Doomshine
#1
Doomshine - The Piper at the Gates of Doom (2010)

[Obrazek: R-5930760-1442165636-9613.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sanctuary Demon 08:44
2. Actors of the Storm 05:19
3. Hark! The Absurd Angels Fall 07:47
4. Rivers of January 06:33
5. Doomshine Serenade 08:40
6. The Crow Pilot 08:09
7. Cold Cypher Ceven 06:47
8. Vanished 04:40
9. Waltzhalla 07:02
10. Godhunter 09:29

Rok wydania: 2010
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Tim Holz - śpiew, gitara
Sven Podgurski - gitara
Carsten Fisch - bas
Markus Schlaps - perkusja

Zespół ten należy do mniej znanych z Niemiec grup grających doom metal i jak do tej pory nagrał tylko jeden album "Thy Kingdom Come" w 2004 roku. Potem pozostawał w pewnym uśpieniu, jego członkowie pogrywali też w innych zespołach i wydawało się, że zespół podzieli wielu grup doom metalowych z Europy, znikających po zaznaczeniu swego istnienia jednym LP czy EP. W lipcu 2010 Massacre Records przedstawia jednak drugi LP zespołu.

Bez szumu i rozgłosu DOOMSHINE przygotował album, na którym muzycznie pozostał wierny tradycyjnemu melancholijnemu doom metalowi z epickim zacięciem. Podobnie jak na debiucie, zupełnie nie słychać, że grają Niemcy i faktycznie brytyjskość w każdym calu. Mają jednak zdolność do tego walcowania przez długie minuty i wbudowania znakomitych refrenów pod wczesny SOLITUDE AETURNUS. Jak i na poprzedniej płycie tworzą specyficzny klimat, łagodny, ale obudowany mocarnymi riffami i te długie wybrzmiewania w The Crow Pilot pięknie zrobione. Wyborny Sanctuary Demon i wręcz ciarowy Hark! The Absurd Angels Fall z cytatami z Beyond... SOLITUDE AETURNUS na końcu, pięknie pomyślane i wykonane z ta gracją spokojem, jakich coraz częściej w doom metalu przeżywającym brutalizację brakuje.Cold Cypher Ceven ogólnie taka mała perełka, gdzie wzbogacenia o inne rodzaje śpiewania, także pod Marcolina bardzo mi się podobają. Vanished w zestawie z pozostałymi utworami brzmi bardzo dobrze i taki nieco bardziej heavy metalowy kawałek, nie za długi był tu potrzebny.  Ma on cechy heavy metalowej ballady, podanej z dawką ciężaru i dostojeństwa, jednak jest ogólnie nieco lżejszy obniża poziom smutnej melancholli, charakterystycznej dla całości.Waltzhalla w specyficznej rytmice wydaje się nieco przekombinowany, ale to może takie pierwsze wrażenie, tym bardziej, że w dalszej części płacz gitary jest rozbrajający. Rivers of January to coś, co by się chciało usłyszeć w wykonaniu CANDLEMASS - no i te niemal rockowe wtrącenia w refrenie też znakomite. Spokojna perkusja, jaka w doom lubię najbardziej. Każde uderzenie wyważone i celne, bardzo ładne sola na całej płycie. Co jeszcze miłe dla ucha to te lżejsze partie przypominające SOLSTICE i gotyckość jest niepodważalna. Bardzo wczesny CATHEDRAL też się kłania, ale bez Dorrianowej surowości naturalnie. Mocarne solo, może nawet i najlepsze na płycie. Godhunter na koniec miazga totalna. Wzorcowy numer i do tego o znacznych cechach oryginalności. Tak powoli narasta i narasta napięcie co jakiś czas łagodzone tymi delikatnymi chórkami.

Klasyczny, tradycyjny, rasowy, archetypowy doom z wybornym brzmieniem.
Wielką zaletą tego albumu jest ta czystość gatunkowa. W dobie przybrudzenia brzmienia, stonerowania, black w każdym miejscu i dobijania sludge'owymi wokalami Niemcy pokazują, że można nagrać album elegancki, tradycyjny z domieszką heavy metalu, z którego przecież doom się wywodzi i co bardzo istotne - niepłaczliwy i niemonotonny.
Pozycja zdecydowanie warta uwagi, tym bardziej, że pochodzi z kraju, który z klasycznym epic/heavy/doom raczej rzadko bywa kojarzony.


Ocena: 9/10

2.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Doomshine - Thy Kingdom Come (2004)

[Obrazek: 41908.jpg]

Tracklista:
1. Where Nothing Hurts But Solitude 06:47
2. Venus Day 05:38
3. Light a Candle for Me 05:41
4. Creation (Sad Angel Legend - Chapter of Hope) 06:11
5. Sleep with the Devil (Sad Angel Legend - Chapter of Belief) 06:03
6. Shine on Sad Angel (Sad Angel Legend - Chapter of Doom) 08:02
7. A Room Without View 05:58
8. The Cross (Still Stands for Pain) 07:54
9. Valiant Child of War 05:25

Rok wydania: 2004
Gatunek: epic doom metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Tim Holz - śpiew, gitara
Sven Podgurski - gitara
Carsten Fisch - gitara basowa
Markus Schlaps - perkusja

Pochodzący z Ludwigsburga w Badenii-Wirtembergii DOOMSHINE zadebiutował w barwach wytwórni Iron Glory Records w czerwcu 2004, po kilku latach istnienia, początkowo pod nazwą SLEEP WITH THE DEVIL. I zagrali doom klasyczny, co w Niemczech wcale nie jest takie częste, ale to w końcu słynąca z kultury Wirtembergia.

Rozpoczęcie tej płyty jest kapitalne i zdumiewające. Where Nothing Hurts But Solitude to przykład jak można zagrać w stylu SOLITUDE AETERNUS z lat 1991-1992, pozostając w ścisłym stylistycznym kręgu amerykańskich Mistrzów, a równocześnie dodać coś interesującego od siebie, w tym przypadku łagodniejsze i bliższe klasycznemu heavy metalowi partie wokalno-instrumentalne. Dokładają pełne elegancji melodyjnej melancholii w znakomitym Venus Day i tu odnoszą się nawet do gotyckiego metalu atmosferycznego w delikatnych, poetyckich zwrotkach. Kroczący Light a Candle for Me to znowu bardziej szkoła szwedzka, blisko tu CANDLEMASS, tak w wykorzystaniu długich wybrzmiewań jak i kruszących riffów granych w mrocznych, chłodnych tonacjach. Interesująco i miejscami nieschematycznie...
Centralną część albumu zajmuje tryptyk Sad Angel Legend i dwie pierwsze części są dobre, ale nie wyrastają ponad dobry poziom szkoły grania doom metalu skupionej wokół wytwórni Hellhound. Najbardziej odróżniającym elementem jest wokal, bo robiący tu od początku do końca bardzo dobrze Tim Holz nie ma nic wspólnego z zawodzeniem w stylu Ozzy Osbourne'a w doomowej panierce. To klasyczny heavy metalowy wokalista o głosie ciepłym i melancholijnym, a przy tym, gdy trzeba, o autentycznej dramatycznej barwie. Tryptyk dewastuje w trzeciej części i Shine on Sad Angel to znowu soczysty, zwalisty i ultra epicki doom w stylu SOLITUDE AETERNUS. Ależ tu jest refren! Absolutny majstersztyk i ogólnie majstersztyk jak oni to powoli i konsekwentnie rozwijają. Przecudownej urody dramatyczne sola i te gitary tu autentycznie płaczą. Klimat epickiego doom podtrzymują w spokojnie rozegranym A Room Without View z ciekawie punktującym basem i onirycznym fragmentem w części drugiej. Dostojnie, dramatycznie i majestatycznie rozgrywają The Cross (Still Stands for Pain), gdzie pojawia się także nieco horror metalu, pierwiastki progresywne i łagodne momenty psychodelicznego rocka. W ostatnim Valiant Child of War sporo melodyjnego rocka w połączeniu z heavy/doom, ale ten utwór to przede wszystkim piękny refren, przy czym typowo tradycyjnie heavy metalowy.

Achim Köhler z realizacją albumów doom metalowych nie miał do tego momentu zbyt wiele do czynienia i może to i dobrze, bo stworzył sound ciepły i selektywny, bez dźwiękowego brudu stonera i to sound szlachetny, gdy trzeba miażdżący ciężarem gitar w najlepszym stylu klasyków gatunku. Ustawienie basu - kapitalne!
Konkludując. Na scenie niemieckiej pojawił się zespół o ogromnym potencjale, nagrywający jednak rzadko, przez co nie zyskał popularności, na jaką niewątpliwie zasługiwał.


ocena: 8,9/10

new 7.11.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości