Forsaken
#1
Forsaken - Evermore (1997)

[Obrazek: R-3776246-1343967787-6069.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Healer 04:20 
2. Rubicon 05:54
3. Moon Dancer 07:33
4. Season's End 07:47
5. Vertigo 08:13
6. Winter Tears 12:05
7. Sufferance 07:44
8. Madrigal 07:44
9. Slipstream 06:26

Rok wydania: 1996
Gatunek: Progressive/Heavy Metal/Doom Metal
Kraj: Malta

Skład zespołu:
Leo Stivala - śpiew
Sean Vukovic - gitara
Daniel Magri - gitara
Albert Bell - bas
Simeon Gatt - perkusja

FORSAKEN to dość stary gracz na scenie metalowej. Powstali w 1990 roku i po dwóch latach zostali w Malcie uznani za kult, który pomógł odrodzić podziemną maltańską scenę doom metalową. Byli lubiani i po sześciu latach działalności postanowili nagrać swój debiut, wydany przez małą maltańską wytwórnię Storm Records.

"The Healer" to całkiem przebojowy i utrzymany w heavy metalowym duchu utwór, w którym słychać inspiracje BLACK SABBATH, ale "Rubicon" to jeszcze więcej przebojowości i doom metalu bardzo mało tu słychać, tylko NWOBHM. "Moon Dancer" to w końcu to, czego się oczekuje po doom metalowym albumie, czyli doom metalowy kawałek - trochę czasu im to zajęło. Jednak i ten kawałek nie jest 100% doomem, bo są tu heavy metalowe przyśpieszenia, więc rdzennego doom też tu nie ma, ale bardziej w konwencji tego gatunku pozostaje, pozostając miłym dla ucha. "Season's End" - odgłos dzwonu, klimatycznie. Czyżby nareszcie doom bez mieszania i wydziwiania? Tak, i to utrzymane w klimatach CANDLEMASS. Utwór bardzo dobry, klimatyczny i słychać, że wokalista się stara i dobrze mu to wychodzi. Credo tego zespołu. Takie klimaty nie goszczą tu zbyt długo, bo wchodzi "Vertigo", heavy metal podbarwiony lekką psychodelą, BLACK SABBATH - nieco za długi, choć solo i kilka upojnych chwil nagradza cierpliwość. "Winter Tears" to doom metal z lekkim zapatrzeniem w rock progresywny. Ciekawy, szczególnie sola, jednak słychać, że to jeszcze nie jest TEN Sativa i tutaj lekko zdarza mu się fałszować. "Sufference" to mocno bujający utwór o doom metalowym akcencie, jednak końcówka wskazuje na hejwi metal. Dość mętne połączenie, ciągnące się przez osiem minut. "Madrigal" jest całkiem przyjemny - na początku lekko, ze spokojnie śpiewającym wokalistą, ale później to już nie wiadomo, co to ma być. Coś z BLACK SABBATH tu jest na pewno, może coś jeszcze, jednak pomysłowości odmówić się nie da. "Slip Stream" to ponownie heavy metal. Nie najgorszy i jako zakończenie tego dość różnorodnego LP się sprawdza, tylko niepotrzebnie ciągle Stivala w heavy metal pchać próbują.

Ogólnie ten album to spory rozłam stylistyczny albo i nawet jakiś zbiór pierwszych-lepszych utworów, aby był jakiś materiał - raz jest taki sobie heavy metal, innym razem bardzo dobry doom, a jeszcze innym doom z hejwi metalowym zabarwieniem. Płyta trudna do jednoznacznej oceny głównie ze względu na różnorodność kompozycji i pomysłów, wpływów innych zespołów. Jest to trudne do oceny właśnie z wyżej wymienionych powodów - to głównie zależy od tego, kto co lubi i jakie ma granice tolerancji, bo nie jest to ani czysty doom metal, ani heavy metal. Sprawdzić warto, choć niekoniecznie jak prędzej.


Ocena: 7.6/10

4.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Forsaken - Iconoclast (EP) (2002)

[Obrazek: R-881084-1491595370-3870.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Where Angels Have Fallen '02 07:51 
2. Via Crucis (The Way of the Cross) 08:43
3. A Martyr's Prayer 09:32
4. Wither The Hour 08:16

Rok wydania: 2002
Gtaunek: Epic doom metal
Kraj: Malta

Skład zespołu:
Leo Stivala - śpiew
Sean Vukovic - gitara
Albert Bell - bas
Simeon Gatt - perkusja
Mario Ellul - instrumenty klawiszowe

Po nagraniu swojego niezwykle intrygującego debiutu "Evermore"w 1997 roku zespół ucichł, zaszły też dosyć istotne zmiany osobowe. W roku 2001 zmarł na raka gitarzysta Daniel Magri i FORSAKEN zdecydował się kontynuować działalność z jednym tylko Vukovicem. Dopiero w roku 2002 zaprezentowana została EP "Iconoclast" wydana przez brytyjską Golden Lake Productions w grudniu.
Zawiera ona trzy kompozycje premierowe oraz nową wersję Where Angels Have Fallen, który to utwór po raz pierwszy pojawił się na maxi singlu "Virtues of Sanctity" (1993)
Tym razem ograniczenia wynikające z tego zagrał jeden gitarzysta nie przeszkodziły w nagraniu pełnej mocy i energii nowej wersji, która jeszcze bardziej przypominała nagrania CANDLEMASS w brzmieniu, przy czym Stivala oczywiście nie próbował naśladować tu popisów wokalnych Marcolina. Odświeżenie tej kompozycji ciekawie zabrzmiało jako uzupełnienie nowych utworów.
Via Crucis (The Way of the Cross) rozpoczynający się od żeńskiej wokalizy i zbudowany na powtarzanym motywie pianina w tle jest utworem spokojniejszym, zawierającym w sobie więcej emocji i elegancji, a także bliższym typowemu graniu melodyjnego melancholijnego heavy metalu, nadal jednak z wyraźnymi wpływami SOLITUDE AETURNUS chociażby. Znakomity A Martyr's Prayer z kolei, zagrany w szybszym tempie ma wszelkie cechy utworu gothic metalowego z elementami dark metalu i delikatnymi akcentami doom szkoły brytyjskiej. Kompozycja rozwija się nieoczekiwanie w kierunku ostrzejszego grania heavy/doom z riffami a la BLACK SABBATH i poziom urozmaicenia jest zaskakująco duży jak na granie tradycyjnego doom. Na koniec Wither The Hour, ponury, zimny, niepokojący nie tylko we wstępie, ale i użyciu instrumentów klawiszowych. Powolny doomowy walec z odmierzanymi z ogromną precyzją riffami o mocy zdolnej powalić słonia, potem niemal niezauważalnie nabierający tempa.

Gra Vukovica urozmaicona, momentami wręcz zachwycająca, do tego głośna sekcja rytmiczna z wysuniętą perkusją. Klawisze w rozsądnej dawce, drugoplanowe, ale zawsze podkreślające istotne momenty, czasem wprowadzające do zmian tempa, których w tych utworach nie brakuje. Mam jednak zastrzeżenia do wokalu Stivala. Na ogół wysoki, dosyć udramatyzowany i niekiedy jakby obok muzyki. To nie zawsze wychodzi na dobre.
Te 35 minut muzyki to jednak potwierdzenie potencjału jaki ten zespół nie tylko zachował, ale i wzmocnił, co pokazał już dwa lata później na kolejnym albumie.
Tu mimo nie do końca przekonującego Stivala...


Ocena: 9/10

4.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Forsaken - Anima Mundi (2004)

[Obrazek: R-3588454-1336415860.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Kindred Veil 09:12 
2. Sephiroth 07:37
3. The Poet's Nightmare 01:31
4. Whispering Soul 07:14
5. The Eyes Of Prometheus 10:53
6. Carpe Diem 07:26
7. All Is Accomplished 08:01

Rok wydania: 2004
Gatunek: Epic doom metal
Kraj: Malta

Skład zespołu:
Leo Stivala - śpiew
Sean Vukovic - gitara
Albert Bell - bas
Simeon Gatt - perkusja
Mario Ellul - instrumenty klawiszowe

Drugi LP FORSAKEN Golden Lake Productions wydała w październiku 2004 roku. Płyta jednoznacznie pokazała, kto rządzi w gatunku epickiego doom metalu.

Niesamowita kombinacja miażdżących gitarowych riffów i wstawionych na planie drugim instrumentów klawiszowych i wokal Stivala, tym razem jednoznacznie przypominający Lowe z pierwszych albumów SOLITUDE AETURNUS. Te wokale wzbogacone są często wspierającymi chórami i ostrzejszymi wstawkami w stylu dark. Ogólnie jednak dominuje śpiew dosyć wysoki, pełen emocji, uduchowiony i mocny jednocześnie, górujący nad stroną instrumentalną. Poziom kompozycji jest po prostu niebotycznie wysoki i tu słabych punktów nie ma. Maltańczycy zadbali o smaczki w rodzaju delikatnych, ale wyraźnych motywów lewantyńskich, które słychać już w Kindred Veil oraz o budzące podziw zwolnienia i długie wybrzmiewania. Gitara w solach oszczędna i Vukovic wykorzystuje częściej powtarzanie pewnych motywów, niż ich eksponowanie w solach. Utwory są długie, jak przystało na ten gatunek, ale w żadnym momencie nie nużą. Transowość jest za to wszechobecna, podobnie jak i pewne eksperymentalne zestawienia stylów w rodzaju horror metalowych wstawek w Sephiroth. Podstawą jest jednak klimat, w tym tak niesamowity jak osiągnięty w Whispering Soul ze wspaniałą grą Vukovica. Sekcja rytmiczna tym razem jest bardziej schowana, usunięta w cień i bardziej tradycyjnie doomowa. Bas wtapia się w całość, zresztą mimo selektywności w ustawieniu wszystkich instrumentów kompozycje sprawiają wrażenie granitowego monolitu.
Centralnym punktem albumu jest niesamowity The Eyes Of Prometheus z sabbathowskim niemal otwarciem, rozległymi przestrzeniami i długimi wybrzmiewaniami poprzecinanymi wysokimi wokalami Stivala oraz tym razem obfitymi solami m.in. a la Iommi. Kompozycja wydaje się lżejsza niż poprzednie, ale gdy potrzeba epickiego mroku i ciężkiej oprawy melodii pojawia się Carpe Diem i na koniec All Is Accomplished. Te dwie kompozycje utrzymane w mieszczącej się w smudze melancholijnego cienia to z kolei popis możliwości wokalnych Stivala na tle zagrywek momentami ascetycznych, ale zdecydowanie nastawionych na melodię. Tu też warto zwrócić uwagę na sposób wykorzystania instrumentów klawiszowych, niekiedy biorących na siebie ciężar prowadzenia głównej linii melodycznej jak na początku tej płyty. Carpie Diem to także swoisty hołd dla mistrzów z CANDLEMASS, niemniej zdecydowanie nacechowany własnym stylem FORSAKEN. W ten sposób koło się zamyka i nagle słuchacz pozostaje wśród ciszy, choć oczekuje dalszego ciągu.

W procesie produkcji zadbano przede wszystkim o takie zestawienie brzmienia instrumentów, które powoduje wrażenie uzupełniania i spójności wszystkiego bez dominacji jakiegoś elementu. Nad wszystkim unosi się głos Stivala, swobodny jakby na pierwszym planie ale ograniczony przez ustawienie całości.
Arcydzieło gatunku, gdzie zespół zdołał nadać nowy, własny wymiar muzyce proponowanej już wcześniej przez SOLITUDE AETURNUS, CANDLEMASS i SOLSTICE.


Ocena: 10/10

5.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Forsaken - Dominaeon (2005)

[Obrazek: R-2487989-1394836524-8693.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Abscondant God (Intro) 01:44 
2. Dominaeon 06:31
3. Paradigm Of Chaos 01:49
4. Obsidian Dreams 07:45
5. The Celestial Alchemist 04:00
6. Daylight Dies 07:42
7. Blood Of The Sun (Instrumental) 01:46
8. Kenosis 06:22
9. Wretched Of The Earth 06:39
10. Resurgam 09:18

Rok wydania: 2005
Gatunek: Epic doom metal
Kraj: Malta

skład zespołu:
Leo Stivala - śpiew 
Sean Vukovic - gitara
Albert Bell - bas
Simeon Gatt - perkusja

Niestety w roku 2004 zespół opuścił klawiszowiec Mario Ellul i kolejny album wydany 1 listopada przez Golden Lake Productions czyli "Dominaeon", został już pozbawiony klawiszowej oprawy, jaka urzekała na płycie poprzedniej.

Jak to wpłynęło na samą muzykę zespołu? Otwarcie w postaci "The Abscondant God" to efekty elektroniczne w wykonaniu producenta albumu Davida Vella, potężna perkusja, tym razem wręcz zabójczo głośna i w końcu gitara stanowiąca pomost do "Dominaeon".
Więcej heavy metalu, więcej mocy i ciężaru, jednak sama idea doomu pozostaje, bo epickie zwolnienia i rozbudowane solo Vukovica nie postawia co do tego wątpliwości. Paradigm Of Chaos to kolejny klimatyczny, nieco dziwaczny łącznik do Obsidian Dreams obruszającego na słuchacza lawinę mrocznych, superciężkich riffów pełnych zimnego dramatyzmu, ale i mocno inspirowanych CANDLEMASS. Ciekawy jest sposób naprzemiennego grania przez Vukovica i śpiewu Stivala na tle delikatnego instrumentarium, ale gdy potem schodzą się razem, efekt jest jeszcze bardziej niesamowity. Brutalny, posępny FORSAKEN na pograniczu doom/death z elementami gothic, który tu tworzy udział chóru. Krótszy, znacznie lżejszy The Celestial Alchemist to niemal melodeklamacja na tle spokojnej powtarzającej ten sam motyw gitary i z udziałem chóru co tworzy średniowieczny klimat tego utworu. Ten klimat podtrzymywany jest w Daylight Dies, który można określić jako nieco ostrzejszą wersję utworów SOLSTICE, ale z tym samym wysokim pełnym jasnego światła wokalem. Tu dzieje się bardzo dużo w dalszej części, a solo gitarowe jest wybuchowe i pełne dramatyzmu. Kolejny akustyczny gitarowy łącznik - miniatura Blood Of The Sun. Kenosis to więcej niż bas i szepty na początku, jednak ten mrok nie jest tu do końca poparty melodią na poziomie do jakiego FORSAKEN zdążył już przyzwyczaić. Utrzymany w średnim tempie klasyczny doomowy epic Wretched Of The Earth bardzo dobry, niemniej również w pierwszej części wydaje się taki z lekka zwyczajny. Moc FORSAKEN powraca gdzieś w połowie przy okazji znakomitej serii zagrywek Vukovica poprzedzających solo. Istotnym elementem są tu też wysokie, krzyczące wokale Stivala, jednak chyba po raz pierwszy wkrada się na tym albumie pewne znużenie. Resurgam rozpoczyna się od znanego zazwyczaj z CELTIC FROST "u", ale potem wracamy do klasycznego epickiego doom, gdzie linia melodii i śpiew Stivala znajduje się na terytorium SOLITUDE AETURNUS, a wzmocnione tło gitarowe pochodzi z obszarów CANDLEMASS. Bardzo to ładne, i misternie zrobione, zwłaszcza w pełnej smutku i rozpaczy mistrzowskiej części instrumentalnej, najpiękniejszej na tym albumie.
Bas i łacińska recytacja zamyka tym razem ten LP.

Płyta bez klawiszy, które trzeba było czymś zastąpić. Okazało się to trudne, bo samo wzmocnienie brzmienia gitary i zagęszczenie faktur nie wystarczyło. Podobnie nie do końca spełniły tu funkcję budowania dodatkowego klimatu dodane miniatury pomiędzy kompozycjami głównymi. Wciąż jest to jednak granie na najwyższym poziomie, ciężkie, momentami nawet bardzo ciężkie, wciąż jednak z melodiami i klimatem jako celem głównym.
Album ma mocne brzmienie, z ostrą gitarą wyrazistą sekcją rytmiczną i lekko cofniętym wokalem Stivala, jednak nie na tyle cofniętym, aby nie był on równorzędnym partnerem dla granitowych gitarowych akordów. LP pod tym względem przypomina płyty niemieckie, co nie dziwi bo masteringu dokonano właśnie w Niemczech.
Ciężar, melodia i siła kosztem misternych aranżacji i złożoności.


Ocena: 9/10

27.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Forsaken - After the Fall (2009)

[Obrazek: R-2738734-1298818556.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Tenebrarum (Intro) 01:53
2. Aidenn Falls 05:34
3. Sins of the Tempter 06:11
4. The Lord Sayeth 01:50
5. Vanguards of the Void 08:23
6. Armida's Kiss 09:04
7. The Sage 08:54
8. Dies Irae (Day of Wrath) 07:40
9. Metatron and the Mibor Mythos 06:54

Rok wydania: 2009
Gatunek: epic doom metal
Kraj: Malta

Skład zespołu:
Leo Stivala - śpiew
Sean Vukovic - gitara
Albert Bell - bas
Simeon Gatt - perkusja

Każda płyta klasyków epic doom metalu z Malty to święto i ogromne nadzieje. Przez pewien czas o zespole słychać było niewiele, nawet i Stivala zaczął udzielać się gdzie indziej, a termin ukazania nowego albumu był co jakiś czas przesuwany. 2007, 2008 no i wreszcie jest. I Hate Records ze Szwecji przedstawiła go 1 kwietnia 2009.

Klasyczne otwarcie w postaci niezbyt długiego Aidenn Falls uspokaja co do zawartości nowej płyty. Średnie tempo, lewantyński motyw główny, gęsta perkusja w refrenach śpiewanych dosyć wysoko przez Stivala. Jest w nich sporo klasycznego metalu, ale część instrumentalna wynagradza lekkie zejście z epic doomowej ścieżki, mimo że to jest zagrane wraz z fantazyjnym solem raczej szybko. Pełne patosu zakończenie zrobione jest tu z dużym wyczuciem. Utwór dosyć lekki, ale następujący po nim Sins Of The Temper to już FORSAKEN jak najbardziej, epicki, mroczny z powtarzanymi w kólko ciężkimi motywami gitarowymi i do tego refren niezmiernie podniosły i melodyjny. Gdzieś przebijają echa pierwszego albumu COUNT RAVEN, jest też drapieżność w zastosowanej melorecytacji. Vanguards Of the Void wraz z poprzedzającą go miniaturą The Lord Sayeth stanowi pewne rozczarowanie. W sumie to dziesięć minut gdzie FORSAKEN jakby mocuje się z Black Sabbath BLACK SABBATH, jest bardzo wolny i bardzo mroczny, ale trwa to wszystko za długo i zespół zaczyna popadać w trywialny archetypowy doom metal oparty na zbyt często powtarzanym jednym motywie, który wymyślił Iommi a zbyt wielu już go wcześniej niż Maltańczycy eksploatowało. Pełne dramatyzmu sola wnoszą tu nieco ożywienia ale to za mało. Nie do końca takiej muzyki należy oczekiwać od FORSAKEN.
Armida's Kiss to na szczęście powrót do epickiego śródziemnomorskiego monumentalizmu, jest też szybciej i Stivala bardziej ożywiony. Tu wkłada sporo sił i pasji w ten śpiew do melodii zarazem niemal momentami tanecznej jak i mroczno epickiej, a efekt to utwór w stylu wczesnego SOLITUDE AETURNUS na bardzo wysokim poziomie tym bardziej, że mrok i zło przybiera na sile od połowy przy okazji uporczywego zimnego riffowania, złamanego solem gitarowym pełnym shredu i patosu. Na wyżyny zespół wznosi się w The Sage. Tak rozegranego utworu nie mieli już od jakiegoś czasu. Owszem, partie delikatne może i były na podobnym poziomie, ale przejścia do kruszących gitarowych walców nie były tak płynne a do tego wpleciony motyw pogrywany w tle sam z siebie jest godny wyeksponowania w oddzielnej kompozycji. Jest tu też kolejne bardzo wiele opowiadające solo i ten element na tym LP wypada zachwycająco. No i to akustyczne, niespodziewane zakończenie pięknie dobrane. Dies Irae to mrok mroków i tu ten element jest najważniejszy. Znów coś z pierwotnego BLACK SABBATH, ale chłodne delikatne refleksyjne przerywniki to już zupełnie inna bajka. Ten mrok jest tu wyniosły i pozbawiony tradycyjnej średniowecznej otoczki, jaką czasem wytwarzał FORSAKEN pod wpływem SOLSTICE. Na koniec FORSAKEN zostawia Metatron And The Mibor Mythos i takie ustawienie tej kompozycji jako podsumowania całosci to strzał w dziesiątkę. To zresztą strzał z ciężkiego działa bo to walec nieprawdopobodny, a przy tym zagrany z tą swobodą jaka cechuje FORSAKEN od zawsze. Tu prostota i powtarzalność jest podstawowym atutem. Wszystko absolutnie przewidywalne, a jednocześnie fascynujące tą sekwencyjnością właśnie.

FORSAKEN w sferze brzmienia nie zrobił specjalnych zmian w stosunku do tego co prezentował wcześniej. Ciężkie, miękkie gitary, sekcja rytmiczna dosyć głośna z przestrzenną perkusją i Stivala, zresztą w bardzo dobrej formie wtopiony w to wszystko, ale bardzo czytelny. Oklaski na stojąco za gitarowe popisy Vukivica, może nawet najlepsze, jakie do tej pory można usłyszeć na płytach FORSAKEN.
Warto było czekać na ten album przez te kilka lat milczenia grupy. Maltańczycy zaprezentowali epic doom w tej czystej formie, która ostatnio zaczyna zanikać i ugruntowali swoją aktualną trudną do zakwestionowana czołową pozycję w tym podgatunku doom metalu.


Ocena: 9/10

1.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Forsaken - Pentateuch (2017)
[Obrazek: R-11120406-1510227627-1041.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Phaneros (Coming to Light) 01:22
2. Serpent Bride 06:58
3. The Banishment 01:52
4. Primal Wound 06:23
5. The Dove and the Raven 08:48
6. Decalogue 06:48
7. Sabaoth (The Law Giver) 07:24
8. Apocryphal Winds 15:08

Rok wydania: 2017
Gatunek: epic doom metal
Kraj: Malta

Skład zespołu:
Leo Stivala - śpiew
Sean Vukovic - gitara
Albert Bell - gitara basowa
Simeon Gatt - perkusja

Bardzo długo FORSAKEN nie dawał znaku życia, bardzo długo.
Wreszcie 13 października 2017 roku nakładem duńskiej wytwórni  Mighty Music pojawił się album "Pentateuch", o którym zakulisowo mówiło się z nadziejami, ale i z powątpiewaniem.

W mojej ocenie wątpliwości się potwierdziły, przy czym niespodziewanie także w sferze produkcyjnej tego albumu.
Nawet nie przysłuchując się zbyt uważnie można wychwycić znaczące różnice w brzmieniu poszczególnych utworów, szczególnie jeśli chodzi o perkusję. Gitara jest potężna, nawet zbyt potężna i jeśli na początku pieści ucho jej krusząca moc, to w pewnym momencie zaczyna ona męczyć. Bas jest nadmiernie nastawiony na doły, a razem wszystko brzmi nadzwyczaj surowo i niemal brutalnie. FORSAKEN czarował zawsze także umiarkowanym, czy raczej stosownie do epickiego stylu dobranym soudem, który tu jest przerysowany.
Moc dostojnych kompozycji jest ogromna. Monumentalny walec Serpent Bride, rozgniata, jednak tych partii z klimatycznymi zwolnieniami jest za mało. he Banishment z narracją jest chwilą wytchnienia przed Primal Wound. Nie za ciekawy wokal Stivala tutaj, jakiś taki nadmiernie rozpaczliwy, więcej heavy/epic niż doom i to w sumie średniej klasy, dużo głośnej, mało czytelnej perkusji, niespecjalna partia gitarowa Vukivica. Wirtuozerska ale bardziej progresywna niż epic doomowa. Doom wraca w The Dove and the Raven, ale tylko doom, bo numer jest ponury i gwałtowny w wokalu Stivala i całość opiera się na Stivala, za bardzo wyeksponowanym w tym ekstatycznie wyrażanej emocji. Dużo tu klimatu CANDLEMASS z Messiahem, jednak całościowo to robi wrażenie CANDLEMASS  z Björnem Flodkvistem. Dramatyzm podkręca Vukovic w solo, tyle, że w tym czasie bas nieznośnie warczy i nie bardzo wiadomo kogo tu właściwie słuchać.
Decalogue obiecująco się rozpoczyna, nie za szybko, w klasycznych tempach FORSAKEN  i tu jest znacznie ciekawiej. Ostatecznie jednak tylko do momentu, że poza powtarzającym się motywem przewodnim nie dzieje się tu wiele więcej. Partia klimatyczna jest przeciętna i jak na FORSAKEN mało melodyjna. Sabaoth (The Law Giver) to ponownie bardziej heavy/epic niż doom. Szybki, niemal w power/doomowej manierze zagrany cały czas tworzy wrażenie,ż e się tu coś jeszcze więcej dobrego przydarzy, ale tak nie jest. Apocryphal Winds to moloch, doom/heavy potwór, rozwijający się powoli, narastający, dewastujący siłą gitarowych akordów, ostatecznie jednak zmierzający gdzieś donikąd. Faktem jest, że ten numer gęsto utkany jest znakomitymi solami Vukovica, ale przecież epic doom nie opiera się na samych solach.

FORSAKEN nagrał dobrą płytę i nic ponadto. Utwory są dalekie w swojej mocy oddziaływania na umysł i serce od tych z poprzednich płyt. Przerysowane ostrością i ciężarem brzmienie w połowie albumu zaczyna męczyć i drażnić. Także Stivala jest jakiś dokuczliwie manieryczny.
Trochę to wszystko niedopracowane, nieprzemyślane jak należy... A tyle było czasu. Można było jeszcze nad tym posiedzieć. Nic by się stało, gdyby "Pentateuch" ukazał się  w roku 2018.

ocena: 7/10

new 29.11.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości