19.06.2018, 17:05:36
Doomraiser - Erasing the Remembrance (2009)
Tracklista:
1. Pachidermic Ritual (Intro) 02:12
2. Another Black Day Under The Dead Sun 10:06
3. The Raven 09:24
4. C.O.V. (Oblivion) 07:59
5. Vanitas 15:07
6. Head Of The River (Intro) 02:45
7. Rotten River - Part I: The River - Part II: On The First Day Of The New Dark Year For The World 01/01/08 11:26
Rok wydania: 2009
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Nicola "Cynar" Rossi - śpiew
Drugo - gitara
Valerio "Molestius" Dominici - gitara
Andrea Caminiti (aka BJ) - gitara basowa
Daniele "Pinna" Amatori - perkusja
Ocena: 9.4/10
31.03.2009
Tracklista:
1. Pachidermic Ritual (Intro) 02:12
2. Another Black Day Under The Dead Sun 10:06
3. The Raven 09:24
4. C.O.V. (Oblivion) 07:59
5. Vanitas 15:07
6. Head Of The River (Intro) 02:45
7. Rotten River - Part I: The River - Part II: On The First Day Of The New Dark Year For The World 01/01/08 11:26
Rok wydania: 2009
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Nicola "Cynar" Rossi - śpiew
Drugo - gitara
Valerio "Molestius" Dominici - gitara
Andrea Caminiti (aka BJ) - gitara basowa
Daniele "Pinna" Amatori - perkusja
To jeden z najbardziej interesujących i oryginalnych zespołów doom metalowych z Włoch ostatniej dekady i jego druga płyta.
W przeciwieństwie do tych bandów z Italii, które wspierają się klasycznym heavy metalem w epickiej odmianie, ta grupa gra doom korzenny i bez naleciałości, a jej dodatkowa specyfika to wokal Cynara, który w pewnym stopniu przypomina stylem Danziga i jest odległy od zawodzenia epigonów Ozzy Osbourne'a czy przeintelektualizowanych pisków wokalistów, wspomagających się zielem. Druga płyta tej grupy ukazała się nakładem włoskiej wytwórni BloodRock Records z Geniu w marcu 2009.
Element psychodeliczny w ich muzyce występuje jednak tylko jako czynnik wspomagający i w tych długich kompozycjach dzieje się sporo różnych rzeczy, a to za sprawą wokalisty, a to nieoczekiwanych zwrotów muzycznej akcji. Słuchowiskowe intro może jest nieco tandetne w swym charakterze mini horroru, jednak już "Another Black Day Under The Dead Sun" to jak najbardziej rasowy doom, stanowiący skrzyżowanie ST.VITUS w sposobie konstruowania riffów i SOLITUDE AETURNUS w tej wzniosłej, rozpaczliwej melodii.
Wokal jest wyborny. Wyczucie Cynara w tym wpasowaniu się w długie zwaliste wybrzmiewania gitar i elastyczność głosu zmiennego jak kameleon nie pozwala się oderwać od tych utworów. Gdy grają nieco szybciej, jak w "The Raven", stają się transową maszyną i rzadko kiedy to połączenie kilku prostych zagrywek powtarzanych w kółko daje tak dobry efekt, jak tu. Płynnie przyspieszają, płynnie zwalniają, spokojnie pracuje sekcja rytmiczna. Żadnej siły, swoboda i wcale nie za ciężko to jest zagrane. Ot, na tyle ciężko, aby zachować dom metalowy styl, ale bez silenia się na kruszenie żelazobetonu. Od czasu do czasu wchodzą rozmyte klawisze, od czasu do czasu sola gitarowe leniwe i w stylu Iommi'ego. Tego BLACK SABBATH z lat 70-tych tu jest sporo, ale nie na tyle dużo, żeby uznać tę muzykę za kolejny hołd dla Brytyjczyków. Jest oczywiście doom i to encyklopedyczny i minimalizm jest tu także istotny. Perfekcyjnie ten minimalizm się prezentuje w "C.O.V. (Oblivion)", w gitarach i zderzeniu tego z dwoma wokalami Cynara, który tu góruje nad wszystkim i jest doprawdy bliski w manierze Danzigowi, bardzo bliski. "Vanitas" to 15 minut leniwego, melodyjnego odprężającego grania, przełamywanego bardzo oszczędnymi akustycznymi interludiami. Taka zwrócona ku sobie i swemu wnętrzu opowieść, jaka jest dla doom metalu fundamentalna. W tej akurat kompozycji nie brak także ponurego rocka, sięgającego nawet głębiej w przed metalową epokę.
Chłodno i w sposób zdystansowany zagrany jest stojący po ciemnej stronie "Rotten River", gdzie pojawiają się super długie wybrzmiewania gitar, typowe dla funeral doom, recytacje i jakiś gniew narastający i podskórne napięcie.
Proste, hipnotyzujące granie, oparte na klasycznych wzorach, a co najważniejsze ten stanowiący sól minimalizm jest wysmakowany i elegancki.
DOOMRAISER nie gra nic nowego, ale to spojrzenie na gatunek jest swoiste i zespół ma swoją własną tożsamość. I ma niezwykłego Cynara na wokalu.
W przeciwieństwie do tych bandów z Italii, które wspierają się klasycznym heavy metalem w epickiej odmianie, ta grupa gra doom korzenny i bez naleciałości, a jej dodatkowa specyfika to wokal Cynara, który w pewnym stopniu przypomina stylem Danziga i jest odległy od zawodzenia epigonów Ozzy Osbourne'a czy przeintelektualizowanych pisków wokalistów, wspomagających się zielem. Druga płyta tej grupy ukazała się nakładem włoskiej wytwórni BloodRock Records z Geniu w marcu 2009.
Element psychodeliczny w ich muzyce występuje jednak tylko jako czynnik wspomagający i w tych długich kompozycjach dzieje się sporo różnych rzeczy, a to za sprawą wokalisty, a to nieoczekiwanych zwrotów muzycznej akcji. Słuchowiskowe intro może jest nieco tandetne w swym charakterze mini horroru, jednak już "Another Black Day Under The Dead Sun" to jak najbardziej rasowy doom, stanowiący skrzyżowanie ST.VITUS w sposobie konstruowania riffów i SOLITUDE AETURNUS w tej wzniosłej, rozpaczliwej melodii.
Wokal jest wyborny. Wyczucie Cynara w tym wpasowaniu się w długie zwaliste wybrzmiewania gitar i elastyczność głosu zmiennego jak kameleon nie pozwala się oderwać od tych utworów. Gdy grają nieco szybciej, jak w "The Raven", stają się transową maszyną i rzadko kiedy to połączenie kilku prostych zagrywek powtarzanych w kółko daje tak dobry efekt, jak tu. Płynnie przyspieszają, płynnie zwalniają, spokojnie pracuje sekcja rytmiczna. Żadnej siły, swoboda i wcale nie za ciężko to jest zagrane. Ot, na tyle ciężko, aby zachować dom metalowy styl, ale bez silenia się na kruszenie żelazobetonu. Od czasu do czasu wchodzą rozmyte klawisze, od czasu do czasu sola gitarowe leniwe i w stylu Iommi'ego. Tego BLACK SABBATH z lat 70-tych tu jest sporo, ale nie na tyle dużo, żeby uznać tę muzykę za kolejny hołd dla Brytyjczyków. Jest oczywiście doom i to encyklopedyczny i minimalizm jest tu także istotny. Perfekcyjnie ten minimalizm się prezentuje w "C.O.V. (Oblivion)", w gitarach i zderzeniu tego z dwoma wokalami Cynara, który tu góruje nad wszystkim i jest doprawdy bliski w manierze Danzigowi, bardzo bliski. "Vanitas" to 15 minut leniwego, melodyjnego odprężającego grania, przełamywanego bardzo oszczędnymi akustycznymi interludiami. Taka zwrócona ku sobie i swemu wnętrzu opowieść, jaka jest dla doom metalu fundamentalna. W tej akurat kompozycji nie brak także ponurego rocka, sięgającego nawet głębiej w przed metalową epokę.
Chłodno i w sposób zdystansowany zagrany jest stojący po ciemnej stronie "Rotten River", gdzie pojawiają się super długie wybrzmiewania gitar, typowe dla funeral doom, recytacje i jakiś gniew narastający i podskórne napięcie.
Proste, hipnotyzujące granie, oparte na klasycznych wzorach, a co najważniejsze ten stanowiący sól minimalizm jest wysmakowany i elegancki.
DOOMRAISER nie gra nic nowego, ale to spojrzenie na gatunek jest swoiste i zespół ma swoją własną tożsamość. I ma niezwykłego Cynara na wokalu.
Ocena: 9.4/10
31.03.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"