Division
#1
Division - Paradise Lost (1996)

[Obrazek: R-4854657-1405735473-2616.jpeg.jpg]


Tracklista:
1. Society's Child 05:49
2. Winter's Rain 02:50
3. Free 04:23
4. In The Name Of Honour 06:03
5. Ultra-Sane 05:33
6. Paradise Lost 03:26
7. Beginnings 04:13
8. Time Between Times 03:53
9. My Life 04:42
10. Break Down (The Walls) 05:08

Rok wydania: 1996
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Scott Stewart - śpiew
Mike Blevins - gitara
Matt Crooks - gitara
Alex Lyman - bas
oraz:
Steven Miller - perkusja (muzyk sesyjny)

DIVISION to zespół "średniego" pokolenia power metalowego w USA, który lokalnie doceniany i znany w rodzinnej Virginii nigdy nie osiągnął znaczącego sukcesu.
Jego trzon stanowili Crooks, Blevins i Stewart, natomiast w pierwszej fazie działalności ekipa miała problem z obsadzeniem stanowiska perkusisty i na swym pierwszym LP skorzystała z pomocy Stevena Millera. Płyta nagrywana była prawie przez rok zanim ukazała się w 1996 nakładem własnym z tytułem znajomym, aczkolwiek z muzyką odległą od dokonań słynnych Brytyjczyków.

To power metal rozgrywany w dosyć wolnym tempie, trochę smutny, trochę niepokojący, klimatyczny i w pewnym sensie progresywny z bardzo dużym nastawieniem na wokal Stewarta, który śpiewa tu raz ostro i surowo, to wysoko i dramatycznie to znów niemal w doom metalowej manierze. Cięte riffy, lekko schowane sola gitarowe, oszczędna perkusja. Tak jest w zasadzie cały czas, choć czasem bardziej epicko jak w łagodnym i refleksyjnym "In The Name Of Honor" tu z wykorzystaniem dłuższych monumentalnych wybrzmiewań gitar. Niekiedy poczynają sobie trochę ostrzej i taki jest utwór tytułowy, ponury z thrashowymi elementami "Paradise Lost" z brutalniejszymi partiami wokalnymi, w których udzielają się inni członkowie zespołu, lub wprowadzają małą dawkę psychodelii jak w "Ultra-Sane". Utwory, gdzie budowany jest przede wszystkim nastrój i klimat niezbyt przekonują ("Beginnings" chociażby) a te, które mogły by zabrzmieć atrakcyjniej gdyby zostały zagrane energiczniej ("Time Between Lines") nie mają siły przebicia. Może to także spowodowane jest samym brzmieniem, charakteryzującym się z lekka cofniętymi dosyć suchymi gitarami i sound jawi się jako ubogi, pomimo wykorzystania czasem dalszych planów zbudowanych przez skromnie użyte instrumenty klawiszowe. Dobrze wyeksponowany jest bas, zresztą basista gra nieźle i sprawia korzystniejsze wrażenie niż co najwyżej sprawni gitarzyści. Warto dodać,że część partii basu nagrał tu dodatkowo zaproszony sesyjny basista Chris Welborn.Grając metal trochę bardziej skomplikowany niż heavy/power metalowe natarcia nie mają za wiele do zaoferowania, także w nieinteresujących solówkach. Stewart mocno wysunięty do przodu, ciężar główny spoczywa na nim i to na przykład słychać w kroczącym " My Life" z udanymi partiami basu, ale i jemu tu zdarzają się wpadki, głownie wyższych partiach, gdzie brakuje mu skali i nie bardzo się wyrabia.

Płyta z power metalem, który tak do końca nie jest "power" i metalem progresywnym, który też tylko na taki pretenduje.
Główne mankamenty to brak wybijających się i zapadających w pamięć kompozycji i niezbyt ciekawe wykonanie przez muzyków, którzy chyba sobie postawili poprzeczkę "ambitności" nieco za wysoko.


Ocena: 5,3/10

17.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości