Emerald Sun
#1
Emerald Sun - Escape From Twilight (2007)

[Obrazek: R-2520583-1489762108-5859.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sunrise 01:30 
2. Scream Out Loud 05:08
3. High in the Sky 06:49
4. The Traveller 00:58
5. Sword of Light 05:59
6. Eyes of Prophecy 04:40
7. Escape from Twilight 05:49
8. Emerald Sun 06:45
9. H.M. 04:33
10. The Story Begins 04:36
11. Not Alone 05:38

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Grecja

Skład:
Jimmy Santrazami - śpiew
Johnnie Athanasiadis - gitara
Teo Savage - gitara
Jim Tsakirides - instrumenty klawiszowe
Spyros Babatzanides - bas
Bill Kanakis - perkusja

Co pewien czas duchy Helloween ożywają i straszą słuchacza. Tym razem postraszył nas grecki EMERALD SUN. Zresztą po raz drugi, bowiem debiutował już w roku 2005 albumem ‘The Story Begins’. EMERALD SUN powstał w roku 1998 w mieście Thessaloniki i po serii niezliczonych zmian składu i występach na lokalnych scenach, zdołał w końcu zainteresować wytwórnię Limb Music i wydać wymieniony album. Druga płyta, o której za chwilę powiem nieco więcej nosi tytuł ‘Escape From Twilight’ i powstała przy wydatnym udziale R.D. Liapakisa, który w Niemczech ugruntował swą pozycję jako wokalista tak uznanych zespołów jak VALLEY,S EVE i MYSTIC PRPHECY. Cóż, przyjaciele powinni się popierać, ale w tym przypadku niekoniecznie.

Już od paru lat dość uważnie obserwuję rozwój greckiej sceny melodyjnego metalu i debiut tej formacji nie umknął mojej uwadze. Była to niestety nudna i bezbarwna kopia starego HELLOWEEN i FREEDOM CALL. Zwykle tak bywa, że tamtejsze zespoły wykazują jednak duży postęp na następnych LP, należało więc oczekiwać tego i tym razem. Spotkał mnie niestety srogi zawód. W zasadzie "Escape From Twilight" jest repliką poprzedniego albumu - zawiera niemalże te same same utwory i pokazuje, że zespołowi doskwiera całkowity brak własnej koncepcji na jakiekolwiek granie. Otrzymujemy tu rzemieślniczo wykonany zbiór prawie identycznie brzmiących numerów w stylistyce niemieckich zespołów grających do bólu melodyjny metal. Do znudzenia znane melodie i konstrukcja utworów, urozmaicana gdzieniegdzie wolniejszym, akustycznym wstępem powodują uczucie bezustannego deja vu. Poszczególne kawałki podawane są w szybkim rytmie nieustannie walącej perkusji, jednak serce słuchacza wcale od tego nie bije szybciej. Instrumenty klawiszowe użyte zostały bardzo oszczędnie i dobrze, bo dodatkowe ‘efekty’ wywołane przy ich pomocy w niektórych utworach mogą co najwyżej rozbawić słuchacza. Bardzo mocno przeciętny wokalista Santrazami kurczowo trzyma się maniery wokalnej swego mistrza Kiske, przy czym nie wychodzi mu to wcale dobrze. Powiem więcej, marnie to mu wychodzi! Chwilami w tzw. "backing vocals" ujawnia swoje "talenty" inny, bliżej nieokreślony członek kapeli piejąc w refrenach niczym zarzynany kogucik. Gitarzyści to zaledwie i tylko sprawni rzemieślnicy. Zresztą sztywne ramy narzuconej konwencji muzycznej nie pozwalają im rozwinąć skrzydeł. Nawet solówkami nie potrafią przykuć uwagi dłużej niż na kilka sekund. Ogólnie więc mamy wesoło-krasnoludkową galopadę. Byle do przodu i dalej... do kolejnego takiego samego numeru. Jedynie ‘Eyes Of Prophecy’ wyróżnia się na plus. Cóż z tego, gdy po nim wracamy do poprzednich klimatów. Całości dopełnia jeszcze parodystycznie brzmiący ‘Not Alone’ przypominający jako żywo wczesne leśne pieśni Blind Guardian. Jedynym totalnie jasnym punktem na tle ogólnej mizerii jest bardzo dobra produkcja. Instrumenty brzmią klarownie i soczyście, ale to zasługa Liapakisa oraz studia, w którym przecież poddawano obróbce nagrania wielu innych zespołów. To jednak o wiele za mało, aby zainteresować taką muzyką szersze grono słuchaczy.

Album polecam jedynie najbardziej zagorzałym fanom wczesnego okresu twórczości zespołów niemieckich, które tu wymieniłem. Podejrzewam jednak, że i oni nie będą raczej zachwyceni. Miłośnicy GAMMA RAY  i IRON SAVIOR niech omijają dzieło Greków z daleka. Niewątpliwie EMERALD SUN jest jednym z najbardziej wtórnych i nieciekawych zespołów greckich, któremu udało się pokazać ze swoją muzyką poza Helladą.


Ocena: 4,5/10

10.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Emerald Sun - Regeneration (2011)

[Obrazek: R-3377153-1490703460-5564.jpeg.jpg]

tracklista:
1. We Won’t Fall 04:09
2. Theater of Pain 04:41
3. Where Angels Fly 03:42
4. Regeneration 01:50
5. Starchild 04:58
6. Speak of the Devil 04:50
7. Planet Metal 04:36
8. Chasing the Wind 04:16
9. Fantasmagoria 12:25
10. Holding out for a Hero 04:16

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Grecja

Skład zespołu:
Stelios Tsakirides - śpiew
Johnnie Athanasiadi - gitara
Teo Savage - gitara
Fotis Toumanides - bas
Bill Kanakis - perkusja
Jim Tsakirides - instrumenty klawiszowe

Każda płyta z muzyką metalową z Grecji jest wydarzeniem. Ten kraj zaskakuje, jest kopalnią muzycznych talentów, miejscem, gdzie powstają niezwykle interesujące albumy w ramach różnych odmian metalowego grania. EMERALD SUN pojawia się na poważnie po raz drugi i wyrazy uznania za to, że się pojawia. Znane są kłopoty zespołów greckich z wydaniem swoich płyt, ten problem istniał zawsze i z tego powodu wiele wartościowej muzyki nigdy do słuchaczy nie dotarło. W przypadku EMERALD SUN do problemów z wydaniem tego LP doszły sprawy personalne. Poszukiwania nowego wokalisty trwały przez dłuższy czas, co odbiło się też i na terminie ukazania się "Regeneration" nakładem niedużej wytwórni Pitch Black Records. Płyta została ostatecznie wydana w lutym 2011.

Album poprzedni, wydany jeszcze w roku 2007, dobry nie był. Owszem, zapotrzebowanie na radosny, melodyjny speed power metal, kultywujący dawne tradycje HELLOWEEN, GAMMA RAY czy FREEDOM CALL nadal istnieje, a zespołów grających taka muzykę poza Azją jest coraz mniej. Tamten album pokazywał, jak takie granie wyglądać nie powinno i te lata przerwy powinny były zespół skłonić do przemyślenia tego, co chcą zaprezentować słuchaczom.
W jakim kierunku poszli? "We Won’t Fall" wskazywałby na to, że w kierunku szwedzkiego stylu melodyjnego power, no zdecydowanie tu słychać echa takiej muzyki niestety nie tej z najwyższej półki. Niespodzianka trwa krótko, bo oklaski w "Theater of Pain" to wstęp do powrotu do Niemiec, klasycznych galopad i wysokich zaśpiewów w refrenach. Taki HELLOWEEN z Derisem, gdy grali weselej. No miła jest melodia w "Where Angels Fly", ale to też tylko GAMMA RAY sprzed 20 lat. Ta niemieckość jest po prostu dobijająca w "Starchild" czy "Planet Metal", tu i GAMMA RAY i IRON SAVIOR w złagodzonej formie słychać i to nie jest zarzut, ale to jest po prostu nieinteresujące w swojej wtórności. Co innego obracać się w stylistyce i klimatach, co innego wyrywać dosłowne cytaty i nie dawać tu grama swoich pomysłów. Te zapożyczenia są po prostu nachalne i bez przerwy kołacze się myśl - z czego to jest wzięte? "Speak of the Devil" to taka próba zagrania jakby ciężej i wejścia do ligi tych bardziej ospałych kompozycji PRIMAL FEAR z ostatnich lat, naturalnie bez tej mocy wokalnej, bo wokalista to typowy śpiewak melodic power metalu, poprawny, niebudzący grozy w najwyższych rejestrach, w które wchodzi rzadko, ale przecież niczym się niewyróżniający. Grecy zawsze czarowali w spokojniejszych, wolniejszych, balladowych kompozycjach. EMERALD SUN w "Chasing the Wind" niestety nie i ten utwór jest słaby. Jest nudny, wtórny i pozbawiony cech muzyki klimatu, na jaki pretenduje.
Jest to bonus w postaci covera przesławnego "Holding out for a Hero". Doprawdy tak się nie gra takiej muzyki. No nie można wszystkiego rozpatrywać przez pryzmat power metalu.
W tej sytuacji ze strachem podchodzi się do kolosa w postaci "Fantasmagoria", gdzie są i goście, a o gościach źle mówić nie wypada. Śpiew to jednak nie wszystko, nastrój podniosły i uroczysty to też nie wszystko, podobnie jak kopiowanie czasu trwania kolosów z Keeperów HELLOWEEN. Tak za bardzo nie wiadomo, o co muzycznie chodzi w tej kompozycji. Wysokie śpiewy, galopady, chórki,nieco krzyku, teoretycznie mrocznego, wolniejsze fragmenty romantyczne... i nuda przez cały czas. W takich utworach zazwyczaj wychodzi najbardziej, co zespół prezentuje jako ekipa instrumentalistów. W tym przypadku pokazuje, że gitarzyści są bardzo przeciętni, zwłaszcza, gdy grają sola, klawiszowiec nic nie prezentuje poza kilkoma dyskotekowymi i pseudo progresywnymi zagrywkami i to wszystko to tylko męczenie słuchacza.

Do pozytywów zaliczyć można na tym LP grę sekcji rytmicznej i na pewno perkusista stara się tu najbardziej coś zrobić. Jego gra w tej konwencji może się podobać, zresztą w końcu to jest ten Bill Kanakis z SARISSA. Może się też podobać uzyskane brzmienie. Optymalne pod względem ciężaru, z bardzo dobrym soundem sekcji rytmicznej, mało greckie, bo nie surowe, a ugładzone po niemiecku. Ogólnie jest to klon niemieckiego grania i w ciemno bym obstawiał, że to jakiś band z Niemiec. Band wtórny tą wtórnością, która czyni melodic power metal wzorowany na Klasykach nieciekawym, a chwilami wręcz drażniącym.
Trudno jest polecić to granie komukolwiek spoza zatwardziałych fanów melodic power w stylu Kai Hansena z dawnych lat, a i oni zapewne zachwyceni raczej nie będą.


Ocena: 4/10

14.02.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Emerald Sun - Under the Curse of Silence (2018)

[Obrazek: R-11727773-1521468340-4094.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Kill or Be Killed 04:32
2.All as One 03:53
3.Carry On 03:56
4.Blast 04:48
5.Weakness and Shame 04:15
6.Journey of Life 05:42
7.Rebel Soul 05:13
8.Land of Light 05:29
9.Slaves to Addiction 04:26
10.Fame (Irene Cara cover) 04:33
11.World on Fire 05:49
12.La Fuerza Del Ser (Spanish Version of Journey of Life) 05:41

rok wydania: 2018
gatunek: power metal
kraj: Grecja

skład zespołu:
Stelios Tsakirides - śpiew
Pavlos Georgiadis - gitara
Johnnie Athanasiadi - gitara
Fotis Toumanides - gitara basowa
George Baltas - perkusja
Sefis Gioldasis - instrumenty klawiszowe

Jest to już czwarty album grupy z Thessalonik, nagrany w tym samym składzie co poprzedni i wydany przez niemiecką wytwórnię Fastball Music w kwietniu 2018. Wyborny album poprzedni dawał duże nadzieje na kolejną porcję wysokiej klasy greckiego power metalu, ale niestety...


Jest to tym razem zespół ospały. Jest ospały, bo Stelios Tsakirides to mało kreatywny głosowo wokalista, z przebłyskami rzadkimi, głosem raczej matowym, wokalista pozbawiony charyzmy. Jeśli zespół jest przeciętny w kategorii melodic power metal, to słucha się wtedy albo dobrego wokalisty, albo dobrych gitar. Jeśli nie ani tego, ani tego, a brzmienie jest ustawione pod nieco cieplejszy sound szwedzki, to na pewno gra EMERALD SUN. Gdy gra tak jak w Kill or Be Killed, to mamy jasną odpowiedź, dlaczego jest zespół marny i bez polotu, zwłaszcza kompozycyjnego. Co może zrobić taki perkusista jak Baltas, by ożywić tę samo zadowoloną ospałość reszty ekipy? No, przecież praktycznie nic.Przebłyski, momenty, chwile... Bojowy początek Blast, a potem ta amatorska siermiężność. Łagodny, dumny i romantyczny początek Carry On, a potem ta amatorska nieporadność w refrenie, który przecież sam z siebie nie jest wcale zły. Albo Weakness and Shame. Czy EMERALD SUN nigdy nie wyleczy się z tych Deris/helloweenowskich zapędów? Te klawisze muszą być takie happy jarmarczne, a chórki takie paskudne? Absolutna porażka w Krainie Łagodności, jeśli chodzi o Journey of Life. No i jeszcze ta wersja hiszpańska. Litości... Rebel of Soul i Slaves to Addiction to tylko zbiór szybko zagranych oklepanych riffów power metalowych, a  Land of Light to parodia greckiego podejścia do epic power metal. Cover Irene Cara z 1980 (specjalnie posłuchałem oryginału jeszcze raz) jest po prostu kompromitujący. Nic więcej na ten temat nie powiem. O World on Fire powiem tylko tyle, że jest nieco wolniejszy, niż inne numery na tej płycie, ale równie kiepski.

Jak zwykle na solidnym poziomie jest tylko produkcja tego albumu, eksponująca (niepotrzebnie) Tsakiridesa. Gra gitarzystów bardzo przewidywalna i rzemieślnicza wykonawczo. Godzina muzyki, która nic nie wnosi do gatunku, nawet jeśli ograniczymy się do samej Grecji.
Wypada teraz wyjść na jakiś spacer "w poszukiwaniu straconego czasu".

Ocena: 4,2/10


new 10.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Emerald Sun - Metal Dome (2015)

[Obrazek: R-7137242-1434546840-8819.jpeg.jpg]

tracklista:
1. Screamers in the Storm 05:16
2. Metal Dome 05:52
3. Black Pearl 05:29
4. Freedom Call 06:14
5. Racing with Destiny 05:11
6. No More Fear 04:28
7. Mere Reflection 04:40
8. Dust and Bones 03:46
9. Blood on Your Name 05:02
10. Legacy of Night 04:24
11.You Won't Break Me Down 05:10
12.Call of Nature 04:45

Rok wydania: 2015
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Grecja

Skład zespołu:
Stelios Tsakirides - śpiew
Johnnie Athanasiadi - gitara
Pavlos Georgiadis - gitara
Fotis Toumanides - bas
George Baltas- perkusja
Sefis Gioldasis - instrumenty klawiszowe, pianino

W swoim czasie zarzucono mi, że w stosunku do EMERALD SUN jestem tendencyjny, niesprawiedliwy, że oceny ich płyt są zaniżone. Cóż, a mnie się wydaje, że ten zespół po prostu słabo grał i słabo wypadł w roku 2018.
Pora jednak wykazać się "obiektywizmem" w stosunku do albumu "Metal Dome", który jest chronologicznie czwartym, a wydany został w maju 2015 przez Fasball Music.

Skład EMERALD SUN bardzo się zmienił w stosunku do płyty z roku 2011, pojawił się także bardzo profesjonalny chórek metalowy, flet, instrumenty smyczkowe (choć tylko jako element dodatkowy) oraz goście. Pojawiły się także wreszcie godne szacunku pomysły na to, by grać atrakcyjny power metal.
Taki atrakcyjny power metal grają już na wstępie w dynamicznym heroicznym i pełnym dostojeństwa zarazem Screamers in the Storm, pełnym greckiego ducha. Znakomicie został dobrany sund na tej płycie i to już tu słychać od pierwszych sekund. Te gitary są mocne i głębokie, a plany klawiszowe genialnie zrobione i aż szkoda, że tych klawiszy nie ma jeszcze więcej na tym albumie, bo nowy członek zespołu Sefis Gioldasis gra świetne pasaże i sola. Do tego potężne bębny nowego perkusisty George Baltasa i sound to bardzo mocna broń Greków na tym LP.
Tytułowy Metal Dome jest po prostu fenomenalny. Rozpoczyna się od narracji epickiej, a potem to absolutny brylant epickiego heavy/power z takim refrenem jakiego mógłby pozazdrościć im nawet MAJESTY. Niesamowity refren, taki jaki na koncertach śpiewają tysiące gardeł, a tu genialnie zaproszony chórek. True! Grają w niemieckiej manierze, ale po raz pierwszy chyba nie jak FREEDOM CALL. Zniszczenie!
Mocny, interesujący pod względem melodii grają w zgrabnie zaaranżowanym Black Pearl, choć refren zdradza zdecydowanie niemiecki pochodzenie z kręgu hansenowskiego. No tak, Freedom Call... Ale bez obaw, to tylko taki tytuł i tym razem z FREEDOM CALL to nic wspólnego nie ma. Piękna, delikatna ballada z gitarą akustyczną po prostu w części pierwszej i melodic heavy z klawiszami w drugiej. Jakieś echa AXEL RUDI PELL tu słychać, zdecydowanie słychać. Solo może nie klasy Pella, ale bardzo dobre. Kapitalnie zrobiony został galopujący, zadziorny Racing with Destiny i tu grają  z rockowym feelingiem AXXIS i niemieckim power w gitarach. A tak w ogóle, to na tym albumie Stelios Tsakirides daje nieustanny popis doskonałego śpiewu w różnych konwencjach i akurat w tej kompozycji to ja słyszę Bernharda Weißa z AXXIS.
No, pięknie grają, pięknie. Także w melodyjnym i zagranym w tempie umiarkowanym i z mocnymi rytmicznymi akcentami No More Fear w konwencji bardziej hard'n'heavy oraz w łagodnym songu Mere Reflection, gdzie na basie zagrał znany między innymi z ARRAYAN PATH Vagelis Maranis. Mieszają nastroje, mieszają klimaty i w Dust and Bones grają dynamiczny, porywający heavy/power w tradycji HEAVENS GATE. Wybornie tu chodzą gitary, doskonale to wszystko napędza sekcja rytmiczna. No tak, nie wspomniałem jeszcze o znakomitej grze obu gitarzystów w solach, ale tutaj trzeba o tym wspomnieć. Ekscytujący pojedynek Athanasiadi - Georgiadis! Melodyjny heavy power metal w stylu bezpretensjonalnym przebojowo - radiowym też trzeba umieć dobrze zagrać. I EMERALD SUN gra tu taki właśnie metal w Blood on Your Name i Legacy of Night. Bardzo dobre kompozycje z dążeniem do zdecydowanie chwytliwego i eleganckiego refrenu w tej drugiej kompozycji zrealizowali wzorcowo. Bo ja wiem... Najmniej przekonuje w tym wszystkim You Won't Break Me Down i to takie granie, które w Niemczech chyba lepiej pozostawić BONFIRE, a w Grecji REDRUM. Dobry hard rock/heavy metal radiowy, ale nic ponadto.
No tak, ale na końcu jest perełka Call of Nature, gdzie mamy przeuroczy duet Tsakiridesa z Liv Kristine Espenæs Krull z LEAVE'S EYES, gitary akustyczne, nietypowe instrumenty perkusyjne, flet i smyczki. Doprawdy, misterność tej łagodnej kompozycji robi ogromne wrażenie, no i duet to ekstraklasa.

Nagrywał to wszystko Vagelis Maranis w swoim studio w Backnang w Niemczech, a że sound w każdym aspekcie jest fantastyczny, to już stwierdziłem. Kapitalna produkcja basu, a na to jestem zawsze bardzo wyczulony.
Ogólnie to jestem wyczulony na znakomity europower metal, a taki słyszymy na tej płycie. Jak grali wcześniej, tak grali, ale ten LP jest przykładem jaki potencjał realnie ta grupa posiada. Tu wykorzystała go w 100%.
"Metal Dome"!

ocena: 9/10

new 5.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Emerald Sun - Kingdom of Gods (2022)

[Obrazek: 997790.jpg?0254]

tracklista:
1.Book of Genesis 04:12
2.Heroes on the Rise 05:11
3.Hellbound 03:50
4.Legions of Doom 04:18
5.Gaia (The End of Innocence) 04:17
6.Kingdom of Gods 05:44
7.Raise Hell 04:00
8.The Hunter 04:45
9.We Will Die on Our Feet 03:54
10.Where Warriors Belong 04:57

rok wydania: 2022
gatunek: power metal heavy/power metal
kraj: Grecja

skład zespołu:
Stelios Tsakirides - śpiew
Pavlos Georgiadis - gitara
Fotis Toumanides - gitara basowa
Vassilis Stavrianidis - perkusja


Pod koniec stycznia 2022 niemiecka wytwórnia El Puerto Records wydała kolejny album EMERALD SUN. Tym razem skład nieco inny, z jednym tylko gitarzystą, nowym, ale znanym na greckiej metalowej scenie perkusistą Vassilisem Stavrianidisem, ale blaski i cienie muzyki tej ekipy pozostały.

Album promowany był od grudnia 2021 singlem Hellbound i był promowany źle. Ten akurat utwór jest tu najsłabszym elementem płyty jako typowa teutońska heavy/power łupanina, wywodząca się ze słusznych i znacznie lepiej zrealizowanych idei PRIMAL FEAR. Po prostu słaby, siłowy i ograny pod względem melodii niemiecki heavy/power metal. W tej kategorii nieco tylko lepszy jest Raise Hell i tak przy okazji po raz kolejny się okazuje, że Tsakirids niespecjalnie dobrze sobie radzi w tej mocniejszej konwencji. Nie jest także Adamsem i to słychać w muzycznie zbliżonym do bojowych fantasy songów MANOWAR udanym Kingdom of Gods z obowiązkowym gromem na wstępie. Dostojnie, majestatycznie, dumnie - true epic!
Nierówny to album. Po prostu nierówny. Przecież zaczyna się od znakomitego helleńskiego power metalowego, jakże heroicznego Book of Genesis i zarówno ta melodia jak i chóralny refren są znakomite. Zresztą, te chóry ogólnie to na tym albumie potęga, zaśpiewane krystalicznie i absolutnie bezbłędnie. Polatują epicko ku niebu, także w Legions of Doom, który został w ten sposób uratowany przez powszedniością ogólnej melodii zwrotek, jako generyczny dla EMERALD SUN power metal. Podobnie Gaia, przy czym nieco szkoda tego majestatycznego, hymnowego refrenu (moc!) w tej raczej bladej ogólnej oprawie całości...
Jest jednak i trochę kontrowersyjnie w Heroes on the Rise, gdzie wyśmienite dynamiczne motywy gitarowe zostały rozmyte w helloweenowej interpretacji w stylu początkowej działalności Greków. A przecież jest tu także nostalgiczna i poruszająca część pełna poetyckiej metalowej łagodności. Nierówne to wszystko nawet w obrębie poszczególnych kompozycji. Zastanawia biegunowość stylistyczna Hellbound i melodic heavy metalowego The Hunter z bogatym planem drugim i przepięknym bujającym refrenem i zastanawia, czemu akurat tutaj Stelios Tsakirides zaśpiewał tak amatorsko. A przecież ten refren jest wspaniały muzycznie! Dumny, power metalowy porywający początek We Will Die on Our Feet przynosi rozczarowanie w dalszej części, mimo tych mocarnych chórków i świetnej gitarowej ornamentacji, jaka się przewija przed zwrotkami. Sztandarowy przykład niezdecydowania EMERALD SUN w budowaniu kompozycji na ten album. I czy na pewno trzeba było dawać na koniec pieśń minstrela Where Warriors Belong? Nie jest zła, ale ta melodia już tak bardzo wyeksploatowana przez innych i lepiej zagrana ostatnio chociażby przez Włochów i Francuzów.

W sferze wykonania zasługują na wyróżnienie wyborne partie perkusji Stavrianidisa oraz na pewno obudził się z letargu Pavlos Georgiadis i zagrał tu mnóstwo karkołomnych partii solowych i ognistych riffów power metalowych na poziomie światowym. Brak klawiszy na plus, tym bardziej gdyby miały być tak infantylne jak na poprzedniej płycie.
Brzmienie bardzo dobre, jak to w przypadku EMERALD SUN jest od lat i średnio ostry sound gitary komponuje się z lekko cofniętą sekcją rytmiczną.

Cóż, nie jest kompromitacja z 2018, ale i nie ten poziom z 2015...


ocena: 7,5/10

new 31.01.2022
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości