Dr. Mastermind
#1
Dr. Mastermind - Dr. Mastermind (1986)

[Obrazek: R-766565-1518348559-8750.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Domination 02:41
2. The Right Way 02:10
3. Man of the Year 02:49
4. The Villa (2631) 07:48
5. We Want the World 02:53
6. Control 02:33
7. Abuser 02:52
8. Black Leather Maniac 02:38
9. I Don't Wanna Die 06:49

Rok wydania: 1986
Gatunek: speed heavy metal
Kraj: USA

skład zespołu:
Matt McCourt - śpiew, bas
Kurt James - gitara
Deen Castronovo - perkusja

Doktorów Mastermindów było dwóch. Pierwszego skrył mrok metalowych dziejów, ale tym drugim był Matt McCourt i to on pod tym pseudonimem zagrał na jedynym albumie trio DR.MASTERMIND, zespołu amerykańskiego niemal zupełnie nieznanego szerszej rzeszy odbiorców i zapomnianego, a zupełnie niesłusznie. Na fali popularności thrashu i US heavy power grupa w zasadzie nie zbliżyła się do żadnego z tych stylów, proponując brzmienie własne, będące czymś w rodzaju melodyjnego speed metalu, będącego poniekąd pretekstem do przedstawienia nieprzeciętnych umiejętności gitarzysty Kurta Jamesa. James poprzednio występował w zespołach DRIVER i STEELER, które jednak ze względu na bardziej tradycyjny styl grania hard rocka i metalu nie dawały mu w pełni ujawnienia swoich możliwości. Ten specjalista od superszybkich solówek, granych z niezmierną precyzją i zawsze opartych na jasno wyklarowanych motywach, w DR MASTERMIND zabłysnął pełnym blaskiem, choć płyta to zaledwie nieco ponad pół godziny muzyki wydanej przez Roadrunner Records.

Jest to 9 kompozycji, z których siedem trwa poniżej trzech minut, są to jednak zawsze minuty wypełnione speed metalowym, gitarowym natarciem, gęstym basem i znakomitą perkusją Castronovo, innego nieco zapomnianego wirtuoza z WILD DOGS, gdzie występował wcześniej razem z McCourtem, który na tym LP okazał się dla Jamesa godnym partnerem. Muzyczny dynamit wybucha już w "Domination". Zespół gra metal agresywny, podbarwiony estetyką thrashu w charakterystycznych chórkach, chuligański, zadziorny i buntowniczy także w wokalu McCourta jednak podstawą są atrakcyjne chwytliwe melodie jak w "The Right Way" i "Man Of the Year" najbardziej rozpędzonym i finezyjnie zagranym gitarowo kawałku. Tu popisy Jamesa są momentami zdumiewające. Trochę wolniej rozgrywają te swoje trzy minuty w We Want The World i w takim tradycyjnym heavy metalu także wypadają znakomicie, a James pozwala sobie nawet na gitarowy żart i pastisz solówki Ritchie Blackmore'a. W "Abuser" pokazują jak szybko można grać czytelną muzykę i jak można to dodatkowo rozpędzać solami gitarowymi granymi z chirurgiczną precyzją. Z tych krótkich numerów tej ogromnej chwytliwości zabrakło chyba tylko w "Control ". W ich muzyce jest też coś z absurdalnego żartu łączącego gładkość wysokogatunkowego shredu z wokalem męskim, ale przypominającym chwilami nawoływania ulicznego sprzedawcy. Coś z ulicznego teatru połączonego z rockiem i glamem mamy w "Black Leather Maniac" i ogólnie ta płyta jednorodna nie jest. Album zawiera też dwie długie kompozycje i chyba za długie. "I Don't Wanna Die", mimo wybornego basu, pokazu gitarowego kunsztu i znakomitych zagrywek Castronovo, który tu daje mocarne rozbudowane solo perkusyjne, jest kompozycją trochę w stylu "sztuka dla sztuki". "The Villa(2631)" jest znów próbą opowiedzenia gitarą opowieści nieco mrocznej i skomplikowanej. Owszem, James gra przepięknie, ale do tego prostego metalowego przekazu jaki emanuje z tego albumu ten utwór, w dalszej części trącący nawet MOTORHEAD, wydaje się za długi. Pomysły są i wystarczyło by ich tu na trzy inne kawałki tym bardziej, że te motywy nie zawsze stanowią logicznie wynikający ciąg wydarzeń.

Płyta jest inna niż wszystko co w amerykańskim metalu dominowało w owym czasie. Nie do końca poważna, nie do końca ukierunkowana na jedną grupę odbiorców nie zdobyła szerszego uznania.
Grupa szybko się rozpadła. James dołączył do zespołu TURBIN, byłego wokalisty ANTHRAX Neila Turbina, a Castronovo kontynuował działalność w WILD DOGS, a potem przyjął zaproszenie do CACOPHONY, aby połączyć siły z gitarowymi wirtuozami Friedmannem i Beckerem. Sam Dr.Mastermind próbował jeszcze odtworzyć zespół przy pomocy innych muzyków, ale próby utrzymania grupy przy życiu nie powiodły się. W roku 2005 nagrany został album "Sin Sandwich" w innym składzie, nie zdobył jednak powodzenia. Sam McCourt pod swoim nazwiskiem występuje w innych amerykańskich zespołach metalowych w tym w WILD DOGS.


Ocena: 8/10

29.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości