22.09.2019, 14:42:28
Grimgotts - Dragons of the Ages (2019)
Tracklista:
1. War's Come to Our Shores 06:05
2. The Last Dragon Warriors 05:26
3. Ancient Waters 03:54
4. War at Dawn 04:18
5. The King Under the Sea 03:21
6. The Long Road 04:54
7. Turning the Tide 03:32
8. Take to the Sea 03:28
9. The Great Shadow 05:22
10. Here Be Dragonlords 08:30
Rok wydania: 2019
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Andy Barton – śpiew
David Hills – gitara
Nelson Moreira – bas
Mo Abdelgadir – perkusja
Fabio Garau – instrumenty klawiszowe
Jest to druga płyta założonego w 2015 roku zespołu, wydana własnym nakładem i ze zmianą w sekcji rytmicznej względem płyty poprzedniej.
Gdyby ALESTORM spotkało się z POWER QUEST, to prawdopodobnie by tak właśnie wyglądał owoc ich współpracy.
Jest prosto, jest melodyjnie, czasami epicko i przykładem takiego połączenia jest solidny War’s Come to Our Shores z rozmarzonym refrenem. Bardzo fajnie zagrany i bardzo dobrze zaśpiewany przez Andy Bartona. The Last Dragon Warriors również rozmarzony, ale bardzo fajnego smaczku dodaje duet wokalny z bliżej nieznaną Julią Zelg, która zaśpiewała gościnnie. Jest epicko w Ancient Waters i coś tym jest z ostatniego DRAGONLAND przemieszanego z morską bryzą, której u Kasparka już od lat nie było czuć. Ciekawą mieszaniną gatunków jest War At Dawn, jest growl, jest rozmach, który przypomina może trochę THE STORYTELLER, chociaż klawisze modern w refrenie są bardzo frapujące i czuć coś fińskiego w tym.
The King Under the Sea to znów romans z ALESTORM, nawet akordeon się tu udziela i nie irytuje i bardzo fajnie w refrenie buja, a środkowa część to niespodziewana i energetyczna petarda.
Przy dość szybkich tempach tego albumu zwolnienie jest potrzebne i tutaj służy za to nudny The Long Road i to jest w pewnym sensie gruba linia, która dzieli ten album, ponieważ od tego momentu jest już więcej POWER QUEST, co słychać niezbyt porywającym Turning the Tide czy Take to the Sea, w którym jest morze, ale zagrałby to lepiej każdy drugorzędny zespół. The Great Shadow nie najgorszy, ale brakuje już trochę pomysłu, przejścia nie są już tak płynne i zaczyna się wszystko zlewać, mimo fajnych galopad w refrenie.
Na koniec niemal 9 minutowy Here Be Dragonlords, gdzie jest epicko, dużo ALESTORM, z początku brzmi to bardzo chaotycznie i jak próba naśladowania RHAPSODY OF FIRE, ale to niestety nie ten poziom. Od około trzeciej minuty ciekawie to się zaczyna rozwijać, jest dużo portowych klimatów i jest podniosły refren, ale konstrukcja tego utworu przywodzi trochę na myśl kolosa z ostatniej płyty DRAGONLAND. Niby dobre podsumowanie, bo wykłada jak na tacy wszystkie wady i zalety, ale nie musiało to trwać 9 minut, wystarczyłyby 4 i by było bardzo dobrze, a tak to jest zbyt monotonnie.
Bardzo dobre brzmienie, szczególnie jak na self-release, pierwsze pięć utworów bardzo dobrych, pozostałe już niestety trochę mniej udane i wychodzi zbyt wielka prostota i monotonia.
Zagrane jest to bardzo dobrze i David Hills wygrywa bardzo dobre sola, a perkusja Mo Abdelgadira mocarna i ciekawa, daleko temu do prostego pukania i w pierwszej połowie albumu technicznie wszyscy błyszczą. Dalej jest już różnie i jakby cała moc uszła, może po prostu przez niezbyt porywające kompozycje.
Solidna płyta z UK, ale do poziomu ostatniego RHAPSODY OF FIRE czy TWILIGHT FORCE bardzo daleko.
Ocena: 7.3/10
SteelHammer