Blaze Bayley
#1
Blaze Bayley - The King of Metal (2012)

[Obrazek: R-3916951-1467779005-9531.png.jpg]

Tracklista:
1. The King of Metal 02:48
2. Dimebag 06:01
3. The Black Country 04:38
4. The Rainbow Fades to Black 04:34
5. Fate 03:19
6. One More Step 03:29
7. Fighter 07:27
8. Judge Me 05:17
9. Difficult 06:06
10. Beginning 03:35

Rok wydania: 2012
Gatunek: heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Andy Neri - gitara
Thomas Zwijsen - gitara
Lehmann (Matteo Grazzin) - gitara basowa
Claudio Tirincanti - perkusja


Blaze Bayley rozstał się ze swoim poprzednim składem i jak należało oczekiwać, powołał do życia nowa grupę towarzyszącą, złożoną z Włochów i Holendrów o mało znanych nazwiskach, ale kto kiedyś słyszał o braciach Bermudez z Kolumbii?
Tak dosyć szybko i niespodziewanie powstała ta nowa płyta "The King of Metal", zaprezentowana przez Blaze Bayley Recordings w marcu, o tytule brzmiącym jak wyzwanie i wyzywająca określoną niepewność patrząc przez pryzmat słabego comebacku WOLFSBANE w tym roku oraz nad wyraz przeciętnej formy wokalnej Blaze, jaką tu zaprezentował. Kompozycje powstały w ramach współpracy z gitarzystą Thomasem Zwijsenem i niestety nieciekawie ta współpraca wyszła w ostatecznym rozrachunku.

Numer tytułowy jest fatalny jako tradycyjny heavy metal. Blade, ograne rozmyte w formie i pozbawione treści granie classic heavy. Niestety także słaby wokal Blaze o zmęczonym głosie pozbawionym głębi, niepewnym i wtopionym w gitary. Melancholijny nokturnowy "Dimebag" ma przebłyski bardzo dobrego grania (nie śpiewania jednak), przebłyski, bo tylko kilka motywów w płaczącą gitara są tu interesujące. W dalszej części rozpędzają się w standardowy dla utworów Bayleya sposób, ale jakoś brak tu siły przekonywania, także w formowaniu założonego uroczystego nastroju. Takiego nijakiego heavy metalu w tradycji brytyjskiej jest na tej płycie dużo i o wiele za dużo. Taki bez historii jest i "The Black Country", niby rycerski "Fighter" oraz nieco nowocześniejszy miejscami w posępnych riffach "Difficult" z dłuższym fragmentem z gitarą akustyczną i epickim śpiewem lidera. Do najlepszych numerów można zaliczyć trochę żwawiej zagrany "The Rainbow Fades to Black" gdzie są echa twórczości DIO i ślady power metalu i może też szybki "Fate" przypominający nagrania IRON MAIDEN z Bayley'em oraz energiczniejsze numery z dwóch pierwszych albumów BLAZE. Jęczenie przy pianinie Daan Willem Dragt w "One More Step" jest zupełnie niestrawne podobnie jak smutnawe smęcenie w szaroburym "Judge Me". Tak dziwnym trafem końcowy akustyczny numer balladowy "Beginning" doskonale to wszystko podsumowuje.

Marny wokal Bayley'a, który jakby nagle postarzał się o 50 lat, pozbawione metalowej energii granie muzyków, którzy ogólnie reprezentują o wiele, wiele niższy poziom umiejętności niż ekipa poprzednia. Nijakie sola gitarowe pozbawiona finezji i pomysłowości gra sekcji rytmicznej. Blaze nie popisał się także jako producent. Mdły sound, rozmyty, jednoplanowy i ogólnie zniechęcający do wgłębiania się w niuanse tego albumu. Zresztą takich niuansów nie ma. Dużo naciąganego smutku w ramach popłuczyn po odłamach i fragmentach muzycznych pomysłów Blaze z ostatnich 20 lat.
Trudno powiedzieć czy "Blaze" Bayley Alexander Cooke jest w stanie odbudować swoją formę wokalną w przyszłości. Jeśli nie, to trudno. Godnie zastąpi go "nowe pierwsze gardło" brytyjskiego heavy metalu niesamowity John Harbison ze STORMZONE. Zresztą już to nastąpiło.


Ocena: 5,5/10

21.03.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Blaze Bayley - Promise and Terror (2010)

[Obrazek: R-10073069-1502529389-7107.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Watching the Night Sky 03:36
2.Madness and Sorrow 03:09
3.1633 06:03
4.God of Speed 05:48
5.City of Bones 06:26
6.Faceless 03:46
7.Time to Dare 05:41
8.Surrounded by Sadness 03:59
9.The Trace of Things That Have No Words 05:48
10.Letting Go of the World 06:24
11.Comfortable in Darkness 05:00

rok wydania: 2010
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Jay Walsh - gitara
Nicolas Bermudez - gitara
David Bermudez - gitara basowa
Larry Paterson - perkusja

Drugi album z braćmi Bermudez w składzie Blaze Bayley nagrał w 2009 w The Majestic Splendour Studio i wydal w roku 2010, początkowo jako produkcję własnej wytwórni Blaze Bayley Recordings.

Mocny klasyczny heavy metal z płyty "The Man Who Would Not Die" został doprawiony czymś, co podniosło muzykę Blaze na wyższy poziom i nadało swoisty wyraz. To nad wyraz atrakcyjne melodie, wyraziste, znacznie bardziej wyraziste niż na płycie poprzedniej i to słychać na  typowym dla Bayleya Watching the Night Sky w szybkim tempie, zaprezentowanym na samym początku w refrenie wskazuje na "ocieplenie" klimatu i postawienie na większą dawkę muzycznie wyrażonych emocji. Te melodie są chwytliwe, są zróżnicowane, są inspirowane też bardziej IRON MAIDEN z lat 1995-1998, jak Madness and Sorrow, Faceless (kapitalne ornamentacje gitarowe!) i wiele innych. Comfortable in Darkness jest bardzo bliski pod tym względem najlepszym wojennym songom z "The X Factor" IRON MAIDEN i niczym im nie ustępuje. Refren jest po prostu zabójczy!
To, co można przypisać do kategorii epickiego heavy, jest na tym albumie wspaniałe. Taki jest 1633, monumentalny i pompatyczny, z wielokanałowymi wokalami Blaze. Taki jest City of Bones pełen rycerskiego klimatu i z podniosłym zakończeniem. W Time to Dare na początku bardzo ładnie pobrzmiewają dyskretne motywy celtyckie, udany jest także rozległy refren.
Jest klimat, wspaniały klimat w God of Speed, może nieco inny niż w czasach istnienia BLAZE, ale wyrazisty dla czucia metalu przez Bayle'a. Zresztą ta kompozycja poniekąd w refrenie ma sporo z IRON MAIDEN z 1995 zwłaszcza.
Jeśli klimat, to Surrounded by Sadness. Tu gitara akustyczna i głos Blaze stanowią jedną całość w wyrażeniu nostalgicznego smutku... Mocna, druga część jest jedną z najbardziej dramatycznych w historii muzyki związanej z Bayley'em. Potem to wszystko przechodzi w dumny, dostojnie poprowadzony przez gitary kolejny kapitalny dramatyczny numer The Trace of Things That Have No Words. Siłą wyrazu śpiewu Blaze w tym utworze jest przeogromna. Gitara akustyczna łączy ten utwór z przecudownej urody Letting Go of the World, spokojnym, melancholijnym, ale jednocześnie przepełnionym wewnętrzną mocą, która ujawnia się w dynamicznej części power/thrashowej.

Wykonanie jest wyśmienite. Walsh i Bermudez wyczyniają cuda, grając razem, sola są wyborne, a kilka pojedynków gitarowych zasługuje na oklaski na stojąco. Obaj bracia Bemudez dokazali, że są warci wszystkich pieniędzy. Owszem, Paterson to bardzo dobry perkusista, ale na tym LP doskonałe wsparcie sekcji rytmicznej to w największej mierze zasługa Davida Bermudeza. Mocne, stanowcze i często finezyjne są te ataki gitary basowej.
Blaze śpiewa tak, jak może śpiewać w swojej dyspozycji po 2007 roku i trzeba powiedzieć, że jest lepiej, niż można by oczekiwać. Niestety, najlepsze lata Blaze Bayley ma już za sobą.
Album cierpi na drobny, lub być może dla niektórych bardzo istotny niedostatek produkcyjny. Gitary przesterowane zostały w niezbyt fortunny sposób i trochę to czasem sucho brzmi. Realna moc na tym traci. Bermudez wystrzeliwuje potężne power metalowe riffy, a jakoś nie zawsze te pociski mają wystarczająca siłę rażenia. Za to bardzo soczyście brzmią blachy Patersona.
BLAZE BAYLEY zaprezentował dynamiczny, atrakcyjny pod względem kompozycji album z muzyką głęboko osadzoną w brytyjskiej tradycji heavy metalu. Na pewno znacznie bardziej interesujący niż rozwlekłe granie IRON MAIDEN z porównywalnego okresu.


ocena: 9,8/10

new 25.11.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Blaze Bayley - The Redemption of William Black (Infinite Entanglement Part III) (2018)

[Obrazek: R-11601566-1519228422-3170.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Redeemer 04:11
2.Are You Here 02:32
3.Immortal One 02:56
4.The First True Sign 04:04
5.Human Eyes 05:36
6.Prayers of Light 03:25
7.18 Days 04:03
8.Already Won 02:58
9.Life Goes On 05:00
10.The Dark Side of Black 03:25
11.Eagle Spirit 08:50

rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal/ power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
oraz
Chris Appleton - gitara
Karl Schramm - gitara basowa
Martin McNee - perkusja
i inni

Trzecia i ostatnia część opowieści o wędrówce Williama Blacka w czasie i przestrzeni.
Jeśli ktoś, z lekka zniesmaczony i znudzony częścią pierwszą "Infinite Entanglement" z 2016 roku nie miał chęci śledzić jego dalszych losów  w części drugiej,  toi po Act III może jednak sięgnąć.
Oczywiście w pewnych kwestiach Blaze nie mógł już, lub nie chciał niczego zmienić, i ta ostatnia część powiela wszelkie wady i niedostatki dwóch poprzednich.
Po pierwsze, i co zawsze podkreślam - głos Blaze diametralnie się zmienił przez lata i niektórzy nazywają go głosem dojrzalym, inni zaś starczym. Ten"starczy głos" niszczył totalnie, gdy Bayley miał w składzie Bermudezów i grał taki heavy metal, jaki grał, ale w "Infinite Entanglement"...
Jeśli jeszcze w Act I można by mówić o jakichś tam śladowych inspiracjach metalem progresywnym i graniem BLAZE, to generalnie, gdy melodic power metal spotyka Bayleya w Act III, brzmi to czasem po prostu żałośnie.
To chyba wina samego Blaze, bo brzmienie gitary Appletona jest absolutnie błędnie zrobione. Jest to dosyć suchy sound, pozbawiony głębokiej mocy, który zamiast uwypuklać dramatyzm dojrzałego głosu wokalisty, po prostu wysuwa na plan pierwszy pewne słyszalne już niedostatki techniczne. 
Oczywiście skład ABSOLVA, który towarzyszy Bayleyowi po raz kolejny, to zestaw bardzo dobrych muzyków. Aplleton to gitarzysta pełen inwencji, finezyjny i wysokiej klasy technik, jednak jak to wszystko tu grają stanowi poważny dysonans z tym, co robi wokalnie Blaze. Posunę się nawet do stwierdzenia, że Blaze się po prostu tym razem przecenił, przecenił swoje realne możliwości, zwłaszcza w tym dynamicznym repertuarze power metalowym, który tu zaprezentował.
O tym jednak za chwilę.
Tworząc koncept o takim, a nie innym epickim wydźwięku, Blaze zapomniał o drugim planie, i tyczy to się całej Trylogii.
Narracje są owszem, fajne i ciekawe, ale gdzie im do mocy artystycznego przekazu Orsona Wellesa w  MANOWAR?
Planu drugiego brak, brak tego, co taki plan robi dla klimatu, dla uzyskania  spójności, filmowej nośności całego takiego konceptu. Trylogia Bayley'a w zamyśle jest majestatyczną epicką opowieścią o tym, jak pojedynczy człowiek wpływa na losy świata. To wymaga oprawy, a trudno za oprawę uznać efekty na poziomie dwóch pierwszych albumów IRON SAVIOR i trochę wyeksploatowanych heavy epic patentów, które tu zresztą do szczególnie interesujących nie należą.
Skromność użytych środków w takich konceptach rzadko daje efekt, no może poza takimi albumami jak "Streets" SAVATAGE, czy "The Crimson Idol " WASP, żeby wspomnieć tylko te nienastawione na bezpośrednią progresywność.
Pod tym względem Blaze na "III" oferuje tylko power metal i heavy metal, i nic ponadto.
Trzeba jednak podkreślić jedno. Jest to w opcji melodyjnego power i heavy metalu zestaw kompozycji dużo lepszy, niż na dwóch poprzednich albumach o Blacku.
Blaze nie jest odkrywczy, obraca się wokół sprawdzonych riffów i melodii, ale te są naprawdę atrakcyjne.
Nie zdradzając fabuły, muzyczny fundament "The Redemption of William Black" przedstawia się następująco:
1/Redeemer - w powerowym tempie spotyka się gdzieś IRON MAIDEN z BLAZE BAYLEY  z 2008 roku i choć ten motyw jest ograny, to warto go posłuchać jeszcze raz.
2/Are You Here - może nawet Blaze cofa się gdzieś do czasu WOLFSBANE i niestety ładuje w refren absolutnie w klimatach AVANTASIA i to jest straszne. Natomiast solo Chrisa Appletona rewelacyjne!
3/Immortal One - rycerski power metal i nie jest to złe, lecz jednak chyba powinien zostawić to młodym zespołom amerykańskim takim jak JUDITACOR czy VISIGOTH
4/The First True Sign - majestatyczny heavy metal, pompatyczny i wzniosły, ale litości, nie z takimi suchymi power metalowymi gitarami - całość prezentuje się jak druga liga niemieckiego rycerskiego powermetalu z Zagłębia Ruhry.
5/Human Eyes - łagodny, melancholijny song z gitarą akustyczną staje się w pewnym momencie monumentalnym środkiem ciężkości tego albumu i to faktycznie utwór godny epickiej sagi, z drugiej strony jednak solo mogłoby być mniej piskliwe
6/ Prayers of Light  - zaśpiewał tu Christopher Keith Irvine czyli Chris Jericho z FOZZY i jest to fajne, pod warunkiem, że się lubi WOLFSBANE niekoniecznie z albumu "Wolfsbane", jest tu także pewna dawka średnio dobrego rycerskiego śpiewania i grania, jednak doprawdy tylko średniego.
7/18 Days - jak najbardziej udany numer epicki oparty o motywy celtyckie i anglosaskie, ale Blaze zaśpiewał to w części mocniejszej po prostu słabo, w przeciwieństwie do pani, która mu tam towarzyszy (Liz Owen)
8/Already Won - muzycznie kontynuacja tego niejasno określonego grania z I i II, choć trochę bardziej to przekonuje niż poprzednio w samym klimacie teatralnej opowieści
9/Life Goes On - no właśnie, w części pierwszej to jest piękne, to jest nastrojowe, to buduje atmosferę, tu Blaze jest na swoim miejscu jak najbardziej - rzecz jasna heavy metalowy album nie może się opierać tylko na takich elementach (a może jednak może?) - jest to równocześnie utwór, gdzie sucha gitara jest niezwykle wyraźnie słyszalna - (część druga); ogólnie jednak słucha się tego bardzo przyjemnie
10/ The Dark Side of Black -to już było, jeśli chodzi o melodię zwrotek i w BLAZE i IRON MAIDEN, ale refren jest wspaniały i ta kompozycja jest wyjątkowo udana jako połączenie rytmicznego power i podniosłego eleganckiego epic grania i niech tu nikt nie wspomina o AVANTASIA.
No i zwieńczenie Trylogii o Williamie Blacku. Piękne, monumentalne, wzruszające, epickie, wspaniale podsumowujące całość i Blaze Bayley śpiewa cudownie. Przymykam oko na to brzmienie, przymykam oko na wszystko.
Eagle Spirit zamyka tę historię napisaną przez Blaze Bayley'a przez trzy ostatnie lata.

"The Redemption of William Black (Infinite Entanglement Part III)" jest niewątpliwie najlepszą częścią pod względem kompozycyjnym, obarczona jednak wszystkimi wadami całości.
Ten rozdział jest zamknięty. Dla jednych to przejaw geniuszu i talentu Blaze, dla innych wyraz jego rozbuchanego ego i nieudana próba zmierzenia się z czymś, co go kompozycyjnie i wykonawczo przerosło.
Dla mnie... Do końca nie wiem....
Trzecia część to bardzo dobry album jeśli chodzi o melodie i  dobry jeśli wziąć pod uwagę wykonanie, jednak jako koncept nie przekonuje.
Blaze Bayley tworzył już lepsze rzeczy i może teraz pomyśli ponownie o czymś w rodzaju "Promise and Terror"?


Ocena: 8/10


new 14.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Blaze Bayley - The Man Who Would Not Die (2008)

[Obrazek: R-2973769-1309891478.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Man Who Would Not Die 04:35
2.Blackmailer 04:43
3.Smile Back at Death 07:38
4.While You Were Gone 05:27
5.Samurai 05:39
6.Crack in the System 05:53
7.Robot 03:10
8.At the End of the Day 03:39
9.Waiting for My Life to Begin 05:10
10.Voices from the Past 05:55
11.The Truth Is One 04:22
12.Serpent Hearted Man 06:15

rok wydania: 2008
gatunek: heavy/power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Jay Walsh - gitara
Nicolas Bermudez - gitara
David Bermudez - gitara basowa
Larry Paterson - perkusja

W styczniu 2007 Blaze Bayley rozwiązał poprzedni skład i BLAZE przestał istnieć. Powstał BLAZE BAYLEY, do którego Bayley zaprosił muzyków raczej nieznanych, bo kto słyszał wtedy poza Kolumbią o braciach Bermudez? Grupa zadebiutowała w roku 2007, wystąpiła w Polsce dokumentując ten występ oficjalnym DVD, potem pojawił się singiel "Robot" i w końcu, w lipcu 2008, album nakładem własnej wytwórni Blaze Bayley Recordings.

Kto miał jakieś wątpliwości, czy Kolumbijczycy to był dobry wybór, oraz czy Walsh jest wystarczająco kompetentnym gitarzystą już tych wątpliwości nie miał. Bracia Bermudez wnieśli zupełnie nową jakość do tego, co można nazwać wyrachowanym brytyjskim heavy metalem i tak naprawdę obok jakości samych kompozycji to oni są tu głównymi autorami sukcesu. Sam Blaze śpiewa dobrze, jednak chyba coś się tu dzieje, bo ten głos znacznie się postarzał...
Pewne drobne objawy niedyspozycji można jednak wybaczyć, bo już początek jest znakomity i tytułowy The Man Who Would Not Die dewastuje power metalową energią wykonania klasycznych, chwytliwych motywów na poły maidenowskich,  a na poły wynikających z doświadczeń z dalszego etapu muzycznej działalności Blaze.
Generalnie BLAZE BAYLEY odchodzi od ciężkiego klimatu ostatniego albumu BLAZE i gra metal potoczysty, dynamiczny, z wykorzystaniem riffowego arsenału melodic death metal w grze Bermudeza i wysmakowanej brytyjskiej szkoły classic heavy Walsha. Albion dominuje cały czas, ale to Albion potężny w posępnym i epickim zarazem Blackmailer inkrustowanym nowoczesnymi zagrywkami gitarowymi i te sola, te sola na całej płycie, nie tylko w tym kawałku.
Classic heavy heroizm przejawia się z ogromną siłą w pełnym mocy i dostojeństwa w Smile Back at Death i przepiękne są tu te gitarowe motywy solowe, jakie spinają całość w spójną opowieść. Ten klimat... Ten klimat uroczysty i zadumany w While You Were Gone jest bezcenny i jakże bardzo przypomina te najlepsze klimaty IRON MAIDEN  z Blaze. Fenomenalny numer i sam Blaze tu rozkwita! At the End of the Day to takie male arcydzieło nostalgii i poetyki w lepszej wersji niż zazwyczaj to było w BLAZE. Niby nic takiego odkrywczego nie ma w bojowym Samurai, ale jak tu chodzą gitary i jak napędza to sekcja rytmiczna. Wyborne i pełne wyważonej energii granie.
Crack in the System jest nowocześniejszy, ma w sobie elementy modern metalu i melodic death metalu, i ta chłodna, poniekąd beznamiętna kompozycja różni się od pozostałych raczej na minus. natomiast Robot, zdecydowanie pod względem motoryki gitar w stylu extreme melodic to mix z klasycznymi pomysłami muzycznymi maidenowskiej szkoły brytyjskiej. Bardzo świeżo brzmi Waiting for My Life to Begin pełen drobnych wartości i z akcjami gitarowymi w stylu Gothenburg (tak, Bermudez!), a do tego przepiękna klasyka brytyjska w melodii głównej. Moc! Momentami najlepszy IN FLAMES się przypomina... Voices from the Past jest także kompozycją niezwykłą i zarazem bardzo typową dla tego, co można by oczekiwać od Blaze. Niezwykłą, bo te długie wybrzmiewania są niesamowicie monumentalne, a typową, bo ta melodia jest transpozycją wcześniejszych pomysłów BLAZE na rozległe, nostalgiczne i raczej smutne melodie. Miesza klimaty, miesza nastroje i twardo wybrzmiewa The Truth Is One, a ta epika jest tu chłodna i jakby nieco progresywnie podana. Precyzja wykonania partii instrumentalnej jest zachwycająca! Orientalne ornamentacje to początek rozdzierającego Serpent Hearted Man, ale i motyw, który się tu cały czas przewija. A refren - chyba jeden z najbardziej epickich refrenów BLAZE BAYLEY w ogóle.
Co tu dużo mówić. Nowy lepszy BLAZE.

Brzmienie może się wydawać nieco kontrowersyjne, jeśli brać pod uwagę pod uwagę wygładzone produkcje IRON MAIDEN z Bayleyem, czy też większość wczesnych kompozycji BLAZE. Te gitary są lekko modern rozmyte, do tego mocny i wyrazisty bas oraz perkusja niezbyt głośna. Jednak przecież to w końcu nowy pomysł i nowy zespół.
Wspaniały album i w tym momencie historycznym całkowita deklasacja IRON MAIDEN.
Godzina muzyki - triumfu Blaze.

ocena: 9,5/10

new 20.08.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Blaze Bayley - War Within Me (2021)

[Obrazek: R-18606055-1624018238-6202.jpeg.jpg]

tracklista:
1.War Within Me 04:12
2.303 03:19
3.Warrior 03:45
4.Pull Yourself Up 04:45
5.Witches Night 04:57
6.18 Flights 03:45
7.The Dream of Alan Turing 02:47
8.The Power of Nikola Tesla 03:11
9.The Unstoppable Stephen Hawking 06:00
10.Every Storm Ends 05:08

rok wydania: 2021
gatunek: heavy metal/ power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Chris Appleton - gitara
Karl Schramm - gitara basowa
Martin McNee - perkusja


Trylogia "Infinite Entanglement" została zakończona w roku 2018 i teraz Bayley powraca już z bardziej konwencjonalnym, niekonceptualnym albumem "War Within Me", który pojawił się nakładem własnej wytwórni Blaze w kwietniu, przy czym wersja CD z pewnym opóźnieniem w końcu miesiąca.
Z całą pewnością premiera tej płyty to jedno z najważniejszych wydarzeń classic metalowych nie tylko w Wielkiej Brytanii, bo BLAZE BAYLEY, poza jedną wpadką, czyli "The King of Metal" zawsze prezentował co najmniej bardzo dobrą muzykę.

Skład jest ten sam co w roku 2018, muzycznego eksperymentu także nie ma i mamy za to osadzony w tradycji tego wokalisty heavy i power metal, w dosyć zrównoważonych proporcjach.
Przeważają zdecydowanie krótkie zwarte i masywne kompozycje, nasycone pełną energii rozpoznawalną Chrisa Appletona, który tu jednak bardziej przekonuje niż w ABSOLVA i tak zaczyna się ta płyta świetnym jakże typowym dla Bayley'a refrenem w szybkim i dynamicznym utworze tytułowym. A zaraz potem bardzo poruszający polski akcent w melodyjnym heavy metalowym i bardzo epickim 303, oczywiście o Dywizjonie 303. Dzięki, Blaze, jak widać, są w UK ludzie, którzy pamiętają o bohaterstwie polskich lotników na niebie Anglii w czasie II Wojny Światowej. Od razu też trzeba powiedzieć, że sekcja rytmiczna gra wybornie i chyba nawet lepiej niż na ostatniej części Trylogii.
Sam Bayley jest w dobrej formie, momentami brzmi nawet bardzo młodzieńczo i to najbardziej słychać w chwytliwych refrenach, zazwyczaj śpiewanych nieco wyżej. No i także w pięknej kompozycji Warrior z balladowym, nastrojowym wstępem z gitarą akustycznej, gdzie jest dużo poetyki, ale potem i mnóstwo doskonałego klasycznego heavy w brytyjskim stylu.
W Pull Yourself Up BLAZE BAYLEY nawiązuje nieco do stylu z Trylogii w sposobie prowadzenia muzycznej narracji i po części także do czasów BLAZE i jest to też udany utwór z długim i pełnym treści solem Appletona. Bliski  Blaze Era IRON MAIDEN jest potoczysty Witches Night, gdzie w refrenie następuje pewne zwolnienie tempa i ogólnie jest fajny classici heavy metalowy klimat. Rytmiczny, z ostrą gitarą 18 Flights jest może nieco mniej wyrazisty w samej melodii, ale po raz kolejny Chis ubarwia to solidnym zapadającym w pamięć solem i jeszcze raz powtarzam, Appleton rozegrał na tej płycie doskonałą partię. Najkrótszy The Dream of Alan Turing ma po części taki bardziej przebojowy charakter, jednak jako radiowy przebój metalowych i rockowych chyba  się  nie sprawdzi... Za to The Power of Nikola Tesla jest wyborny, pełen umiejętnie dawkowanej dumy i heroizmu i tu w refrenie Blaze Bayley prezentuje kunszt ze swojej najwyższej półki. Jest to jeden z najbardziej udanych i wpadających w ucho refrenów, jakie tym razem zaserwował Bayley.
Na koniec pozostawione zostały utwory najdłuższe, przy czym jednak nie tak rozbudowane aranżacyjnie jak, chociażby te z Trylogii. The Unstoppable Stephen Hawking zaczyna się romantycznie, heroicznie i maidenowsko i to musi chwytać za serce, tym bardziej że potem epicki dramatyzm narasta i jest to taki heavy metal, jaki nie pozostawia obojętnym w obszarze heroicznego grania bez nadmiernych gatunkowych przerysowań. Bardzo melancholijnie i spokojnie się to wszystko kończy realnie balladowym, poetyckim Every Storm Ends, gdzie po raz kolejny zastosowano aranżację z narastającą gitarową mocą.

Produkcja jest dziełem Bayley'a i Appletona, a mastering wykonał Ade Emsley, który w UK pracuje z najbardziej uznanymi zespołami, a Blaze od drugiej części Trylogii. Dlatego brzmienie jest zbliżone do tego z roku 2018, choć gitara jest ostrzejsza i bardziej surowa, a perkusja wydaje się głośniejsza.
Blaze Bayley to jest jednak firma solidna i godna zaufania. Po raz kolejny nagrał on niezwykle udaną płytę z muzyką dla siebie rozpoznawalną i jak mniemam, takiej wszyscy oczekiwali.
Brawa nie tylko za "303".


ocena: 9/10

new 4.05.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Blaze Bayley - Circle of Stone (2024)

[Obrazek: ODctOTc3OS5qcGVn.jpeg]

tracklista:
1.Mind Reader 02:46
2.Tears in Rain 03:06
3.Rage 03:57
4.The Year Beyond This Year 03:06
5.Ghost in the Bottle 03:20
6.The Broken Man 05:46
7.The Call of the Ancestors 01:52
8.Circle of Stone 03:29
9.Absence 03:27
10.A Day of Reckoning 05:04
11.The Path of the Righteous Man 03:43
12.Until We Meet Again 04:32

rok wydania: 2024
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Blaze Bayley - śpiew
Chris Appleton - gitara
Karl Schramm - gitara basowa
Martin McNee - perkusja

Są postacie w metalowej muzyce niezniszczalne i Blaze Bayley do nich bez wątpienia należy. Był moment trwogi, ale jeśli się jest niezniszczalnym, to po prostu podąża się dalej wyznaczoną drogą. Blaze Bayley niezłomnie nią kroczy i 23 lutego 2024 wytwórnia Blaze Bayley Recordings przedstawi nową jego płytę "Circle of Stone".

Skład ekipy pozostaje bez zmian i tym, który nadal obok lidera nadaje ton i wyraz jest Chris Appleton. A w tytułowej kompozycji, która też została najwcześniej zaprezentowana jako pilotujący singiel, gościnnie pojawił się jako drugi wokalista Niklas Stålvind ze szwedzkiego WOLF. I to jest taki klasyk w opcji melodii dla Bayley'a, uroczysty, epicki, dostojny i pełen patosu. I tak mocarnie tu Blaze rozpoczyna to bez pomocy instrumentów. Na takie właśnie kompozycje liczy się w przypadku BLAZE BAYLEY najbardziej. Ten numer pojawia się jednak dopiero w połowie albumu, a sam początek jest taki nieco zaskakujący tym niespecjalnie ciekawym, brytyjskim, podszytym hard rockiem metalem melodyjnym w niedługim Mind Reader, a i kolejny Tears in Rain to także umiarkowanie tylko interesujące wyrażenie przywiązania do tradycji metalu klasycznego z Albionu. I jakoś w tym więcej BLAZE niż BLAZE BAYLEY. Wściekłość w Rage narasta bardzo powoli, rozwijając się z akustycznej ballady, potem jednak eksplozja jest odpowiednio zaskakująca i refren piękny, taki bardziej poetycki i romantyczny. I Appleton tu gra wyborne solo. Bayley metal w pełnej krasie pojawia się także w bardzo dobrym, zagranym w średnim tempie The Year Beyond This Year. Jest i bojowo, i lekko dramatycznie, i duża w tym zasługa pełnej inwencji gry gitarzysty. I o klasę lepszy, znakomity pełen dumy metalowej, szczególnie w refrenie Ghost in the Bottle. I znowu Appleton w znakomitej dyspozycji.
W The Broken Man powtórzono chwyt aranżacyjny z Rage i to jest taka niby pieśń barda (choć nie do końca) z mocniejszymi akcentami, które są znakomite, ale jest tego za mało i przychodzi zbyt późno. W sumie po prostu poprawny, łagodny song. Mocniejszy BLAZE BAYLEY, choć także w oprawie nostalgiczno - sentymentalnej bardziej przekonuje w pełnym także gitarowych natarć Absence. I znowu długi akustyczny wstęp do kroczącego spokojnie A Day of Reckoning i to jest ładne, ale czegoś nieuchwytnego zabrakło, żeby było piękne...
Wyrazista sekcja rytmiczna, dobrze ustawiony centralnie Blaze, ostra stosunkowo gitara Chrisa Appletona. The Path of the Righteous Man to jakby znowu więcej BLAZE niż BLAZE BAYLEY i nawet pewne akcenty power i power/thrashowe się tu pojawiają. Dobra melodia, ale najlepsze jednak pierwsze solo gitarowe.
A na koniec coś jednak na nie. Ja rozumiem, że tu chodziło o klimatyczne podsumowanie i wyciszenie, ale ta akustyczna kompozycja Until We Meet Again nie spełnia stawianych jej wymogów. Tymczasem pomysłów na klimatyczne, ale zdecydowanie bardziej metalowe granie na tym LP przecież nie brakowało.

Wszystko to jest w sumie nieważne. Zdrowie Blaze jest najważniejsze. A że przy okazji nagrał kolejną bardzo dobrą płytę, to tym lepiej!


ocena: 8/10

new 8.02.2024

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Blaze i wytwórni Blaze Bayley Recordings
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości