Domain
#1
Domain - One Million Lightyears from Home (2001)

[Obrazek: R-6635935-1423569928-5551.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. One Million Lightyears from Home 04:42
2. Trail of Fools 04:01
3. Can't Stand (What You Do to Me) 04:27
4. Wings of Destiny 04:17
5. Move On 04:45
6. Price of Time 03:36
7. Fumble Fingers 00:59
8. New Horizon 04:36
9. When It Comes to Love 04:43
10. Blistered Soul 04:22
11. Gary-Boy 05:01

Rok wydania: 2001
Gatunek: melodic heavy metal/power rock
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Carsten "Lizard" Schulz - śpiew
Axel "Ironfinger" Ritt - gitara, śpiew
Erdmann Lange - instrumenty klawiszowe
Dirk Beckers - bas
Edgar Schmidt - perkusja

Ten album otwiera drugi rozdział historii niemieckiego DOMAIN, który początkowo pod nazwą KINGDOM zmienioną na obecną po nagraniu jednej płyty w okresie 1988-1991 cieszył słuchacza muzyką z pogranicza hard rocka i melodyjnego metalu. Potem na dziesięć lat zniknął i dopiero po dekadzie jego lider gitarzysta Axel "Ironfinger" Ritt powrócił z nowym składem i z nowym spojrzeniem na melodyjny metal. Płyta została wydana przez Point Music Distribution z Monachium w lutym 2001.

Można powiedzieć, że nie tylko nowym, ale i świeżym, bo album "One Million Lightyears from Home" jest czymś innym niż to, do czego przyzwyczaiły zespoły z kręgu HELLOWEEN czy SINNER i nie ma tu mowy ani o kopiowaniu hansenowskiego happy power metalu, ani biesiadnego i samochodowego hard'n'heavy klasycznej szkoły niemieckiej. Do współpracy 'Żelaznopalcy" pozyskał "Jaszczurkę" Carstena "Lizard" Schulza i to był mariaż niezwykle udany, bo Schulz w takiej muzyce jaką DOMAIN proponował w XXI wieku czuje się i wypada najlepiej.
Bogata w pomysły i niezwykłe melodie to płyta, bo przecież tytułowy "One Million Lightyears from Home" jest doprawdy niezwykłym połączeniem space power metalu z pirackimi motywami i eleganckim melodic metalem. Refren jest fantastyczny, a przy tym jest tu sporo swobodnego żartu, jak i na całej płycie, co też odróżnia DOMAIN od sztywnych bandów niemieckich. Płyta jest także pełna klawiszy, takich często opartych o lata 80-te, fanfarowych, rozległych i prostych w motywach granych przez Erdmanna Lange. To co grali tu, to po części rozwinięty dopiero w kilka lat pod gatunek zwany power rockiem z energicznymi gitarowymi zagrywkami, łagodnymi chórkami i melodiami i korzeniach w pop music poprzedniej dekady jak w "Can't Stand (What You Do to Me)" czy też "Price of Time" nasycony elektroniką. To wszystko jest ponadto bardzo wysmakowane z delikatną nutką progresji i muzycznego widowiska. Tu z pewnością wyróżnia się pastelowy osobisty "Wings of Destiny" aktorsko zaśpiewany przez Schulza. Typowy melodic metalowy balladowy song "When It Comes to Love" w samej melodii taki sobie, ale utwór został bogato zaaranżowany i spora jest tu rola basu i klawiszy. Chwyta i przykuwa uwagę jak "Trail of Fools" ze znakomitym solem Ritta, który gra tu sola znacznie powyżej tego, co zwykło się słyszeć w przebojowym melodic metalu. Dynamicznie podany power metal w dosyć nowoczesnej stylistyce, to znów "Move On", gdzie jednak rokendrol podskórnie pulsuje przez cały czas. Nie unikają stylistyki AOR w "New Horizon" tu jednak wypadają przeciętnie, mimo bardzo dobrych klasycznych dla stylów chórków. Bardzo dobrze za to słucha się "Blistered Soul", który na pewno można odnieść do kategorii nowocześnie podanego power rocka. Na koniec romantyczny Ritt z gitarą w instrumentalnym "Gary Boy" w stylu pośrednim między muzyką Gary Moore'a a mistrzami japońskimi.

Jednocześnie tradycyjny i nowoczesny album z melodyjnym metalem o wysmakowanej formie i ciekawym przestrzennym brzmieniu, uzyskanym dzięki odległym planom klawiszowym, wyodrębnionej gitarze basowej i rezygnacji z nadmiernego przytłoczenia gitarową mocą. Może nie wszystkie kompozycje są najwyżej klasy, ale refren z "One Million Lightyears from Home" wszedł do klasyki z całą pewnością.
Tym albumem DOMAIN od razu zwrócił na siebie uwagę i kolejnymi płytami, wydawanymi w krótkich odstępach czasu zdobył ogromną popularność i uznanie.


Ocena: 8/10

4.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Domain - The Artefact (2002)

[Obrazek: R-4278915-1454362026-3347.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Discover The Artefact 00:54
2. Charade 04:40
3. Mystery Stone 04:13
4. Day Tripper (The Beatles cover) 04:31
5. Strangers From The Heart 04:47
6. Blackhole Visions 05:07
7. Seasons (The Circles Around The Moon) 05:37
8. Don't Count On Love 04:43
9. Spirit Of The Sun 05:40
10. Almost Eden 05:21
11. Downtown Babylon 04:47
12. Heart On The Line 04:10
13. Experience XTC 04:23

Rok wydania: 2002
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Carsten "Lizard" Schulz - śpiew
Axel "Ironfinger" Ritt - gitara, śpiew
Erdmann Lange - instrumenty klawiszowe
Dirk Beckers - bas
Edgar Schmidt - perkusja

To druga po reaktywacji w nowym składzie płyta DOMAIN oczekiwana z zainteresowaniem po ciepłym przyjęciu power rockowej swobodnej muzyki z albumu "One Million Lightyears from Home" wydanego zaledwie rok wcześniej. Ten LP także został wydany przez Point Music Distribution, w lipcu 2002.

Tym razem także grupa przedstawiła podobna muzykę, tyle, że bardziej zbliżoną do typowego power metalu, z ostrzejszą gitarą Ritta i trochę bardziej schowanymi klawiszami, ale nadal pełniącymi istotną rolę i najlepiej to słychać w "Blackhole Visions". Także nieco twardszą muzyką mimo melodyjności i to już słychać w "Charade", czy też "Blackhole Visions", gdzie nawet i chórki mają mocniejszy niż poprzednio charakter. Jednak "Mystery Stone" to w w refrenie nawiązanie do pirackich i celtyckich motywów kompozycji tytułowej z poprzedniego LP, szkoda jednak, że całość rozmywa się w takim przeciętnym melodic metalu. Nie brakuje i tym razem łagodnego balladowego i pół balladowego grania, jak w świetnie zaśpiewanym przez Schulza "Strangers From The Heart", delikatnym radiowym utworze z wykorzystaniem gitary akustycznej. DOMAIN pozostaje nadal wysokiej klasy zespołem aktorskiego, teatralnego rozgrywania swoich utworów i to znakomicie ilustruje "Seasons (The Circles Around The Moon)" zrobiony ze smakiem, wypełniony rozległymi chórkami, bogatą perkusją, fanfarowymi klawiszami i pianinem, a przy tym ze znakomitym łączeniem różnych stylów metalu i rocka, bo tego rocka jest tu dużo. Całość ozdabia wybuchowe, pełne ekspresji solo Ritta. "Spirit Of The Sun" z motywami orientalnymi podanymi w nienachalny sposób, to melodyjny metal o pewnych cechach progresywnych, zaś "Almost Eden" to udana próba połączenia AOR i power rocka przy wykorzystaniu bardzo ogranego motywu głównego o amerykańskim pochodzeniu. Tych ogranych melodii jest tu niestety więcej i to słychać w rockowym "Heart On The Line".
Mniej interesujące są kompozycje z pogranicza stadionowego heavy metalu i hard rocka jak "Don't Count On Love", czy też "Downtown Babylon" o korzeniach zdecydowanie alternatywnych z obszarów grunge. Tym razem album kończy speed melodic power metalowy zbudowany na ognistym rokendrolu "Experience XTC", taki lekko zakręcony, a tych lekko zakręconych numerów tym razem za wiele nie ma. Jest natomiast znakomite wykonanie i lekkość tego wszystkiego, przy czym poza "Jaszczurką" i "Żelaznopalcym" niewątpliwie bohaterem pierwszoplanowym jest perkusista Edgar Schmidt. Gra znakomicie i zasypuje po prostu nieustannie kapitalnymi partiami bębnów, szczególnie w szybszych mocniejszych kompozycjach.

Płyta nierówna, momentami zbyt naiwna w melodiach i jakby obliczona na szersze grono słuchaczy, niż metalową brać. Jest tu jednak i sporo typowego power, brzmiącego interesująco w specyficznym przestrzennym i niezbyt gitarowo ciężkim soundzie DOMAIN. Ten jest zarazem ostry i miękki gdy potrzeba, a selektywność wszystkiego jest wzorcowa.
Jest to ostatnia płyta z udziałem sekcji rytmicznej Beckers-Schmidt, którzy niebawem opuścili zespół i kolejny LP został już nagrany w nowym składzie.


Ocena: 7,6/10

4.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Domain - The Sixth Dimension (2003)

[Obrazek: R-5974363-1526318456-7836.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. World Gone Crazy 05:13
2. Your Favourite Curse 05:23
3. King's Tears 05:15
4. One Perfect Moment 05:35
5. Burning Red 05:21
6. Warpath 04:49
7. Time Machine 05:36
8. Skylighter 05:33
9. Young Hearts Can Fly 03:47
10. Last Exit Moon 05:20
11. Talk to the Wind 06:36
12. Rats in the Cellar (bonus track - Aerosmith cover) 03:10

Rok wydania: 2003
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Carsten "Lizard" Schulz - śpiew
Axel "Ironfinger" Ritt - gitara, śpiew
Erdmann Lange - instrumenty klawiszowe
Sandro LoGuidice - bas
Stefan Köllner - perkusja

W końcu roku 2002 Ritt przystąpił do nagrywania trzeciej płyty DOMAIN z Carstenem Schulzem jako wokalistą ale już z nową sekcją rytmiczną złożoną z Sandro LoGuidice (bas) i Stefana Köllnera (perkusja) (znanego także z SYMPHORCE). Album został wydany Point Music Distribution we wrześniu 2003 roku.

Grupa zaproponowała tym razem razem prawie godzinę muzyki własnej oraz w ramach przywiązania do rock/metalowej tradycji cover AEROSMITH "Rats in the Cellar". Cover owszem niezły, ale muzyka własna na poziomie zróżnicowanym. "World Gone Crazy" zbudowany został na zeppelinowskim kashmirowym riffie i jak to DOMAIN ma w zwyczaju mnóstwo tu ozdobników i odniesień do różnych form melodyjnego metalu z chórkami, mocnym melodyjnym refrenem i nastrojowym zwolnieniem. Nie ustają w tworzeniu połączeń czasem nieoczekiwanych i rzadko spotykanych, jak basu i pianina w tej właśnie kompozycji. Power metal łączą z melodic heavy w prosty i czytelny sposób wielokrotnie i z gracją jaką ponad dziesięć lat wcześniej robił to inny niemiecki zespół HEAVENS GATE. Na tym albumie ten styl prezentują dynamiczny wypełniony ciętymi riffami "Burning Red" ze shredem Ritta czy też "Warpath" z pewnymi painkillerowymi akcentami i nowoczesną aranżacją z wykorzystaniem instrumentów klawiszowych. W "Skylighter" jednak znakomite momenty power metalowe zakorzenione w hard rocku lat 70tych łączą się mdłym refrenem i ten numer pozostawia niedosyt z lekka tylko rozwiewany przez nieoczekiwaną zmianę nastroju i delikatny fragment z pianinem.
Grają także lekki podbarwiony mocno powerem hard'n'heavy w atrakcyjnym przebojowym "Your Favourite Curse" z bardzo udanym potoczystym refrenem i pełnym ekspresji solem Ritta po części wzorowanym na stylu gry Ritchie Blackmore'a. A że ogólnie zbliżają się tu do BONFIRE chociażby to już zupełnie inna sprawa. Do najlepszych wzorów własnych nawiązują w kapitalnym "King's Tears" gdzie tempa i filozofia stylu CORNERSTONE w zwrotkach miesza się z refrenem w bojowym rycerskim stylu, rockowym solem Ritta i fantastycznymi okrzykami Schulza. Taka niezmiernie ciekawie dobrana mieszanka, na którą poważyć się mogli nieliczni a DOMAIN robi to z ogromną swobodą i lekkością. Niewątpliwie najbardziej rozpoznawalny hit z tego albumu. Jednak w wolnych spokojnych pół balladowych songach DOMAIN wypada przeciętnie i samo staranne wykonanie nie rekompensuje nijakiej melodii "One Perfect Moment". Także średnio wypada po obiecującym wstępie "Young Hearts Can Fly" z trywialnym hard rockowym refrenem. Typowy prosty melodic heavy metal potrafią zagrać i zaśpiewać w elegancki sposób z tą charakterystyczną dla siebie dawką rewiowego rozmachu.Ten rozmach czuje się w "Last Exit Moon" jednak i ta kompozycja niezbyt przekonuje refrenem, i refreny na tej płycie nie są najmocniejszą stroną zespołu. Tym razem zespół kończy prezentację własnych kompozycji lekko progresywnie w "Talk to the Wind" z wolniejszym łagodnym refrenem i stanowczą gitarowo-klawiszową galopadą tworzącymi pewien kontrast.Część progresywna opiera się na ażurowych planach dalszych, mocnym basie i przestrzennej perkusji - słychać że i takim graniu DOMAIN czuje się pewnie i swobodnie.

Jeśli chodzi o wykonanie największe wrażenie robi Ritt , grający z niebywałą fantazją i co rusz atakujący wirtuozerskim solówkami, plasującymi go w czołówce heavy metalowych niemieckich gitarzystów. Schulz w tym repertuarze czuje się doskonale i z gracja przechodzi od mocniejszego power metalowego śpiewu do bardziej rockowego z odrobiną wymaganego w DOMAIN aktorskiego przekazu. Nowa sekcja rytmiczna też wie o co chodzi i wielkiej różnicy pomiędzy tą i poprzednią nie słychać, choć nieco brakuje perkusyjnych nawałnic Edgara Schmidta.
Brzmieniowo album jest nieco cięższy niż poprzednie przez co utwory power metalowe wyróżniają się sporą siła rażenia gitarowego.
Więcej power metalu ale jednak mniej zdecydowanie atrakcyjnych melodii.


Ocena 7,7/10

5.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Domain - Last Days of Utopia (2005)

[Obrazek: R-5587189-1424631971-7291.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Harbor of Hope 01:10
2. A New Beginning 04:49
3. On Stormy Seas 09:09
4. The Shores of Utopia 01:20
5. Ocean Paradise 05:34
6. The Beauty of Love 04:36
7. The Great Rebellion 05:35
8. Endless Rain 05:29
9. Last Days of Utopia 06:33
10. Underneath the Blue 01:11
11. Left Alone 06:09

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Carsten "Lizard" Schulz - śpiew
Axel "Ironfinger" Ritt - gitara, śpiew
Erdmann Lange - instrumenty klawiszowe
Jochen Mayer - bas
Stefan Köllner - perkusja

Z nowym basistą Jochenem Mayerem i nowymi pomysłami melodic power metalowy DOMAIN przystąpił do nagrywania kolejnej płyty w 2004 roku. Zespół uzyskał kontrakt z wytwórnią Limb Music i płyta została przez nią wydana na początku lipca 2005 roku.

Efektem był zwarty tematycznie album o lekko epickim wydźwięku z tekstami Schulza i wyprodukowany przez Ritta, stanowiący rozwinięcie bogatego formalnie stylu zespołu wypracowanego przez kilka poprzednich lat. Tym razem to power metal o mniej radiowym charakterze z efektownymi klawiszami i nietypowymi dla gatunku wstawkami i interludiami jak ta z dynamicznego otwieracza "A New Beginning" gdzie DOMAIN pokazuje bardzo wysokiej klasy melodic power, podobnie jak w sztormującym wyrazistym "On Stormy Seas" i ta płyta ma na pewno specyficzną atmosferę opowieści z umiejętnie stopniowanym napięciem. Zachowana została po części jednak i ta lekka zwiewność stylu gry co słychać w "Ocean Paradise", takim delikatniejszym, w nieco smutnej melodii oraz refrenem w stylu zazwyczaj znanym z płyt z metalem symfonicznym. Ten zadumany nastrój podtrzymuje balladowy song przy pianinie "The Beauty of Love", taki średni, ale akurat w tym otoczeniu i na tej płycie dobrze spełniający swoją rolę. Ciężar główny spoczywa na "The Great Rebellion" rozpoczynającym się od odgłosów walki i rozwijający się jako znakomity podręcznikowy melodic power w niemieckim stylu z bojowym refrenem chóralnym, jakimi zespół czarował na każdej z poprzednich płyt z XXI wieku. Tu też Ritt dodał nieco rebelianckiej gitarowej apokalipsy, zagrał również super szybkie solo, jedno z najbardziej interesujących na tym LP. "Endless Rain" to mocna kontynuacja z symfonicznym tłem, numer twardy i posępny a równocześnie dumny i z epickim refrenem. Tu mamy do czynienia z doskonałą współpracą gitary i klawiszy Lange oraz wokalnym popisem "Lizard" Schulza w tradycyjnym niemal true stylu. W solo z kolei na światło dzienne wychodzi ukryta tu na płycie w pewnych miejscach neoklasyka."Last Days of Utopia" to z kolei kompozycja pełna chórków, mocnego wokalu, lekko progresywna w świetnych zagrywkach gitarowych i klawiszowych i nad wyraz melodyjna o zdecydowanie power metalowej energii. Za to zakończenie tej historii "Left Alone" mocno wsparty blues rockiem wynikającym z doświadczeń WHITESNAKE, ale równocześnie pełen przestrzeni i festiwalowego rozmachu, z piękną melodią i ciepłem przesycającym całość od początku do końca...

Brytyjskie zakończenie płyty, która jest najbardziej muzycznie jednorodną w dotychczasowym dorobku zespołu. Zawiera power metal szlachetny i kunsztownie zagrany, z doskonałym wokalem Schulza szczególnie w drugiej części oraz przemyślanymi w drobiazgach kompozycjami podniosłymi nieraz, ale nie pompatycznymi w złym tego słowa znaczeniu. Doskonałe brzmienie wszystkich instrumentów - ciepłe i soczyste i wysoka forma wszystkich członków zespołu, który zresztą tym razem zagrał bardzo "zespołowo" właśnie.
Pierwszy i jednocześnie ostatni w pełni power metalowy album DOMAIN i w ich dorobku do tego momentu album najlepszy.


Ocena 8,9/10

5.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Domain - Stardawn (2006)

[Obrazek: R-3695477-1424706522-5739.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. All in the Name of Fire 04:46 
2. Temple of the Earth 06:25
3. Don't Pay the Ferryman (Chris De Burgh cover) 04:10
4. I Ain't No Hero 04:04
5. Headfirst into Desaster 05:24
6. Stardawn 09:27
7. Chrystal Stone Island (Warpath pt. II) 05:23
8. Help Me Through the Storm 04:40
9. Shadowhall 25:18

Rok wydania: 2006
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Carsten "Lizard" Schulz - śpiew
Axel Ritt - gitara
Jochen Mayer - bas
Stefan Köllner - perkusja
Erdmann Lange - instrumenty klawiszowe

DOMAIN po roku 2000 to zespół nie poddający się prostym klasyfikacjom i poniekąd zaprzecza typowym wzorcom niemieckiego pojmowania power i heavy metalu. O ile w pierwszym okresie było to poprawny zespół, grający melodic heavy metal to z dołączeniem do lidera Axela Ritta "Jasczurki" jako wokalisty DOMAIN stał się zespołem niezwykle swoistym i ta wizja Ritta stworzenia mieszanki neoklasyki, power metalu, rocka, metalu symfonicznego i osadzenia tego w tradycji lat 70-tych i 80-tych nabrała dojrzałej formy. Nieustanne zmiany składu jakoś nie wpływały na jakość samej muzyki, zresztą Ritt zawsze miał szczęście do pracy z muzykami znającymi się na rzeczy. Ritt nie zasklepiał się w ramach wąskiego grona etatowych muzyków, jego płyty pod szyldem DOMAIN są pełne gości, z których każdy jest ważny i ma tu coś do powiedzenia.
Jakie miejsce ma w tym wszystkim "Stardawn" wydany we wrześniu 2006 przez Limb Music?

To na pewno płyta największego luzu i największego rozmachu DOMAIN. To płyta ogromnego muzycznego zróżnicowania, nieprzewidywalna i przecinająca najróżniejsze muzyczne obszary. Wesoła i monumentalna, przebojowa i wysmakowana. Co więcej, nie jest to album samego Ritta. Zero egoizmu muzycznego, choć ten jego duch się tu unosi cały czas. Uniwersalność Ritta jako gitarzysty jest niesamowita. Neoklasyczny power metalowy potwór "All in the Name of Fire" z ryczącą gitarą i wirtuozerskim solem na początek albumu to otwarcie wspaniałe, a przecież tak na dobra sprawę nie reprezentatywne dla całości. Zresztą co tu jest reprezentatywne na tej płycie-kalejdoskopie? DOMAIN zaskakuje cały czas, czy to pełną przestrzeni wersją "Don't Pay the Ferryman", czy rozegranym w stylu "DEEP PURPLE spotyka ROYAL HUNT" w musicalowej wersji "Temple of the Earth". No i udział tej zabawnej przecież formacji "Stardawner-Boys-Choir", gdzie tak pięknie i z takim zaangażowaniem śpiewa Taregh Maghary z MAJESTY, Goetz "Valhalla Jr" Mohre z IRON MASK i Connie Andreszka. Zresztą na całej płycie, gdzie się pojawia ta ekipa spisuje się świetnie. DOMAIN to nie tylko Ritt. Tu klawisze są bardzo ważne i pianino i organy i Erdmann Lange nawiązuje zarówno do najlepszych tradycji Lorda, jak i szeroko rozumianej muzyki rozrywkowej, tym bardziej, że część orkiestracji ma zdecydowanie niemetalowy charakter. Tak pięknie i gustownie przygrywa Schultzowi w skromnie zaaranżowanej jak na ten LP balladzie "I Ain't No Hero", gustownej i pełnej emocji. Potrafią zrobić też luzacki rockowy show i piknik w brawurowo rozegranym "Headfirst into Desaster", gdzie znów kapitalnie Jaszczurkę wspomaga "Stardawner-Boys-Choir". No oni po prostu się świetnie bawią. A gitara Ritta chyba najbardziej chuligańska na tym albumie. Kto tak zabawnie potrafi robić za tappera jak Lange? No i lordowskie klawisze w dialogach z Rittem - to zostało zrobione niesamowicie. Gitarowa apokalipsa na wesoło! Kompozycja tytułowa jest bardzie stonowana i w ciągu tych prawie 10 minut jesteśmy świadkami inteligentnego połączenia power metalu z rockiem i hard rockiem w melodyjną całość. W drugiej części kolejny popis jakże elastycznej gitarowej gry Ritta to ozdoba całego albumu. Zadziwiająco rozwiązany jest melodic power metal w "Chrystal Stone Island (Warpath pt. II)", gdzie aniołkowate chórki "Stardawner-Boys-Choir" wywołują uśmiech, zagrywki klawiszowe Lange i lordowskie organy zaproszonego tu Ferdy Doernberga zadziwiają, a shred neoklasyczny "Ironfingera" zdumiewa. Świetnie się w tym towarzystwie prezentuje "Help Me Through the Storm", przepełniony najróżniejszymi inspiracjami, od purplowskich do sięgających późnego GENESIS. Wreszcie moloch i kolos "Shadowhall". Tu w ciągu tych 25 minut jest wszystko od power metalu do musicalu, jest symfonika i progresywność, jest też rock i neoklasyka, ale ostatecznie chyba najwięcej melodic power metalu i w zasadzie ta kompozycja mieści w sobie całą filozofię "Stardawn". A najważniejsze, że trzyma cały czas w napięciu zmieniającymi się motywami o często przeciwstawnym charakterze. To bardzo trudno osiągnąć w tak długiej kompozycji.

"Stardawn" to swoiste ukoronowanie i posumowanie muzycznych poszukiwań Ritta w DOMAIN. Płyta klasyfikacjom się wymykająca, wymagająca też od słuchacza pewnego szerszego otwartego spojrzenia na wykorzystanie niemetalowych inspiracji w metalowej muzyce. Jednocześnie ostatni album z "Lizardem" jako wokalistą, który tu również rozegrał świetną partię.
Świetna muzyczna zabawa, festyn i widowisko w gustownej oprawie, gdzie nawet statyści występują w drogich frakach, ale na poważnie tak do końca nic się nie dzieje.


Ocena: 9.3/10

5.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Domain- The Chronicles of Love, Hate and Sorrow (2009)

[Obrazek: R-4278868-1406232358-9165.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Picture The Beauty 05:03
2. Sweeping Scars 07:06
3. Angel Above 05:12
4. Circle Of Give And Take 06:39
5. He Is Back 06:00
6. Inner Rage 05:01
7. Digging Their Graves 04:16
8. Haunting Sorrows 04:42
9. The Last Dance 05:23
10. 12 O'Clock 05:26
11. Two Brothers & The Sinners Chess 06:16


Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Nicolaj Ruhnow - śpiew
Axel "Ironfinger" Ritt - gitara
Erdmann Lange - instrumenty klawiszowe
Steven Wussow - bas
Jens Baar - perkusja

Znakomity album "Stardawn" był ostatnim w "klasycznym" składzie DOMAIN. Odszedł "Lizard" Schulz, odeszła sekcja rytmiczna i Ritt zmuszony został do zebrania nowej ekipy, aby nagrać kolejny album. Nowym wokalistą został w roku 2007 Nicolaj Ruhnow występujący wcześniej w mało znanych grupach STORMHUNTER i IRONY i z nim już powstał LP "The Chronicles of Love, Hate and Sorrow", album nieco inny niż poprzednie, choć nadal nasycony specyficznym kompozytorskim podejściem Ritta. Wydany został w ramach kontraktu z Limb Music w marcu.

Rozległe klawisze, mocna gitara, jak na DOMAIN mocna i momentami heavy/power metalowa.
Jednak momentami, bo ogólnie ta płyta ma taki lekko festiwalowy-musicalowy charakter, jednak bez elementu nieskrępowanej metalowej zabawy "Stardawn". Ruchnow wcześniej dał się poznać jako wokalista nieco manieryczny i gdyby i tu był manieryczny byłoby ciekawie. Tymczasem śpiewa bardzo zachowawczo, ostrożnie i nieco rzemieślniczo, a tak potrzebny aktorski przekaz, jakim czarował "Lizard" Schulz, w jego wykonaniu praktycznie nie istnieje. Wszystko odśpiewane gładko i raczej nijako, choć technicznie poprawnie i takich ciekawszych momentów wokalnych jest mało ("Sweeping Scars", po części może także "Inner Rage" i "The Last Dance"). Wiele kompozycji przemyka tak dosyć niepostrzeżenie, pozostając na granicy progresywnego power metalu, gdzie progresywny charakter wynika z klawiszowych zagrywek i tła, jakie generuje Lange oraz doprawdy imponującego shredu Ritta. Tyle, że nie bardzo on pasuje do refleksyjnego charakteru kompozycji, dosyć spokojnych i dodatkowo uspokajanych w wolniejszych partiach. Jak zwykle dużo eleganckich chórków, ale i tym razem także w bladawych, mało wyrazistych kompozycjach o rock/metalowym charakterze jak "Angel Above" czy "12 O'Clock". Elektryzują rzadko, ale na pewno w kapitalnych power partiach gitarowych "Circle Of Give And Take" przypominających dynamit wczesnych, najbardziej udanych szarż gitarowych METALIUM. Ma być jednak raczej łagodnie i szkoda, że także tym razem utwór został wygładzony w refrenie. To zostało wszystko starannie przygotowane, ale gdzieś zabrakło autentycznie wciągających melodii i dużo z tego, co tu zostało zagrane, słucha się przyjemnie w trakcie, ale zapamiętać coś nie jest łatwo nawet, gdy pojawiają się melodic power metalowe refreny jak w "Digging Their Graves". Płyta nie jest łatwa w odbiorze i to się w przypadku DOMAIN zdarza po raz pierwszy. Ten zespół grał w sposób dosyć złożony zawsze, ale zawsze był przyjazny i czytelny, tym razem jednak ta dostępność jest ograniczona. Brak zdecydowanych hitów, zarówno metalowych jak i rockowych i do tego album wydaje się zbyt długi, może także dlatego, że utwory są wszystkie niemal w jednej manierze, czasem tylko gitara jest mocniejsza, a czasem klawisze wyeksponowane bardziej. Dopiero na końcu w bonusowym "Two Brothers & The Sinners Chess" fanfarowe klawisze przypominają dawny DOMAIN, ale tylko one.

Inny skład, inna jednak stylistyka. Nadal bardzo dobre wykonanie, przy czym oprócz Ritta uznanie należy się perkusiście Jensowi Baarowi. Rozegrał partię znakomitą i wyrastającą ponad średni ogólny poziom kompozycji.
Trudno coś zarzucić produkcji, jest wysokiej klasy, przy czym pod względem ciężaru umiejscawia ten LP na miejscu pierwszym w dyskografii zespołu. DOMAIN nagrywał płyty różne, zawsze jednak jakoś rozpoznawalne jako DOMAIN. Nigdy nie były to albumy męczące. Ten, niestety taki jest.


Ocena: 6,9/10

13.03.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości