Black Rose (SWE)
#2
Black Rose - Explode (2004)

[Obrazek: R-6377108-1490188426-4418.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Explode 04:16
2. On Your Knees 03:49
3. Into The Night 04:17
4. Thunder And Lightning 05:53
5. On The Run 02:45
6. Paradise Is Lost 04:13
7. Deceiver 04:01
8. Firefly(instrumental) 04:11
9. Love Will Never Die 05:15
10. We Can Make It 04:26

Rok wydania: 2004
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Johan Spinord - śpiew
Ola Carlsson - gitara
Anders Haga - bas
Peter Haga - perkusja
Magnus Vesterlund - instrumenty klawiszowe

Nazwę BLACK ROSE nosi lub nosiło kilka zespołów, żaden z nich jednak wielkiej popularności nie zdobył. Tak jest też w przypadku tej grupy z małego miasta Fargesta, a istniejącej już prawie 20 lat. Te lata wypełnione były nagrywaniem demo, kaset i trzech zaledwie albumów, które i tak zostały pominięte milczeniem w świecie metalowych potentatów.
O ile album "Black Rose" z 2002 zawierał w zasadzie materiał z kilku poprzednich lat, udany, ale niespójny i nie zawsze należycie dopracowany, to płyta "Explode" jest już dziełem bardzo przemyślanym i wycyzelowanym w szczegółach. Album, podobnie jak poprzedni, wydała wytwórnia Shark z Essen.

Czy płyta z melodyjnym heavy metalem musi być prosta i schlebiająca tylko gustom fanom melodyjnych chwytliwych przebojów? BLACK ROSE udowadnia, że tak być nie musi.
Grupa braci Haga nie idzie na łatwiznę i podaje swoje melodyjne kompozycje w sosie przyprawionym klasycznym rockiem, szczyptą progresji i power metalu w europejskiej odmianie.
Od razu trzeba zwrócić uwagę na wokalistę Spinorda. Jest to jeden z najciekawszych frontmanów, jacy występują w zespołach ze Szwecji. Dysponuje głosem charakterystycznym i wyróżnia się zarówno ekspresją jak i barwą, a także wielkim wyczuciem melodii, jakie słychać u najlepszych wokalistów metalowych i rockowych, zwłaszcza z lat 80tych. Jego możliwości są skrzętnie wykorzystane i to on stanowi tu siłę napędową. Także instrumentaliści prezentują wysoki poziom. Gitarzysta parokrotnie popisuje się znakomitymi solami, także shredem neoklasycznym, nie wysuwa się jednak nigdy zdecydowanie na pierwszy plan. Mocno zaakcentowany jest metaliczny bas, którego szarże wspierające gitarzystę należą do najbardziej ekscytujących elementów na tym LP. Dobra perkusja, bez finezji, ale solidna, może tylko nieco za cicha i to jest w zasadzie jedyny mankament, jaki wychwyciłem w sferze produkcji i brzmienia. Klawisze podane w bardzo rozsądnej dawce, także raczej wtopione w całość i wspierające pozostałe instrumenty.
Album pod względem treści nie poddaje się jednoznacznym klasyfikacjom.
Płytę otwiera nowocześnie brzmiący „Explode”, gdzie można znaleźć pierwiastki progresywne, a skojarzenia z cieplejszą wersją nagrań ASPERITY nasuwają się same. Następujący po nim „On Your Knees” to świetny melodic metalowy numer z zupełnie niespodziewanym neoklasycznym solem, gdzie początkowy motyw rozpozna zapewne każdy, nawet słabo obeznany z klasyczną muzyką. „Into The Night” to pełen żaru i energii klasyczny numer heavy metalowy z głęboko zapadającym w pamięć refrenem. Wiele emocji przynosi też „Thunder And Lightning”, semi ballada przypominająca najlepsze (80te) lata metalowego autentyzmu i szczerości. Tu szczególnie uwidoczniają się atuty wokalu Spinorda.
”On The Run”, to niecałe trzy minuty grania w stylu NWOBHM i jeśli coś przychodzi od razu na myśl to debiut DIAMOND HEAD, bo sposób śpiewania Spinorda tym razem uderzająco podobny do Harrisa. Tu aż się prosi jakieś wydłużenie i rozwinięcie... ”Paradise Is Lost” jest pełnym dostojeństwa i elegancji klasycznym heavy metalowym utworem z pewnymi odniesieniami do neoklasyki. Mamy też tu krótkie solo klawiszowe, co na tym albumie jest ewenementem. „Deceiver” to znów wyborny melodic power z refrenem chwytającym rockowym feelingiem. Styl kompozycji nieco złamany neoklasycznym solem Carlsona, który udowania, że gitarowy kunszt nie jest mu obcy. Tej neoklasyki pod dostatkiem też w instrumentalnym „Firefly”, który bliższy jest temu, co grał AT VANCE, niż zimnym kompozycjom instrumentalnym Malmsteena. Zestaw hitów kontynuuje „Love Will Never Die”, zbudowany na bluesowym fundamencie, zagrany w umiarkowanym tempie. Ten numer powala gitarową konsekwencją prowadzenia głównego motywu i ekspresyjnym wokalem. Album zamyka melodyjny i spokojny, lekko refleksyjny „We Can Make It” jakby dla dodatkowego wyciszenia.

Piękna płyta nieznanego zespołu stworzona przez ludzi, którzy naprawdę kochają to, co robią i wkładają to autentyzm i serce.
Zespół na kilka lat zniknął ze sceny, zmęczony borykaniem się z codziennymi problemami podziemnej grupy muzycznej. Cieszy jednak fakt, że ostatnio reaktywował się i zamierza jeszcze powalczyć na metalowej arenie, przygotowując nowy materiał.
Jeszcze raz podkreślam. Piękna płyta.


Ocena: 9.5/10

3.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Black Rose (SWE) - przez Memorius - 17.06.2018, 08:56:14
RE: Black Rose (SWE) - przez Memorius - 17.06.2018, 08:57:53
RE: Black Rose (SWE) - przez Memorius - 03.10.2021, 14:05:00
RE: Black Rose (SWE) - przez Memorius - 03.10.2021, 17:50:53

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości