyba, że należy to rozumieć jako progresywny metalowy teatr z wyższej półki. To ja już wolę duński EVIL MASQUERADE. Ta monotonna, jednakowa stylistyka rozplanowania utworów w pewnym momencie zaczyna drażnić. Najpierw mdłe nudzenie, potem wybuchowe pełne emocji (łzawych) gejzery romantyzmu. Oj tak, refren z Among the Shooting Stars jest wzruszający i bardzo się wzruszyłem. Bardzo.
Rise a Night. Power metal! Melodic power metal! Coś takiego! Miałkie, ale dobrze, że jest. Fly, Navigate, Communicate ma swój urok. Taki podobny jak z "Unia". Poważnie, dobrze zrobione, ale powinna to zaśpiewać gościnnie na przykład Tarja.
Tak przy okazji... najbardziej bezsensowna partia klawiszowa Klingenberga na całej płycie.
Jakieś utajnione nadzieje wiązałem z Candle Lawns, może ze względu na tytuł. Kto wie, gdyby ten song był jedynym wyciszeniem romantycznym na tym albumie, to by to robiło jakieś wrażenie. A tak, to ja wolę romantyzm Boltona.
Produkcja wyborna. Idealny sound pop music w opcji World Champion. Słodka żyleta! Brawo Finnvox studio i Mistrz Jussila. Jak zwykle, zresztą.

Być może nie dorosłem do takiej muzyki, ale zanim dorosnę, to już chyba umrę.
Co do postawionego na początku pytania to odpowiedź brzmi - "nie wiem", przynajmniej po wysłuchaniu tej płyty.


ocena: 3/10

new 26.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Sonata Arctica - Talviyö (2019)

[Obrazek: R-14122190-1568247231-2980.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Message from the Sun 04:06
2. Whirlwind 06:32
3.Cold 04:29
4. Storm the Armada 05:08
5. The Last of the Lambs 04:22
6. Who Failed the Most 04:44
7. Ismo's Got Good Reactors 03:43
8. Demon's Cage 04:58
9. A Little Less Understanding 04:16
10.The Raven Still Flies with You 07:39
11.The Garden 06:17

Rok wydania: 2019
Gatunek: Melodic Metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Pasi Kauppinen - gitara basowa
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe


6 września 2019 roku Nuclear Blast wydał kolejną płytę SONATA ARCTICA. Generalnie jest to wydarzenie bardziej instytucjonalne, element pewnego rytuału i pewnej tradycji, niż wydarzenie muzyczne, bo dobrej muzyki ten zespół nie gra od dawna. Trudno powiedzieć, czy SONATA ARCTICA nie umie już grać dobrej muzyki, czy też po prostu nie chce i świadomie tworzy pewien wypróbowany produkt, który się sprzeda określonemu gronu odbiorców. Ci odbiorcy za nic w świecie nie przyznają, że to nie jest dobra metalowa muzyka z gatunku melodic power, bo albo stanowią część pewnej muzycznej hermetycznej subkultury sonatowej, albo po prostu są po prostu zbyt leniwi lub bojaźliwi, by sięgnąć po coś innego, lepszego w tym obszarze muzyki.

Nowy album SONATA ARCTICA spełnia wszelkie wymogi produktu masowego, kultury absolutnie poprawnej politycznie i opakowanej elegancko w znakomite brzmienie, o ile encyklopedyczny sound Finnvox Studio za taki można uważać.
SONATA ARCTICA szanuje ten target słuchaczy, do którego od lat kieruje swoje kolejne nowe kompozycje i daje mu to samo, co daje od lat i to, czego ci słuchacze oczekują.
Są i pastelowe aranżacje, i odgłosy arktycznej wichury, i wygładzone partie klawiszowe Klingenberga. Jest łzawo i sentymentalnie, jest melodyjnie w słodkich melodiach pozbawionych pomysłu na coś więcej, niż tylko utrzymywanie się w nurcie mainstreamowego melodic metalu, takiego mainstreamowego w złym słowa znaczeniu, radiowego wypełniacza eteru i zagłuszania krzyku pustki umysłu odbiorców. Metalowy bunt dawno wygasł w sercach członków tego zespołu i od lat grają udający power metal po rock w kategorii "metal" czy "power metal" po prostu się niemieszczący.
Jest na tej płycie ta specyficzna próba ukrywania się za STRATOVARIUS za pewnymi łatwymi, progresywnymi rozwiązaniami, które tak na dobrą sprawę progresywnymi nie są.  STRATOVARIUS za to, co robił w XXI wieku można nie lubić, ale docenić wypada. Tu doceniać nie ma czego w opcji łączenia elementów o charakterze progresywnym, w mdłych, bezbarwnych melodiach, pozbawionych nawet cech rockowej przebojowości, w dyskusyjnym tym razem poziomie wokalu Kako, przynajmniej w części kompozycji.
Dwa przykłady muzycznej bezradności SONATA ARCTICA na tym albumie  - The Last of the Lambs i Who Failed the Most.
To pełny obraz nowego "dzieła" SONATA ARCTICA. Przedtem i potem jest to samo i ta twórcza bezradność jest wszechobecna. Jasne, będą tacy, którzy stwierdzą, że to świetna muzyka, ale to nie są fani power metalu. Komercyjnego rocka i AOR, być może tak. SONATA ARCTICA power metalu już po prostu nie gra i tylko tak sobie wmawiamy od czasu "Unia".


Ładnie opakowany produkt z niskiej muzycznej półki i może nawet wydany w tym samym dniu album anime manga "winter metal" innego fińskiego zespołu WINTERFROST jest nieco mniej kompromitujący, ale skoro dochodzi do takich porównań, to chyba naprawdę czas, by ekipa SONATA ARCICA zajęła się czymś innym. Czy tak się stanie? Wątpię, bo to jest przecież instytucja, a nie zespół muzyczny i zbyt dużo ludzi wokoło żyje z tego, że wybitni muzycy rozmieniają się na drobne, grając takie rzeczy.
Prywatnie nie wierzę, że członkom SONATA ARCTICA podoba się to, co prezentują na tej płycie i na kilku poprzednich, ale to kwestia wyboru drogi, jakiej w końcu przecież sami dokonali.


ocena: 3,5/10

new 6.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Sonata Arctica - Clear Cold Beyond (2024)

[Obrazek: NTctNTc3Ni5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1.First in Line 05:22
2.California 04:25
3.Shah Mat 04:08
4. Dark Empath 06:05
5. Cure for Everything 04:41
6. A Monster Only You Can't See 05:56
7. Teardrops 04:57
8. Angel Defiled 04:44
9. The Best Things 04:52
10.Clear Cold Beyond 05:45

Rok wydania: 2024
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Finlandia

Skład zespołu:
Tony Kakko - śpiew, instrumenty klawiszowe
Elias Viljanen - gitara
Pasi Kauppinen - gitara basowa
Tommy Portimo - perkusja
Henrik Klingenberg - instrumenty klawiszowe

Od jakiegoś już czasu nowe płyty SONATA ARCTICA są nie tyle wydarzeniem muzycznym, co medialnym i zespół ten dawno przestał wyznaczać dobre kierunki i trendy w melodyjnym metalowym graniu. Po dwóch akustycznych eksperymentach z roku 2022 przyszła pora na coś bardziej konkretnego i 8 marca 2024 wytwórnia Atomic Fire Records przedstawi "Clear Cold Beyond".

Ekipa zapowiedziała album cięższy, mocniejszy  i bardziej power metalowy. W takim graniu kilka grup z Finlandii słynny band Kakko już wyprzedziło, ustawiając poprzeczkę ligi krajowej bardzo wysoko. Grając energiczny power metal, SONATA ARCTICA zawsze zyskuje dzięki znakomitemu zgraniu i wykonaniu i żeby wrócić do czołówki, trzeba tylko zaproponować udane, porywające melodie i zapadające w pamięć refreny. Zaczyna się to bardzo dobrze rycerskim power z elementami włoskiego folk/power i szwedzkiego FALCONER w First in Line i dodatkowo Kakko już dawno nie śpiewał z takim przekonaniem i energią. Interesująca, nieco odbiegająca od klimatu partia instrumentalna, z Klingenbergem w roli głównej, który inicjuje także kolejny California, utrzymany w podobnym stylu. Naprawdę dużo pozytywnych odniesień do FALCONER i takiej muzyki jest niewiele od czasu rozwiązania tego zespołu. W Shah Mat także dosyć szybkim dodatkowe odniesienia w chórach do metalu symfonicznego i dobra melodia, gdzie jest więcej ciepłego dramatyzmu niż heroizmu. Stylistycznie i aranżacyjnie łączy się to z Dark Empath, gdzie jest nieco progresywnej  narracji muzycznej i wokalnej i zdecydowanie zwalniają do średnich i wolniejszych temp. Tym razem już zaczynają się pewne kombinacje w łączeniu podgatunków i jest dobrze, ale pewne elementy zbudowanego wcześniej klimatu wyparowują. Szczęśliwie wracają do koncepcji First in Line w podobnym Cure for Everything i ten zamkowy klimat opowieści barda w wersji turbo zostaje przywrócony. A w klasycznym stylu bard Kakko z chórkami w refrenach i z gitarą akustyczną  rozpoczyna A Monster Only You Can't See i to jest najlepsza do tego momentu kompozycja, rozpędzająca się do heroicznego power metalu w nadzwyczaj elegancki sposób. No i Kakko śpiewa po prostu przepięknie! Trochę słabszym utworem jest lekko niespójny stylistycznie i o nadmiernie zmiennych tempach Teardrops, ale już mocno wspierany klawiszami Angel Defiled prezentuje się tym szybkim ataku i falconerowym refrenem znakomicie. Ze smakiem, umiarkowanie sentymentalnie i udaną melodią rozwiązano The Best Things łagodniejszy song barda w starannie opracowanej, elektrycznej oprawie. Nie nudzą w takiej semi balladowej konwencji, jak często bywało na poprzednich płytach. Tym razem obyło się bez kolosa na zakończenie oraz progresywnych wygibasów i jest po prostu stonowany song o specyficznym klimacie, tak ogólnie odbiegający od zasadniczych schematów tej płyty. Zyskuje po bliższym poznaniu.

Na wysokości zadania stanęła ekipa, która ten album wyprodukowała ze Svante Forsbäckiem jako osobą odpowiedzialną za mastering na czele. To nie jest ten poprawny mdły sound z poprzedniej pyty. Głębia i klarowność jest tu znakomita. Ogólnie, to nie brzmi tak, jak dotąd brzmiała zazwyczaj SONATA ARCTICA. Można by powiedzieć - nowy fiński sound power metalowy.
Ortodoksyjni fani SONATA ARCTICA, którzy przez ostatnie lata cieszyli się z pustej lub prawie pustej szklanki, bo tak wypada, teraz mogą się cieszyć z pełnej.
Wreszcie bardzo dobra muzyka od Fińskiej Legendy.


ocena: 8,5/10

new 6.03.2024

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Atomic Fire Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości